Skocz do zawartości
Wzmacniacze

Test wzmacniacza lampowego Tri TRV-35SE

Kiedy myślę o audio zabawkach rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, zawsze jednym tchem wymieniam lampowe cudeńka Air Tighta, Yamamoto i ... Tri właśnie. Tri, czyli markę Triode Corporation of Japan będącą własnością pana Junichi Yamazaki. W produktach ww. firm piękno podkreślone jest wykończonymi z niezwykłym pietyzmem metalowymi elementami, oraz drewnianymi wstawkami (u Yamamoto i Tri). TRV-35SE to taki przedsionek, wstęp do raju audiofilów wybierających lampową drogę życia, u kresu której czeka Air Tight albo powiedzmy Audio Note. Jednak życie nie zawsze jest usłane różami, a los potrafi spłatać Bogu ducha winnemu audiofilowi psikusa. W moim przypadku psikusy były dwa. Ot, taka powitalna dubeltówka. Ale po kolei.

 

Ze wzmacniaczami Tri miałem już styczność wielokrotnie, czy to podczas wystaw, czy też sesji fotograficznych. Odbierając "jeszcze ciepły" karton prosto z cargo byłem spokojny o to, co mogę w środku zastać. Po wypakowaniu i wpięciu w tor filigranowa integra powoli zaczynała się wygrzewać, a ja ją sobie z zainteresowaniem "lustrowałem". Aż tu nagle ... cóż to za naklejka? Made in China? What the .. .! Szybka przebieżka do laptopa, odpalam googla i .. . nie, no. To są jakieś żarty! Dwa lata temu do recenzji trafiały 35-ki Made in Japan. Buu. Kryzys, recesja i szalejące kursy walut zmusiły widocznie dzielnego samuraja do przeniesienia produkcji do Chin, gdzie miska ryżu i siła robocza jest zdecydowanie tańsza. Koniec końców pogodziłem się z faktem i powróciłem do słuchania. Jednak tak jak wspominałem na wstępie miały być dwie niespodzianki, a na razie opisałem jedną. Druga była jeszcze "ciekawsza". Siedzimy sobie na kanapie z dystrybutorem. Słuchamy, wymieniamy się uwagami i po chwili zastanowienia grzecznie pytam, czy standardowe drewniane boczki są dołączane do wersji katalogowej, a do mnie trafił dedykowany recenzentom "OEM"? Chwila konsternacji, znowu świńskim truchtem udaję się do laptopa w celu sprawdzenia, jak to drzewiej bywało i jak ma się to do aktualnej oferty na stronie producenta. Najwidoczniej Mały Żółty Ktoś zapomniał o takim drobiazgu, jak dokręcenie drewnianych boków do wzmacniacza przed spakowaniem i wysłaniem. Na szczęście błyskawiczna reakcja ze strony producenta pozwoliła uwiecznić na zdjęciach integrę już w pełnej krasie. Oczywiście zawiniątko zawierające dwie przecudnej urody klepki poprzedzały niemalże histeryczne przeprosiny, a w paczuszce oprócz drewienek był jeszcze palec zapominalskiego. To taki starojapoński sposób wyrażania skruchy. Dobrze, proszę ocucić co wrażliwszych czytelników! Z palcem to był tylko niewinny żarcik. Na szczęście ani podejrzana naklejka, ani brak ozdobnych boczków nie zdołały zepsuć mi przyjemności obcowania z TRV-35SE.

 

Skoro jednak zacząłem od obecnych (lub nie) elementów budowy wzmacniacza, pozwolę sobie na dokończenie wątku. Jak wspominałem, jest to konstrukcja dość niewielka (front ma szerokość 340 mm), ale klasycznie piękna. Nie ma udziwnień i szaleństw, jest za to prostota i funkcjonalność. Na grubym, wykonanym ze szczotkowanego aluminium froncie, znajdują się (od lewej) przycisk Power z umieszczoną nad nim błękitną, irytująco agresywną diodą, gniazdo słuchawkowe, złoconą parę gniazd RCA będącą trzecim wejściem liniowym, regulator głośności i selektor źródeł. Jak się po rozkręceniu okazało, gniazda umieszczone na froncie były najbardziej "koszerne" - sygnał od nich poprzez selektor źródeł do lampy12AX7 miał po prostu do pokonania krótszą drogę niż do standardowych gniazd umieszczonych na tylnej ściance. Obok dwóch par wejść liniowych z tyłu, oczy cieszą fenomenalne terminale głośnikowe amerykańskiej firmy CMC – Charming Music Conductor. Oprócz tego producent uraczył nas wejściem na końcówkę mocy, oraz wyjściem na rejestrator i centralnie umieszczonym gniazdem sieciowym. Terminale głośnikowe są dedykowane kolumnom o impedancji 6 i 8 Omów.

 

Sama konstrukcja nie ma w sobie nic nowatorskiego i nie próbuje na siłę wyważać już otwartych drzwi. Na wejściu pracujące w klasie A 12AX7 oraz 12AU7 w roli odwracacza fazy i sterowania lamp końcowych. Stopień wyjściowy to popularne pracujące w klasie AB i push pullu cztery chińskie EL-34. Wewnątrz panuje ład i porządek. Sekcja przedwzmacniacza wykonana została w technologii punkt-punkt, natomiast stopień wyjściowy na jest na płytkach drukowanych - osobno dla lewego i prawego kanału. Zastosowane części nie tylko nie budzą niepokoju, ale i są świadectwem, że księgowi nie mieli tutaj wiele do powiedzenia. Kondensatory Mudorfa RealCap w sekcji pre, piękne japońskie "olejaki" Vitamin-Q produkcji Tone Factory Toichi w końcówce. Jeśli ktoś posiada źródło z regulowanym stopniem wyjściowym, lub ma preamp przewyższający klasą odpowiadającą mu sekcję w integrze, warto wykorzystać wejście "pre-in", które posiada własną płytkę z przekaźnikiem i omija niebieskiego alpsa w Tri. I jeszcze mały, acz miły szczegół: śrubki mocujące dolną płytę wzmacniacza posiadały silikonowe podkładki. Czarna metalowa osłona na lampy jest zdejmowalna, a otwory do jej mocowania są na tyle estetyczne, że po jej usunięciu nie będziemy skazani na widok zionących "kraterów".

 

Ponieważ wzmacniacz dotarł do mnie prosto z cargo, musiał swoje pograć, toteż przez prawie dwa tygodnie spełniał rolę amplifikacji "telewizyjnej" oraz zapewniał muzyczne tło podczas codziennej krzątaniny. Po tym okresie taryfa ulgowa się skończyła, a Tri nie dostał forów, bo w międzyczasie delektowałem się trzykrotnie droższym Air Tightem ATM-1s. Jak brzmi to urocze maleństwo? Na pewno nie tak, jak można by się spodziewać, sądząc po obiegowych opiniach o brzmieniu EL34. Jeśli oczekiwaliście lepkiego, przesłodzonego i lekko spowolnionego dźwięku, to możecie się rozczarować. Zamiast tego jest szybkie, konturowe, a jednocześnie bardzo gładkie granie. Bardziej naturalne, a mniej czarujące. Czasem przyłapywałem Tri na tym, że grał zdecydowanie bardziej "prawdziwie" od mojego tranzystorowego DM-10! Oczywiście nie było mowy o jakiejkolwiek ziarnistości czy szklistości. Dźwięk był na tyle czysty, że zaczynałem odnosić wrażenie, jakby wzmacniacz nie miał własnego charakteru, własnej barwy, jakby (o zgrozo!) nic od siebie nie dodawał. Trochę to dziwne jak na konstrukcję lampową, nieprawdaż? Uważam, że zamiast dzielić brzmienie na lampowe i tranzystorowe, zdecydowanie sensowniej jest stosować podział na urządzenia grające źle bądź dobrze. Całe szczęście odsłuch 35-ki nie skłaniał mnie do podobnych dylematów. Płyta po płycie lądowała w odtwarzaczu, ustawione playlisty grały od początku do końca, a mnie ani razu nie korciło, żeby którykolwiek z albumów przerwać, nie wysłuchać do ostatniego wybrzmienia. Czy to magnetyzm świecących się ciepło bursztynowym światłem lamp, czy też wrodzone lenistwo - trudno powiedzieć, ale najważniejsza była muzyka. Oczywiście robiłem przy tym notatki. W porównaniu z Air Tightem na pewno zauważalne było zubożenie barw i nasycenie emocjami. Dźwięk miał mniej "ciałka", mniej lampowego czaru. Jednak różnica cen obu urządzeń bardzo szybko sprowadzała mnie na ziemię i kończyła fochy. Druga sprawa to zgodność tego wzmacniacza z różnymi kolumnami. Tutaj jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. O ile z Zu Essence potrafi sobie poradzić nawet kilkuwatowa trioda i Tri bez najmniejszego trudu pokazywało, do czego jest zdolne, o tyle z moimi Neatami niejeden stuwatowy tranzystor dostawał zadyszki. Jednak na burgundowym Japończyku takie obciążenie nie robiło wrażenia. Takiś twardy, pomyślałem. No to proszę - Nils Petter Molvaer "Khmer". Przyjął z godnością. Tam gdzie miało być przenikliwie - było, tam gdzie miało być romantycznie - było. Na bas również nie mogłem za bardzo marudzić, bo z czterech EL34 trudno coś więcej w tej cenie wycisnąć. Najniższe składowe (te z okolic Głębi Challengera) były już niesłyszalne, ale pomimo tego nie można było mówić o odchudzeniu dźwięku, czy zachwianiu równowagi tonalnej. Zamiast tego bas jest szybki, twardy, a przy tym nie dudni. Na krążkach Stańki („Dark Eyes”, „Lontano”), czy Anny Marii Jopek („Szeptem”, „Farat”) było jeszcze lepiej. Słychać było każdą nutę, każdy dźwięk miał możliwość wybrzmieć do końca, bez groźby maskowania, nakładania się jednego na drugi. Wszystko miało swój ściśle określony czas i miejsce w przestrzeni. A właśnie, przestrzeń. Tri kreuje scenę na linii kolumn i w zależności od konstrukcji (o jakości nagrań wspomnę za chwilę), wychodzi poza ich rozstaw (Zu), bądź nie (Neaty). Wgląd "w głąb" sceny ani razu nie sprawił mi problemu. Porządek panował przynajmniej do 4-5 rzędu (osoby obdarzone lepszym słuchem pewnie sięgnęły by jeszcze parę metrów w głąb). Bardzo przekonująco wypadały nagrania dużych składów wokalnych w stylu koncertowego albumu "Africa" Perpetuum Jazzile. Czytelność poszczególnych partii była na wysoce satysfakcjonującym poziomie, a otwierający płytę tytułowy utwór z odgłosem deszczu to istny majstersztyk. Warto jednak wspomnieć o wrażliwości TRV-35SE na jakość "paszy", jaką mu zaaplikujemy. Od czasu do czasu lubię wyciągnąć zakurzone krążki swojej młodości. W odtwarzaczu lądują wtedy Helloween, Iron Maiden, Bon Jovi, czy Guns'N'Roses. Tym razem też próbowałem sobie zrobić taki wieczór wspomnień. Niestety zamiast wspomnień była tzw. krew z uszu i usuwanie kamienia nazębnego za pomocą szlifierki oscylacyjnej. Nie dało się wysłuchać nawet jednego albumu do końca. Wspomnienia wspomnieniami, ale co ja bym biedny począł, jakby mi "oczy pękli" przy którymś z bardziej szalonych riffów? Całe szczęście są płyty, na których zdrowe gitarowe granie zostało zarejestrowane z należytym szacunkiem. Za przykład niech posłuży "Alien Love Secrets" (Steve Vai). Ileż to pozytywnej energii drzemie na tej płycie, z jakąż wirtuozerią możemy obcować! I Tri nic nie psuje, nie łagodzi. Pokazuje prawdziwy rockowy pazur, który potrafi czasem mocno podrapać.

 

Bezkompromisowość Tri wobec jakości nagrań można oczywiście delikatnie okiełznać, wybierając odpowiednie źródło. Unikałbym też kolumn z tendencją do krzykliwości. Z moim dzielonym zestawem CD (Pioneer/Stello) efekt finalny był dość chłodny, lekko zachowawczy. Na pierwszy plan wysuwał się kontur, technika, ukryte w nagraniach smaczki. Zmiana źródła na lampowe Tri TRV-CD4SE pozwoliło cieszyć się większą pulą nagrań. Dźwięk stał się bardziej ludzki, a w przypadku śpiewających pań można rzec seksowny. Na potwierdzenie tych słów gorąco polecam na odsłuch tytułowego wzmacniacza zaopatrzyć się w krążek "I wish" formacji Tok tok tok. Bardzo oszczędna realizacja i wokal grający "pierwsze skrzypce" tworzą po prostu zjawiskowy klimat na wieczory przy lampce czerwonego wina.

 

Tri TRV-35SE to pięknie wykonany, nie absorbujący uwagi użytkownika aspektami technicznymi wzmacniacz lampowy, który nie tylko cieszy uszy, ale i nie rozczarowuje brzmieniem. Cóż z tego, że niekoniecznie spełniającym stereotypowe opinie o konstrukcjach opartych na szklanych bańkach.

 

Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski

 

 

 

Szczegółowe dane:

Dystrybutor: Pełne Brzmienie Piotr Bednarski (http://www.hi-endstudio.com)

Cena: równowartość 1,950 euro wg. aktualnego kursu PLN.

 

Moc wyjściowa: 45 W+45 W (8 omów)

Lampy mocy: EL34 pracujące w klasie AB (push pull)

Pasmo przenoszenia: 10Hz - 100 kHz (-1,-4dB)

Współczynnik sygnał/szum (S/N): 90dB

Wyjście przystosowane do impedancji: 6 / 8 omów

Lampy: EL34 x4 , 12AU7(ECC82) x2, 12AX7(ECC83) x1

Wyjście słuchawkowe

Wymiary: 340(S) x 185(W) x 315(G) mm

Waga: 15kg

Osłona lamp, kabel zasilający

 

 

System wykorzystany w teście:

Źródła sygnału cyfrowego:

CD: Pioneer PD-9700, Tri TRV-CD4SE

Apple Airport Express

DAC: Stello DA 100 Signature

Wzmacniacz: Raysonic SE-20 MKII; Red Wine Audio Isabella + Signature 30.2; Air Tight ATM-1s; Densen DM-10; Lavardin IS

Kolumny: Neat Acoustics Motive One; Zu Essence

IC: Antipodes Audio Katipo; Zu Varial Mk3

IC cyfrowe – Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Apogee Wyde Eye

Kable głośnikowe: Slinkylinks S1; Zu Ibis; Zu Libtec

Kable zasilające: Garmin; Supra Lo-Rad 3x2,5mm; Audionova Starpower Mk II

Listwa : GigaWatt PF-1 + kabel LC-1

Data dodania

Audio Pro C20

Jeszcze do niedawna, pomimo coraz bardziej zaawansowanej integracji „domowej inteligencji” większość nieskażonych audiophilią nervosą użytkowników żyła w przekonaniu, że TV najrozsądniej wzbogacić o soundbar, bądź podpiąć pod posiadany zestaw MCh/stereo a mniej bądź bardziej bezprzewodowe ekosystemy składające się z większych i mniejszych jednostek są może i wygodne, jednak zazwyczaj pełniły rolę niezobowiązujących umilaczy codziennej krzątaniny w kuchni, relaksu w sypialni, czy też na balkonie.

Fr@ntz
Fr@ntz
Kolumny

Porównanie JBL Go 4 z poprzednimi modelami - co się zmieniło?

Porównanie nowego modelu głośnika JBL Go 4 z jego poprzednimi wersjami to temat, który z pewnością zainteresuje wielu miłośników muzyki i technologii audio. Marka JBL słynie z innowacyjnych rozwiązań dźwiękowych, które nie tylko zachwycają jakością brzmienia, ale także ewoluują wraz z postępem technologicznym. Dlatego też warto przyjrzeć się bliżej, jakie zmiany i ulepszenia zostały wprowadzone w najnowszym modelu JBL Go 4 w porównaniu z jego poprzednikami. #dwa_boxy_lewo_prawo_

audiostereo.pl
audiostereo.pl
Recenzje

Sonus Faber | Wywiad z Projektantem | Film

Cześć! Dzisiaj mamy dla Was wywiad z Livio Cucuzza, który jest głównym projektantem dla włoskiego Sonusa Fabera. Zadam mu kilka pytań, między innymi o jego ulubiony model, plany na przyszłość oraz o to, jakie polskie jedzenie mu najbardziej zasmakowało 😉 Zapraszamy do oglądania!   Chcielibyście zobaczyć więcej takich filmów? Dajcie znać w komentarzach pod filmem!

Q21
Q21
Wywiady

Męskie Granie 2024

START SPRZEDAŻY OSTATNIEJ PULI: 24.04.2024, g. 12:00 Już 23.04 o g. 12:00 pojawi się line-up 15-tej edycji trasy festiwalowej Żywiec Męskie Granie! FAQ - najczęściej zadawane pytania dotyczące zakupu biletów znajdziesz TUTAJ. Ważne: płatność za bilety będzie możliwa wyłącznie za pomocą BLIK oraz Vouchera eBilet. Do zatańczenia pod sceną! Bilety na trasę Męskie Granie 2024 Limit biletów: 4 bilety na użytkownika na dany koncert. Wszystkie bilety są personalizowane - o

AudioNews
AudioNews
Newsy

Orange Warsaw Festival 2024

O wydarzeniu OGŁOSZENIE ARTYSTÓW: legendarne The Prodigy zamknie Orange Main Stage 7 czerwca! Co-headlinerem piątku na OWF 2024 będzie Yeat. Orange Warsaw Festival to od kilkunastu lat najważniejsze wydarzenie muzyczne i kulturalne Warszawy oraz idealne rozpoczęcie festiwalowego lata. Każda edycja jest świętem muzyki, skupiającym dziesiątki tysięcy fanów i eklektyczny line-up. Orange Warsaw Festival 2024 line-up W dniach 7-8 czerwca na Torze Wyścigów Konnych Służewiec wystąpi

AudioNews
AudioNews
Newsy 1


Opinie użytkowników

Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia



Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.