Jak już kilkukrotnie wspominałem, choć użytkownikiem słuchawek jestem dość okazjonalnym, to w swych przyzwyczajeniach wykazuję się iście aspergerowym, ponad 30-letnim przywiązaniem do klasycznych Koss Porta Pro, których to drugi, tym razem limitowany (złoty) egzemplarz świetnie sprawdza się m.in. w roli biurowego hełmofonu. Niemniej jednak w czasach studenckich, jak i nieco później - gdy progenitura była w stadium pełzająco-raczkującym a okazji do zwyczajowego połomotania stacjonarnym systemem nie było zbyt wiele z zaskakującą regularnością i zarazem intensywnością eksploatowałem zamiennie uznawane wtenczas za całkiem wysokich lotów Sennheisery HD 580 Precision i „granitowe” HD 600 Avantgarde (wersja z procesorem DSP Lucasa). Lata mijały, 580-ki poszły w świat a 600-ki najdelikatniej rzecz ujmując uległy samoistnej biodegradacji. Jednak miłe wspomnienia zostały a w szafie zgrabny duecik Meze zawsze jest w pogotowiu, więc gdy tuż po wielce udanych HD 490 PRO Plus stołeczny Aplauz Audio zaproponował dostarczyć na redakcyjny tapet model HD 620S z radością na ową propozycję przystałem, w cichości ducha licząc, iż współczesna inkarnacja 600-ek nieco odświeży miłe wspomnienia.
No i już podczas unboxingu zacząłem odnosić nieodparte wrażenie, że cały mój misterny plan na sentymentalną retrospekcję właśnie idzie w … mniejsza z tym gdzie. Okazało się bowiem, iż 620-ki, poza „numeryczną inspiracją”, przynajmniej jeśli chodzi o budowę, aparycję i pierwsze wrażenia organoleptyczne ze swoimi protoplastkami z bodajże 1997r. mają tyle wspólnego, co … szyba z szybowcem. I w tym momencie muszę uderzyć się w pierś, gdyż tak po prawdzie, jeśli chciałem zafundować sobie ekshumację wspomnień powinienem sięgnąć po model HD 660S2. A tak, najpierw zbudowałem sobie „wyprzedzającą narrację”, więc w momencie otrzymania przesyłki zrobiłem wielkie oczy. No nic, nauka na przyszłość, żeby uważniej weryfikować na co się piszemy. Wróćmy jednak do meritum i choć pokrótce wskażmy podstawowe różnice. Przede wszystkim 620-ki są konstrukcjami zamkniętymi a nie otwartymi, w dodatku pady i pas nagłowny zamiast mięsistego weluru obszyto dość średnio imitującą naturalną tapicerkę eko-skórą a zamiast wspomnianej „marmurkowej” faktury wykorzystane plastiki przywodzą na myśl dość spontaniczne DIY z dostępnych na podorędziu komponentów. Przesadzam i niepotrzebnie dramatyzuję? Bynajmniej, bowiem zamiast pewnej logicznej koherencji producent wykorzystał tworzywa o trzech różnych fakturach – półmatowe i chropawe (z tego co widać pochodzące z HD560S) elementy pałąka i korpusów muszli, „zroszone” pokrywy muszli i matowe uchwyty ramion owe muszle mocujących. Całe szczęście służące do regulacji rozstawu suwadła wzmocniono metalowym pasem/taśmą. I teraz ciekawostka, gdyż pomimo faktu, iż „stare” 600-ki ważyły 260g, a więc w porównaniu do 326g „nowych” 620-ek były lżejsze, to organoleptycznie sprawiały i nadal sprawiają (posiłkowałem się egzemplarzem zaprzyjaźnionego melomana) dramatycznie solidniejsze i budzące zaufanie wrażenie. I żeby nie było, że się czepiam, szukam dziury w całym i żyję „koloryzowanymi” wspomnieniami. Sparring z ww., również ważącymi 260g HD 490 PRO Plus przyniósł dokładnie takie same rezultaty, więc zupełnie bez złośliwości, za to po prostu szczerze pozwalam sobie stwierdzić, że zarówno na tle swojego rodzeństwa, jak i np. sporo tańszych Audio-Technica ATH-M50xBT PB, o Meze 99 Neo i 99 Classics Gold nawet nie wspominając, żeby nie być posądzonym o bezpardonowy roast, 620-ki prezentują się jak średnio udana „kopia bezpieczeństwa” zamówiona na którejś z azjatyckich platform sprzedażowych i gdybym nie miał pewności, że dostarczony egzemplarz pochodził z oficjalnej dystrybucji miałbym poważne wątpliwości co do jego oryginalności. Dość jednak marudzenia. Od strony technicznej mamy bowiem do czynienia z konstrukcjami wokółusznymi, zamkniętymi i opartymi na 42mm przetwornikach dynamicznych o impedancji 150 Ω i czułości 110 dB SPL. W zestawie, oprócz samych słuchawek znajdziemy jeszcze przewód sygnałowy o długości 1,8m z dokręcanym adapterem z mini na dużego Jacka (3,5 mm > 6,35 mm).
A jak Sennheiser HD 620S wypadają w praktyce? Na pierwszy ogień idzie ergonomia, którą pozwolę sobie ocenić jako poprawną, choć przy moich ogropodobnych gabarytach (188cm/100+ kg) tak nacisk padów, jak i aspekt termiczny jest na granicy komfortu. Dodatkowo choć używam okularów o „niskoprofilowych” oprawkach ze stali chirurgicznej co dwa-trzy kwadranse musiałem robić sobie przerwy, gdyż pady zbyt mocno dociskały zauszniki, więc osoby wykorzystujące „zewnętrzną korekcję wzroku” i/lub o mało „azjatyckiej” rozmiarówce lepiej żeby przed zakupem tytułowe słuchawki przymierzyły.
Jeśli zaś chodzi o brzmienie, to najogólniej rzecz ujmując HD 620S w niczym nie przypominają przywołanych we stepie archiwalnych HD 580 Precision / HD 600 Avantgarde a i wyraźnie idą w innym kierunku aniżeli dopiero co recenzowane HD 490 PRO. Stawiają bowiem na dość często dającą o sobie znać analityczność i pewne zdystansowanie dźwięku. W rezultacie kreowane przez nie źródła pozorne nie są już tak namacalne, jak to miało miejsce w przypadku 490-ek, a sama scena zostaje wyraźnie odsunięta od odbiorcy. Niby tego typu zabieg powinien zaowocować ciekawą głębią nagrań, lecz finalnie tak się nie dzieje, gdyż pierwszy plan jest po prostu dalej a kolejne, z oczywistych względów, szybciej tracą na ostrości obrazowania. Co prawda na kameralistyce w stylu „Monteverdi - A Trace of Grace” Michela Godarda jeszcze taka maniera się broni, tworząc efekt swoistej eteryczności i napowietrzenia, lecz już na symfonice – „Il Trovatore” przesiadka do ostatnich rzędów widowni, bądź na któryś z balkonów nie wszystkim może przypaść do gustu. Dodatkowo o ile przy gęstej, suto podlanej basem elektronice („Unity” Ganja White Night) pewna chrupkość prezentacji nadaje całości przyjemnej zwartości i zwinności, wręcz sugerując ponadprzeciętną rozdzielczość, to powrót do naturalnego instrumentarium pokazuje, że odbywa się to kosztem wysycenia, namacalności średnicy i wolumenu oraz masy najniższych składowych. Tak instrumenty drewniane smyczkowe, jak i dęciaki potrafią zabrzmieć nieco zbyt sucho, przez co ich bardziej ekspresyjne partie ocierają się o ofensywność. A i samo tutti nie niesie ze sobą odpowiedniej dawki energii jakiej oczekuje się od bądź co bądź od licznego aparatu wykonawczego.
Na spokojnym, wydawać by się mogło sprzyjającym relaksowi repertuarze 620-ki też potrafią odcisnąć swoje piętno, więc chcąc w ich towarzystwie, z nimi na uszach, ukoić skołatane nerwy, po dyskografię Anny Marii Jopek, bądź Carli Bruni lepiej nie sięgać, bo podkreślenie sybilantów będzie tyleż oczywiste, co wręcz permanentne. Sytuację da się oczywiście nieco poprawić odpowiednio przemyślanym doborem gęsto, czy wręcz ciemno grającej amplifikacji, niemniej jednak warto mieć na uwadze, że tytułowe słuchawki same z siebie stereotypową muzykalnością nas nie uraczą. I właśnie z tego też powodu w trakcie testów jak tylko mogłem omijałem wszelakiej maści jakże lubiane przeze mnie ciężkie, obfitujące w krzyki i wrzaski oraz gitarowe riffy pozycje, gdyż kilka prób z radosną twórczością czy to Avenged Sevenfold, czy Megadeth jasno dało mi do zrozumienia, że nie jest to obszar, w którym 620-ki czułyby się komfortowo i mogłyby czymkolwiek zachwycić a sesje dłuższe aniżeli kilka, góra kilkanaście minut okupię ciężką migreną.
Wygląda na to, że Sennheiser HD 620S są propozycją dedykowaną odbiorcom o jasno sprecyzowanych preferencjach. Odbiorcom poszukującym przede wszystkim analityczności i pewnej chrupkości dźwięku, przy jednoczesnym oddaleniu kreowanej sceny od słuchacza. Ot taki słuchawkowy post covidovy social distancing z lekką nutką zachowawczości. Dla niezbyt emocjonalnie podchodzących do wszystkiego melomanów jak znalazł. A reszta audiofilsko zorientowanej populacji musi przekonać się na własnej skórze i własnych uszach.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Aplauz Audio
Producent: Sennheiser
Cena: 1 499 PLN
Dane techniczne
Konstrukcja: Wokółuszna, zamknięta
Rodzaj przetwornika: Dynamiczny, zamknięty, o średnicy 42 mm
Pasmo przenoszenia: 6 – 30000 Hz
Poziom ciśnienia akustycznego (SPL): 110 dB (1 kHz, 1 Vrms)
Impedancja: 150 Ω
Zniekształcenia harmoniczne (THD): < 0,05 % (1 kHz / 90 dB SPL)
Złącze: Jack 3,5 mm + przejściówka na 6,3 mm (nakręcana)
Przewód: 1,8 m, jednostronny
Waga: 326 g (bez przewodu)