To musiało prędzej czy później nadejść. Kiedy na rynku pojawiły się pierwsze audiofilskie i stopniowo taniejące wzmacniacze cyfrowe i semi-cyfrowe, zastanawiałem się, kiedy firmy z wyższej półki, dbające w pierwszej kolejności o dźwięk, posuną się dalej, niż tylko wsadzanie gotowych modułów w ciężkie obudowy. Minęło nie tak wiele czasu i oto trzymam w ręku i pokazuję wam wzmacniacz zbudowany na modułach cyfrowo-analogowych, wyposażony w akumulatorowe zasilanie.
Zasilacz jest kluczową częścią każdego urządzenia audio, na odseparowanie elektroniki od sieci producenci a potem nabywcy wydają duże pieniądze, wystarczy popatrzeć, ile kosztują najlepsze kondycjonery sieciowe a zwłaszcza systemy regenerujące prąd. Jednak oczywiste jest, że najlepszy zasilacz sieciowy to taki, którego nie ma. Dlatego bardzo wcześnie zaczęto eksperymenty z zasilaniem bateryjnym (prawdę mówiąc, pierwsze radia i gramofony też były bateryjne, ale to z braku sieci jako takiej). Żadne rozwiązanie nie jest w tak wysokim stopniu odporne na wahania jakości prądu zmiennego w sieci, jak zasilanie prądem stałym z baterii. W naszej branży najczęściej widuje się bateryjne stopnie gramofonowe, ale spotykałem również zasilane w ten sposób przedwzmacniacze. Kluczową sprawą jest mały pobór mocy. Owszem, można zastosować baterię akumulatorów samochodowych do zasilenia mocnej końcówki mocy, ale są to wyczyny jednostkowe, zaś stworzenie wzmacniacza mocy zasilanego z niewielkiego akumulatora stało się możliwe dopiero po pojawieniu się powszechnie dostępnych modułów cyfrowych o bardzo wysokiej sprawności. Ten pomysł po prostu wisiał w powietrzu i czekał. Pierwszą tego typu konstrukcją, jaką mam przyjemność widzieć, jest testowany właśnie amerykański wzmacniacz zintegrowany Red Wine Audio.
Katalog Red Wine jest bardzo krótki, a integra Signature 30.2 jest ich produktem bazowym. Na podstawie tych samych rozwiązań stworzono również oddzielne końcówki mocy, które można sterować z lampowego przedwzmacniacza (też zasilanego z akumulatora). Nazwa integry 30.2 zdaje się sugerować wcześniejsze istnienie przynajmniej 29 równie imponujących konstrukcji, sądzę jednak, że w rzeczywistości jest to aluzja do mocy wzmacniacza, oddającego katalogowo 30W. Wzmacniacz zamknięto w niewielkiej, bardzo ciężkiej skrzynce. Masa nie dziwi, zważywszy obecność akumulatorów. Wewnątrz pracuje stopień wejściowy i wyjściowy w klasie T (Tripath). Vinnie Rossi, konstruktor Red Wine, dodał do tego zasilacz akumulatorowy i filtr wyjściowy zawierający wysokiej klasy komponenty montowane punkt-punkt, zmodyfikował stopień wejściowy (nowe rezystory itp.), a na wejściu dał wielkie kondensatory paper-in-oil.
Sama obudowa jest bardzo elegancka, składa się z satynowanych aluminiowych płyt anodowanych na czarno, z przodu ozdobiona jest tylko prostym i starannie obrobionym pokrętłem wzmocnienia, stylizowanym napisem i sensorem dotykowym z czerwoną diodą. Z tyłu, o ile to możliwe, jest jeszcze prościej: komplet niewielkich zacisków głośnikowych (uwaga na widły!), w stylu amerykańskim dociskanych kluczem, gniazdo ładowarki i tylko dwie pary RCA: jedno wejście liniowe i jedno wyjście pre, pozwalające sterować drugą końcówką. Absolutny minimalizm, dla jednych oszczędność, dla innych audiofilia pełną gębą. Co do mnie, potrzebuję więcej, ale jeśli ktoś używa jednego źródła, to więcej wejść mu faktycznie nie potrzeba.
Umieszczone z tyłu gniazdo zasilania łączy się przez wtyk XLR z ładowarką. Ładowanie włącza się automatycznie, w miarę potrzeb, na plastikowej obudowie ładowarki zapala się wówczas czerwona dioda. Producent stanowczo zaleca nie wyłączać ładowarki, jej działanie w założeniu nie jest zmartwieniem właściciela, ona ma po prostu być, a w razie potrzeby pełnić swoją powinność. Jedno pełnie ładowania 12V akumulatorów ma wystarczyć na minimum 12 godzin pracy, tak więc doładowywanie w ciągu dnia nie będzie częste. W razie czego, jeśli poziom naładowania baterii nadmiernie spadnie, wzmacniacz wyłączy się automatycznie i zostanie doładowany (zapewnia to sprytny układ monitorowania, nazwany SMART). Ani razu nie zdarzyło mi się, aby wzmacniacz wyłączył się w trakcie gry, na wszelki wypadek producent zaleca wyłączanie urządzenia po odsłuchu, oczywiście bez odłączania ładowarki.
Wzmacniacz jest wyposażony w pilota, sterującego wzmocnieniem. Jego działanie jest dość zgrubne i precyzyjne dostrojenie łatwiej uzyska się ręcznie, ale czasami jednak się przydaje. Pod względem użytkowym mam jedną pretensję: włączanie za pomocą sensora dotykowego niezbyt się udało – konieczne jest naciśnięcie z określoną mocą i na określony czas, inaczej diodka tylko mignie i zgaśnie. Przyznaję, że nie opanowałem tej sztuki do końca i zwykle udawało mi się włączyć maszynę dopiero za drugim czy trzecim razem. Przypuszczam, że w grę wchodzi jeszcze jakieś straszliwe zaklęcie, które jest przekazywane nabywcy razem z kartą gwarancyjną – recenzentowi ta wiedza nie przysługuje. Musiały mi wystarczyć proste domowe klątwy.
Wzmacniacz wygrzałem bardzo długo, zgodnie z zaleceniem producenta. Nie wiem, na czym polega to zjawisko, ale słyszane przeze mnie wzmacniacze na innych układach (B&O) również wymagały setek godzin grzania, zanim pokazały klasę i nie jest to przesąd, bo zetknąłem się z tym samemu. Dlatego Red Wine postał pod prądem prawie tydzień, zanim w ogóle zacząłem go słuchać. Jak więc gra cyfra na baterie? Odpowiedź będzie błyskawiczna – dźwięk jest przeciwieństwem tego, co się uznaje za "brzmienie cyfrowe". Słowem, którym najchętniej bym określił sygnaturę dźwiękową Red Wine Signature, jest "kremowy". Tak, moim drodzy. Zapomnijcie o cyfrowych najeźdźcach, twardości, suchości, szarości czy natarczywej analityczności. Tego nie ma tu w ogóle. Mimo że wcześniej zdarzało mi się słyszeć droższe wzmacniacze cyfrowe, byłem zaskoczony, jak bardzo płynny i gładki jest ten dźwięk.
Słuchałem tego wzmacniacza za pośrednictwem trzech różnych zestawów głośnikowych, a Paweł Gołębiewski dodał do tej listy swoje ATC. Wrażenie za każdym razem było podobne, różnice powodowała tylko reszta systemu. Dźwięk jest dobrze wypełniony i ciepły w naturalny sposób. Okrzyk "Lampa!", który wydał jeden ze słuchaczy podczas testu, jest całkiem usprawiedliwiony, zwłaszcza jeśli miałby się odnosić do tradycyjnego dźwięku wzmacniacza pentodowego. Z szybkimi jak błyskawica i przejrzystymi jak diament triodami SET byłoby zapewne inaczej. Trioda potrafi zdrowo dźgnąć słuchacza, Red Wine nie z tych, on jest przyjazny. Słuchany ze skutecznymi głośnikami, takimi jak LOG Audio, nie robił krzywdy wysokim tonom przez nadmierne złagodzenie, natomiast przedstawiał je gładko, bez cienia szorstkiej agresji, co sprzyjało długiemu słuchaniu. Przypuszczam że dla niektórych słuchaczy ta gładkość byłaby nadmierna, mnie jednak w zestawieniu z LOG-ami nie przeszkadzała. Dopiero połączenie z bardzo łagodnie brzmiącymi tubami Avantgarde Acoustic Uno Nano dało wrażenie przesadnego wycofania wysokich tonów (tutaj miejsce na okrzyki zdumienia). Średnica, jak można się spodziewać, jest bardzo sugestywna, ciepła, prawie gorąca, sprzyjająca muzyce wokalnej i kameralnej. Wspaniale wychodziły zarówno ochrypłe śpiewy jazzowe, od Louisa Armstronga do Cassandry Wilson (same chłopy z jajami!), ale również operowa wokalizy, ballady, a nawet pop. Red Wine jest dla muzyki popularnej litościwy, i chociaż nie zawsze oddaje bez zarzutu dynamikę współczesnych produkcji, to jednak przynajmniej oszczędza nasze uszy, skatowane ordynarnym masteringiem. Również ostre jak słynna audiofilska musztarda Roleskiego nagrania z lat 70., które bardzo lubię, za pośrednictwem Red Wine dają się słuchać bez ciarek maszerujących po plecach.
Makrodynamika tego wzmacniacza nie zasługuje ani na szczególne nagany, ani na zachwyt. Nie ma on umiejętności nagłego szarpnięcia tłokiem głośnika, czemu towarzyszy potężne, suche "upf!". Takich cudów, właściwych dużym tranzystorowym końcówkom mocy, proszę nie oczekiwać. Bas tego wzmacniacza jest normalny, nie wyróżnia się w swojej cenie, co jest bardzo dobrym wynikiem, zważywszy na rodzaj zasilania. Jest zejście, jest też wystarczająca szybkość, chociaż przy współpracy z trudnymi kolumnami ustępował sprzętowi referencyjnemu. Spektakularne wyniki osiągnąłem z kolumnami aktywnymi. Tak było z Avantgarde Acoustic, gdzie Red Wine odpowiadał za wysokie i średnicę, zaś kolumny we własnych zakresie dorabiały resztę. Muszę przyznać, że to było bardzo interesujące zestawienie, niemal synergia, chociaż moim zdaniem te zestawy polubiłyby ostrzejszą górę, niż to im dostarczał Red Wine. Jestem jednak pewien, że wielu koneserów zachwyci się takim balansem tonalnym, w dodatku z basiskiem, którego moc można wyregulować pokrętłem. W każdej natomiast sytuacji niezwykłe wrażenie sprawiał spokój tego urządzenia, cisza tła, brak podskórnej nerwowości, stabilność, bardzo dobra scena stereo. Szumu tła w zasadzie brak, chyba że dostarczy go źródło. I to wszystko z cyfry? Najwidoczniej tak.
Jak oceniam ten niepospolity sprzęt? Zasilanie akumulatorowe to świetny pomysł, dzięki któremu producent stanął na moim prywatnym audiofilskim podium. Dodatkowe wyróżnienie za przyjazną użytkownikowi aplikację. Red Wine zasługuje na swą nazwę i wieczory przy muzyce z tego wzmacniacza aż wołają o kieliszek dobrego Cabernet. Towarzyski, ciepły jak kot, barwny – tak mi się zaprezentował ten niewielki amerykański wzmacniaczyk. Ten sprzęt nie jest tak egzotyczny, jak by się mogło wydawać, a w pewnych aspektach jest wprost wybitny. Daje brzmienie lampy bez świecących żarówek i bez szalonego zużycia prądu. A na jego bazie można zbudować najmilszy mały system, jako mogę sobie wyobrazić...
Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Sound Club
Cena: 8400 zł
Moc: 30W/8 Ohm (0,004% THD)
Impedancja wejściowa: 20 kOhm
Zasilanie: 2 akumulatory ołowiowe 12V ukryte w obudowie, połączone w 24V
Czas pracy na jednym ładowaniu: 12-24 godzin, zależnie od głośników i stopnia wzmocnienia
Wymiary (WxSxG): 8,5x30,5x21,5 cm
Masa: ok. 7,5 kg
System wykorzystany w teście:
wzmacniacze zintegrowane SoundArt Jazz i Accuphase E-550, kolumny VA Beethoven, LOG Audio Epilog VI i Avantgarde Acoustic Uno Nano, gramofon VPI Aries 3 (upgrade)/JWM-10.5/Shelter 901, odtwarzacze CD Advance Acoustic MCD-403/MDA-503 i Accuphase DP-78, filtr sieciowy IsoTek Sigmas, kable: interkonekty XLR Argentum Silver i Albedo Versus, kabel phono VPI, głośnikowe Velum LS-V i Legacy Audio, sieciowe IsoTek i Zu Audio.
.