Po sierpniowej zabawie z parą MusicCastów 20 Yamahy, która udowodniła, że bezprzewodowe systemy audio, to nie jakaś odległa przyszłość, tylko osiągalna za zupełnie niewielkie pieniądze teraźniejszość a co najważniejsze teraźniejszość pozwalająca kompletować nawet całkiem rozbudowany system sukcesywnie – krok po kroku, głośnik po głośniku. Na początku możemy bowiem, niejako na próbę wystartować z poziomu wspomnianej przed chwilą pojedynczej 20-ki, jeśli spełni nasze oczekiwania, żeby nie czuła się samotna dokupić drugą do pary, kilkoma kliknięciami w dedykowanej appce uaktywnić funkcja MusicCast Stereo i niejako zupełnym przypadkiem wkraczamy w świat dźwięku o jakości, której osiągnięcie dla części popularnych zestawów mini i micro może okazać się nieosiągalne. Proste? Bardziej już się chyba nie da, jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia i jak się zasmakowało w japońskich delicjach, to korci człowieka, żeby zrobić sobie jeszcze lepiej, a w audio lepiej w większości przypadków oznacza więcej, więc warto byłoby rozejrzeć się za nieco bardziej postawnym, lub jak kto woli poważnym, zestawem muzycznym. W tym momencie pomocną dłoń wyciąga sam producent podsuwając nie dość, że gotowe, to w pełni kompatybilne z posiadanym setem rozwiązanie, czyli największy z rodziny model MusicCast 50.
Patrząc na Yamahę MusicCast 50 i mając jeszcze co nieco w pamięci z lat 70-80 minionej epoki, część z Was może się zastanawiać skąd, zaproponowany przez Japończyków kształt, jest Wam znajomy. Oczywiście z lekkim przymrużeniem oka i odrobiną dobrej woli można bowiem uznać, iż 50-ka ma w sobie coś z „antycznego” prodiża, który to oprócz chyba najpopularniejszej – okrągłej odmiany występował również w nieco bardziej owalnych formach. No dobrze, żarty na bok, bo Yamaha prezentuje się całkiem elegancko i choć w dostarczonej przez dystrybutora - Sieć Salonów Top HiFi & Video Design, białej odsłonie spokojnie może zagościć w jakiejś przestronnej i utrzymanej w podobnej tonacji kuchni, to już naturalnym środowiskiem czarnej wersji zdecydowanie częściej będzie salon.
Co do jakości użytych materiałów i precyzji spasowania poszczególnych elementów, to sytuacja w porównaniu do młodszego rodzeństwa pozostaje bez zmian. Gumopodobne tworzywo sztuczne i metalowa siatka maskownicy okalająca obły korpus wydają się być niezniszczalne, co powinno być istotną a wskazówką dla wszystkich osiadających, bądź spodziewających się pojawienia w najbliższym otoczeniu małych, wszędobylskich istotek. Nic z niej (na widoku) nie wystaje, niczego za bardzo nie można urwać a i sam interfejs poprzez który kontaktuje się z nami a my z nią oparto na sensorach umieszczonych tuż przy przedniej krawędzi a stosowne, wskazujące na uaktywnienie konkretnego wejścia i drogę transmisji przeniesiono na krawędź tylną. Rozwiązanie to okazuje się nie tylko sprytne, z powyższych względów, co również ergonomiczne, gdyż nawet siedząc w mocno zaciemnionym pokoju nie jesteśmy narażeni na migoczące diody i inne efekty świetlne. Wydaje się to całkiem logiczne, gdyż skoro do obsługi 50-ki i tak i tak musimy posiłkować się tabletem/smartfonem, to nie dość, że całą guzikologię mamy cały czas pod ręką, to w dodatku zintegrowany z nią interfejs graficzny oferuje nam pełen dostęp do posiadanych , czy to w sieci lokalnej, czy to serwisach streamingowych zbiorów muzycznych. O samej appce rozpisywać się nie będę, bo 50-ka korzysta z tej samej, co wszystkie urządzenia z rodziny MusicCast, więc bez sensu byłoby tę część dublować. Zainteresowanych odsyłam do wcześniejszych recenzji 20-ek http://www.klub.audiostereo.pl/recenzje-akcesoria/yamaha-musiccast-20-art660.html , czy też nawet WXAD-10 a ze swojej strony jedynie wspomnę, iż 50-ka po włączeniu bardzo grzecznie się melduje i pojawia jako kolejne pomieszczenie/strefa, które oczywiście kilkoma kliknięciami można bezproblemowo zespolić z istniejącą już konfiguracją.
Zanim jednak zajmiemy się jej walorami brzmieniowymi, zajrzyjmy jeszcze dosłownie na chwilę na jej ściankę tylną gdzie znajdziemy gniazdo zasilające – tzw. ósemkę, dwa wejścia liniowe – jedno w postaci mini jacka i drugie, już klasyczne – w postaci pary RCA, wyjście optyczne toslink, port USB (niestety wyłącznie o charakterze serwisowym) i gniazdo Ethernet.
Już przy pierwszych taktach ciężkiego niczym dowcip posła Suskiego albumu „Evolution” Disturbed okazało się, ze żarty się skończyły i Yamaha nie tylko dysponuje pokaźnym zapasem mocy, co z wielką chęcią się nim wszem i wobec chwali. Krótko mówiąc 50-ka gra zaskakująco potężnym, wręcz masywnym dźwiękiem nie bojąc się, gdy wymaga tego repertuar, zatrząść lokum, w której przyjdzie jej grać. Powiem tylko tyle, że moim, 21-metrowym pokoju nawet nie próbowałem sprawdzać, gdzie kończy się zakres jej możliwości, bo byłem pewien, iż wcześniej skończyłaby się cierpliwość moim sąsiadom a ja niechybnie nabawiłbym się trwałego uszczerbku na zdrowiu i wcale nie mam na myśli rękoczynów z ich strony a najzwyklejszą głuchotę. Co istotne niskim tonom nie tylko nie brakuje masy i wypełnienia, co przede wszystkim kontroli, dzięki czemu nie musimy obawiać się efektu tzw. boomboxa, który tłucze wszystko na jedno kopyto i stawia ilość ponad jakość. U Yamahy niby wszystkiego jest dużo, ale ów asortyment jest pierwszej świeżości.
Potężnemu basowemu fundamentowi atrakcyjnością oczywiście dorównuje nasycona średnica, w stosunku do której określenie „soczysta” wydaje się w pełni uzasadniona i na miejscu. Posłuchajcie tylko najnowszego krążka „Love Is Here To Stay” Tony’ego Bennetta i Diany Krall, gdzie na nieco bardziej analitycznym, rozdzielczym systemie można byłoby odnieść wrażenie, że głos wokalistki, w celu dopasowania siły emisji do bądź, co bądź leciwego Benetta nieco osłabiono i przede wszystkim zdesaturowano. Całość zyskała przez to na spójności, ale niejako przy okazji uleciał gdzieś duch autentyzmu. A Yamacha, właśnie poprzez swoją natywną sygnaturę ową „młodzieńczą” witalność Dianie przywraca. Ale, że co? Że wbrew zamysłowi realizatorów? A to mnie akurat mało w tym momencie obchodzi, bo jak D.K śpiew, to chyba wszyscy wiedzą i nikt jej wrodzonej zmysłowości nie prawa reglamentować.
No dobrze, a co się dzieje na górze pasma? Uczciwie powiem, że dzieje się nie tylko dużo, ale i dobrze. Na tyle dobrze, że pomimo niezaprzeczalnie lifestyle’owej proweniencji nie powinniście czuć zakłopotania sięgając po takie audiofilskie perełki jak „De vez en cuando la vida: Joan Manuel Serrat y el siglo de oro” Cappella Mediterranea, Leonardo García Alarcón z przepięknie szeleszczącymi damskimi partiami wokalnymi i muzyką niepozwalającą nawet na chwilę obojętności, czy też niekoniecznie lekki, bo podlany niezwykle „tłustym” beatem, ale na pewno łatwy i zupełnie niepoważny „Music Volume 3: Herb Alpert Reimagines The Tijuana Brass”. W obu przypadkach zbyt dosadna, ofensywna góra zepsułaby całą przyjemność odsłuchu a tymczasem z 50-ką w roli źródła dźwięku chce się tylko więcej. Jest bowiem dźwięcznie, nieco bardziej „złoto” niż w oryginale, ale przez to milej i wreszcie przy muzyce odpoczywamy, a o to przecież chodzi.
Dosłownie na koniec zostawiłem trochę audiofilskiej paplaniny. Otóż Scenę dźwiękową generowaną przez MusicCast 50 z powodzeniem można określić jako niezwykle obszerną i bardzo pozytywnie zaskakującą pod względem głębi. Oczywiście z pojedynczym modułem o klasycznej stereofonii możemy zapomnieć, jednak proszę mi wierzyć, że po kilku - kilkunastu minutach stwierdzamy, że da się bez niej żyć. Źródła pozorne bowiem są umiejscawiane w przestrzeni jak należy, dystans je dzielący nie budzi większych zastrzeżeń i jedynie początkowo, przyzwyczajeni do tego, że gitara powinna być bardziej z lewej a perkusjonalia z prawej, próbujemy je tam umiejscawiać, ale to mija, bądź w tzw. międzyczasie pojawia się druga 50-ka i temat umiera śmiercią naturalną.
Yamaha MusicCast 50 to urządzenie kompletne, będące wszystkim i posiadające wszystko, czego współczesny nabywca mógłby po nim oczekiwać. Jest niezwykle atrakcyjne pod względem wzorniczym, szalenie intuicyjne jeśli chodzi o obsługę a przy tym potrafi zapewnić potężną dawkę decybeli. Czy trzeba czegoś więcej? Akurat w tym wypadku, to raczej peryferia, w stylu innych źródeł sygnału w stylu telewizora, konsoli, bądź nawet gramofonu będą łakomym okiem patrzyły na 50-kę aniżeli ona na nie, gdyż ona solo sprawdza się wybornie, a one … ?
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 2 399 PLN
Dane techniczne:
Moc: 70W
Wejścia: para RCA, Mini jack, optyczne TOSLINK
Komunikacja: Wi-Fi, Ethernet, AirPlay, Bluetooth
Obsługa: FLAC / WAV / AIFF: do 192 kHz/24 bitów,Tidal, Deezer, Spotify / Funkcja MusicCast Surround / Funkcja MusicCast Stereo
Wymiary (S x W x G): 400 x 123 x 200 mm
Waga: 4.5 kg