Nie mogę wyjść z podziwu, jak oldskulowo zaczynają wyglądać niektóre urządzenia hi-fi. Mam wrażenie, że trend jest już wyraźny, i nie ma nic wspólnego z wydawałoby się naturalnym dążeniem do modernizacji wzornictwa. Dawno nie widziałem takiego nagromadzenia przedmiotów wziętych żywcem z lat 60. albo i wcześniejszych, jak na tegorocznej wystawie w Monachium i przypuszczam, że w listopadzie w Warszawie wrażenie się potwierdzi. Czy jest to swoista „zewnętrzna” (bo dotycząca obudów) reakcja na słabą jakość i bijącą w oczy masowość wielu produktów? Jest to możliwe wytłumaczenie.
Nie mówię nawet o tak tradycyjnych z natury urządzeniach, jak „radia”, czyli klasyczne stołowe radioodbiorniki, pogrzebane wydawałoby się przynajmniej 20 lat temu. Radia wróciły triumfalnie. Teac, Boots, Tivoli Audio, a także różne drobne marki prześcigają się w produkowaniu niewielkich, słodkich kiczyków, które chciałoby się przytulić w supermarkecie i zabrać do domu. Króluje drewno, skóra, chrom łączony z drewnem, a nawet malutkie brylanciki. Ten trend to bieg wsteczny na całego, dawno już nie produkowano sprzętu hi-fi, z którym chciałoby się spać razem w łóżku, jak dziecko z misiem. Ale powiedzmy, że stołowe radia należą bardziej do strefy gadżetów, niż hi-fi.
Jednak widzę, że również gracze pierwszoligowi coraz bardziej ulegają nowo-starej wzorniczej tendencji. Po długiej i dobrze przyjętej serii aluminiowych kloców z niebieskimi diodami ostatnią rzeczą, której bym się spodziewał, jest wzmacniacz Musical Fidelity przypominający model A1. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody i tak dalej. I oto nagle widzę nowy preamp Musicala, kubek w kubek wzorowany na obudowach najstarszej linii. Przyznaję, ze to bardzo ładne, ale co się dzieje? Potrzeba powrotu do łona? Przypadek nie jest odosobniony. Amerykański McIntosh znany jest z kultywowania starożytnego wyglądu swoich komponentów i tutaj nic nie powinno zaskoczyć. Jednak ich nowy gramofon wygląda jak żywcem wyniesiony ze studia, gdzie przed chwilą nagrano nowy singiel Elvisa. Dawno nie widziałem czegoś, co tak bardzo przypominałoby skrzyżowanie studyjnego sprzętu z połowy zeszłego wieku z równie wiekowym adapterem Bambino.
Wydawałoby się, ze w dziedzinie projektowania gramofonów nie ma już odwrotu od szkła, aluminium i mlecznego akrylu. Wzornictwo tego najbardziej tradycyjnego elementu naszych systemów grających zmieniło się nieodwołalnie i typowy gramofon Pro-Jecta czy VPI wywołałby szok u naszych dziadów. Jednak patrząc na jubileuszowy werk Clearaudio i nowy flagowy gramofon Pro-Ject (oba można zobaczyć w naszej relacji z Monachium) widzę, ze i tutaj można zawrócić o 180 stopni. Ten sprzęt wygląda kompletnie archaicznie. Nawet nowy flagowiec Thorensa, przepiękna i droga maszyna, na której chciałbym jak najprędzej położyć łapę recenzenta, też bardziej przypomina stary model referencyjny niż nowe piramidy plastiku.
Za starocie wzięli się ostatnio wytwórcy dalekowschodni. Pokazywałem już fotografie klocków Cayina, obudowanych w przepiękne, polerowane drewno w kolorze miodowym. To klasyczny projekt z późnych lat 60., przypominający obudowy starych urządzeń Marantza, Luxmana czy Accuphase. Wracając do Europy: to, że Włosi pakują większość swoich klocków w polerowane drewno, nie dziwi od dawna, jednak teraz pojawiło się również szkło z Murano (artystycznie chropowate), a coraz to nowe marki rzeźbią w drewnie jak korniki. Trend przekroczył już Alpy i za drewno wzięli się Niemcy i Słowacy. Drewniany jak skrzynka pucybuta jest sprzęt słowackiego Edgara. W cieplutkie drewno pakuje się wszystko, łącznie z kablami (jubilerskie kable jakiejś niemieckiej firmy w Monachium, ale też flagowe przewody Nordosta, który dotychczas trzymał się z daleka od przytulnej atmosfery, stosując raczej wzornictwo kosmiczno-szpitalne). Drewno plus złote napisy pełne zakrętasów zdobią nawet niektóre listwy sieciowe. Do tego doliczmy przeraźliwe stoliki Copulare, w esy-floresy, ozdobione podobizną Mozarta.
Ten trend, powiedzmy, historyczny, nie dotyczy wcale tylko sprzętu najdroższego. Mam wrażenie, że nowe-stare klocki powstają często na uboczu głównych linii wzorniczych, nie jako flagowce, lecz jako alternatywa. Tego typu niskobudżetowym wyskokiem są nowe urządzenia stereo Yamahy i Pioniera i sądzę, że inni masowi wytwórcy pójdą za ich przykładem.
Ciekaw jestem, czy ta nowa dewiacja wzornicza pozostanie tylko wykwitem zewnętrznym, czy też jest przejawem pewnej głębszej zmiany w myśleniu. Zmiany, której oczekuję od dawna. Otóż będzie bardzo przyjemnie, jeśli troska o zewnętrzną solidność i przyjazność produktów (nawet jeśli w trochę złym guście) zejdzie również głębiej, we wnętrzności urządzeń, i skończy się era pustych w środku koślawych gratów, kosztujących tyle, co cegła z litego złota. Czy w ogóle jest na to szansa? Bardzo bym sobie życzył i sądzę, że nie tylko ja. Ale w takim razie czeka nas jeszcze daleka droga.
Alek Rachwald