Po okopaniu się w domenie analogowej Graham Slee, angielski specjalista od wszelakiej maści phonostage’y, rozpoczyna nieśmiałe próby z wprowadzaniem produktów dedykowanych odbiorcy PC-audio. Z premedytacją użyłem słowa „nieśmiałe”, gdyż nawet w porównaniu z nad wyraz zgrabnymi przedwzmacniaczami gramofonowymi Bitzie wydaje się jeszcze drobniejsza i bardziej niepozorna, choć łączy w sobie funkcjonalność USB DACa, konwertera SPDiF i wzmacniacza słuchawkowego / przedwzmacniacza.
Jedną rzecz warto od razu wyjaśnić na wstępie, żeby nie było wątpliwości i niedomówień. Choć we wszystkich materiałach reklamowych pojawiają się informacje, iż Bitzie „pozwala na odtwarzanie plików o częstotliwości próbkowania 192 kHz/24 bit” nikt nie kwapi się z doprecyzowaniem jednego drobnego szczegółu. Otóż jest to możliwe po uprzednim downsamplingu do 48kHz przez oprogramowanie odtwarzające, bądź samo źródło sygnału. Krótko mówiąc o natywnym odtwarzaniu gęstych plików można zapomnieć. Nie dziwi zatem brak konieczności stosowania jakichkolwiek dedykowanych sterowników, co z jednej strony znacząco ułatwia start gry z plików osobom całkowicie niezaznajomionym z tą tematyką, jednak z drugiej jest również wyraźnym sygnałem dla zdecydowanie bardziej zorientowanych osobników, iż wewnątrz Grahama Slee nie należy spodziewać najnowszych rozwiązań technologicznych opartych na układach XMOS i 32bitowych DACach. Jak jest w istocie trudno mi powiedzieć, gdyż pomimo najszczerszych chęci nie udało mi się rozkręcić testowanego malucha a nie miałem ochoty na jego dewastację. Z rzeczy miłych i mogących stanowić pewną zachętę choćby do spróbowania testowanego przez nas urządzenia we własnym systemie warto wspomnieć o kompatybilności angielskiego przetwornika z telefonami i tabletami opartymi na Androidzie a w sieci znaleźć można sporo potwierdzonych przykładów bezproblemowej pracy Bitzie z iPadami poprzez adapter USB.
Patrząc na dostępne zarówno na stronie producenta jak i forach internetowych zdjęcia można się domyślić jak niewielki jest Bitzie, jednak dopiero „osobisty” kontakt z tym urządzeniem uświadamia, że jest to maleństwo wielkości paczki papierosów. Do jakości wykonania nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Aluminiowy profil o przekroju zbliżonym do prostokąta zamykają z obu stron, również aluminiowe elementy. Front, ze względu na swoją niewielką powierzchnię pomieścił jedynie małe pokrętło głośności, oraz dwa gniazda słuchawkowe w standardzie duży i mały-jack, z czego większemu dedykowana jest solidna przejściówka na parę gniazd RCA umożliwiająca podłączenie konwencjonalnych interkonektów. Ściana tylna oprócz oczywistego portu USB oferuje również wyjścia cyfrowe SPDIF – optyczne i koaksjalne.
Zgodnie z zaleceniami producenta i dystrybutora pomimo tego, że DAC był już kilkukrotnie używany zafundowałem mu kilkudniową rozgrzewkę. Czy w sumie czas wygrzewania osiągnął wymagane 10-14 dni trudno powiedzieć, jednak po 4 dniach przestałem zauważać jakiekolwiek zmiany i spokojnie mogłem przystąpić do krytycznych odsłuchów. Już od pierwszych taktów stało się jasne, że Bitzie nie próbuje oszołomić słuchacza ani potężnym basem, ani hiperdetaliczną górą, co na dłuższą metę prowadziłoby do znudzenia taką manierą. W zamian za to producenci postawili na szeroko rozumianą muzykalność i przyjemność obcowania z muzyką. Zero cyfrowej maniery, osuszenia dźwięku, czy podawania nawet najmniejszych detali prosto w twarz. Nawet na ostrzejszych nagraniach w stylu „Fugazi” Marillion na stabilnej, aczkolwiek niezbyt szerokiej i nieporażającej głębokością scenie panował ład i porządek. Do lampowo „dopalonej” średnicy co prawda jeszcze trochę brakowało, ale można było mówić o iście „analogowym” spokoju i spójności, a nawet kilkugodzinny odsłuch słuchawkowy nie nużył otulając gęstym i soczystym dźwiękiem.
Umiejętność prawidłowego odwzorowania przestrzeni z nagranego z dużym „oddechem” jazzowego albumu „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena oceniam jako akceptowalną, choć gdzieś po drodze zgubił się baśniowy klimat tej skandynawskiej opowieści. Z muzyką wszystko było OK., ale słyszany na urządzeniach wyższej klasy czar prysł. Potwierdziły to dalsze próby z nagraniami dokonanymi w pomieszczeniach o długim pogłosie jak np. Rachmaninow „The Divine Liturgy Of St.John Chrysostom Op 31”, gdzie odfiltrowaniu uległa część aury pogłosowej.
Bardzo naturalnie wypadły natomiast damskie wokale a takie utwory jak „Sway” Rosemary Clooney, czy „Feeling good” Niny Simone ze ścieżki dźwiękowej „Repo Men”, które czarowały pełnymi swingu frazami. Faworyzowanie średnicy przypomniało mi manierę innego przetwornika – włoskiego AudioNemesis’a DC-1. Faworyzowanie średnicy w iście nos-DACowym stylu w obecnych, dążących do jak największej detaliczności i rozdzielczości czasach wydaje się nad wyraz karkołomnym posunięciem, choć patrząc na reakcję wiernej klienteli angielskiej marki w tym szaleństwie jest metoda. O trafności decyzji najlepiej świadczy fakt, iż wątki na forum dyskusyjnym producenta poświęcone Bitzie ciągną czasem przez 23 strony i nie wiem czy to wina prężnie działającej moderacji, czy też idealnego trafienia w tamtejsze gusta, ale trudno znaleźć tam jednoznacznie negatywne opinie.
Z mojego punktu widzenia najmłodszemu członkowi rodziny Grahama Slee zabrakło jednak odrobiny pazura i przysłowiowego wykopu. Choć Anette Olzon na otwierającym album „Dark Passion Play” utworze „The Poet and the Pendulum” nie sposób było odmówić kobiecości i magnetyzmu, to całość zabrzmiała w mało przekonujący i skompresowany sposób. Im więcej instrumentów dochodziło do głosu, tym większemu spłyceniu ulegała scena a dalsze plany nabierały impresjonistycznej maniery grania bliżej nieokreślonymi plamami.
Już po zakończeniu testów i oddaniu przetwornika dystrybutorowi zaczęły mnie nurtować wątpliwości, czy w ogóle tak, patrząc przez pryzmat wyśrubowanych wymagań współczesnego klienta, niemalże archaiczna konstrukcja ma rację bytu. Brak przyrostu jakości spowodowanej przejściem na pliki wysokiej rozdzielczości, brak konwencjonalnych wyjść RCA wymuszający konieczność korzystania z przejściówki, bądź całe szczęście coraz liczniej pojawiających się na rynku, interkonektów jack/RCA na pewno nie wróżą sukcesu Bitzie w kręgach miłośników wszelakich nowinek. Z drugiej strony niezwykle niezobowiązujące gabaryty, brak zewnętrznego zasilania i zdolność wysterowania pełnowymiarowych słuchawek w sposób nieporównywalnie skuteczniejszy aniżeli gniazda słuchawkowe w urządzeniach przenośnych i laptopach pozwalają przypuszczać, że właśnie u dość konserwatywnego, lecz często podróżującego nabywcy przetwornik sygnowany przez Grahama Slee może znaleźć uznanie. W końcu to rodowity poddany Jej Królewskiej Mości.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Forte
Cena: 1690 PLN
Wymiary: 95 x 65 x 30 mm
System wykorzystany w teście:
- CD/DAC: Ayon 1sc
- DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: iFi iDAC + iUSBPower
- Odtwarzacz plików: laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
- Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5
- Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Aktimate Mini
- Słuchawki: Brainwavz HM5; NuForce HP-800; Musical Fidelity EB-50; Steelseries Flux In-ear Pro
- IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Harmonix CI-230 Mark-II; Harmonix HS101-Improved-S; Neyton Neurnberg NF
- IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
- IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
- Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; iFi Gemini
- Kable głośnikowe: Organic Audio; Neyton Hamburg LS; Signal Projects Hydra
- Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
- Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2; Amare Musica Silver Passive Power Station
- Stolik: Rogoz Audio 4SM3
- Przewody ethernet: Neyton CAT7+
- Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips