W dobie ciągle obecnej recesji, do której cały czas przekonują nas media i tuż przed zbliżającą się wielkimi krokami wakacyjną stagnacją większość sklepów / dystrybutorów zaciska pasa, planując rozpoczynanie poważnych inwestycji najwcześniej na jesieni. Całe szczęście większość to nie wszyscy a z tych, co nie zamierzają patrzeć smutnym wzrokiem w przyszłość warto wymienić warszawski salon Audiomagic. Co prawda pojęcie „salon” użyte we wcześniejszym zdaniu do niedawna byłoby mocno na wyrost, gdyż zakupiony w sklepie internetowym towar można tam było co najwyżej odebrać a czas oczekiwania na wydruk faktury poświęcić na odsłuch oferowanych przez ww. dystrybutora słuchawek i desktopowych wzmacniaczy NuForce oraz Fiio. Ot dość popularny widok wśród sprzedawców urządzeń przenośnych i generalnie rzecz biorąc mało audiofilskich. Traf jednak chciał, że w głowie Patryka Lauryna – założyciela Audiomagica zrodził się z pozoru szalony pomysł zaadaptowania na potrzeby minisalonu odsłuchowego jednego z totalnie zrujnowanych pomieszczeń przylegających do części sklepowej i pełniących do tej pory rolę magazynu. Proszę mi wierzyć na słowo (niestety nie posiadam zdjęć z tamtego okresu), ale widok wysokiej na prawie 5 metrów „studni” o mocno nieregularnych kształtach był mocno przygnębiający. Założenia były dwa – koszty i efekt finalny mają być na poziomie akceptowalnym zarówno przez przeciętnego Kowalskiego, jak i przez jego, choćby czysto hipotetyczną partnerkę. Rozeznanie w temacie zajęło ładnych parę tygodni, jeśli nie miesięcy. Lektura wątków na naszym i innych forach, konsultacje z producentami, firmami zajmującymi się profesjonalnymi adaptacjami akustycznymi i korespondencja z tymi, co wiedzą „trochę więcej niż nic” zaowocowała zakupami w postaci „paru” metrów kwadratowych grubej wykładziny dywanowej w płytkach, gąbki czopowej, płyt G/K Nida Sonics i łupka dostępnego w marketach budowlanych.
Słowem wszystko to, co większość osób chcących poprawić akustykę swojego pokoju odsłuchowego próbuje w ten, bądź inny sposób przemycić do domu. Wisienką na torcie okazał się wesoły, marchewkowy kolor ścian i można byłoby rozsiąść się w wygodnej kanapie delektując się muzyką, gdyby nie …,ale o tym dalej. Na początku pozwolę sobie zaprezentować skład dyżurnego zestawu ekspozycyjnego:
-żródło: Oppo BDP-93 NuForce Xtreme Edition; Netbook Acer z JRiver Media Jukebox 14
- NuForce DAC-9
- Monobloki NuForce Ref 9 V3SE
- kolumny: NuForce S-8 i Amphion Helium 410
- kable głośnikowe NuForce SC-700B-2
- interkonekty NuForce IC-700R-1
- przewód USB NuForce Impulse
- stolik i standy Ostoja
Niejako na „przedmuchanie” systemu włączyłem dostępny w rozdzielczości 24 bit / 96 kHz album „BBNG2” formacji BADBADNOTGOOD. Zebrane, niczego niespodziewające się towarzystwo, wpadło w popłoch rozglądając się na boki w poszukiwaniu źródła iście sejsmicznych wstrząsów, jakie dane im było doświadczyć w piątkowy wieczór. Basowy podmuch raz po razie uderzał nie tylko po trzewiach słuchaczy, ale z łatwością wprawiał w słyszalny rezonans rozpiętą za kanapą instalację oświetleniową. Kiedy minął pierwszy szok i opadły emocje a odsłuch przybrał bardziej zorganizowaną, krytyczną formę szybko okazało się, że bas to nie wszystko. O ile najniższe składowe mogły się podobać, i się podobały, to już reszta pasma wypadała mało przekonująco. Średnicy brakowało nasycenia, namacalności a wysokim rozdzielczości. Po konstrukcjach za pięć tysięcy $ US spodziewałem się zdecydowanie większej finezji. Zmiana repertuaru na przepełniony orientalno – progresywną melodyką „Tales Of The Sands” Myrath, czy brzmiący lepiej niż najlepiej zremasterowany krążek Megadeth australijski „Submission for Liberty” 4ARM nie przyniosło znaczącej poprawy. Matowa średnica i jednostajnie cykające tweetery nie nijak nie chciały wydać z siebie jakiś bardziej cywilizowanych dźwięków. Przygodę z cięższymi brzmieniami szybko i bezdyskusyjnie zakończył „Hymn” z ostatniego albumu Luxtorpedy „Robaki”.
Po kilkunastu sekundach dałem sobie spokój, bo więcej najzwyklejszej frajdy dawał mi odsłuch tego materiału na „pchełkach” SoundMAGIC EH11M wpiętych w iPoda Touch. Próbując zwalić całą winę na niezbyt audiofilski materiał testowy sięgnąłem po ostatnią deskę ratunku w postaci jednej z moich ulubionych ostatnimi czasy płyt „Vienna” - Fritz Reiner / Chicago Symphony Orchestra (RCA Living Stereo). Niestety nawet na tym pełnym wdzięku i finezji, oraz czystej radości płynącej ze wspólnego muzykowania trudno było usłyszeć utopione w system kwoty. Jeśli ktoś do tej pory uważał, że pieniądze nie grają, to po takiej prezentacji tylko utwierdziłby się w tym przekonaniu. Trzeba było dokonać jakiś sensownych zmian i to szybko. Pytanie na co, skoro jedyną alternatywą były filigranowe Amphiony Helium 410. Widok popielatych maluchów wzbudził ogólną wesołość, bo przy amerykańskich jakby nie było też podstawkowcach wyglądały jak przyniesione ze sklepu z zabawkami. Wystarczyło jednak przysunąć je na parę centymetrów od tylnej ściany, delikatnie dogiąć i lekko pogardliwe uśmieszki na twarzach zebranych zastąpiło niedowierzanie. Ale zaraz, zaraz. Przecież te maluchy są po pierwsze wielokrotnie tańsze od swoich poprzedników a po drugie jak to możliwe, że pomimo tak nikczemnej postury potrafią w całkiem satysfakcjonującym stopniu nagłośnić ok. 18 metrowe pomieszczenie. Cóż. O ile fizyki nie da się oszukać i bas nawet nie zbliżył się do potęgi i makrodynamiki, jaką oferowały 8-ki NuForca, to już zróżnicowanie i precyzja na pewno nie były gorsze. Pal sześć bas. Jak komuś mało zawsze może sobie do rytmu pokopać w karton, np. po telewizorze. Grunt, że reszta pasma zyskała zupełnie nową jakość. Dźwięk się otworzył, wreszcie zaczął być komunikatywny a gruba, wykonana co najmniej z kocy gaśniczych, kotara odgradzająca słuchaczy od spektaklu muzycznego wreszcie opadła. To, co do tej pory było szare, matowe i nijakie zyskało na kolorach, soczystości i blasku.
Całe to, z pozoru mało właściwe od strony marketingowej (no bo jak można pisać, że coś o wiele tańszego gra po prostu i bezdyskusyjnie lepiej) zdarzenie nie dawało mi spokoju. Podobnie czuł też Patryk i po weekendowym spotkaniu długo zastanawiał się gdzie jest pies pogrzebany. W ramach poszukiwania źródła problemów ustaliliśmy datę kolejnego, już bardziej krytycznego odsłuchu i kiedy wybiła godzina zero zaczęliśmy testy. Początki okazały się wielce obiecujące, gdyż szersze rozstawienie kolumn poprawiło nasycenie średnicy. Jakby nie było całkiem niezły start. Jako materiał badawczy posłużył album „Pop” Czesław Śpiewa. Brak najniższych składowych wyraźnie służył systemowi NuForce’a, który powoli zaczął przypominać cos, z czym można byłoby żyć. Niestety zmiana repertuaru na zdecydowanie cięższy i bardziej skomplikowany w postaci „01011001” Ayreona bardzo szybko okazało się, że bas nadal rości sobie prawa do znacznej części średnicy a wysokie tony poszły na kebaba i jeszcze nie wróciły. W związku z powyższym trochę zmniejszyliśmy szerokość bazy przy jednoczesnym odsunięciu kolumn od tylnej ściany na jakieś 100 -120 cm. Biorąc pod uwagę kubaturę i proporcje pomieszczenia (kolumny stały na dłuższej ścianie) jeszcze trochę z „cywilnych” głośników zrobiłyby się monitory bliskiego pola. Równowaga tonalna powoli zaczęła zmierzać we właściwym kierunku, jednak nasycenie średnicy i matowość pasma reprodukowanego przez tweetery pozostawiały wiele do życzenia.
Tym razem uznaliśmy, że nie ma sensu zestawiać ósemek i pakować na standy Amphionów, więc postawiliśmy je tak, jak prawdopodobnie będą stały u większości klientów, bezpośrednio na szklanym blacie, blisko tylnej ściany. Szybkie przepięcie kabli głośnikowych i … parafrazując Artura Czesaka (językoznawcę z UJ) na usta cisnęła się „trzysylabowa fraza, w której ośrodkami sylab są kolejno samogłoski "u-a-a".”. Znów niepozorne fińskie monitorki pokazały klasę zostawiając swoich naładowanych sterydami amerykańskich kuzynów daleko w tyle pod względem nie tylko zwykłej przyjemności odsłuchu, co zdecydowanie lepszemu wglądowi w samo nagranie. O ile w Nu Force’ach po kilkunastu minutach odsłuchu można było czuć się zmęczonym dość monotonnym i jednostajnym głuchym dudnieniem, o tyle 410-ki, choć grające o wiele, naprawdę wiele wyżej zapewniały sporo radości z obcowania z muzyką. Zarówno gradacja planów, jak i ich czytelność były prezentowane na pułapie nieosiągalnym dla swoich konkurentów. Wszystko było uporządkowane i podporządkowane jak najwierniejszej (cały czas pamiętamy o ograniczeniach wynikających z ich gabarytów) reprodukcji dostarczanego do nich materiału. W dodatku dopiero przy przykrych dla normalnych słuchaczy poziomach dźwięku można było zarzucić im lekką jazgotliwość, lecz dłuższe przebywanie w takich warunkach bardzo szybko zredukowałoby powyższe niedogodności poprzez prawdopodobnie nieodwracalne uszkodzenie narządu słuchu.
Zdaję sobie sprawę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie napędzał kolumienek za niecałe 3 kzł dzieloną amplifikacją za 15 kzł o mocy 175W @ 8 ohm. Jednak nawet z niepozornymi, desktopowymi mikrusami (NuForce Icon-2 i Dia) można stworzyć system oferujący brzmienie warte zdecydowanie większych pieniędzy. Pytanie, co zrobić z nieszczęsnymi ósemkami? Otóż zachodzi podejrzenie, iż dopiero 30-40 metrowych, żywych akustycznie pomieszczeniach, z dala zarówno od ściany tylnej, jak i bocznych można uzyskać jako – taką równowagę tonalną. To taka dość kontrowersyjna propozycja dla osób uparcie poszukujących monitorów do dużego pokoju bez konieczności dokupowania subwoofera. Czy na tego typu granie znajdą się chętni? Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia, ale ostatnie dwa odsłuchy w Audiomagicu dość jednoznacznie pokazały, że więcej nie zawsze znaczy lepiej.
Czy w związku z powyższym czas spędzony na odsłuchach można uznać za stracony? Ja przynajmniej tak nie uważam. Po pierwsze dane mi było, jako jednemu z pierwszych nausznie przekonać się, co można osiągnąć niemalże domowymi i akceptowanymi przez domowników środkami z pozoru niemożliwą do poskromienia akustyka pomieszczenia. Po drugie warto było poznać pasjonatów, dla których sprzedaż słuchawek i akcesoriów do nich nie jest tylko biznesem na zasadzie zarobić i zapomnieć. W dodatku jest to chyba jedyne miejsce w Warszawie, gdzie w chwili obecnej można sobie na spokojnie przyjść z własnym źródłem, usiąść i w odizolowanym od hałaśliwego otoczenia pomieszczeniu przetestować interesujące nas modele słuchawek zarówno tych nausznych jak i dousznych/dokanałaowych. Miłośnicy bardziej wyrafinowanych konstrukcji dedykowanych wysokiej klasy nausznikom tez nie powinni czuć się pominięci, gdyż oprócz ww. minikonstrukcji NuForce’a i Fiio w Audiomagicu można posłuchać lampowych wzmacniaczy słuchawkowych bardzo chwalonej marki Schiit Audio.
Może świat stał się globalną wioską, w której bez ruszania się z domu można wszystko pozałatwiać i wszystko kupić. Ba, jak ktoś się uprze to nawet można prowadzić dobrze prosperujący biznes nie mając żadnego, bezpośredniego kontaktu ze swoimi klientami. Są jednak tacy, którzy starają się przynajmniej cząstkę własnej działalności przenieść ze świata wirtualnego w czasem szarą i nieciekawą codzienną rzeczywistość. Do takich osób należy właśnie Patryk Lauryn, który zaczynając od internetowej sprzedaży słuchawek w ramach założonej przez siebie firmy doszedł do wniosku, iż najwyższy czas zaproponować swoim klientom odrobinę cywilizowanych warunków odsłuchowych wiedząc, że jeśli zasmakują Oni w dźwięku dobrej jakości z urządzeń przenośnych, to prędzej, czy później zaczną rozglądać się za zestawami stacjonarnymi. A wtedy wszystko będzie już dla Nich przygotowane.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski