Bułgaria forumowiczom urodzonym kilka lat przed rokiem 80-ym może się kojarzyć z wakacjami w Złotych Piaskach, Słonecznym Brzegu, lub najpopularniejszymi w tamtych czasach winami gronowymi, sygnowanymi logiem Sophii (dla zainteresowanych bez tzw. apelacji geograficznej). Czas jednak nie stoi w miejscu i jak to on lubi zaskakiwać. Okazało się, że po tzw. okresie transformacji międzyustrojowej zaradni mieszkańcy Bałkanów nie próżnowali i obecnie nie dość, że całkiem nieźle radzą sobie nie tylko w branży pro-audio, ale i w Hi-Fi /okolicach High-Endu poczynają sobie śmiało. Mowa o założonej przez Igora Levina firmie Antelope Audio. Skoro bułgarskie przetworniki można spotkać w studiach Warner Bros, Universal, czy Sony Music a „cywilne” modele odziedziczyły „małe co nieco” po profesjonalnych braciach, to z czystej ciekawości wypadałoby choć rzucić uchem i osobiście ocenić.
Do testów trafił najtańszy i jednocześnie najmłodszy produkt tej bułgarskiej manufaktury – model Zodiac 192 kHz DAC. Urządzenie przyszło w niedużym, eleganckim białym kartonie, który nawet z zawartością wydawał się dość lekki. Szybki rzut oka w dane techniczne ułatwił rozwikłanie tej zagadki. Sam przetwornik waży niecałe 2 kg a dołączany niewielki zasilacz zewnętrzny również nie należy do najcięższych. Oczywiście bez problemu można podwoić wagę zestawu poprzez dokupienie dedykowanego zasilacza Voltikus. Tanio nie będzie, za to DACzek będzie miał zdecydowanie lepsze „zaplecze energetyczne”, o możliwości wpięcia porządnego przewodu sieciowego nie wspomnę.
Samo urządzenie prezentuje się pomimo swoich niewielkich rozmiarów bardzo elegancko. Zarówno ścianę przednią jak i korpus (monolityczny element o przekroju zbliżonym do kwadratu) wykonano ze szczotkowanego aluminium i jedynie tył został anodowany na czarno. Szyku dodają eleganckie toczone nóżki, które warto podkleić cienkimi filcowymi podkładkami, które oprócz dedykowanego kabla USB i 1,5m przewodu optycznego (z dołączaną przejściówka minijack) znajdziemy w odpowiedniej przegródce pudełka.
Front zdobi niewielki, lecz czytelny czerwony wyświetlacz dostarczający informacji o wybranym wejściu, częstotliwości próbkowania, poziomie wzmocnienia i trybie pracy wejścia USB. Powyższa litania funkcjonalności wynika z tego, iż choć Zodiac oferowany jest, jako przetwornik może również pełnić rolę pełnoprawnego przedwzmacniacza, oczywiście jeśli tylko nie posiadamy źródeł analogowych. Pod wyświetlaczem umieszczono dużą, aluminiową gałkę regulacji głośności a na prawo od niej mniejszą, odpowiadającą za nastawy pary wyjść słuchawkowych. Po lewej stronie znalazła się biała dioda sygnalizująca odbiór sygnału na którymś z wejść, podłużny, czerwony wskaźnik pracy urządzenia, oraz dwa niewielkie aluminiowe przyciski – włącznik i selektor wejść. Sama regulacja głośności zasługuje na kilka słów omówienia. Przy ustawieniach fabrycznych najwyższy poziom głośności osiągany jest przy 0 (czyli przy braku tłumienia) a brak sygnału jest przy -90. Co ciekawe nawet najmniejsze poruszenie potencjometrem powoduje przeskok z ww.-90 na -55, by potem już, co 5, 2 a na końcu 1 zwiększać swoją precyzję. Na papierze wygląda to może i dość kontrowersyjnie, ale proszę się nie obawiać jakiegoś niekontrolowanego ryknięcia, gdyż rzeczony poziom -55, również niewiele różni się od całkowitego wyciszenia i traktując Zodiaca, jako przedwzmacniacz można delektować się dźwiękiem niemalże nie przekraczającym szumu dnia codziennego.
Tylna ścianka, choć nie jest tak zatłoczona jak w wyższych modelach nie pozostawia niedosytu. Porządne zakręcane gniazdo zasilacza, para wyjść zbalansowanych (XLR) i niezbalansowanych (RCA), oraz zdublowane wejścia cyfrowe – 2xS/PDIF i 2xToslink. Na trochę dłuższą chwilę pozwolę się zatrzymać przy wejściu USB. W przeciwieństwie do większości dostępnych na rynku USB-DACów nie jest to standardowe gniazdo typu B, czyli popularne „drukarkowe”, tylko jego wersja mini. Co prawda producent dołącza odpowiedni przewód, jednak jeśli komuś nie będzie, ze względów estetycznych, bądź sonicznych, pasował bez problemu może zaopatrzyć się w odpowiednio zaudiofilizowany zamiennik np. z oferty Wireworlda( Ultraviolet, Starlight, Silver Starlight i Platinum Starlight ), Furutecha (GT-2), Kimbera (Mini Bus Cu i Ag) i pewnie wielu innych, które występują w wymaganej wersji. Skoro sprawę okablowania mam z głowy przejdę do rzeczy zdecydowanie bardziej istotnych a mianowicie trybów pracy wejścia USB. Otóż do wyboru są dwa. Pierwsze – UF1, czyli Full Speed Mode o max. prędkości 12Mbits umożliwiające obsługę sygnałów do 96kHz, oraz drugie – UH1, czyli High Speed Mode o prędkości 480 Mbits pozwalające w pełni cieszyć się sygnałem o częstotliwości próbkowania sięgającej 192kHz. Dokładny opis uruchomienia tej opcji, oraz poprawnej konfiguracji najpopularniejszych i sugerowanych odtwarzaczy programowych (Foobar 2000 i JRiver) znajduje się oczywiście w materiałach dołączanych do urządzenia, więc wykonując krok po kroku kolejne polecenia (większość z czytelnymi obrazkami) nawet całkowity laik komputerowy powinien sobie poradzić. Ponieważ port USB pracuje w trybie asynchronicznym po podpięciu DACa pod komputer następuje automatyczna instalacja potrzebnych sterowników (są wgrane w Zodiaca).
Warto też wspomnieć o tym, że z poziomu dostępnej na stronie producenta aplikacji Zodiac Control Panel (dla Windows, OS X i Linux) można nie tylko urządzenie włączyć, przełączyć w tryb stand-by, wybrać źródło, ale również dokonać takich zmian jak jaskrawość wyświetlacza, oraz sposób wyświetlania parametrów wzmocnienia – do wyboru są nastawy w dB i %. Jest to również jedna z możliwości upgrade’u firmware’u urządzenia (wymagana wcześniejsza rejestracja).
Co prawda uroczy srebrny sześcian używa tych samych 64-bitowych algorytmów kontrolujących Acoustically Focused Clocking (AFC) i Jitter Management, co starsi bracia, jednak pozbawiono go możliwości dejitterowania transmitowanego sygnału cyfrowego, oraz podłączenia zewnętrznego zegara taktującego. Choć akurat tym ostatnim specjalnie bym się nie martwił, gdyż wysokiej klasy zegary (np. atomowe) są horrendalnie drogie a wbudowany w testowane urządzenie układ (Oven Controlled Clock) ukryty jest wewnątrz szczelnego ekranu zapewniającego stałą temperaturę pracy i zgodnie z zapewnieniami producenta jest bardzo dobry. Co do reszty trzewi, to wszystkie, a przynajmniej „cywilne”, przetworniki Antelope oparte są na układach DAC BurrBrown 1792A i odbiornikach USB ISP 1507-A1. Płytki z sekcjami analogową i cyfrową znajdują się jedna nad drugą.
Przetwornik do testów dotarł prosto z fabryki. Funkiel nówka nieśmigana. Fakt ten, z jednej strony cieszy, gdyż po prostu ma się okazję na własne uszy doświadczać „dorastania”, czyli popularnego wygrzewania urządzenia w systemie, a z drugiej potrafi wprawić w lekką konsternację. Tak też było i tym razem, gdyż zarówno producent jak i dystrybutor zwracali uwagę na konieczność kilkusetgodzinnego(!!) procesu wygrzewania. Ot drobne dwa tygodnie ciągłej gry powinny wystarczyć. Dzięki Bogu to tylko niezbyt prądożerny DAC, bo w przypadku urządzenia o zdecydowanie większym apetycie na energię wolałbym dostać już wygrzany egzemplarz. Chciał, nie chciał, zbytnio nie grymasząc, podłączyłem obiekt niniejszego testu pod dekoder TV-SAT i po ustawieniu niezbyt wysokiego poziomu głośności zostawiłem samopas.
Po wymaganej rozgrzewce, co raczej w tym przypadku oznaczało prawdziwy maraton, przystąpiłem do właściwych odsłuchów. W pierwszej chwili na „Going Home” z „Old Ideas” Leonarda Cohena myślałem, że coś jest nie tak z nagraniem, słychać było jakieś dziwne trzaski, albo inne anomalie. Jednak zwiększenie głośności do normalnego, akceptowalnego przez resztę domowników poziomu, wyraźnie wskazało, że to nie cyfrowe artefakty a „soczysta wymowa” leciwego wokalisty. To, co zostało zebrane przez mikrofon Zodiac pokazał w sposób całkowicie naturalny, wychodząc założenia, że skoro realizator, miejmy przynajmniej taką nadzieję, słyszał i umieścił na krążku, to i słuchacz powinien mieć taką możliwość. Nie było w tym nic ze sztuczności charakterystycznej dla większości samplerów, na których trzeszczenie krzesła w piątym rzędzie widowni urasta do wydarzenia równie istotnego, jak solo któregoś z występujących artystów. Ot starszy pan zbytnio zbliżył się do czułego mikrofonu i tyle, w końcu i tak najważniejsza jest muzyka. „Version 2 Version - A Dub Transmission” Billa Laswella pokazało niesamowitą motorykę i subsoniczne możliwości tego niepozornego DACa. Wygenerowane na konsolecie efekty przestrzenne oszałamiały a bas schodził do poziomu wód artezyjskich. Fenomenalnie został oddany nastrój tej płyty, na której beat reggae przeplata się z ambientowo - dance’owymi klimatami. Dźwięk był masywny, potężny i gęsty, wypełniał całe pomieszczenie pochłaniając słuchacza. W tym momencie nie można było mówić o konwencjonalnym odsłuchu, lecz zdecydowanie bardziej trafnym byłoby użycie określenia uczestnictwo. A to przecież były „zwykłe” elektroniczne plumkania. Pytanie jak Zodiac radził sobie ze zdecydowanie bardziej „audiofilskim” materiałem. Początkowo do testów używałem udostępnianych przez LessLoss’a nagrań „Drums, drums, drums!” i „Steinway & Sons grand piano recording” w wersjach 16 bit / 44.1 kHz i 24 bit / 96 kHz. Różnice między zwykłymi a gęstymi plikami zostały pokazane jak na dłoni. Poczynając od większej namacalności, precyzji w kreowaniu przestrzeni, na mniejszej napastliwości dźwięków kończąc bułgarski DAC z chirurgiczną, o przepraszam studyjną precyzją, wskazywał jak jest na próbce „A” a jak na „B”. Nie zadawał sobie trudu w podpowiadaniu, które nagranie jest lepsze, bo to nie jego rola, od tego był realizator, znaczy się słuchacz. To on dokonywał wyboru na podstawie własnego widzimisię, preferencji, czy potrzeby chwili. I właśnie z potrzeby sprawienia sobie drobnej przyjemności z ulgą przesiadłem się z samplerów na do bólu komercyjny „From This Moment On” Diany Krall a sparing CD quality vs. Audiophile 24/96 ograniczyłem do kilkukrotnego przesłuchania „How Insensitive”. Również w tym przypadku „gęste” nagranie brzmiało bardziej, można by powiedzieć analogowo. Nie było tej sztucznej, cyfrowej otoczki, wszystko było naturalne, oczywiste. Scena się oddaliła, nabrała głębi i właściwych dla konkretnego nagrania wymiarów. Zwykłe pliki jawiły się „pocztówkowo” przeostrzone, jakby ktoś podczas obróbki przesadził przy próbie wyciągnięcia z niezbyt ostrego materiału jak najwięcej szczegółów i poprawienia matki natury. W tym miejscu oczywiście trochę koloryzuję, gdyż nie mając możliwości porównania danego utworu jeden do jednego nawet standardowe wersje brzmiały świetnie, przy czym świetnie odnosi się tylko i wyłącznie do odpowiednio dopieszczonych realizacyjnie krążków. Zodiak ani nie wybacza, ani nie zapomina. Jeśli coś poszło nie tak, to bez problemu można wskazać palcem gdzie nastąpiło potknięcie, bo taka informacja zostanie nam podana pod sam nos na srebrnej tacy.
Robiąc notatki opisujące brzmienie skrzypiec, klarnetu, czy fortepianu łapałem się na tym, że dotyczą one konkretnego instrumentu biorącego udział w konkretnym nagraniu. Inaczej brzmiał fortepian Diany Krall, Keitha Jarretta („The Koln Concert”), czy Leszka Możdżera (”Piano”, „Kaczmarek by Mozdzer”). Nie było mowy o jakiejś manierze, kreowaniu alternatywnego obrazu rzeczywistości. Tak samo było ze sceną muzyczną, gradacją planów, czy precyzją w lokalizowaniu poszczególnych instrumentalistów. To czy były słyszalne i zauważalne, zależało od pracy wykonanej podczas nagrania i dalszej jego realizacji, masteringu etc., a nie samego przetwornika, który zarówno nic od siebie nie dodawał, jak i nie zabierał.
Im dłużej słuchałem najmłodszego Antelope, tym bardziej doceniałem jego studyjną rzetelność. W dążeniu do prawdy, niezależnie od tego, jaka by ona nie była szedł zdecydowanie dalej od topowego przetwornika Hegla HD20, pozostawiając daleko w tyle konstrukcje NuForce’a, czy Xindaka, które akurat miałem u siebie „na stanie”. Z biegiem spędzonych z tym DACiem godzin pozorna beznamiętność okazywała się niemalże doskonałą transparentnością a chłodny obiektywizm nabierał cech referencyjnej wierności. Z pewnością można jeszcze bardziej zbliżyć się do prawdy. Posłuchać Zodiaca +, Golda, podpiąć Volticusa, lecz nawet z najtańszym przetwornikiem Antelope Audio dostajemy w gratisie bilet. Bilet nie do raju, ale do reżyserki, którą od naszych ulubionych artystów oddziela jedynie szyba.
Tekst: Marcin Olszewski
Zdjęcia: Antelope Audio(wnętrze), Marcin Olszewski
Dystrybutor: StudioVanderBrug
Cena: 1595 EUR
Dane techniczne:
- Dynamika: 129 dB
- Zniekształcenia THD+N: 0,0004%
- Wejścia cyfrowe: USB mini B (w zależności od systemu operacyjnego 24 Bit / 96 kHz – 24 bit / 192 kHz); 2 x koaksjalne S/PDIF; 2 x optyczne
- Obsługiwane częstotliwości sygnału: 44,1 kHz, 48 kHz, 88,2 kHz, 96 kHz, 176,4 kHz, 192 kHz (176,4 kHz i 192 kHz obsługiwane są jedynie przez wejścia S/PDIF i USB
- Wyjścia analogowe: para RCA z regulacją głośności; para XLR z regulacją głośności; 2 szt słuchawkowych typu Jack z niezależną regulacją głośności
- Wymiary S x W x G: 16,5 x 11,2 x 19,0 cm
- Waga: 1,95 kg
- Zasilacz: wejście 100-240VAC; wyjście 18VDC, 15W
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s
DAC: Xindak D2; NuForce DAC9
Odtwarzacz plików: Olive O2M; Xindak D1; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
Słuchawki: AKG K142 HD; AKG K518 DJ LE; Marshall Major
Wzmacniacz: Electrocompaniet ECI 5
Kolumny: A.R.T. Moderne 6
IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Audiomago AS
XLR: LessLoss Anchorwave
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2
Stolik: Missoni Audio Carpet Stradivari