Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym miesiącu miałem szczęście gościć dwa wielce intrygujące i śmiało można stwierdzić, że wręcz bezsprzecznie „górnopółkowe” głośniki bezprzewodowe. Pierwszym był otwierający marcowe publikacje Dynaudio Music 5 a nad drugim, w ramach niniejszej recenzji właśnie przyszło mi się pochylić. Dzisiejszy gość łączy w sobie iście futurystyczną formę z niemalże kosmicznymi technologiami. W dodatku pochodzi od producenta, który pomimo niewątpliwie lifestyle’owej estetyki ma iście high-endowe ambicje a jego wyroby oferowane są wyłącznie w wyspecjalizowanych salonach audio i przez internet. Mowa oczywiście o francuskim Devialecie i jego najmniejszym urządzeniu – bezprzewodowym głośniku Phantom Reactor 600, którego wizytę zawdzięczam dystrybutorowi marki - Sieci Salonów Top HiFi & Video Design.
Nie da się ukryć, że aparycja dzisiejszego gościa jest nad wyraz udanym mariażem elegancji (powiedzenie Francja-elegancja nie wzięło się przecież znikąd) i futurystycznych idei wzornictwa przemysłowego inspirowanych „Odyseją kosmiczną” Stanleya Kubricka. Obły, przywodzący na myśl jakąś niezwykle zaawansowaną i równie morderczą formę AI rodem z Matrixa, bądź Altered Carbon korpus dostępny jest w matowej czerni i satynowej bieli. Na jego froncie, ukryty za misterną pajęczyną maskownicy łypie na nabywcę niewielki przetwornik szerokopasmowy, który wspierają dwa umieszczone po bokach, również aluminiowe, skrzelopodobne drajwery basowe o dużym skoku. O średnicy poszczególnych przetworników producent niestety nie wspomina a internetowy research nie przyniósł jednoznacznych wyników, więc niech przynajmniej na razie pozostanie to jego słodką tajemnicą. Powyższą trójkę napędza autorski 600W wzmacniacz ADH® (Analog Digital Hybrid) z systemami aktywnego dopasowania głośników SAM® (Speaker Active Matching), HBI® (Heart Bass Implosion) i ACE™ (Active Cospherical Engine). Nad pracą całości czuwa procesor ARM Cortex-A9 1.25GHz a obróbkę sygnałów cyfrowych powierzono firmowemu układowi Devialet DAC ADH3. W sumie 600-kę zbudowano z 981 elementów chronionych ponad 100 patentami. Całkiem nieźle jak na takiego malucha.
Sensory sterujące umieszczono na będącej wycinkiem sfery płycie górnej. Do dyspozycji mamy selektor źródeł (Bluetooth / Analog/Optical), regulację głośności, Play/Pause i firmowy Link przydatny podczas konfiguracji urządzenia i parowania go z dedykowaną aplikacją. A właśnie konfiguracja. Sama drukowana instrukcja uruchamiania Phantoma ogranicza się do trzech prostych kroków - podłączenia Reactora do prądu, zainstalowania dedykowanej aplikacji i … cieszenia się rewelacyjny dźwiękiem. Oczywiście po drodze jest wymagane wykonanie kilku czynności zgodnie z wyświetlającymi się w apce komendami, ale proszę się nie obawiać – najtrudniejsze dotyczą wyboru nazwy pomieszczenia w którym przyjdzie tytułowemu głośnikowi pracować i kliknięcia w sensor Link finalizującego set-up. Prawdę powiedziawszy ergonomia i intuicyjność na 5+.
Konwencjonalną ścianą tylną zastąpiono seksownie zaokrąglonym masywnym radiatorem u którego nasady, w niewielkim wykuszu wygospodarowano miejsce na niewielki panel z portem Ethernet, combo analog/optical jack, włącznik główny i gniazdem zasilającym (popularna ósemka). Całość posadowiono na solidnej stopie zapobiegającej przesuwaniu się głośnika na gładkich powierzchniach blatów.
Zanim skupię się na walorach brzmieniowych 600-ki poświęcę jeszcze krótki akapit na omówienie jej funkcjonalności. Jak bowiem możecie się zorientować zerkając tak do materiałów promocyjnych, jak i na charakterystyczne logotypy zdobiącą wielce atrakcyjne i pomysłowe opakowanie, przy łączności bezprzewodowej, poza będącą miłym udogodnieniem dwupasmowością, przewijają się li tylko informacje o obsłudze Airplay i Spotify Connect, co przynajmniej u mnie zapaliło ostrzegawczą lampkę. W końcu, przynajmniej w Polsce, jeśli chodzi o jakość oferowanego streamingu Tidal HiFi nie ma praktycznie żadnej konkurencji a na pułapie cenowym, na jakim operuje Devialet logicznym wydaje się sięganie po możliwie najwyższą jakość reprodukowanego contentu. Oczywiście sprawę załatwia kompatybilność z Roonem integrującym pod swoimi skrzydłami większość ogólnoświatowych serwisów, jednakże przy obecnych planach taryfowych tego typu rozwiązania budzą zrozumiałą niechęć potencjalnych nabywców. Całe szczęście okazało się, że można temat rozwiązać w zdecydowanie mniej obciążający naszą kieszeń sposób, decydując się na zakup oprogramowania Audirvana https://audirvana.com/ i tym sposobem całkowicie przejąć kontrolę nad Devialetem swobodnie przełączając się pomiędzy zasobami zgromadzonymi na domowych NAS-ach i tymi dostępnymi „w chmurze”. Co prawda plików MQA Devialet jeszcze nie obsługuje, ale z PCM 24bit/192kHz radzi sobie lepiej niż dobrze.
A jak Reactor 600 gra? W telegraficznym skrócie można pierwsze wrażenie ująć w formie cisnącej się na usta u większości postronnych obserwatorów popularnej partykuły wzmacniającej „o k..a!”, ale biorąc pod uwagę dbałość o kulturę i poziom wypowiedzi posłużę się zdecydowanie bardziej akceptowalnym „zaskakująco”. W dodatku zaskakująco dobrze, potężnie, dynamicznie, rozdzielczo i co tylko przyjdzie Wam na myśl z obszaru superlatyw jakimi można obsypać ustrojstwo wydające dźwięki. I to wszystko niezależnie od tego, czy będziemy patrzeć na 600-kę przez pryzmat deklarowanej przez producenta oszałamiającej mocy 600W, praktycznie pomijalnej 3 litrowej pojemności obudowy, czy nawet próbując umiejscowić ją w naszym prywatnym rankingu kierując się ceną. Najmniejszy Devialet wymyka się bowiem nie tylko próbom zaszufladkowania go i przypięcia mu jakiejś bezpiecznej, definiującej jego możliwości łatki, co wręcz obowiązującym jego konkurencję, bo na pewno nie jego, prawom fizyki. Jego brzmienie jest nie tylko zaskakująco dynamiczne, co całkowicie nierzeczywiste ze względu na nieadekwatność skali i wolumenu generowanych dźwięków do gabarytów samego reproduktora. Krótko mówiąc coś, co nie ma prawa grać, gra tak, że kapcie spadają, włosy stają dęba a rodowe skorupy radośnie zaczynają podrygiwać w kredensie. Tytułowy maluch zachowuje się wręcz tak, jakby w swych trzewiach, z resztą zgodnie z nazwą, ukrywał właśnie jakiś kieszonkowy reaktor i korzystając pełnymi garściami z nieograniczonych zasobów mocy za wszelką cenę starał się wydostać na zewnątrz bezlitośnie szarpiąc bocznymi drajwerami. Całe szczęście swe poczynania podporządkowuje aktualnie odtwarzanym nurtom muzycznym, więc szarpie się do taktu a nie jak popadnie, a co za tym idzie mamy okazję doświadczyć zarówno motoryki, jak i wzorowego timingu a nie właściwego wszelakiej maści boomboxom monotonnego dudnienia.
Nie twierdzę przy tym, że dźwięk małego Reactora nie jest „zrobiony”, bo ewidentnie jest, ale jest „zrobiony” ze smakiem i zaskakującym na swoją cenę wyrafinowaniem. Mamy bowiem do czynienia z potężnym, lecz świetnie kontrolowanym basem, sugestywnie wypchniętą, komunikatywną średnicą i odważnymi, perlistymi wysokimi tonami, co w pakiecie daje swoiste wrażenie pobudzającej wyczynowości. Devialet jest ponadto niezwykle zrywny i zwrotny. Niczym podrasowany Hot hatch bez najmniejszych problemów radzi sobie zarówno z piekielnie szybkim „Ballistic, Sadistic” Annihilatora, co niemalże sączącym się w ślimaczym tempie bulwarowego cruisingu walca drogowego albumie „Patchouli Blue” formacji Bohren & Der Club Of Gore. Wystarczy tylko ustawić go mniej więcej „sitkiem” szerokopsmówki w naszą stronę a zaimplementowane wewnątrz jego trzewi iście kosmiczne technologie zajmą się resztą. Co ciekawe już podczas jego solowych występów nie miałem najmniejszych zastrzeżeń do kreowanej sceny dźwiękowej a to przecież dopiero półmetek, skoro zalecanym jest zaopatrzenie się w parę takowych uprzyjemniaczy i skonfigurowanie ich w de facto konwencjonalny, acz aktywny, zestaw stereofoniczny.
Niemniej jednak, skoro w pojedynkę 600-ka była w stanie bez najmniejszych problemów nagłośnić ponad dwudziestometrowy pokój, a przy tym zbliżyć się do koncertowych poziomów głośności na „Pulse (Live)” Pink Floyd to znak, że i w innych okolicznościach sobie poradzi.
Devialet Phantom Reactor 600 to konstrukcja niewątpliwie wybitna i wręcz wyprzedzająca swymi możliwościami nasze czasy. Może i jest to, z racji swoich walorów estetycznych, pełnokrwisty lifestyle, jednak dysponując kwotą ok.10 kPLN i rozglądając się za nieabsorbującym gabarytowo a jednocześnie oferującym rozdzielczy i dynamiczny dźwięk systemem klasy Hi-Fi poważnie zastanowiłbym się nad sprawdzeniem parki takich 600-ek we własnych czterech kątach. W końcu niczym nie ryzykujecie a w tym przypadku możecie jedynie zyskać i to nie tylko świetny dźwięk, lecz również wdzięczność płci pięknej, że oszczędziliście jej widoku plątaniny kabli i aparatury, której obsługa wymaga doktoratów z robotyki i mechatroniki.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 4 777 PLN
Dane techniczne
Maksymalne ciśnienia akustyczne: 95 dB SPL @ 1 m
Moc wzmacniacza: 600 W w impulsie
Wejścia: Analog/Optical jack; Ethernet RJ-45 10/100/1000 Mbps (Gigabit)
Łączność bezprzewodowa:
Bluetooth: A2DP and AVRCP profiles, AAC, SBC audio codecs
Wi-Fi Dual-band (a/b/g/n/ac 2.4GHz & 5GHz)
Airplay
Spotify Connect
Całkowite zniekształcenia THD+N wzmacniacza: 0.001%
Pasmo przenoszenia: 18 Hz to 21kHz (@-6dB)
Zastosowane przetworniki: 1 x Aluminiowy przetwornik szerokopasmowy, 2 x Aluminiowe przetworniki basowe
Układ przetwornika: Devialet DAC ADH3 (24bit/192kHz)
Zniekształcenia THD przetwornika: -112dB
Procesor: ARM Cortex-A9 1.25GHz, pamięć512MB DDR3-1600
Wymiary (S x W x G): 157 x 168 x 219 mm
Waga: 4.3 kg