Żyjemy w czasach Kali Jugi, Wieku Żelaza, i Złota Era nie wróci. Oczywiście, pisząc to mam na myśli miniony okres powszechnego zainteresowania techniką audio, czyli piękne czasy marzeń o Wielkiej Wieży hi-fi w każdym domu.
Jak to wielokrotnie opisali lepsi ode mnie znawcy ludzkiej natury, mężczyzna ma w sobie wojownika. Niekoniecznie Światła, jak twierdzi pewien poczytny pisarz dla pensjonarek, tylko takiego sobie, zwykłego, z dzidą. Dzida natomiast ma to do siebie, że dla zachowania swojej atrakcyjności musi być co jakiś czas użyta. Czasy jednak mamy raczej pokojowe i miejsca dla prawdziwej bojowej dzidy w nich nie ma. W związku z tym cywilizacja, aby nie pozostawić nas smutnymi, wykombinowała dzidy zastępcze, czyli szerzej rozumiane. Co jest główną cechą takiej dzidy ? Dzida musi być przedmiotem poważnym (mężczyźni są w głębi ducha poważni), musi być skomplikowana w użyciu (sztuka władania dzidą to ho-ho!) no i powinna cechować się urodą i skomplikowaniem. Te ostatnie cechy pozwolą nosicielowi dzidy pokazywać ją innym wojownikom i wychwalać jej zalety. Innymi słowy, dzida na miarę naszych czasów powinna być kosztowna, trudna w obsłudze, musi wymagać fachowej opieki, regulacji i pielęgnacji. Dobrze też, żeby świeciła.
Wracając do audio: w dobie swego powstania i rozwoju sprzęt hi-fi był bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o dostarczanie regulatorów do regulowania i światełek do świecenia. Niestety, właśnie ta bezkonkurencyjność (nie zaś powszechnie podnoszone „zainteresowanie słuchaniem muzyki”) nie wróci. Spójrzmy może, co oprócz audio mogło stanowić zajęcie godne wojownika w latach 60. i 70. Choćbym nie wiem jak się natężał, przychodzi mi na myśl tylko dłubanie w samochodzie i robienie czegoś przy telewizorze, przy czym telewizor w tamtym okresie, pozbawiony wideo i zaopatrzony w mały wbudowany głośniczek, był tak naprawdę żadną konkurencją i na dzidę zastępczą się nie nadawał. Samochód, zwłaszcza sportowy, owszem, co w Anglii tamtego okresu owocowało popularnością wielu niszowych marek i rozpowszechnieniem sportu motorowego. Pozostałością tego pięknego okresu są zainteresowania Jamesa Bonda, dzielone równo między piękne kobiety i samochody Aston Martin. No, pozostawała jeszcze broń palna, ale to nie dla każdego.
Nasz kraj przegapił okres boomu audio, co nie dziwi tych, którzy pamiętają, że nawet papier toaletowy był trudno dostępny ze względu na swoje zaawansowanie technologiczne i wysokie koszty materiałów użytych do jego produkcji. Jednak zwróćmy uwagę, że ówczesne rozrywki konkurencyjne (zwłaszcza samochody) były jeszcze trudniej dostępne. Dzięki temu ubogie polskie audio mogło mimo wszystko utrzymać miły status naczelnej dzidy w gospodarstwie. Właściwie był to nawet status jeszcze wyższy niż za granicą, ze względu na nieproporcjonalnie wysoki koszt sprzętu w Polsce i innych demoludach. Dopalaczem ery masowego zainteresowania techniką hi-fi w Polsce stały się magnetofony szpulowe na licencji Grundiga, snobowano się też na radia stereofoniczne, Elizabeth Stereo a później Radmor były ozdobą domu prawdziwego znawcy. Potem doszły jeszcze magnetofony kasetowe. Właściciel kaseciaka do „dużej wieży” był królem, między innymi dlatego, że można było u niego urządzać prawdziwe imprezy z muzyką. Jeden mój znajomy, potomek żeglarza dewizowego, był posiadaczem magnetofonu Akai, co lokowało go na szczycie każdej możliwej hierarchii towarzyskiej. Telewizor Jowisz nie stanowił konkurencji, wyżej był już tylko prosto z Peweksu samochód marki Polonez.
Wystarczy wczuć się dobrze w opisane powyżej przaśne czasy, aby pojąć, dlaczego nie ma mowy o powrocie wysokiego statusu audio. Samochód ma prawie każdy, „wieża audio” jest czymś, co kupuje się za dwieście złotych w supermarkecie, królują natomiast gadżety, których 30 lat temu po prostu nie było. Pamiętacie zapewne, że równolegle do popularności audio w Polsce szedł nurt popularności małych elektronicznych dupereli. Bardzo długo były to elektroniczne kalkulatory z komisu (wymarzony Texas Instruments TI-30!), potem pojawiły się elektroniczne zegarki, którymi handlowano w bramach i w szkołach. Obecnie ich rolę pełnią telefony komórkowe i odtwarzacze MP-3, które również są w stanie odtwarzać muzykę, jednak w przeciwieństwie do gadżeterii sprzed 30 lat, są dostępne wszędzie i za psie pieniądze. Z dziedziny dużych gadżetów, wcześniej reprezentowanej na zasadzie wyłączności przez audio, można dziś wybierać w komputerach, grach, telewizorach LCD, odtwarzaczach wizyjnych, aparatach cyfrowych, jest też kino domowe. Audio nieodwołalnie straciło monopol. Czasy, gdy miliony podzielały naszą pasję, raczej nie wrócą. Świat stał się bardziej różnorodny i każdy z nas może mieć tyle zastępczych dzid, ile mu się zamarzy, nie będąc przy tym zmuszanym do słuchania muzyki. Co do mnie, to mimo wszystko nie narzekam. Moje hobby jest nadal moim hobby, muzyki słuchać lubię, nie przewiduję też, aby audio miało zostać całkowicie wyparte przez nowe zabawki. Musiało się tylko nieco posunąć, aby zrobić miejsce innym. Warto przy tym zauważyć, że słuchanie muzyki na żywo nie dorobiło się jak dotąd znaczącej konkurencji. A to też nie jest bez znaczenia.
Alek Rachwald