Po testach przedstawicieli serii ROD1 i 2 najwyższy czas rzucić uchem na zbalansowany interkonekt łódzkiej manufaktury Sevenrods o oznaczeniu ROD3. Jak widać rodzima firma się rozwija i systematycznie wprowadza na rynek coraz to wyższe modele starając się twardo stąpać po ziemi, przynajmniej, jeśli chodzi o ceny. Co do brzmienia to na razie nie będę się wypowiadał, bo jeszcze nie pora. Najpierw pokrótce opiszę budowę a dopiero potem zajmę się tym, co w trawie piszczy.
Na pierwszy rzut oka widać, że trochę się Sevenrodsom przytyło, lecz pomimo zwiększenia przekroju nie straciły zbyt wiele ze swojej wiotkości, co z pewnością spodoba się osobom cierpiącym na chroniczny brak miejsca za swoim drogocennym sprzętem grającym.
Zaglądając pod firmowy czarno – zielony oplot PET z charakterystycznymi gumowymi „metkami” okazuje się, że, jak na razie topowy, interkonekt ma geometrię multi-twist (ROD1 miał twisted-pair a ROD2 star-quad), więc jakoś niespecjalnie widać przywiązanie do jednego sposobu „zaplatania”. Niezmienne za to pozostają przewodniki wykonane z posrebrzanej miedzi OFC w izolatorze PTFE. Tym razem liczba żył o przekroju 0,25mm kw. wzrosła do sześciu a całą wiązkę szczelnie pokrywa podwójny ekran miedziany, który w wersji RCA wraz z żyłami roboczymi tworzy układ pseudozbalansowany określając kierunkowość kabla. W wersji zbalansowanej kierunkowość wyznaczają wtyki a ekran łączy piny masy. Same wtyki to solidne, srebrzone Neutriki, które dalekie są od audiofilskiej biżuterii, jaką można spotkać u konkurencji. W przeciwieństwie do np. Furutecha, czy Oyaide Pan Tomasz Ferszt (właściciel Sevenrods) uważa, że nie ma powodu sztucznie pompować ceny własnych wyrobów, przez wykonaną w niemalże w kosmicznej technologii konfekcję, skoro Neutriki nie dość, że trzymają parametry, to jeszcze spełniają oczekiwania rynku pro-audio. Z podobnego założenia wychodzi również obecny na naszym rynku szwajcarski VoVox i trudno się z tym nie zgodzić. W końcu zdecydowanie lepiej płacić mniej za lepsze brzmienie, niż więcej za jubilerskie dodatki sławnych potentatów.
Umiejscowionego oczko niżej w cenniku zbalansowanego interkonektu ROD2 używałem przez dłuższy czas (jeszcze z Heglem H100) i miło go wspominam. Jego precyzyjny i prawdomówny charakter bardzo dobrze sprawdzał się podczas porównań różnych urządzeń w moim systemie, jednak koniec końców musiał uznać wyższość nomen omen sporo droższej konkurencji. ROD3 też nie miał łatwo. Jego odsłuchy zbiegły się z dostawą niemieckich łączówek Neytona, jednak ze względu na dość drastyczne różnice w cenie ww. przewody stanowiły jedynie jeden z wielu punktów odniesienia ułatwiających określenie ile i czy w ogóle trzeba dopłacić za lepsze / inne brzmienie.
Ponieważ przewody dotarły do mnie zupełnie niegrane zafundowałem im standardowy, pi razy drzwi, tygodniowy okres akomodacyjno – rozruchowy. Potem parasol ochronny powędrował do szafy i zaczęła się sesja egzaminacyjna bez taryfy ulgowej. Pierwsze wrażenie miałem takie, jakbym dostał RODa 2 po kuracji hormonalno – sterydowej w którymś z ośrodków byłego NRD. Firmowy studyjno – transparentny „sznyt” został zachowany, jednak brzmienie, nabrało niezaobserwowanej wcześniej muskulatury. Transjenty zyskały na szybkości i natychmiastowości, bas schodził niżej nie tracąc nic ze swojej sprężystości i różnorodności a soprany pomimo swojej rozdzielczości nie nosiły znamion chłodu, bądź szklistości. Niemalże subsoniczne pasaże na „BBNG2” (Badbadnotgood), czy „Hallucination Engine” (Material) zaskakiwały czytelnością i co najważniejsze nie nużyły. Nawet „Cello suites” Bacha zagranych przez Andrzeja Bauera udało mi się wysłuchać w całości, co do tej pory nieczęsto mi się zdarzało. Po prostu nie przepadam za obserwowaniem, jak ktoś podczas grania się męczy a na ww. albumie słychać to z reguły aż za dobrze. Tym razem jednak najważniejsza była muzyka, barwa instrumentu i ukryte wśród nut emocje a nie zmagania muzyka z instrumentem podkreślane przez różnego rodzaju odgłosy kojarzące się bardziej z siłownią niż z solowym nagraniem.
Przechodząc do mniej absorbującego materiału sięgnąłem po „Love Me Tender” Barb Jungr, której głos jest równie jedwabisty i gładki, co Toma Waitsa, czy patrząc na nasze, rodzime podwórko Marka Dyjaka. Grunt, że polskie interkonekty nic z jej wrodzonej, czy też raczej nabytej, chropowatości nie złagodziły, nie dosłodziły i polukrowały. Nadal najważniejsza była prawda, która nie zawsze bywa piękna. Liczył się naturalny autentyzm i za to należą się brawa. Podobnie autentycznie, lecz tym razem dziewczęco i niewinnie zabrzmiał „Memory Loves You” Sophie Zelmani. Dla niezorientowanych to takie urocze dziewczę, które na ww. krążku bardzo zwinnie porusza się w klimatach kojarzonych np. z Carlą Bruni, czy Vanessą Paradis. Czyli w skrócie jest to idealne tło do romantycznej kolacji we dwoje, wybornego wina, szynki parmeńskiej i aromatycznych serów. A wracając od rozkoszy podniebienia do muzyki – delikatnie wypchnięty, blisko „zdjęty” wokal był wyraźnie zarysowany przed cofniętymi o krok, czy dwa pozostałymi muzykami, co podkreślało kameralność i trójwymiarowość nagrań.
Na bardziej skomplikowanym i stawiającym zdecydowanie wyższe wymagania, co do czytelności i możliwości kreowania wieloplanowej sceny materiale, jakim niewątpliwie były: podwójny album „S&M” Metallicy, „Dark Passion Play” Nightwish, czy „Moment of Glory” Scorpions Sevenrodsy nie miały się czego wstydzić. Jak na swoją cenę wypadły co najmniej na czwórkę z plusem, a taka a nie inna ocena wynika nie tyle z ich ograniczeń co z przełączania się od czasu do czasu na (kilkukrotnie) droższą konkurencję. Okazywało się, że można lepiej, ale niestety nawet „trochę lepiej” wymaga zdecydowanie szerszego rozchylenia portfela. Braki warsztatowe Anette Olzon niespecjalnie absorbowały uwagę i choć były wyraźnie słyszalne pozwalały cieszyć się świetnym spektaklem, jaki zgotowali swoim fanom fińscy muzycy.
Prawdziwą wisienką na torcie i wybornym deserem okazała się „Barcelona” (Freddie Mercury & Montserrat Caballe), czyli dwie legendy łączące dwa, na pozór różne światy. Choć realizacja tego albumu daleka jest od ideału, to wysłuchałem go z wielką przyjemnością wspominając „tańczące fontanny” (Fuentes Magicas), jakie dane mi było oglądać właśnie z ww. podkładem muzycznym. Tym razem precyzja ROD3 nie miała zbyt wiele do powiedzenia – o ile głosy tego dość niekonwencjonalnego duetu były lekko wysunięte w kierunku słuchacza, to już zarówno fortepian, jak i pozostałe instrumenty zaprezentowane zostały jako dość obszerne i zarysowane dość grubą kreską impresjonistyczne plamy, tylko chwilami zyskujące na ostrości. Jednak, jak zaznaczyłem na początku nie była to wina testowanych kabelków a niezbyt wysokich lotów materiału źródłowego.
Podczas odsłuchów Sevenrodsów wpadły mi w ręce, zdecydowanie bardziej utytułowane, XLRy Nordost Baldur i nie omieszkałem przeprowadzić małego sparringu, podczas którego okazało się, że polskie przewody cechował zdecydowanie bardziej mięsisty i nasycony dźwięk, przy jednoczesnym zachowaniu podobnej precyzji. Całość była bardziej namacalna i rzeczywista a delikatna, niejako podskórna nerwowość amerykańskiego konkurenta przynajmniej w moich uszach przechylała szalę zwycięstwa na rzecz łódzkich interkonektów.
Patrząc na ewolucję, jaka ma miejsce w ofercie Sevenrods wypada się tylko cieszyć, że na naszym, rodzimym podwórku można za naprawdę rozsądną kwotę nabyć takie okablowanie. Okablowanie, które nie dość, że stawia zagraniczną konkurencję w nie zawsze komfortowej sytuacji, to jeszcze sprawia, że nawet niezbyt referencyjne nagrania pozwalają cieszyć ucho nie tylko rasowych audiofilów, ale i melomanów.
ps. I mały bonus w postaci zdjęć zatyczek Dust Caps, których wpływ na dźwięk może i jest symboliczny, ale zabezpieczenie przed kurzem nieużywanych gniazd RCA tez potrafi poprawić samopoczucie.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybutor / Producent: Sevenrods
Cena: 2 x 1 m RCA – 1 200 zł; 2 x 1 m XLR – 1 300 zł
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s
DAC & konwerter USB/Coax: Hegel HD2
Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
Wzmacniacz: Electrocompaniet ECI 5
Kolumny: A.R.T. Moderne 6 ustawione na Soundcare Superspikes; Dynaudio Focus 340
IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Audiomago AS
IC XLR: LessLoss Anchorwave; Neyton Bamberg NF; Neyton Nuernberg NF; Neyton Frankfurt NF; Nordost Baldur
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kable USB: Wireworld Ultraviolet, Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2
Stolik: Missoni Audio Carpet Stradivari
Przewody ethernet: Neyton CAT7+
Akcesoria: Sevenrods Dust-caps