Wydawać by się mogło, że kluczem do sukcesu jest możliwie ścisła specjalizacja. Osiągamy satysfakcjonujący poziom zaawansowania w jakiejś dziedzinie, trzymamy się obranej drogi i robiąc swoje koniec końców dochodzimy do perfekcji. Proste? Proste, warto jednak mieć świadomość, iż to niewiele mająca wspólnego z rzeczywistością teoria. Czy to źle? Enigmatycznie można odpowiedzieć „to zależy”, gdyż historia zna zarówno przypadki wytwórców, którzy czego by się nie dotknęli, to poza poziom hipermarketowej masówki nie są w stanie wyjść, jak i takich, którzy wzorem mitycznego Midasa, zamieniają każdą swoją aktywność w złoto. Zgodnie z zasadą mówiącą, że życie jest zbyt krótkie na złe i nudne Hi-Fi pierwszą grupą nie widzę sensu się zajmować, za to z drugiej, dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora - Sieci Salonów Top HiFi & Video Design udało nam się do testów pozyskać słuchawki w obowiązkowym wydaniu True Wireless. Jednak słuchawki pochodzące z portfolio nie producenta, który niejako na nausznikach zjadł zęby, lecz wytwórcy kojarzonego głównie z kolumnami głośnikowymi. Mowa bowiem o marce Bowers & Wilkins i ich topowych, bezprzewodowych dokanałówkach PI7.
Już na pierwszy rzut oka widać, iż PI7 są dość zauważalnie podobne do recenzowanych przez nas w maju PI5-ek. Z premedytacją nie użyłem określenia sugerującego bliźniaczą (jednojajową?) identyczność, gdyż o ile niżej usytuowany w firmowym portfolio i zarazem tańszy model prezentował się nad wyraz elegancko, to w 7-kach Anglicy poszli znacznie dalej. I wcale nie chodzi o oczywiste różnice w kolorystyce, gdyż oba modele występują zarówno w czarnym, jak i białym umaszczeniu, co designerskich detalach nadających całemu projektowi dyskretnej elegancji i oczywiście zdecydowanie większym zaawansowaniu technologicznym.
Oprócz standardowego kartonowego opakowania PI7 wyposażono w dedykowaną „skorupkę” pełniąca nie tylko rolę ochronną i powerbanku umożliwiającego wydłużenie czasu użytkowania słuchawek z 4 do 20 godzin, lecz również transmitera zapewniającego funkcję streamingu przy jednoczesnym ładowaniu case’a. W dodatku sam proces jest niemalże bezobsługowy. Spinamy etui ze źródłem przewodem USB /USB-C lub USB C / jack 3,5mm (!!!) wciskamy umieszczony pod diodą sygnalizującą stan naładowania/pracy przycisk na nieco ponad 3 sekundy i … gra muzyka. Mało tego, jeśli dysponujemy innym, bezprzewodowym modelem słuchawek Bowers & Wilkins również możemy je z ww. stacją bazową sparować!
Same korpusy wykonano z miłego w dotyku tworzywa i w zależności od wersji kolorystycznej jest to czerń/biel uzupełniona utrzymanymi w satynowym złocie detalami takimi jak ozdobne „kapsle” z firmowymi logotypami, czy kratki zapewniające zarówno komunikację poprzez ukryte podwójne mikrofony, jak i niezwykle efektywne działanie adaptacyjnego systemu ANC. Warto przy tym wspomnieć, iż w 7-kach wykorzystano podwójne hybrydowe przetworniki zasilane dedykowanymi (po dwa w słuchawce) wzmacniaczami pracującymi pod kontrolą zaawansowanych układów DSP zapewniających w pełni 24-bitowe połączenie. Nie zabrakło też czujnika zatrzymującego odtwarzanie przy wyjęciu słuchawki z ucha, jak również pełnego sterowania tak głosem, jak i gestami (kiziając korpusy ).
Już podczas testów PI5-ek okazało się, że Bowers & Wilkins szalenie daleki jest od li tylko odcinania kuponów od własnej renomy i podobnie jak przy produkcji głośników, tak i przy słuchawkach postawił na własne – autorskie rozwiązania przekładające się na wysokiej klasy brzmienie. O ile jednak 5-ki oferowały, tak jak właśnie wspomniałem Hi-Fi’owe granie, to przesiadkę na PI7 śmiało możemy uznać za zaproszenie do wydawać by się mogło nader hermetycznego grona High-Endu. Serio, serio. Rozmach, swoboda, rozdzielczość, czy dojrzałość przestają być tylko pustymi hasłami dźwięk opisującymi, lecz w pełni namacalnymi, realnymi jego cechami. Począwszy od nieco anachronicznego brzmienia „Jammed Together ( )” dream teamu w składzie Steve Cropper, Pop Staples, Albert King, na którym noga sama podrygiwała a „garażowość” realizacji doskonale rekompensował iście zjawiskowy flow między muzykami, jak i sam repertuar, na wściekle wykrzyczanym albumie „Aurora” formacji Annisokay skończywszy nie sposób było nie tylko do czegokolwiek się przyczepić, co wręcz znaleźć powód do nieskomplementowania. Tutaj wszystko było na swoim miejscu, idealnie zawieszone w niezwykle sugestywnej, bynajmniej nie wewnątrzgłowej, przestrzeni, barwy naturalnego instrumentarium pokrywały się z tymi znanymi z rzeczywistości a ludzkie głosy brzmiały na tyle naturalnie, że niejako z automatu przestawało się szukać dziury w całym. Nie da się jednak ukryć, że PI7 od swojego rodzeństwa grają dźwiękiem zdecydowanie większym i prawdziwszym. Jest to o tyle istotne, iż o ile rozdmuchanie sceny i wyolbrzymienie źródeł pozornych da się stosunkowo prosto i tanio osiągnąć, czym nieraz próbują złapać za ucho budżetowe konstrukcje, o tyle w tym przypadku mamy do czynienia ze zdolnością oddania realnych rozmiarów zarówno samych artystów, jak i rozmachu wydarzeń muzycznych. Dlatego też na „Jammed Together ( )” mamy kameralne spotkanie trzech przyjaciół i niezobowiązującą „domówkę” połączoną ze spontanicznym jam-em podczas którego spokojnie moglibyśmy przysiąść na jakiejś kanapie, czy nawet parapecie o krok, czy dwa od dostarczającej nam rozrywki ekipy, o tyle sięgając po wielką symfonikę w stylu „Smetana: Moldau; Liszt: Hungarian Rhapsody No. 2; Roumanian Rhapsody No. 1 – Sony Classical Originals” Leopolda Stokowskiego niejako z automatu lądujemy kilkanaście metrów od orkiestry na jasno sprecyzowanym i wskazanym nam miejscu na widowni. Siedzimy zatem dalej i widzimy aparat wykonawszy w szerszym ujęciu a jednocześnie, zgodnie z logika i prawami fizyki, gubimy nieco detali związanych z definicją poszczególnych instrumentów/solistów. Czy to źle? Absolutnie nie, gdyż nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby wzorem samplerów 8K móc określić fluid jakiego użyła wiolonczelistka, bądź ilość karatów kamienia w pierścionku zdobiącym jej palec. Może i na krótką metę taki hiperrealizm robi wrażenie i budzi podziw, jednak spróbujcie z takim natłokiem informacji i bodźców mierzyć się podczas kilkugodzinnego odsłuchu i to nawet nie krytycznego, tylko czysto rekreacyjnego.
A właśnie, co do rekreacji – Bowersy świetnie izolują od hałasu otoczenia, a dzięki niezwykle skutecznemu adaptacyjnemu systemowi ANC nawet w wydawać by się mogło trudnych do akceptacji okolicznościach przyrody wcale nie trzeba zbyt szaleć z głośnością. W ramach testów pozwoliłem sobie na kurs komunikacją miejską po trasie zawierającej zabytkowe odcinki ze stanowiącymi nawierzchnię „kocimi łbami” i muszę stwierdzić, że PI7-ki wyszły z nich obronną ręką, co jest o tyle istotne, że zamiast ostrego łojenia sięgnąłem po liryczny i oparty na „grze ciszą” album „Sounds of Mirrors” Dhafera Youssefa. Można? Można, trzeba tylko mieć odpowiednią wiedzę, warunki i możliwości, by ów potencjał przekuć w produkt klasy jaką reprezentują 7-ki.
Zabierając się do recenzji Bowers & Wilkins PI7 niejako z automatu zakładałem, że będą lepsze od i tak świetnych PI5. Nie przypuszczałem jednak, że różnica na korzyść wyższego modelu będzie aż tak kolosalna. Krótko mówiąc jeśli dysponujecie budżetem pozwalającym nabyć 5-ki pod żadnym pozorem nie sięgajcie po starsze rodzeństwo. Mając jednak środki pozwalające na zakup tytułowych dokanałówek nie ma sensu zastanawiać się nad jakąś alternatywą, tylko kliknąć, zamówić i cieszyć się brzmieniem najwyższych lotów.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 1 799 PLN
Dane techniczne
Komunikacja: Bluetooth 5.0 + AptX technology
Kodeki Bluetooth: AptX – Adaptive, AptX – HD,AptX – Low Latency, AptX – Classic, AAC, SBC
Profile Bluetooth: A2DP v1.3.1, AVRCP v1.6.1, HFP v1.7.1, HSP v1.2, BLE GATT (Generic Attribute Profile)
Dodatkowe funkcje: Auto ANC, Audio streaming, bezprzewodowe ładowanie
Częstotliwość komunikacyjna:
Tx mode: 2402MHz - 2480MHZ, ISM Band
Rx mode: 2402MHz - 2480MHz, ISM Band
RF output power: <10.0 dBm
Zastosowane przetworniki: podwójne 9.2mm dynamiczne, hybrydowe, armaturowe
Pasmo przenoszenia: 10Hz - 20kHz
Zniekształcenia (THD) <0.3% (1kHz/10mW)
Czas pracy na baterii: do 4 h (Bluetooth); 15 minutowe ładowanie = 2 h pracy Bluetooth
Waga: 7g / słuchawka + 61g ładowarka