O ile w kwestii doboru szerokorozumianego sprzętu audio/video w większości przypadków da się dojść ze domownikami (wiadomo o kogo chodzi) do porozumienia, to już poruszenie tematu dedykowanego mebla, na jakim chcielibyśmy nasz audiofilski ołtarzyk ustawić jest oczywistym proszeniem się o kłopoty. Oczywiście mając dedykowane pomieszczenie i pełną, w tym również finansową, swobodę sprawę zamyka zakup wyspecjalizowanego stolika Finite Elemente, czy Artesanii. Jak jednak nieśmiało wspomniałem, sugestia wstawienia takiego wysoce wyspecjalizowanego mebla do „przestrzeni cywilnej”, a nie daj Bóg podzielenie się informacjami co do jego ceny, może skończyć się najdelikatniej rzecz ujmując tragicznie i to nie tylko dla domowego budżetu. Dlatego też trudno dziwić się zjawisku bardzo prężnego rozwoju rynku najprzeróżniejszych antywibracyjnych akcesoriów pozwalających okiełznać pasożytnicze drgania atakujące zewsząd nasze drogocenną elektronikę i niejako przy okazji dających się bezboleśnie wkomponować w zastane warunki lokalowe. Co i rusz otrzymujemy informacje o nowych podstawkach, nóżkach i platformach z na tyle szerokiego spectrum kwotowego, że praktycznie każdy świadomy obranego przez siebie celu audiofil i meloman jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Z powyższej koniunktury skorzystał również w dalekiej Kanadzie Dave Morrison, zakładając w 2012 r. firmę produkującą i dystrybuującą akcesoria antywibracyjne dedykowane zarówno segmentowi Pro-audio, jak i Hi-Fi/High-End. Informacja ta jest o tyle istotna, iż o ile w „domowym” audio niekiedy i ewidentne „ściemy” oraz typowe voodoo potrafią mieć się całkiem dobrze, to już w studiach nagraniowych, masteringowych i u samych muzyków, tego typu podprogowe zabiegi li tylko marketingowej natury nie mają najmniejszej racji bytu. Po prostu albo coś działa i zostaje na wyposażeniu, albo nie działa i ląduje w koszu, bądź jest odsyłane do producenta. Proponowane, opatentowane przez IsoAcoustics rozwiązania nie wzięły się jednak z sufitu, bądź nie są efektem swoistego objawienia, lecz wynikają z blisko 20-letniego doświadczenia zdobytego przy projektowaniu i budowaniu studiów radiowych oraz telewizyjnych, w tym największego na świecie centrum multimedialnego w Toronto (ok.160 000 m²). W dodatku wszystko potwierdzone jest szczegółowymi pomiarami (dostępnymi na stronie producenta), więc w tym momencie jeśli nie wierzymy własnym uszom, bądź solennym zapewnieniom sprzedawcy, dla uspokojenia sumienia możemy posiłkować się stosowną beletrystyką. Ponieważ jednak osobiście wychodzę z założenia, że usłyszeć znaczy uwierzyć, więc gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja a obecny dystrybutor - Sieć Salonów Top HiFi & Video Design poinformował o otrzymaniu najświeższej dostawy czym prędzej zaklepałem na testy komplet stopek antywibracyjnych IsoAcoustics Orea Bordeaux.
W serii OREA znajdziemy trzy rodzaje izolatorów, które różnią się nie tylko nazwą modelu i zbieżnym z nią kolorem ozdobnej obwódki, lecz przede wszystkim rozmiarem, a co za tym idzie udźwigiem. Najmniejsze Bronze zdolne są unieść 3,6 kg, Indigo 7,2 kg a tytułowe Bordeaux max. 14,5 kg. Korpusy izolatorów wykonane są ze stali nierdzewnej, wewnętrze sub-chassis z aluminium, a górną i dolną podstawę przyobleczono w gumowe nakładki, przy czym górne przysysają się do podstawy ustawionego na nich urządzenia. Zapobiega to ewentualnemu niekontrolowanemu przesuwaniu się tak usadowionych komponentów. Jeśli jednak komuś zależy na jeszcze wyższym poziomie zespolenia, to Kanadyjczycy i dla takiej klienteli mają małe co nieco pod postacią wyposażonych w nagwintowane trzpienie umożliwiające zastąpienie np. firmowych stopek i kolców w kolumnach izolatorów z linii Gaia. Każdy izolator OREA pakowany jest osobno w eleganckie czarne kartonowe pudełko, więc bezproblemowo możemy zaopatrzyć się w potrzebną nam w danym momencie sztuk.
Podczas początkowej fazy testów największą intensywność działania Bordeaux wykazywały w moim systemie wcale nie pod najcięższą i najbardziej adekwatną do ich udźwigu tranzystorową końcówką Brystona, lecz pod źródłami i goszczącymi na stałe, bądź jedynie przejazdem urządzeniami lampowymi. Co ciekawe, wbrew moim wcześniejszym obawom związanym z wykorzystaniem do ich budowy sporej ilości gumy, która potrafi mówiąc bez ogródek „mulić” i powodować spadek motoryki, nie tylko żadnych podobnych anomalii nie zaobserwowałem, co wręcz odnotowałem przyrost powietrza otaczającego reprodukowane źródła pozorne. Chociaż może nie tyle przyrost, co ukazanie jego właściwej ilości, rzeczywistej obecności, wolumenu w nagraniach. Efekt ten powstał na drodze eliminacji obecnego dotychczas szumu tła i posługując się fotograficzną analogią winietowania. Wiecie o co chodzi? Jeśli nie, to już w możliwie przystępny sposób postaram się Wam to wytłumaczyć. Otóż zazwyczaj uwaga, umownie „światło” i generalnie rozdzielczość skupiana jest, z zupełnie racjonalnych i oczywistych względów, na najbardziej atrakcyjnym punkcie „bryły” muzyka z instrumentem, czy wokalisty i im dalej od owego miejsca, tym mniejsza i rozdzielczość i ilość padającego, docierającego światła a tym samym skoro mniej widać, to i coraz mniej informacji z owych obszarów można uzyskać. A IsoAcoustics ową informacyjna „winietę” niwelują ze skutecznością bliską najnowszym wersjom profesjonalnych programów graficznych. Co istotne ów zabieg nie polega na wypychaniu tego, co do tej pory było w cieniu, bądź przykryte wspomnianym szumem na pierwszy plan, lecz jedynie na zminimalizowaniu zjawiska ich degradacji. Dzięki temu automatycznie zwiększa się energia przekazu, obszar pozyskiwania informacji, poprawia definicja brył i co równie ważne precyzja ich lokalizacji. Mało? Jeśli tak uważacie i udało Wam się natrafić na równie uniwersalne akcesoria w podobnej do Orea Bordeaux cenie to poproszę o namiary, gdyż ja jeszcze takiego szczęścia nie miałem. A tu proszę – w większości sytuacji w zupełności wystarczą trzy szt., co summa summarum daje całkowicie akceptowalne 1,2 kPLN, co jak na audiofilskie realia wydaje się być okazją z pogranicza perfidnego dumpingu mającego na celu wykoszenie obecnej na rynku konkurencji i trafienia kumulacji w Totka.
Wróćmy jednak do wspomnianego we wstępie blisko 30 kg Brystona 4B³. Zaobserwowana i przekazana Wam pewna odporność na działanie pobratymców (Bryston też jest przecież kanadyjska marką) wynikała ze wstępnego podłożenia kompletu Bordeaux pod firmowe nóżki końcówki. W rezultacie efekt przyssawki nie miał prawa zadziałać. Dopiero po przestawianiu IsoAcousticsów i implementacji ich bezpośrednio do spodniej płyty wzmacniacza nastąpiła spodziewana, bazująca na doświadczeniach z pozostałymi urządzeniami, synergia. Dźwięk stał się jeszcze bardziej, w pozytywnym znaczeniu „żylasty”. Nie wysuszony, czy też odchudzony, lecz właśnie żylasty” – lepiej zdefiniowany i dający lepszy wgląd w nagranie. Poprawie uległo zarówno zróżnicowanie najniższych składowych, jak i ich eksploracja kolejnych poziomów piekieł. Schodziły niżej, były twardsze i bardziej rozdzielcze. Aby tego doświadczyć wcale nie trzeba było sięgać po infradźwięki z „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, gdyż nawet na ścieżce dźwiękowej „Whiplash” zaimplementowanie Bordeaux zaowocowało lepszym timingiem i motorycznością.
Zwykło się uważać, iż wszelakiej maści akcesoria warto aplikować w systemie na końcu drogi do upragnionej audiofilskiej nirwany i że stanowią one jedynie przysłowiowe postawienie kropki nad „i”. Tymczasem skala progresu, jaki wnosi pojawienie się w torze IsoAcoustics Orea Bordeaux pokazuje, że czasem jednak warto wyjść przed szereg, zaburzyć ustalony porządek i zainteresować się tematem zdecydowanie wcześniej. Dzięki temu zaoszczędzimy sporo czasu dostając niejako na wstępie pełen pakiet informacji i uwalniając potencjał drzemiący w posiadanych urządzeniach.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 399 PLN / szt.
Dane techniczne:
Średnica: 67mm
Wysokość: 36mm
Udźwig: do 14,5 kg/szt