Kiedy otrzymałem, bynajmniej nie niemoralną, propozycję testu rodzimego wzmacniacza zintegrowanego znanej mi od … mniejsza z tym od ilu lat warszawskiej manufaktury Eryk S Concept od razu, gdzieś podświadomie, spodziewałem się konstrukcji lampowej. W końcu odkąd pamiętam Eryk Smólski – właściciel i główny (jedyny?) projektant marki właśnie z uzbrojoną w bursztynowo połyskującą szklarnię elektroniką nie tylko łączył swoje kolumny, co i takowe lampowe amplifikacje popełnia. Jakież było moje zdziwienie, gdy w trakcie rozmowy okazało się, że tym razem jednak magii lamp nie będzie gdyż idąc z duchem czasu i zalotnie puszczając oko ku ekologicznie zorientowanej audiofilskiej mniejszości w ofercie pojawił się nowy produkt – Digi i to właśnie nad nim przypadło mi się przez blisko dwa tygodnie pastwić. Nie uprzedzając jednak faktów, niejako w ramach zapowiedzi chcę jedynie dodać, że na otarcie łez jakaś iluminacja będzie, a że oparta na LEDach a nie zawieszonych w próżni drucikach, to nic na to nie poradzimy.
Jak sama nazwa wskazuje mamy do czynienia ze wzmacniaczem klasy D, choć zasadnym wydaje się użycie zdrobnienia i określenie Digi mianem wzmacniaczyka. Powód takiego podejścia może na podstawie zdjęć nie jest wcale tak oczywisty i może zakrawać na celowe deprecjonowanie produktu, lecz przy bezpośrednim kontakcie wszelkie wątpliwości pękają jak bańka mydlana. Digi jest naprawdę miniaturową zabaweczką o rozmiarach przypominających paczkę papierosów i to w wersji slim, albo pamiętanych z zamierzchłych czasów rarytasów w stylu Dumont. Dla nieobeznanych z wyrobami przemysłu tytoniowego powiem, że Digi nie przekracza średniej rozmiarówki dedykowanych smartfonom przenośnych DACo-wzmacniaczy słuchawkowych. Również wagowo nie odstaje od swoich pobratymców, co niejako wymusiło na producencie otulenie go eleganckim, drewnianym (Merbau) łożem, które nie tylko podnosi tzw. wartość postrzeganą, co przede wszystkim może nie tyle całkowicie zapobiega, co nieco niweluje tendencję urządzonka do przesuwania się po powierzchni biurka, czy szafki audio. Zanim jednak zajmiemy się dalszą wiwisekcją warto wspomnieć o samym opakowaniu, gdyż Digi ferowany jest w eleganckim, wykonanym z lakierowanej sklejki zamykanym pudełeczku z firmowym logotypem na wieku. Pierwsze wrażenie mamy zatem zaliczone na piątkę. Dalej jest z resztą równie elegancko, gdyż idealnie wpasowany wzmacniacz już podczas „unboxingu” również sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Jest niezwykle precyzyjnie wykonany a przy tym zaskakująco, jak na swoje niezwykle mikre, gabaryty ciężki i aż chciałoby się napisać monolityczny. Organoleptyczny test na opukiwanie daje bowiem dość ciekawe rezultaty, otóż korpus wzmacniacza okazuje się bardziej „głuchy” aniżeli drewniana otulina. Powyższy efekt udało się osiągnąć poprzez zalanie trzewi masą plastyczną, która nie tylko zapewniła nader skuteczną ochronę dóbr intelektualnych, czyli co, jak i z czego zostało zrobione, lecz i niejako przy okazji stała się świetnym sposobem na wytłumienie ewentualnych drgań. Skoro zatem topologia wewnętrzna objęta jest ścisłą tajemnicą zajmijmy się tym co widać już na pierwszy rzut oka.
Szczątkową płytę czołową zdobi jedynie niewielkie zintegrowane z włącznikiem głównym pokrętło głośności wkomponowane w szklany, ręcznie polerowany (!!!) profil za którym ukryto nazwę wzmacniacza podświetlaną na czerwono w trybie stand-by i zielono podczas normalnej pracy. Na płaszczyźnie górnej wykonanej ze szczotkowanego aluminium powielono firmowy logotyp z wieka skrzyneczki.
Za to widok ściany tylnej może wprawić w lekką konsternację. Niby nad wyraz kompaktowe gabaryty i zdrowy rozsadek wskazują, że miejsca na niej nie będzie zbyt dużo jednak teoria sobie a rzeczywistość sobie. Krótko mówiąc ze względu na to, że miejsca jest mniej niż pieniędzy na program 500+ w rządowym budżecie zamiast konwencjonalnych interfejsów mamy jedynie sześć dziurek. Patrząc od lewej są to gniazdo dla zewnętrznego laptopopodobnego zasilacza, cztery gniazda głośnikowe akceptujące jedynie wtyki bananowe i BFA, oraz wejście liniowe 3,5 mm mini jack. I to by było na tyle, gdyby nie opcjonalne wyposażenie. Bowiem dostępne są już wersje z dodatkowymi modułami montowanymi w tym samym bloku Merbau, ale po drugiej stronie (wykonywane jest dodatkowe wcięcie). Owymi dodatkami są układy wi-fi lub bluetooth 4.0 aptx a chęć ich posiadania wiąże się z dopłatą 1100 PLN.
Zanim przejdę do części poświęconej walorom sonicznym tytułowego malucha pozwolę sobie na małą dygresję dotyczącą używanej podczas testów konfiguracji. Dość ograniczona przestrzeń a co za tym idzie nader bliskie sąsiedztwo terminali głośnikowych niejako z automatu wykluczyły z rozgrywki moje dyżurne przewody głośnikowe uzbrojone w widy, więc rad nie rad zmuszony byłem posiłkować się trzymanymi na czarną godzinę zakonfekcjonowanymi wtykami BFA Nordöstami Wyrewizard Spellbinder. Od razu zaznaczę, że nie są to złe druty a patrząc na cenę wzmacniacza całkiem nieźle do niego pasujące, ale jak to zwykle w audio bywa przesiadka z wielokrotnie droższej konkurencji jest niemalże zawsze traumatycznym przeżyciem, więc przez pierwszych kilka dni po prostu w możliwie bezstresowy sposób oswajałem się z nowymi warunkami. Podobnie sprawy się miały z interkonektami, co z resztą skrzętnie wykorzystałem sięgając po Melodikę MDMJ2. Jak ma być budżetowo, to niech będzie, ale wszystko ma swoje granice, więc przez połowę testów używałem swoich dyżurnych Gauderów a przez drugą powoli przygotowujących się do forumowego debiutu smukłych, włoskich DoAcoustics Armonia Mundi Impact.
Jeśli zastanawiacie się co wyszło z takiego połączenia, to już spieszę donieść, że efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Co prawda już opisywany w lutym Polk Audio Omni A1 udowodnił, że nawet niedrogie D-klasowe wzmacniacze potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć, ale A1-ka była tak z pięć razy większa i zgodnie z danymi producenta prawie dwukrotnie mocniejsza. A tymczasem 40 W Eryk S nie dość, że bez najmniejszej tremy ujarzmił słupki DoAcoustics, to całkiem dziarsko poradził sobie z moimi Arconami, które najdelikatniej rzecz ujmując są niezbyt przyjemnym obciążeniem. W obu przypadkach dźwięk charakteryzował się zaskakującym drajwem i wręcz zaraźliwą motoryką. Co prawda już po około godzinie od włączenia wzmacniaczyk był zauważalnie ciepły, to nawet podczas o wiele dłuższych sesji nie zauważyłem żadnych innych niepokojących objawów, więc widocznie ten typ tak ma i tyle. Wróćmy jednak do dźwięku. Zaserwowany na początek pop-rock pod postacią „I Do Not Want What I Haven't Got” Sinéad O'Connor miał wszystko to, co mieć powinien. Głos wokalistki został lekko dociążony i wypchnięty przed pierwszy plan, dzięki czemu bądź co bądź nie najwyższych lotów nagranie zyskało kilka dodatkowych punktów na namacalności a i scenę spokojnie można było określić mianem trójwymiarowej. Na nieco bardziej zadziornym albumie „The Dream Of The Blue Turtles” Sting do głosu doszła jeszcze zupełnie nieoczekiwana na tych poziomach cenowych rozdzielczość i coś na kształt wysublimowania wysokich tonów, które nie dość, że pozbawione oznak zmatowienia nijak nie chciały popadać w nawet najmniejszą ziarnistość, cały czas pozostawając gładkimi i możliwie czytelnymi.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował czegoś z założenia morderczego i nie zaserwował Digi’emu „The Astonishing” Dream Theater przy którym odezwały się jego oczywiste ograniczenia. W kulminacyjnych momentach dźwięk ulegał wyraźnemu spłaszczeniu i gubił wspomnianą rozdzielczość, ale uczciwie przyznam, że była to ewidentna złośliwość z mojej strony, bo na Dreamach moje Gaudery potrafiły ugotować niejeden o wiele „poważniejszy” piec i to zdecydowanie wyższej półki cenowej. Poza tym zasadnym stają się pytania jaki procent populacji słucha prog-metalu i jaki używa w tym celu tak trudnych do prawidłowego wysterowania kolumn.
Przejdźmy zatem do czegoś bardziej miarodajnego i przy okazji łatwiejszego do strawienia dla statystycznego nabywcy. Świetnie zagrany i jeszcze lepiej nagrany jazzowy „Vägen” Tingvall Trio ponad wszelką wątpliwość pokazał, że i z barwą, oraz tzw. grą cisza polski mini – wzmacniacz radzi sobie co najmniej bardzo dobrze i jeśli tylko zapewnimy mu odpowiedni wsad merytoryczny, to z pewnością nam się za to odwdzięczy. Precyzja umiejscawiania źródeł pozornych, jak i pewna, cienka kreska opisująca ich kontury wyraźnie dawały do zrozumienia, że dobierając docelowe kolumny niespecjalnie należy przejmować się ceną amplifikacji, tylko brać to, na co możemy sobie maksymalnie pozwolić a z pewnością usłyszymy potencjał drzemiący w takiej pozornie zakrawającej na mezalians konfiguracji.
Wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi Eryk S Concept Digi wcale nie okazał się nabiurkowym gadżetem, lecz pomimo niezaprzeczalnie nikczemnej postury dziarsko radził sobie z kolumnami z prawdziwego zdarzenia. Ten uroczy maluch nie dość, że aż kipi wrodzoną energią, to przy okazji nie zapomina o muzykalności a jeśli tylko zapewnicie mu odpowiednie towarzystwo i materiał muzyczny, to również o finezji i wysublimowaniu. Jeśli zatem cierpicie na chroniczny brak miejsca a w Waszym systemie nie czujecie chęci posiadania zbyt wielu źródeł, to na dobrą sprawę tytułowy wzmacniacz może być nie tylko początkiem, ale i końcem Waszych poszukiwań. W dodatku może się okazać, że z jego pomocą uda Wam się skonfigurować niemalże w 99% polski system, gdyż oprócz wspomnianych przewodów rodzimej Melodiki z powodzeniem można przecież użyć okablowania Sevenrods, czy Albedo a jako kolumn Pylonów, Audio Academy, RLSów, czy nawet Tonsili. Teraz Polska? Nie, nareszcie!
Marcin Olszewski
Producent: Eryk S Concept
Cena: 3 400 PLN
Opcjonalne moduły Wi-Fi lub bluetooth 4.0 aptx - dopłata 1 100 PLN
THD: 0,09% / 1W
Moc: 60W / 4 Ω; 40W / 8 Ω
Sprawność energetyczna: 93%
Pobór mocy: max 125 W
Wymiary (WxSxG):
- 2 x 8 x 14 cm (sam wzmacniacz)
- 3,5 x 13 x 14 cm (wzmacnicz w stojaku)
Waga total: 600g
System wykorzystany podczas testu:
- CD/DAC: Ayon CD-1sx
- Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
- Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
- Przedwzmacniacz gramofonowy: Abyssound ASV-1000; Audion Premier
- Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
- Przedwzmacniacz liniowy: Emotiva XSP-1
- Końcówka mocy: Emotiva XPA-2
- Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; DoAcoustics Armonia Mundi Impact
- IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Melodika MDMJ2
- IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
- IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
- Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
- Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra; Nordöst Wyrewizard Spellbinder
- Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
- Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
- Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
- Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
- Przewody ethernet: Neyton CAT7+
- Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips