Włoski elegant
Rynek stosunkowo niedrogich gramofonów jest od kilku lat opanowany w dużym stopniu przez austriackiego Pro-Jecta. Wybór modeli jest naprawdę duży, rozpiętość cenowa też, tym bardziej, że skończyły się już czasy, gdy ta firma robiła właściwie wyłącznie budżetowe urządzenia. Osoba, która chce wydać kilka tysięcy złotych na gramofon, być może swój pierwszy, wydaje się niemal skazana na ofertę tej firmy (pomijając oczywiście zakup z tzw. drugiej ręki droższych modeli innych marek). Jeśli jednak komuś z jakichkolwiek powodów ta akurat firma nie do końca pasuje i rozgląda się dalej, to pewnie zwróci swoje oczy w stronę oferty Regi, może Thorensa. A czy komuś przyjdzie do głowy szukać ciekawego rozwiązania wśród produktów ze słonecznej Italii? Włoskie kolumny – jak najbardziej, elektronika – być może, ale gramofony? Czy Włosi robią gramofony? Osoby, które trochę siedzą w temacie wiedzą, że tak, ale ktoś, kto dopiero wchodzi w świat analogu pewnie nie ma o tym pojęcia – Italia jakoś nie kojarzy się specjalnie „analogowo”. A warto wiedzieć, że mając budżet rzędu kilku tysięcy złotych można kupić także produkt pochodzący z tego kraju, który na dodatek wygląda na droższy niż faktycznie jest. Znany włoski producent – Goldenote ma w swojej ofercie nie tylko elektronikę, z której jest chyba najbardziej znany, kolumny i kable, ale także właśnie gramofony, z których jeden trafił do testu.
Konkretnie do przetestowania otrzymałem model z serii Classic o nazwie Valore Compact Leather, który przy cenie 4.390 PLN można śmiało uznać za średnio budżetowy, zwłaszcza, że cena obejmuje kompletne urządzenie, a więc także ramię i wkładkę. Jest to gramofon o klasycznej, „sztywnej” konstrukcji, z napędem paskowym, acz bynajmniej nie należy do gramofonów ciężkich (mass-loaderów). Jak pisze producent, to luksusowa wersja modelu Valore. Ów luksus polega na, jakże włoskim, wykończeniu plinty naturalna skórą, która sprawia, że wygląda on nad wyraz elegancko. Dostępne są cztery kolory wykończenia: biały, czarny (ten dostałem do testu), czerwony i zielony. A wszystko to w gramofonie za nieco ponad 4 tys PLN! Prostą (w sensie bez fikuśnych kształtów, wycięć, etc), prostokątną plintę wykonano z 30mm MDF-u i obciągnięto skórą, która (na mój gust oczywiście) nadaje jej bardzo elegancki wygląd, no i ten zapach...! Regulowane nóżki, krążek pod umieszczonym w lewym, przednim rogu plinty włącznikiem, rolka napędową – wszystkie te elementy wykonano z satynowanego aluminium, co znakomicie komponuje się ze skórą (w każdym razie na pewno czarną). Akrylowy talerz, oraz stalowa oś wraz z grafitowym łożyskiem są identyczne jak w gramofonie Piccolo. Łożysko, co ciekawe, jest nagwintowane od zewnętrznej strony, a w związku z tym de facto w całości wkręcane w plintę – nie ma więc konieczności mocowania go śrubami, czy też przyklejania. To rozwiązanie, według producenta, ma przewagę na innymi, bo gwarantuje lepsze sprzężenie łożyska z plintą, oraz daje gwarancję, że oś łożyska będzie idealnie prostopadła do plinty. Talerz wykonano z matowego „wytłaczanego” i według producenta „głuchego” akustycznie akrylu. Nie on robi może wielkiego wrażenia, jest bowiem dość lekki i niezbyt gruby, ale w końcu mówimy do niedrogim gramofonie. Po stronie plusów (skoro talerz już jest jaki jest) można zaliczyć fakt, że dzięki niewielkiej wadze talerza silnik wchodzi na właściwe obroty od razu po uruchomieniu, a także jest w stanie natychmiast talerz zatrzymać. Mamy tu także pewną ciekawostkę, mianowicie górna powierzchnia talerza jest lekko chropowata. Mówiąc szczerze miałem na początku wręcz pewne obawy, czy aby nie będzie ona rysować winyli, ale obawy okazały się bezzasadne, natomiast dzięki takiej powierzchni płyta lepiej „trzyma” się talerza, nie ślizga się na nim. Ciekawym rozwiązaniem jest również rodzaj śruby wykonanej z materiału zwanego White Arnite, wkręcanej od dołu, pod talerzem, w łożysko ze szpindlem, która oprócz funkcji dodatkowego sprzęgania łożyska z plintą, daje także możliwość regulacji VTA. Oczywiście ramię posiada również własną regulację, acz, jak to w niedrogich gramofonach zazwyczaj bywa, nie jest ona najwygodniejsza w użyciu (trzeba odkręcić odpowiednią śrubkę, podnieść lub opuścić ramię i dokręcić śrubkę). Tymczasem dzięki tej śrubie wkręcanej (ręcznie, bez użycia narzędzi) w łożysko możemy łatwo podnosić lub opuszczać... talerz, co także wpływa na VTA. Zważywszy, że nóżki, na których spoczywa plinta, są dość wysokie, ta regulacja jest zdecydowanie wygodniejsza niż „tradycyjna”, oczywiście dopóki jej zakres wystarcza (w moim przypadku w zupełności wystarczała zarówno przy cienkich „plackach” jak i płytach 180g).
W modelu Valore (zarówno zwykłym jak i Leather) Goldenote zastosował 24 biegunowy, synchroniczny silnik na prąd zmienny. Zastosowano w, nim opracowane przez producenta, rozwiązanie tłumienia drgań, nazwane HDM, w którym wykorzystano piankę firmy General Electric. Silnik umieszczono w wycięciu w lewym, tylnym rogu plinty. Ponieważ plintę obciągnięto skórą więc sposobu mocowania, czy może raczej odsprzęgnięcia silnika od plinty, nie widać, ale producent pisze o „3mm, stalowym szpindlu sprzęgniętym bezpośrednio z akrylową płytką za pomocą mosiężnych pierścieni, które to rozwiązanie ma redukować przenoszenie wibracji”. Zmiany prędkości obrotowej talerza dokonuje się poprzez przełożenie paska między mniejszą a większą rolka na osi silnika.
Gramofon otrzymujemy z zamontowanym i skalibrowanym ramieniem B-5sc, czyli 8-calową wersją ramienia Goldenote z łożyskiem kulkowym, powstałą na bazie B-5. Rurkę ramienia wykonano z aluminium i w przeciwieństwie do B-5, w którym ramię i główka stanowią całość, tu główka jest osobnym elementem, mocowanym pojedynczą śrubką. O regulacji VTA (dwojakiego rodzaju) już wspominałem. Antyskating rozwiązano za pomocą ciężarka zawieszonego na żyłce (i tu mały przytyk w stronę producenta – w instrukcji obsługi nie ma o antyskatingu ani słowa, więc osoba, dla której będzie to pierwszy gramofon, może nie wiedzieć, że z tym małym ciężarkiem i żyłka należy cokolwiek zrobić). Przeciwwaga montowana jest niecentrycznie, dzięki czemu środek ciężkości powinien znajdować się na wysokości igły. Nie doszukałem się żadnych oznaczeń, które mogłyby pomóc w ustawieniu odpowiedniej siły nacisku, ale po pierwsze gramofon jest dostarczany z wkładką, gotowy do użytku, po drugie analogowcy to „niedowiarki” - nawet jak są oznaczenia to im ufamy, ale sprawdzamy czy są prawidłowe. Tu na belce ramienia producent umieścił gumowy pierścień, do którego należy dosunąć nakładaną przeciwwagę, co ma gwarantować właściwa siłę nacisku (dla wkładki Babele). Oczywiście nie omieszkałem sprawdzić czy tak uzyskany nacisk był prawidłowy – był z całkiem sporą dokładnością (zwłaszcza zważywszy, że przedział rekomendowanego nacisku nie należy do najmniejszych – wynosi od 1,4 do 2g). Dołączony prosty szablon pozwala sprawdzić ustawienie wkładki, które również było prawidłowe, można więc przyjąć, że faktycznie klient otrzymuje gramofon gotowy do użytku po wyjęciu z kartonu i kilku prostych zabiegach (założeniu przeciwwagi, ciężarka antyskatingu, paska, wkręceniu śruby w łożysko pod talerzem, oraz oczywiście wypoziomowaniu całości). Gramofon wyposażono w kompletne okablowanie, zarówno wewnętrzne ramienia, jak i łączówkę do przedwzmacniacza gramofonowego, zakończoną od strony gramofonu wtykiem typu DIN (gniazdo znajduje się na spodniej stronie plinty), a z drugiej strony wtykami RCA, plus kabelkiem uziemienia. Wkładka, typu MM, to model Goldenote Babele (poziom wyjściowy to 3 mV). To wkładka otwierająca ofertę włoskiego producenta, ale zważywszy, że dostajemy ją na dobrą sprawę jako gratis, trudno narzekać. Tym bardziej, że jak się okazało, oferuje ona całkiem przyzwoitą jakość dźwięku, więc z wymianą na lepszy model nie trzeba się specjalnie spieszyć. Początkujący amatorzy czarnych płyt mogą się oswoić z brzmieniem gramofonu z tą wkładką, poćwiczyć sobie jej kalibrację, ustawianie ramienia, a dopiero po jakimś czasie zdecydować się na coś lepszego. Podsumowując - decydując się na ten model dostajemy dość prostą, naprawdę świetnie wyglądającą (choć to zawsze kwestia gustu) konstrukcję, z kilkoma ciekawymi rozwiązaniami. Pozostaje jeszcze jedna, „drobna” kwestia – jak to gra?
Jak już wspomniałem, na początku owa chropowata górna powierzchnia talerza budziła moje obawy, więc odsłuchy zacząłem od płyt, których za bardzo bym nie żałował, gdyby faktycznie zostały porysowane. Jedną z nich było niespecjalne (w sensie dość stare i trochę zużyte) wydanie „Greatest hits” Queenów (cz. 1). Płytę kupiłem kiedyś używaną i nigdy nie brzmiała nadzwyczajnie, nawet na drogich gramofonach, choć niektóre budżetowe potrafiły ją nieco „upiększyć”. Trudno było się spodziewać, że Valore zdziała tu cuda i faktycznie cudów nie było. Dźwięk był, jak zwykle, dość płaski, suchy, niezbyt rozdzielczy, z pojawiającymi się tu i ówdzie wyostrzeniami. Może nie powiedziało mi to za wiele o tym, co włoski gramofon robi/potrafi, ale powiedziało mi czego nie robi – nie upiększa – kiepskie nagranie/wydanie = kiepski dźwięk. Po odtworzeniu płytę obejrzałem wręcz lupą w garści – nie stwierdziłem żadnych widocznych (nowych) zadrapań, więc „zaszalałem” i na talerzu wylądowało co prawda stare i „zwykłe” (w sensie na zwykłym, cienkim winylu, „nieaudiofilskie”) japońskie wydanie „Communique” Dire Straits. To też zakup sprzed kilku lat z Ebaya – płyta była używana, ma sporo lat, ale jak to często bywa w przypadku zakupów prosto od Japończyków, w świetnym stanie i oferuje dźwięk na wysokim poziomie. Pytanie brzmiało, ile z magii tej płyty będzie potrafił pokazać niedrogi gramofon z dość tanią wkładką. Całkiem sporo jak się okazało. Po budżetowych urządzeniach można oczekiwać uśredniania wielu rzeczy – dynamiki, różnicowania, szczegółowości, etc. Tymczasem Valore potrafiło wyciągnąć sporo detali z rowków japońskiej płyty, a dynamika i rytm okazały się sporymi zaletami tej prezentacji, bardzo dobrze komponującymi się z taką muzyką. Czymże byłyby nagrania Dire Straits bez wyraźnie zaznaczonego rytmu, pulsu wyznaczanego przede wszystkim przez gitarę basową? O ile w tych nagraniach trudno było zweryfikować kwestię różnicowania niskich tonów, to już płyta Tria Herba Ellisa z fantastycznym Rayem Brownem na kontrabasie pokazała jasno, że jednym z walorów Valore jest całkiem dobre różnicowanie niskich tonów. Kontrabas w odpowiednich rękach to niesamowity instrument, który nie przestaje mnie zadziwiać ogromną rozpiętością dźwięków, jakie da się z niego wydobyć. Oczywiście by to docenić trzeba mieć źródło, które dobrze różnicuje niskie tony. W przypadku włoskiego gramofonu oczywiście nie był to poziom najlepszych gramofonów, czy źródeł cyfrowych, jakie znam, ale było wystarczająco dobrze, bym, wiedząc doskonale co się na tej płycie znajduje, mógł cieszyć się znakomitą muzyką, nie zwracając w ogóle uwagi na pomniejsze braki. To także zasługa tzw. muzykalności przekazu, dobrego pace&rhythm i takiej reprodukcji, która po prostu wciąga, sprawia, że zapomina się, iż to tylko zapis na płycie, nawet jeśli nie jest to najlepsze odtworzenie danej płyty, jakie się słyszało. Małe składy jazzowe (a posłuchałem jeszcze kilku) wypadały przekonująco – o kontrabasie już pisałem, ale równie dobrze brzmiały czy to saksofon, czy trąbka, a nawet wibrafon. Valore potrafi pokazać może niezbyt wielką, ale dobrze poukładaną, trójwymiarową scenę, na której instrumenty mają odpowiednią wielkość, proporcje, a między nimi jest przestrzeń, która pozwala, po zamknięciu oczu, bez wysiłku wyobrazić sobie dany skład na wyciągnięcie ręki. Tak, kontrabas potrafi zejść jeszcze niżej, tak, w jego dźwięku może/powinno być więcej „drewna”, tak, trąbka potrafi jeszcze bardziej „ciąć” po uszach, tak, saksofon tenorowy ma jeszcze głębszy ton, ale słuchając czy to „Jazz at the Pawnshop”, czy „Girl talk”, czy „Night train” w ogóle o tym nie myślałem po prostu kontemplując piękna muzykę w formie oferowanej przez włoskie gramofon.
Testowane urządzenie całkiem udanie radziło sobie także z nagraniami wokalnymi. Czy to Rebecca Pidgeon, Patricia Barber, czy Janis Joplin, a z drugiej strony Frank Sinatra, Peter Gabriel czy Louis Armstrong – Valore potrafiło oddać charakterystyczną dla każdego z tych wokali barwę i fakturę. Dobrze brzmiał i aksamitny głos Sinatry i mocno zachrypnięty Armstronga, dość łagodny, momentami delikatny głos Pidgeon, ale i mocno „doświadczony” Joplin. Całkiem nieźle też było z pokazaniem ładunku emocjonalnego tych nagrań, a ponieważ głosy były namacalne, pokazane dość blisko, więc i cała prezentacja nabierała intymnego charakteru. Pani Barber oczywiście nieco „syczała”, jak to ona, i chyba jednak Valore troszkę to podkreślał, ale bez przekraczania granicy, za którą nie dałoby się już tego słuchać.
Naprawdę dobrze zabrzmiała też płyta wydana przez Taceta, z nagraniami zrealizowanymi w 100% analogowo. Skrzypce potrafiły złapać za serce, zachwycić piękną barwą, nawet jeśli z drugiej strony fortepianowi brakowało odrobiny potęgi i swobody brzmienia – całośc jednakowoż wypadała całkiem naturalnie. Dopiero przy większych nagraniach, jak choćby przy mojej ulubionej „Carmen” z wspaniałą Leontyną Price (pod Karajanem), dały się nieco wyraźniej słyszeć pewne braki w rozdzielczości dźwięku, poniekąd naturalne dla tak taniej wkładki. Na scenie pojawiło się odrobinę chaosu, nie było aż takiej głębi sceny, jaka faktycznie jest uchwycona w tym nagraniu i aż takiej precyzji w pokazywaniu dynamicznych (w czasie i przestrzeni) wydarzeń na scenie. Nie mówię, że brzmiało to źle, raczej, że to była pierwsza płyta, przy której czegoś w dobrze mi znanym nagraniu brakowało na tyle bym to wyraźnie zauważył. No ale zważywszy, że nastąpiło to dopiero przy tak skomplikowanej muzyce, nie można mieć do Babele żadnych pretensji.
Podsumowując – Valore Compact Leather to ciekawa propozycja dla osób poszukujących kompletnego rozwiązania za kilka tysięcy złotych. Po pierwsze skóra nadaje temu gramofonowi pewnego sznytu, który daje mu na starcie przewagę nad konkurentami z nawet ładnie pomalowanymi, czy akrylowymi plintami (oczywiście wyrażam tu moje zdanie). Po drugie to oferta dla kogoś, kto będzie kupował swój pierwszy gramofon – fabryczne ustawienie jest dobre, a to co trzeba złożyć samemu, jest na tyle proste, że każdy sobie z tym poradzi (zwłaszcza jeśli producent uzupełni instrukcję o kwestię antyskatingu). Dodatkowo znajdująca się w komplecie niedroga, acz całkiem dobra wkładka, pozwoli takiemu greenhornowi poćwiczyć kalibrację wkładki i ramienia bez wielkiego finansowego ryzyka. Po trzecie osoby, które mają już doświadczenie w świecie analogu i po prostu poszukują dobrego dźwięku z ładnie wyglądającego gramofonu także mogą wybrać właśnie Valore, bo bez wątpienia jego najsłabszym elementem jest wkładka. Jeśli więc klasa brzmienia tegoż gramofonu przestanie właścicielowi wystarczać, to wystarczy zainwestować w nieco droższa wkładkę (ja jednak jestem zwolennikiem MC), a klasa brzmienia na pewno wzrośnie.
A brzmienie? Trudno mu cokolwiek konkretnego zarzucić – to równy, spójny, muzykalny przekaz, z naprawdę dobrym pace&rhythm, bez wyraźnie słabszych elementów. Dopiero mocno złożona muzyka pokazuje, że przydałaby się nieco większa rozdzielczość, ale to można zapewne załatwić lepszą wkładką. Oczywiście to nie jest jeszcze dźwięk z najwyższej półki – każdy aspekt dźwięku można pokazać jeszcze lepiej, co jest chyba oczywiste zważywszy na cenę testowanego gramofonu. Niemniej słuchanie dobrych płyt (dobrych tłoczeń z dobrą/lubianą muzyką) daje dużo przyjemności, a gdy dodatkowo popatrzymy na ten gramofon, powąchamy skórę trudno się oprzeć jego urokowi.
Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Moje Audio
Dystrybutor: Moje Audio
Cena: 4.390 PLN
Dane techniczne (wg producenta):
Nierównomierność obrotów (wow & flutter): 0,04 %
Szum (rumble): -78 dB
Prędkości: 33-1/3 oraz 45 rpm +/- 0,1%
Zmiana prędkości: ręczna
Przeniesienie napędu: wzmacniany pasek poliwinylowy
Silnik: 24 biegunowy na napięcie zmienne
Zasilanie: silnik na napięcie zmienne
Talerz: akrylowy
Oś: Split-Spindle TM przytrzymująca talerz
Łożysko talerza: wewnętrzne łożysko grafitowe
System wykorzystany w teście:
Wzmacniacz: Modwright KWA100SE
Przedwzmacniacz: Modwright LS100
Przedwzmacniacz gramofonowy: karta MM/MC w LS100
Kolumny: Ardento Alter, Bastanis Matterhorn, Amphion Argon1
Okablowanie: LessLoss (IC, głośnikowy, PC)
Listwa: Furutech TP-609E