Choć dynamika rozwoju i zmian otaczającej nas rzeczywistości może co słabsze jednostki przyprawić o zawrót głowy, to na rynku audiofilskich słuchawek pewne rzeczy wydają się stałe i od lat jasne zarówno dla konsumentów, jak i samych producentów. I nie chodzi mi w tym momencie o prawdziwą klęskę urodzaju dostępnego asortymentu a nie tyle umowne, co całkiem logiczne, wynikające z zastosowanej technologii podziały. Mamy zatem najbardziej liczną pulę klasycznych słuchawek opartych o przetworniki dynamiczne, coraz bardziej popularną a tym samym również przystępną cenowo rodzinę konstrukcji planarnych i na swój sposób elitarną niszę słuchawkowych elektrostatów w której od niepamiętnych czasów karty rozdaje jeden gracz – japoński Stax. Co prawda warto w tym momencie wspomnieć o swoistych anomaliach w postaci topowych Sennheiserów Orpheus HE 1 i zdecydowanie łaskawszych dla kieszeni Audeze CRBN, jednak nie ma co się oszukiwać i uczciwie trzeba przyznać, że mówiąc o słuchawkach elektrostatycznych lwia część zainteresowanych ma właśnie na myśli Staxy. A skoro mamy do czynienia z ewidentnym synonimem, to logicznym jest, że koniec koców warto mieć takowe jeśli nie na stanie, to chociażby dłuższy z nimi kontakt na koncie. I tak też było w naszym przypadku, gdyż dzięki uprzejmości rodzimego dystrybutora - Sieci Salonów Top HiFi & Video Design mogliśmy przez ostatnie tygodnie gruntownie przetestować tzw. ofertę środka, czyli całkiem rozsądnie, przynajmniej jak na Stax-a, wyceniony, uroczo oldschoolowy model SR-L700MK2.
Zaraz, zaraz. Ponad 8kPLN i to zaledwie połowa drogi do audiofilskiej nirwany? Dokładnie tak, bowiem 700-ki są usytuowane idealnie w centrum japońskiego portfolio i patrząc w ich drzewo genealogiczne dość szybko dokopiemy się protoplasty, czyli SR-Lambda powoli dobijającego do 50 lat na karku. Poniżej nich są trzy tańsze modele – niemalże bliźniacze SR-L500MK2 i SR-L300 oraz … „budżetowe” (raptem 350$) dokanałowe SR-003MK2 a powyżej SR-007MK2, SR-009S i wycenione na 6200$ flagowce SR-X9000. Czyli przynajmniej teoretycznie powinny reprezentować najbardziej korzystną relację jakości do swojej ceny a dopisek MK2 jasno sugeruje, że co nieco w stosunku do pierwszego wypustu w nich poprawiono, więc i chorób wieku dziecięcego mamy szansę uniknąć.
Całość dostarczana jest w dość skromnym kartonowym pudełku przyozdobionym zdjęciem ukrytej wewnątrz zawartości. Oprócz samych słuchawek i przewodu sygnałowego nie otrzymamy już nic, więc niestety we własnym zakresie ich nabywcy będzie leżała organizacja zarówno stosownego pokrowca, jak i stojaka/wieszaka, na który będziemy je po odsłuchach odkładać/odwieszać.
Uzbrojony w aluminiowe widły zapewniające prostopadłościennym muszlom zaskakującą swobodę pałąk spięto szerokim skórzanym pasem nagłownym. Tak powstała konstrukcja posiada 10-krokową regulację, dzięki czemu bez najmniejszych problemów jesteśmy w stanie dopasować rozstaw nauszników do rozmiarów naszego czerepu a dodając do tego mięsistość skórzanych padów, które od strony uszu wykonano z naturalnej owczej skóry a jedynie zewnętrzne fragmenty wykończono „ekologicznym” zamiennikiem i wielce przyjazną, zachęcającą do wielogodzinnych sesji niewielką wagę 371 (508 g z kablem) komfort użytkowania należy określić mianem wybitnego. Nie bez znaczenia, szczególnie przy wyższych temperaturach jest również ich otwarta budowa, choć jest też i druga strona medalu, czyli niemalże pełna transparentność tak jeśli chodzi o dźwięki otoczenia, jak i raczenia przebywających w tym samym pomieszczeniu domowników akurat słuchanym przez nas materiałem.
Firmowy, odłączany 6-żyłowy przewód o długości 2,5m wykonano ze srebrzonej miedzi 6N (99.99999%) a w roli izolacji użyto PVC. Aby obniżyć pojemność przewodu żyły poprowadzono równolegle. Na czas transportu pięciopinowy wtyk zabezpieczany jest plastikowym kapturkiem.
Skoro mamy do czynienia z rasowymi elektrostatami, to jasnym jest, że do ich napędzenia nie wystarczy nam standardowy wzmacniacz słuchawkowy, gdyż oprócz „cywilnego” napięcia potrzebnego do rozruszania konwencjonalnych przetworników, których de facto w 700-kach nie ma, Staxy potrzebują drobnych 580V koniecznych do polaryzacji owalnej membrany MLER (Multi-Layer-Elect-Rords). Jak się z pewnością domyślacie wybór odpowiedniego napędu nie ogranicza się li tylko do zaskakująco bogatej oferty macierzystej obejmującej aż siedem modeli (SRM-D10, SRM-D50,DRM-400S, SRM-500T, SRM-700T, SRM-700S i SRM-T8000), lecz również oferty firm trzecich, dlatego też skoro nadarzyła się ku temu sposobność w trakcie testów oprócz niejako dedykowanego – rekomendowanego przez dystrybutora „na początek” (warto zastanowić się nad wyższym SRM-700T) hybrydowego SRM-500T udało nam się pozyskać nad wyraz intrygującą jednostkę ifi iCan Phantom.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu od razu nadmienię, że w tzw. międzyczasie, czyli lekko licząc w ciągu ostatnich 25 kilku lat kilkukrotnie miałem okazję gościć na swym czerepie wyroby tytułowego producenta. Pech jednak chciał, że zazwyczaj były to czysto incydentalne spotkania w mało kontrolowanych okolicznościach przyrody i z równie przypadkowym repertuarem. Efekt? Najdelikatniej rzecz ujmując „po japońsku” jako-taki, czyli … mocno średni. Może i każdorazowo przestrzeń była wręcz oszałamiająca a eteryczność muskających me zmysły dźwięków zachwycająca, ale już za atakiem nie szło odpowiednie wypełnienie a bas przy cięższym repertuarze najzwyczajniej w świecie budził niedosyt. Dlatego też zabierając się za pełnowymiarowe odsłuchy gdzieś tam z tyłu głowy tliły się obawy, czy tytułowe słuchawki podołają stawianym przed nimi wyzwaniom, czy też staną się dedykowanym zmanierowanym – ograniczającym się do niewielkich kameralnych i jazzowych składów audiofilom artefaktem. A poprzeczka oczekiwań była na iście olimpijskim poziomie, bowiem przez ostatnich parę tygodni gościłem pod swym dachem topowe Utopie 2022 Focala, przy których większość dostępnej na rynku słuchawkowej konkurencji wypada co najwyżej … blado. Dlatego też, nieco asekuracyjnie w ramach rozgrzewki zaserwowałem im „French Fries & Champagne” The Hot Sardines, gdzie bas niby jest, ale raczej w roli szkieletu sekcji rytmicznej a nie głównego bohatera, czy wręcz zawłaszczającego spektakl demona sprowadzającego słuchacza do roli ofiary poddawanej katuszom infradźwiękowymi pulsacjami. I prawdę powiedziawszy włączony z założenia li tylko w formie przystawki album wybrzmiał od pierwszej po ostatnia nutę, gdyż oderwać się od niego było nie sposób. Staxy zaprezentowały go w sposób niemalże magiczny stawiając wszystkie żetony na koherencję, spoistość i wyrafinowanie. Może w ich graniu nie było chłodnej analityczności i podkręconej do granic przyzwoitości hiperrozdzielczości, ale na miły Bóg, po co nam one skoro mając 700-ki na uszach można było przenieść się niemalże pod samą scenę i dać się ponieść spontanicznym pląsom w takt swigowo-jazzowego podkładu. Wokal został podany blisko i wręcz nieprzyzwoicie namacalnie, dęciakom, pomimo delikatnej tonizacji ich natywnej ekspresji nie brakowało blasku a perkusja z kontrabasem robiły swoje nawet przez moment nie próbując wybić się przed szereg. Czyli jak za złotych czasów Hi-Fi, gdzie sensem samym w sobie była muzyka a nie sprzęt ją reprodukujący.
Przesiadka na nieco większy aparat wykonawczy, czyli „Morricone 60” pokazała, że Staxy bez najmniejszych zahamowań i nakłaniania są same z siebie zdolne stworzyć istne hektary przestrzeni. Zamiast jednak stawiać na oniryczno-eteryczną lekkość zaskakująco dobrze poradziły sobie zarówno z prezentacją właściwym symfonice skoków dynamiki, jak i towarzyszącego im impetu. Co prawda w kategoriach bezwzględnych Utopie pokazywały, że da się owe aspekty podać z jeszcze większą intensywnością i realizmem, jednak nie mając aż tak wyżyłowanego punktu odniesienia nie sądzę, by ktokolwiek mający SR-L700MK2 na uszach zgłaszał jakiekolwiek „ale”. I tu pozwolę sobie na małą dygresję, bowiem o ile z firmowym SRM-500T tytułowe 700-ki grały nazwijmy to lapidarnie równo i muzykalnie, to już po wpięciu ich w ifi iCan Phantom z powodzeniem, a dokładnie z pomocą obecnych na jego pokładzie „ulepszaczy”, ich finalne brzmienie można było pod własne widzimisię podrasować, co też wielokrotnie czyniłem do woli bawiąc się podbiciem basu i różnymi trybami pracy znacząco wpływającymi tak na saturację, podstawę basową, jak i samą precyzję kreowania źródeł pozornych. Czuć, znaczy się słychać było, że będące przedmiotem niniejszej epistoły nauszniki rozwijają skrzydła i lubią „uturbiony” lampowy napęd odwdzięczając się wykluczającą chłodną obojętność ze strony słuchacza spontanicznością i rozmachem.
No i na koniec repertuar niekoniecznie elektrostatom predystynowany, czyli cięższe odmiany rocka, jak chociażby „Marching in Time” Tremonti, gdzie najbardziej dynamiczne momenty zdolne są niemalże wgnieść nieostrożnemu słuchaczowi przy zbyt wysokich poziomach głośności czaszkę. Takie przynajmniej wrażenie zdolne były stworzyć Utopie a Staxy pomimo usilnych starań koniec końców musiały uznać wyższość droższej dynamicznej konkurencji. Jednak proszę się nie niepokoić, bowiem elektrostatycznemu basowi ani nie sposób było odmówić sugestywnego zejścia, ani tym bardziej timingu i zróżnicowania a jedynie potęgą i energetycznością najniższych składowych nie dorównywały znacznie droższym Francuzkom.
Może i Staxy SR-L700MK2 nie są tak uniwersalne jak konwencjonalne – dynamiczne, bądź nawet planarne konkurentki w podobnej do siebie cenie, jednak czego jak czego, ale wyrafinowania, koherencji i muzykalności odmówić im nie sposób. Dlatego też jeśli tylko szukacie w muzyce ukojenia i przyjemności a odsłuchu słuchawkowego nie wiążecie z całkowitą alienacją akustyczną od dźwięków otoczenia, to tytułowe nauszniki mogą stać się Waszym ulubionym pożeraczem czasu. Nie dość bowiem, że świetnie się prezentują, to w dodatku oferują ponadprzeciętne walory soniczne, na które nie sposób pozostać obojętnym a dodając do tego iście kolumnowy sposób kreacji przestrzeni z powodzeniem można rozważać je w kategoriach nader udanego substytutu stacjonarnych systemów klasy premium.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 8 299 PLN
Dane techniczne
Typ: elektrostatyczne, otwarte
Pasmo przenoszenia: 7 – 41 000 Hz
Impedancja: 145 kΩ
Skuteczność: 101 dB
Pojemność elektrostatyczna: 110 pF
Napięcie polaryzacji: 580 V DC
Kształt nauszników: owalny
Elektroda stała: wielowarstwowa, MLER (Multi Layer Electrodes)
Nauszniki: naturalna owcza skóra (część dotykająca ucha), sztuczna skóra (część otaczająca)
Dołączony przewód: przewodniki z miedzi OFC (czystość 6N) pokryte srebrem, długość 2,5 m
Kabel: szeroki, 6-żyłowy
Masa: 371 g / 508 g (z kablem)