O tym, że zachwyt kinem domowym minął nikogo nie trzeba przekonywać. Zrozumieli to również najwięksi gracze na rynku a pierwszą korporacją, która postanowiła przypomnieć o sobie w segmencie stereo była Yamaha. Od premiery modeli serii 2000 upłynęło już ponad pięć lat i po wypuszczeniu kilku budżetowych linii przyszedł nareszcie czas na nowe flagowce. Mowa tu o wzmacniaczu A-S3000 i multiformatowym, zintegrowanym z zaawansowanym przetwornikiem odtwarzaczu CD-S3000, które swym wyglądem i oczywiście brzmieniem mają nawiązywać do złotej ery HI-Fi. W końcu jakoś wypadałoby uczcić 125 urodziny.
Na europejską premierę topowych modeli stereofonicznych wybrano hamburski Hotel East zlokalizowany nieopodal niezwykle rozrywkowej i słynącej z bujnego życia nocnego dzielnicy St.Pauli. Zanim jednak cały „event” (ostatnio bardzo modne słowo) się rozpoczął wybraliśmy się zobaczyć czy jest choćby ślad po Kaiserkeller – klubie, w którym w 1960r występowała, jeszcze niezbyt popularna w tamtych czasach rock’n’rollowa grupa „The Beatles” i to w początkowym składzie: John Lennon, Paul McCartney, George Harrison, Stuart Sutcliffe, Pete Best. Okazało się, że choć klub nadal działa, to niestety niedane nam było zajrzeć do środka. Może to i dobrze, będzie powód, żeby wybrać się kiedyś do Hamburga.
W zacisznych hotelowych wnętrzach ulokowano europejskich dystrybutorów, dziennikarzy i we wtorkowy poranek 28 maja zaproszono do jednej z sal na krótką pogadankę jak ważne dla Yamahy jest stereo i ile serca włożyli projektanci, by można było nam zaprezentować dwie nad wyraz smakowicie zapowiadające się nowości – wzmacniacz zintegrowany A-S3000 i CD-S3000.
Oba urządzenia samym wyglądem budziły nadzieję na coś znacznie lepszego niż to, czym Yamaha próbowała dotychczas raczyć swoich klientów. Poczynając od wagi (wzmacniacz - 24,6 kg, CD – 19,2 kg) a kończąc na pancernych (7mm fronty, 6 mm płyty górne) aluminiowych obudowach widać było, że podczas prac projektowych księgowości zafundowano, zapewne przymusowy, urlop.
A-S3000 to, z wyjątkiem pojedynczego, ale porządnego i co najważniejsze konwencjonalnego, toroidalnego trafa konstrukcja w pełni symetryczna. Dzięki niezależnym sekcjom przedwzmacniacza i pracujących w trybie push-pull układów wyjściowych zminimalizowano podatność urządzenia na wpływ czynników zewnętrznych, Ponadto zastosowanie po obu stronach zasilania tak samo spolaryzowanych MOSFETów zapewniło całkowitą obojętność wzmacniacza na polaryzację w gniazdku, z którego będzie zasilany. Z ciekawostek konstrukcyjnych warto również wspomnieć o wielopoziomowej konstrukcji wewnętrznej opartej na całkowicie pokrytych miedzią profilach zapewniających nie tylko sztywność, ale również ekranujących prowadzone pomiędzy poszczególnymi poziomami przewody. I jeszcze jedno. W Hamburgu dane nam było usłyszeć jak ważne dla Yamahy przy projektowaniu flagowych produktów było zachowanie pełnej dynamiki, jaka towarzyszy muzyce na żywo. W związku z powyższym wszędzie tam, gdzie tylko było to możliwe rezygnowano z połączeń lutowanych zastępując je śrubowymi. Proszę popatrzeć jak zostały zaterminowane wyprowadzenia z trafa, czy kondensatorów. Całości dopełniają drewniane boki i bursztynowo podświetlone wskaźniki wychyłowe przywodzące na myśl klasyczne japońskie High-Endowe konstrukcje … z pewnością domyślają się Państwo, o jakich markach myślę.
CD-S3000 gabarytom dorównuje dedykowanej mu amplifikacji. Zastąpienie bursztynowych okien wskaźników wąskim paskiem wyświetlacza dodało mu jedynie skromnej elegancji. Tak, jak już wspomniałem na wstępie nazwanie flagowego źródła Yamachy jedynie odtwarzaczem byłoby dla niego mocno krzywdzące, gdyż oprócz oczywistej umiejętności odtwarzania płyt CD/SACD jest to również wysokiej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy oparty na 32-bitowym układzie ESS Technology ES9018 oferujący wejścia optyczne, koaksjalne i USB. Przy czym to ostatnie wcale nie zostało potraktowane po macoszemu, lecz otrzymało autorski kontroler Yamahy kompatybilny z protokołem ASIO 2.0. Wszystkie wejścia cyfrowe obsługują oczywiście sygnały do 192 kHz/24bit.
Zaglądając do wnętrza urządzenia widać, że i tam nie było miejsca na kompromisy. Zarówno sekcja analogowa, jak i cyfrowa otrzymały własne, zamknięte w miedzianych puchach toroidalne trafa a sekcje sygnałowe ulokowano na tych samych laminatach, co zasilające. Dzięki temu zminimalizowano ilość połączeń kablowych a tam gdzie były one niezbędne, podobnie jak we wzmacniaczu użyto śrub zamiast lutowia. Czym byłby jednak odtwarzacz bez odpowiedniej klasy napędu. W CD-S3000 umieszczono zatem wyposażoną w aluminiową tackę nad wyraz solidną jednostkę, przy projektowaniu której priorytetem była jak największa precyzja podczas odczytu srebrnych krążków.
Po prezentacji o charakterze teoretycznym przyszła kolej na krótkie (niestety) odsłuchy w kilkunastoosobowych grupach. Oprócz elektroniki organizatora do prezentacji wykorzystano kolumny Kef Blade, gramofon Transrotor Crescendo i okablowanie AudioQuest. Całą część odsłuchową pozwoliłem sobie potraktować w sposób mocno niezobowiązujący, gdyż pomieszczenie hotelowe było zupełnie mi nieznane a i samo ustawienie systemu dalekie było od optymalnego. Dlatego też uznałem, że o walorach brzmieniowych A-S3000 i CD-S3000 wypowiem się dopiero, gdy dotrą do Polski i uda mi się ich posłuchać we własnym systemie, bądź innych kontrolowanych warunkach.
Oba urządzenia powinny trafić do sprzedaży w drugiej połowie bieżącego roku.
ps. jako bonus zapraszam do kącika DIY - w kuluarach słychać było plotki, że oba flagowce dostępne będa również w KITach dedykowanych samozwańczym mistrzom lutownicy ;-)
Tekst: Marcin Olszewski
Zdjęcia: Yamaha, Marcin Olszewski