O tym, że przewody „grają” wiedzą chyba wszyscy posługujący się narządem słuchu w stopniu przewyższającym poziom umożliwiający jedynie określenie, czy w danym momencie jakikolwiek dźwięk do nich dociera, czy też nie. Oczywiście zarówno stopień wyćwiczenia wspomnianego narządu, jak i tzw. osłuchanie, oraz posiadany system co nieco w tej materii też mają do dodania, jednakże jasnym jest, że gdy złapie się bakcyla audiophilii nervosy sam fakt działania konkretnego urządzenia nie jest w żadnym wypadku finałem a jedynie punktem wyjścia do systematycznego jego podrasowywania zarówno z pomocą dedykowanych akcesoriów antywibracyjnych, jak i właśnie okablowania nieco/znacznie (niepotrzebne skreślić) wyższych lotów od zwykłych „sznurówek” jakie mają w zwyczaju dorzucać w zestawie producenci elektroniki. I właśnie z takim przykładem pierwszego stopnia wtajemniczenia przyszło nam się zmierzyć w ramach niniejszej recenzji, bowiem dzięki uprzejmości białostockiego Rafko pod mój dach trafił jeszcze pachnący fabryką i tak na dobrą sprawę dopiero debiutujący, bądź wręcz czekający na oficjalną premierę, przewód Melodika Purple Rain USB.
Choć w zarówno w tytule, jak i w treści posługuję się w stosunku do będącego przedmiotem niniejszego testu przewodu nazwą Purple Rain USB, to tak po prawdzie wypada wspomnieć, iż de facto jego katalogowe oznaczenie to MDUAB15, gdzie U oznacza USB, AB typ zastosowanych złącz (USB-A/USB-B) a 15 długość 1,5m. Skoro kwestie natury nomenklaturowej mamy z głowy warto jedynie wspomnieć, iż z godnie z nazewnictwem linii do której tytułowa łączówka należy umaszczenie zewnętrznej ochronnej koszulki PE utrzymano w przyjemnej barwie ciepłego fioletu a korpusy złoconych wtyków zabezpieczono czarnymi termokurczkami z firmowymi nadrukami. Jeśli zaś chodzi o jego budowę, to producent wykazuje się daleko idącą enigmatycznością zdradzając jedynie, że w roli przewodnika wykorzystał miedź OFC o dość mało działającej na wyobraźnię czystości 4N (99,99%). Ot bliźniaczo podobny do rodzeństwa, dość wdzięczny pod względem podatności na zginanie i układanie kabelek. Zero wzmianek o jakichkolwiek egzotycznych zabiegach w stylu kriogenizacji, polerowania, troski o dobrostan monokryształów, etc.. Widać, że to jeszcze nie ten target, gdzie tego typu zaklęcia mogłyby zrobić na kimkolwiek jakieś wrażenie. Piorunującego wrażenia nie wywołuje również opakowanie w jakim Purple Rain USB jest oferowany, bowiem przynajmniej do mnie testowy egzemplarz dotarł w zwykłej foliowej torebce strunowej z jedną ścianką srebrną/lustrzaną a drugą transparentną i dość skromną białą naklejką dystrybutora. Możliwe, iż była to przedprodukcyjna demówka a na sklepowe półki trafi nieco bardziej wypasiona wersja, jednakże przynajmniej do chwili publikacji nie dotarły do mnie żadne informacje pozwalające zweryfikować powyższe dywagacje.
Przechodząc do części odsłuchowej z wiadomych – wynikającej z zerowego przebiegu pierwszych kilka dni Purple Rain objęty był okresem ochronnym, by móc na spokojnie się w nowym ekosystemie ułożyć i rozegrać. Co też dość szybko ogarnął, gdyż raptem po 3-4 dobach jego brzmienie stało się na tyle stabilne, że bez większych obaw o wypaczenie końcowych wyników mogłem zacząć się nad nim pastwić.
Już pierwsze takty heavy/power-metalowego „Circus Of Doom” Battle Beast od razu odpowiednio ustawiły optykę prezentacji. Zamiast bowiem dzielić przysłowiowy włos na czworo i rozbijać każdy dźwięk na atomy Melodika postawiła na drajw i dynamikę w skali makro. Uwielbiała szybkie tempa, gitarowe riffy i perkusyjne nawałnice. Z jednej strony niczego nie gubiła, lecz z drugiej niespecjalnie martwiła się odpowiednio wyrafinowanym wybrzmieniem blach, co akurat w takim repertuarze wydawało się niewątpliwą zaletą. Scena budowana była dość szeroko i miała satysfakcjonującą głębię, choć to właśnie jej szerokość bardziej zwracała uwagę, co z pewnością docenią posiadacze dość wąsko rozstawionych kolumn. Kolejną ciekawostką bynajmniej nie był fakt, że Melodika grała, bo łaski nie robiła, lecz że grała … nieco głośniej od mojej dyżurnej łączówki Fidaty. W dodatku nieco inaczej rozkładała akcenty, więc zarówno od konkretnego repertuaru, systemu, jak i osobistych preferencji zależeć może decyzja zakupowa. Przykładowo rodzimy przewód wyraźnie faworyzował pierwszy plan z zaskakującą w tym przedziale cenowym precyzją definiując obecne na nim źródła pozorne. I nie chodzi w tym momencie o dość łatwe do osiągnięcia przejaskrawienie i przekontrastowienie przekazu, lecz kreślenie konturów muzyków odpowiednio mocną i cienką kreską zarazem wyodrębniającą ich z tła, lecz bez sztucznej alienacji. Dalsze plany też były czytelne, lecz im dalej w las, tym precyzja ich odwzorowania przechodziła w dość impresjonistyczne formy, więc jeśli ktoś zastanawia się nad marką kalafonii (Pirastro? Andrea Solo?) dostarczaną sekcji smyczków London Symphony Orchestra przed nagraniem „Enesco Roumanian Rhapsody No. 2 and Brahms Hungarian Dances and Variations on a Theme of Haydn” to niestety, ale to nie ten adres. Purple Rain stawiał bowiem na całość, ujęcie utworu jako całości i budowania narracji na emocjach i linii melodycznej a nie eksponowaniu detali, czy wręcz wyrywaniu ich z kontekstu. Efekty przestrzenne oddane zostały rzetelnie, lecz w porównaniu ze znacznie droższym japońskim konkurentem było wyraźnie słychać ich krótszy czas wygaszania a tym samym delikatną redukcję aury pogłosowej. Nie oznacza to bynajmniej, że Melodika z nagrań dokonanych w wielkokubaturowych obiektach sakralnych jak nasz dyżurny „Monteverdi - A Trace of Grace” Michela Godarda robi „głuche” studio, lecz fakt skrócenia pogłosu pozostaje faktem, a to, czy ktokolwiek zwracał na ten szczegół uwagę, bądź nawet miał okazję doświadczyć bardziej wyrafinowanego grania, to już zupełnie inna bajka. A jak już się czepiamy, to w kategoriach bezwzględnych można byłoby nieco poprawić czystość i rozdzielczość najwyższych składowych, jednak warto mieć na uwadze, iż seria Purple Rain jest założenia dość budżetową a tym samym dedykowaną niespecjalnie wykazującym iście high-endowe inklinacje systemom, więc czasem, zgodnie z powiedzeniem, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, pewne niedomówienia przynoszą więcej pożytku aniżeli szkody. Generalnie progres w stosunku do zwykłego „drukarkowego” przewodu będzie znaczący, a że po wielokroć droższa konkurencja ma w tym temacie nieco więcej do powiedzenia, to trudno się dziwić.
Melodika Purple Rain USB (MDUAB15) mile zaskakuje dynamiką, wysyceniem i muzykalnością, które świetnie sprawdzą się tam, gdzie na playlistach nader często lądują albumy niekoniecznie mające audiofilskie ambicje. Rodzima łączówka zamiast obnażać i piętnować ich nie do końca perfekcyjne brzmienie zaakcentuje drajw, podkreśli drzemiący w nich ładunek emocjonalny i po prostu sprawi, że dobiegająca z głośników muzyka będzie sprawiała więcej przyjemności.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic + I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³ + Graphite Audio IC-35 Isolation Cones
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VM