Po urządzeniach typowo lifestylowych w stylu Yamahy Relit LSX-170, lub przenośnych (Cayin N6/ Westone W50/ Westone UM Pro 50) nadszedł czas na kolejną pozycję z gatunku ciekawostek. Proszę się jednak nie martwić, gdyż zamiast namiastki gramofonu w postaci jeżdżącej po winylu wkładki w kształcie mikrobusika VW wybrałem coś zdecydowanie bardziej wyrafinowanego brzmieniowo. Te pozornie normalne monitorki, nie dość, że nie odbiegają designem od swojego standardowego rodzeństwa, to ustawione na półce, bądź standzie będą prezentowały dokładnie tak, jak setki i tysiące modeli konkurencyjnych marek, z tą tylko różnicą, że wewnątrz klasycznych obudów ukryto kilka kilogramów elektroniki odpowiedzialnej oprócz wzmocnienia, również za łączność i to łączność bezprzewodową. W tym momencie nie pozostaje mi nic innego, jak oficjalnie przedstawić bohaterów niniejszego testu - Dynaudio Xeo 4.
Bryła i gabaryty 4-ek dość jasno dają do zrozumienia, że ich najbliższymi krewniakami są Excite X14 a powinowactwa z ich aktywna wersją (X14A) po prostu się nie wyprą. Krótko mówiąc mamy do czynienia z typowym półkowym/standowym monitorem, w jakości wykonania do jakiego Duńczycy przyzwyczaili nas od lat. Tym razem jednak zamiast naturalnej, bądź sztucznej okleiny postawiono na dwa klasyczne warianty kolorystyczne, czyli czerń i biel – obie w satynie. Taki ruch wydaje się całkiem logiczny, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Xeo trafią do osób ceniących sobie zarówno nowoczesność, jak i wzorniczy minimalizm, co automatycznie wyklucza obecność w ich otoczeniu czegoś nazwijmy to … „rustykalnego”. Do testu otrzymałem wersję czarną, co z resztą widać na załączonych zdjęciach. Firmowe przetworniki są dokładnie takie same jak w X14A (wykonany z MSP mid-woofer + tekstylna kopułka), a i wewnętrzna amplifikacja również nie powinna się różnić, więc biorąc pod uwagę czystko kosmetyczne niuanse zarówno w cenie, jak i gabarytach, jeśli nie możemy, bądź nie chcemy rezygnować analogowych interfejsów to dobrze wiedzieć, że zawsze mamy jakąś alternatywę.
Na tylnej ściance oprócz łagodnie zakończonego wylotu kanału bass reflex próżno szukać standardowych przyłączy. Ba, oprócz skromnej „ósemki” gotowej przyjąć firmowe przewody zasilające nijakich terminali/wejść/wyjść (niepotrzebne skreślić) nie znajdziemy. Jest za to czym poklikać, bo poczynając od włącznika głównego szczęśliwy nabywca w dziecinnie łatwy sposób może ustawić strefę (Red, Green, Blue), kanał, w jakim ma pracować dana kolumna (Lewy/Prawy) i … w razie potrzeby skorygować za pomocą uproszczonego DSP samą lokalizację kolumn w swoim pomieszczeniu (Neutral/Wall/Corner). Z tej ostatniej funkcjonalności z pewnością ucieszą się posiadacze trudnych akustycznie pokoi i … Panie Domu, dla których nawet 20 cm dystansu pomiędzy ścianą a tyłem naszych ukochanych skrzynek to 20 cm zmarnowane. Oczywiście przesadzam, ale tego typu „gadgety” w ekstremalnych przypadkach po prostu się przydają i tyle. Na szczycie każdej z kolumn umieszczono niewielki odbiornik z rządkiem diod informującym np. o aktualnym wzmocnieniu na froncie i trzema okrągłymi przyciskami umożliwiającymi wybudzenie/uśpienie, oraz regulację głośności.
W komplecie są oczywiście magnetycznie montowane maskownice, lecz poza stwierdzeniem faktu ich obecności nie odczuwałem wewnętrznej potrzeby zakładania ich na 4-ki.
Wraz z kolumnami dotarł również dedykowany transmiter Xeo Hub, oraz eleganckie, wykończone na wysoki połysk standy Stand3x. O ile same podstawki oferują wielce przydatną możliwość ukrycia okablowania w swojej pochylonej ku tyłowi nodze, to zdecydowanie większa uwagę warto poświęcić niewielkiemu czarnemu pudełku i przypisanemu do niego pilotowi. Zasilany z zewnętrznego zasilacza, bądź odpowiednio wydajnego portu USB, transmiter jest nie tylko niezwykle kompaktowy, ale i poręczny dzięki gumo - podobnemu tworzywu, jakim jest pokryty. Na swojej tylnej ściance oferuje dwa wejścia liniowe w postaci gniazda mni jack oraz pary standardowych terminali RCA, i pełna gamę interfejsów cyfrowych pod postacią gniazd optycznego, koaksjalnego i USB. Obrazu całości dopełnia port Ethernet (m.in. do aktualizacji oprogramowania), selektor częstotliwości transmisji (2.4 GHz, 5.2 GHz, 5.8 GHz) i wspomniane gniazdo zasilające USB. Tyle teorii i wrażeń organoleptycznych. Czas na brzmienie.
Jak na tak niepozorne maluchy bas ma całkiem niezły wykop i idący z nim w parze wolumen. Dzięki temu nie mamy uczucia, że za impetem, z jakim np. uderza podwójna stopa perkusji jest przysłowiowa pustka. O nie. 4-ki grają mięsiście i po prostu nie udają, nie symulują czegoś, czego w nagraniach nie ma. Nie doświadczamy prób wysilonego, sztucznego pompowania dźwięku, którym czasem starają się kusić co poniektórzy producenci. W zamian za to scena i źródła pozorne, choć przeskalowane, wcale nie wyglądają karykaturalnie a jedynie adekwatnie do możliwości tytułowych Dynaudio a przede wszystkim zgodnie z obowiązującymi prawami fizyki.
Na „Popular Problems” Leonarda Cohena dźwięk był mięsisty i jedwabisty, co generalnie można uznać za znak firmowy duńskich głośników, lecz daleko mu było od tzw. „buły”, którą to zarzucają Dynkom ich zagorzali przeciwnicy. Głos przeżywającego nieustającą złotą jesień barda nie stracił nic z chropawości a wszelkiego rodzaju smaczki w stylu delikatnych mlaśnięć, naturalnych sybilantów i oczywistych szumów związanych z oddechem były rewelacyjnie czytelne. Dzięki temu zyskujemy świetny wgląd w nagranie i jeśli tylko realizator nie przykrył wszystkiego kocem gaśniczym to z pewnością żaden niuans nie powinien nam umknąć. Co ważne cały czas poruszamy się w obszarze ewidentnej muzykalności i nie musimy obawiać się beznamiętnej, wyjałowionej laboratoryjnej wiwisekcji. Na pierwszym planie zawsze jest spektakl, całość kompozycji a dopiero głębiej, jeśli tylko mamy na to ochotę, sięgnąć możemy po wspomniany „plankton” tworzący klimat i dostarczający nam informacji o warunkach akustycznych, w jakich dokonano konkretnego nagrania.
Nawet dalece bardziej ofensywne, pełne szorstkich riffów i czasem niemalże wyszczekiwanych partii wokalnych albumy w stylu „Heroes”, czy „The Art. of War” Sabaton nie był w stanie wprowadzić 4-ek w konsternację. Klasyczne dygresje, chór w tle i mocny, sugestywnie przybliżony Joakima Brodéna w „Hearts of Iron” wypadły na tyle przekonująco, że ww. utwór wielokrotnie przewijał się przez układane na potrzeby niniejszego testu playlisty. Czuć było rozmach i radość naturalnego, spontanicznego grania bez nawet najmniejszej nutki asekurantyzmu.
W spokojnych, romantycznych klimatach, do jakich niewątpliwie możemy zaliczyć „Wallflower” Diany Krall soczysta, jedwabiście gładka średnica płynnie przechodziła w lśniące złotem zachodzącego słońca wysokie tony i dystyngowanie znajdowała oparcie w mięsistych, leniwie pulsujących najniższych składowych. Dźwięk robił się gęsty i słodki – karmelowy, lecz dzięki delikatnie matowemu głosowi wokalistki w żadnym wypadku nie można było mówić o pocztówkowej cukierkowej lepkości. To zupełnie inny poziom estetyki, kultury przekazu i warto o tym pamiętać, bo grając nawet z komputera trudno będzie odnaleźć w dźwięku Xeo choćby cień przysłowiowej „cyfrowości”.
Dynaudio Xeo 4 wydają się szalenie ciekawą propozycją dla osób chcących wkroczyć w magiczny świat Hi-Fi i niemalże już na starcie czerpać pełnymi garściami z coraz bardziej popularnych zdobyczy techniki pod postacią zarówno plików umieszczonych na dyskach sieciowych, jak i coraz bardziej popularnych serwisów streamingowych. Ba dla większości z nich do pełni szczęścia i spełnienia 99,9% potrzeb wystarczy właśnie tytułowy set Dynaudio i … abonament np. w TIDALu. Zero zabawy w ripowanie, czy zakupów poszczególnych albumów, uruchamiamy appkę i słuchamy tego, na co w danej chwili przyjdzie nam ochota. O konieczności posiadania komputera nawet nie wspominam, bo świat tak gna do przodu, że w chwili obecnej równie dobrze jako źródła sygnału można użyć nawet tabletu, bądź smartfona. Krótko mówiąc trudno sobie wyobrazić prostszy sposób na kompletny, skończony a przy tym świetnie grający, rasowy system Hi-Fi wymagający od nabywcy jedynie wypakowania, podłączenia i raptem po kilku minutach oferujący dostęp do ulubionej muzyki.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Nautilus
Ceny:
Dynaudio Xeo 4: 6 990 PLN / para
Dynaudio Xeo Hub: 990 PLN
Dynaudio Stand3x: 990 PLN / para
Dane techniczne:
Dynaudio Xeo 4
Pasmo przenoszenia (± 3 dB): 45 Hz – 23 kHz
Pobór mocy: 5-38 W
Pobór mocy w trybie standby: 0,34 W (network active)
Moc wzmacniacza: średnica i bas: 50 W, Tweeter: 50 W
Wymiary: (S x W x G): 170 x 282 x 246 mm
Waga: 6,4 kg
Zasilanie: 100 – 240 V, 50/60 Hz
Dynaudio Xeo Hub
Częstotliwość transmisji: 2.4 GHz, 5.2 GHz, 5.8 GHz
Akceptowany bezprzewodowo sygnał cyfrowy: do 24 bit/96 kHz
Wymiary (S x W x G): 140 x 32 x 105 mm
Waga: 0,2 kg
Zasilanie: Zasilacz 100-240 V lub poprzez gniazdo Micro USB: 5V / min. 500 mA