Starsi czytelnicy zapewne pamiętają „Hibernatusa” - świetną komedię z … 1969r. z Louisem de Funèsem. To przeurocza historia Paula Fourniera, który po ponad półwiecznej „hibernacji” w bryle lodu zostaje odmrożony przez sztab lekarzy, a po wybudzeniu umieszczony w „archaicznym” otoczeniu pozwalającym uniknąć mu tzw. szoku cywilizacyjnego. Gdyby powyższą fikcję przenieść w nasze czasy i ową hibernację skrócić do dajmy na to dwudziestu - dwudziestu pięciu lat, to urządzając lokum dla takiego Hibernatusa wcale nie trzeba byłoby sięgać do popularnych serwisów aukcyjnych i sklepów ze starociami, lecz po prostu udać się do jednego z Salonów Top HiFi & Video Design – dystrybutora m.in. japońskiego Rotela. Nie wierzycie? No to w ramach małej retrospekcji zastanówmy się cóż tam ciekawego ćwierć wieku temu można było znaleźć na sklepowych półkach. Z popularnych marek na pewno warto wymienić elektronikę Denona, Sony, Technicsa i Yamahy a bardziej zorientowanych w temacie Hi-Fi audiofilów interesowały również urządzenia Creeka, NAD-a, Audiolaba i będącego dostarczycielem obiektów niniejszego testu, o czym dosłownie za chwilę, Rotela. Patrząc jednak ich obecną ofertę bardzo szybko okaże się iż Denon gruntownie przearanżował własną szatę wzorniczą, Sony skupiło się głównie na telewizorach, Technics usilnie udaje coś, czym nigdy nie był i jedynie Yamaha przypomniała sobie o złotych latach Hi-Fi.
Co ciekawe, z pozostałej – audiofilsko ukierunkowanej czwórki, jedynie Rotel pozostał wierny dawnym ideałom i pomimo upływu czasu po prostu robi swoje, pozornie ignorując zmieniające się mody i oczekiwania rynku. Jest to o tyle dziwne, że w dobie wszechobecnego streamingu i prawdziwej hegemonii plików próżno szukać w jego portfolio nie tylko wydawałoby się koniecznych do utrzymania na powierzchni streamerów (tzn. niby jest T14, ale oficjalnie uznawany jest on za … tuner), co nawet niezależnych DAC-ów. Żeby było ciekawiej tytułowy producent w swych materiałach prasowych jawnie zachęca do szukania takowych źródeł wśród … oferty innych wytwórców, wspominając między innymi Sonosa i Apple TV, czy nawet zwykłe komputery. Dziwne? W dzisiejszych czasach z pewnością, lecz patrząc na taką politykę całkowicie z boku - bez emocji, po prostu szczere. I właśnie w takich okolicznościach przyszło nam zmierzyć się z zestawem Rotela w skład którego weszły podstawowy odtwarzacz CD11 i drugi od dołu wzmacniacz zintegrowany A11.
Powiedzieć, że 11-ki prezentują się klasycznie to z jednej strony trafić w sedno a z drugiej stosując język potoczny „wpakować się na minę”. Chodzi bowiem o to, iż mając do czynienia ze wzornictwem niejako „przyspawanym” do estetyki lat 90-ych zahaczamy o co najmniej dwa pokolenia odbiorców. Pierwsze – starsze, dla którego owe Rotele jawią się jako synonimy stabilności i ikony zdrowego podejścia do tematu Hi-Fi, gdzie za naprawdę rozsądne kwoty można było nabyć z jednaj stronu pozbawione wodotrysków i skromne, lecz solidnie wykonane i równie dobrze grające urządzenia w stylu ww. Rotela, Creeka czy Audiolaba. I drugie – o owe ćwierćwiecze młodsze, patrzące na ten niezaprzeczalnie minimalistyczny design z nieco „muzealnym” zainteresowaniem. Centralnie umieszczone, jednowierszowe, błękitno-czarne wyświetlacze nadają tytułowemu duetowi spójności, podobnie z resztą jak okupujące lewe narożniki włączniki główne. CD11 pod wyświetlaczem ma szufladę napędu a po prawej przycisk jej otwierania/zamykania i pięć bliźniaczych funkcyjnych. Jego rewers jest równie oszczędny i może poszczycić się jedynie parą (całe szczęście przyjemnie rozsuniętych) wyjść analogowych, cyfrowym wyjściem koaksjalnym, gniazdem RS232, rotel linkiem, triggerem i zasilającym IEC. Wejść cyfrowych, w tym o wydawać by się mogło obowiązkowym USB, brak
Wnętrze odtwarzacza może wywołać lekką konsternację, gdyż znajdziemy tam jedynie niepozorną, przymocowaną do ściany tylnej, płytkę drukowaną, mechanizm transportu i pozornie klasyczną sekcję zasilania. Pozornie, gdyż tak naprawdę jest to hybrydowy liniowo-impulsowy układ w którym sekcję sygnałową obsługuje „klasyczne” trafo a pozostałe układy impulsówka. Z istotnych informacji warto nadmienić, iż sercem urządzenia jest kość PCM5102A.
Front integry A11 oferuje za to gniazdo słuchawkowe mini jack, selektory wyjść głośnikowych, pięć przycisków dedykowanych poszczególnym wejściom i kolejne trzy odpowiedzialne za obsługę menu. Wyliczankę zamyka pokrętło regulacji głośności. Ścianę tylną dość szczelnie wypełnia pięć par wejść liniowych (w tym phono z dedykowanym zaciskiem uziemienia), wyjście na zewnętrzną końcówkę mocy, świadcząca o przynależności do XXI w. antena Bluetooth, zdublowane terminale głośnikowe, gniazdo magistrali firmowej, interfejsy triggera i RS232, oraz gniazdo zasilania IEC. Od razu w tym miejscu zaznaczę, że wspomniane terminale głośnikowe, choć zakręcane umieszczono na tyle ciasno, że nad wyraz skutecznie zniechęcają do prób z przewodami zakończonymi widłami. Dlatego też zamiast niepotrzebnie się stresować, przy okazji narażając wzmacniacz na zwarcie, sugeruję od razu zdecydować się na przewody zakończone bananami.
Dostępna z poziomu tak pilota, jak i menu, wbudowana equalizacja, którą oczywiście można obejść (fabrycznie uaktywniona jest funkcja Bypass), pozwala na standardową regulację ilości wysokich i niskich tonów, oraz wybór jednego z dwóch predefiniowanych profili – Rotel Boost i Rotel Max. Sekcja zasilająca to klasyczne, toroidalne trafo i dwa, osadzone na szczelnie wypełniającym wnętrze zielonym laminacie, dość niepozorne kondensatory o pojemności 6800µF każdy, a w stopniu wyjściowym znajdziemy po parze, przymocowanych do sporych rozmiarów radiatora, komplementarnych tranzystorów bipolarnych A1695/C4468 zdolnych oddać po 50 W przy 8 Ω.
W ciągu ostatniego półwiecza (z małym okładem) Rotel zdążył przyzwyczaić swoich odbiorców do własnej szkoły brzmienia. To w telegraficznym skrócie energetyczne, szybkie granie oparte na świetnie kontrolowanym, nieco „żylastym” basie. I tytułowe 11-ki poniekąd wytyczonym przez swoich przodków szlakiem idą. Zanim jednak skupimy się na niuansach natury brzmieniowej pozwolę sobie na małą dygresję dotyczącej samej kultury pracy obu urządzeń. Otóż przy budżetówce, a właśnie na takich pułapach cenowych dzisiaj operujemy, zwykło się przymykać oko na pewne, uznawane za oczywiste kompromisy. A to, że przynajmniej przy początku skali kanały mogą być nie do końca zrównoważone, przy włączeniu dostajemy mniej, bądź bardziej delikatny strzał w głośniki, bądź tacka transportu wysuwa się jakby cierpiała na ciężki przypadek pląsawicy i lada chwila miała po prostu wypaść. Tymczasem, pomimo w pełni plastikowej konstrukcji, napęd CD11 nie wydaje żadnych niepokojących dźwięków a A11 nie dość, że jest kompletnie cicha od momentu włączenia również dwoi się i troi, by spełnić pokładane w niej nadzieje.
Wracając jednak do walorów sonicznych, wspomniana żylastość basu wcale nie oznacza suchości i anoreksji, lecz wzorową kontrolę najniższych składowych trzymających „krótko przy pysku” nawet lubiące sobie pohasać samopas kolumny. Oczywiście warto mierzyć siły na zamiary i przy doborze kolumn kierować się oprócz serca również resztkami zdrowego rozsądku. Chodzi bowiem o to, iż mając do dyspozycji 50W na kanał, niewielkie trafo i równie skromną baterię kondensatorów nie oczekujmy, że bądź co bądź podstawowa integra Rotela poradzi sobie z pełnopasmowymi, trudnymi do wysterowania kolosami w kilkudziesięciometrowym salonie, bo … nie poradzi. Tym bardziej, że i wynoszący 140 współczynnik tłumienia na to wskazuje. Mając jednak do dyspozycji podstawkowce, bądź niewielkie podłogówki z podobnego zakresu cenowego, a więc o impedancji i skuteczności znacząco bardziej przyjaznych aniżeli przysłowiowy stół bilardowy, oraz kilkunastometrowy pokój szanse na sukces są całkiem spore. W dodatku wcale nie trzeba będzie ograniczać się do studyjnych krążków Diany Krall.
Ową zwartość basu bardzo przyjemnie równoważy nasycona i blisko podana średnica, której jednakowoż daleko do lepkiej i przesłodzonej karmelowej masy wylewającej się z głośników. Tutaj również zachowano nie tylko umiar, lecz i zdrowy rozsądek, przez co z powodzeniem możemy mówić o uniwersalności. Wspomniana przed dosłownie chwilą Pani Krall nie próbuje grzmieć przesaturowanym wokalem godnym stuczterdziestokilogramowej solistki chóru baptystów a i obsługiwany przez nią fortepian trzyma się swoich fabrycznych gabarytów. Grunt, że mamy Dinę wyraźnie wyciętą z pierwszego planu a pozostały skład stanowi jej przyjemne uzupełnienie. Nieco inaczej prezentowane są bardziej skomplikowane realizacje w stylu „Epica vs. Attack on Titan Songs” Epica, gdzie co prawda wokal Simone Simons przykuwa uwagę, jednak zarówno growlowe wstawki męskiej części zespołu, jak i dalsze plany też nie są traktowane po macoszemu. Jednak zamiast budować scenę w głąb Rotele co i rusz starają się podkreślać jej wymiar szerokości z dziecinną łatwością wykraczając poza bazę wyznaczoną przez rozstaw kolumn.
Góra pasma, jak się z pewnością zdążyliście domyślić, też nie popada w zbytnią eufonię nad wyraz zgrabnie balansując pomiędzy rześkością wczesnowiosennego poranka i jedwabistą gładkością pokrytej rosą równo przystrzyżonej murawy. Mamy zatem świetnie doświetlone i skrzące się bogactwem wybrzmień niuanse, wwiercające się w korę mózgową riffy a jednocześnie udało się konstruktorom uniknąć zbytniego akcentowania wszelakiej maści sybilantów, przez co nawet wielogodzinne odsłuchy nie powodują zmęczenia.
Jak sami widzicie, jeśli z czystej ciekawości jeszcze nie posłuchaliście Rotel od ponad połówki dekady uparcie stawia na uniwersalność i solidną inżynierię, gdzie zamiast marnować czas i środki na wodotryski woli skupić się na dźwięku. Niby A11 wyposażono w interface Bluetoooth, ale brak jakiegokolwiek wejścia cyfrowego tak we wzmacniaczu, jak i odtwarzaczu może wywoływać lekką konsternację wśród potencjalnych nabywców. Dlatego też w końcowym podsumowaniu tytułowy zestaw ląduje z oceną cztery plus a nie pięć.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Tellurium Q Blue
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Ceny:
CD11: 2 299 PLN
A11: 3 199 PLN
Dane techniczne
Rotel CD11
Pasmo przenoszenia:20-20,000Hz
Zniekształcenia THD:0.005% @ 1kHz
Stosunek sygnał/szum:> 125 dB
Zakres dynamiki:> 99 dB
Zbalansowanie kanałów: ±0.5dB
Separacja kanałów: >115dB @ 10kHz
Impedancja wyjściowa: 470Ω
Napięcie wyjściowe (Coax): 0.5V
Pobór mocy (max):15 W
Pobór mocy (standby):< 0,5 W
Wymiary (S x W x G): 430 x 98 x 314 mm
Waga: 5,8 kg
Rotel A11
Moc wyjściowa: 2 x 50 W / 8Ω
Pasmo przenoszenia: 10Hz - 100kHz, ± 0.5dB
Stosunek sygnał/szum: 100 dB
Zniekształcenia THD: < 0.03 %
Odstęp sygnał/szum: 100dB (wyjścia liniowe), 85dB (Phono)
Pobór mocy (max): 160 W
Współczynnik tłumienia: 140
Minimalna impedancja głośników: 4Ω
Impedancja wejściowa: 47kΩ
Impedancja wyjściowa: 470Ω
Pobór mocy (standby): < 0.5 W
Wymiary (S x W x G): 430 x 93 x 345 mm
Waga: 6,85 kg