Pierwotnie recenzja pełnowymiarowego odtwarzacza Stello miała zacząć się rodzić podczas kilkunastogodzinnej podróży miedzy Marsa Alam a Asuanem i z powrotem. Niestety okazało się, że egipskie drogi znajdują się w stanie jeszcze bardziej opłakanym niż nasze a częstotliwość występowania na nich „śpiących policjantów” potrafi przyprawić najtwardsze cztery litery o bolesne odgniotki i to niezależnie od wielkości pojazdu (o Toyocie Hiace podstawionej zamiast dalekobieżnego autokaru nie wspominając). Suma sumarum notatki wróciły w stanie praktycznie nienaruszonym i chciał nie chciał zamiast w tropikach całość spinałem już w domowych pieleszach. Ale wszystko po kolei. Po pierwsze wrażenia organoleptyczno – estetyczne. A te są niczego sobie, ba jest bardzo dobrze.
Na tle prostopadłościennych urządzeń konkurencji produkt April Music prezentuje się nader ciekawie. Wykonana z jasnego (niemalże białego) aluminium obudowa ma półkoliście zaokrąglone boczne ścianki nadające całości oznaki minimalistycznej elegancji. Projektanci wnętrz lubujący się w szkle i metalu powinni być wniebowzięci. Prawdę powiedziawszy ja też zupełnie podświadomie starałem się podczas odsłuchów odpowiednio wyeksponować testowane urządzenie, które najzwyczajniej w świecie było zbyt ciekawe wzorniczo, aby je ukryć na półce.
CDA500 jest top-loaderem w związku z powyższym front zdobi jedynie centralnie umieszczony czarno-czerwony wyświetlacz, nad którym widnieje logo producenta a pod nim trzy przyciski umożliwiające wybór źródła, stopień upsamplingu, oraz sposób prezentacji danych. Włącznik wraz z diodą informującą o stanie urządzenia umieszczono po lewej stronie frontu a pięć przycisków nawigacyjnych wpisano w kolisty element wzorniczy po prawej. W porównaniu z tańszym CDT-100 tym razem zamiast drewnianego wieczka jest płynnie przesuwana pokrywa. Dzięki zmianie sposobu zamykania użytkownik zwolniony jest z konieczności „proszenia” odtwarzacza o wczytywanie TOC płyty. Zasunięcie pokrywy automatycznie uruchamia ww. procedurę. Warto jednak pamiętać o wcześniejszym dociśnięciu umieszczonej w odtwarzaczu płyty dołączanym w komplecie solidnym krążkiem.
Tylna ścianka również jest wzorem ładu i porządku. W równym rządku umieszczono zbalansowane i niezbalansowane wyjścia analogowe, trzy wejścia cyfrowe (koaksjalne, optyczne i USB), oraz dwa wyjścia (koaksjalne i optyczne). Zintegrowane z bezpiecznikiem trójbolcowe gniazdo IEC zostało odsunięte na przeciwległy kraniec, więc aż się prosi zastosować porządną sieciówki z nieprzyzwoicie masywnymi wtykami.
Po odkręceniu górnej płyty można doznać lekkiego szoku. Pod surowym i skromnym aluminiowym „habitem” Stello skrywa iście frywolną „bieliznę” w postaci krwistoczerwonej płytki drukowanej, błękitnych transformatorów Talemy (Amveco), czy czekoladowo - brązowych kondensatorów Elna Silmic. Przez chwilę można się poczuć niemal jak w Moulin Rouge. Ale żarty na bok. Napęd to doskonale znany z tańszego CDT-100 Samsung, który dzięki budzącej respekt masie odtwarzacza ma zapewnione komfortowe warunki pracy. Nie bez znaczenia jest również 2 cm aluminiowy blok do którego został przykręcony. Tor cyfrowy jak dane mi było się przekonać został przez producenta w porównaniu do poprzednio recenzowanych w prasie egzemplarzy poddany lekkiemu liftingowi. W zastępstwie dość wiekowego PCM2704 pojawił się odbiornik USB i konwerter na I2S i S/PDIF w postaci kości Tenor TE7022. Sygnał S/PDIF trafia do układu AK4117, z którego I2S biegnie do AK4125 a następnie do serca urządzenia, którym jest przetwornik Cirrus Logic CS-4398 (24 bit/192 kHz). Mikroporocesor P89C51RC to stary i znany Philips z nowym logo NXP.
Z pozoru kosmetyczne zmiany wewnątrz urządzenia pociągnęły za sobą drobne, ale odczuwalne zmiany natury użytkowej. W instrukcji czarno na białym „stoi”, że wyświetlacz oferuje pięć poziomów jaskrawości (od całkowicie wyłączonego do bardzo jaskrawego). Ja niestety za pomocą pilota i grubych paluchów, byłem z niego wykrzesać jedynie trzy stany – całkowicie wyłączony, lekko przygaszony i jaskrawy. A właśnie, skoro wspomniałem o pilocie, to oprócz tego, że jest solidny i na tyle ciężki, że podczas gwałtownej dyskusji może stać się nader ważkim argumentem, to w porównaniu do leniucha ze starszych wersji doznał lekkiego uszczerbku na zdrowiu. Otóż z niewiadomych przyczyn (cięcie kosztów, protesty ekologów?) ktoś się nie bał i … zubożył jego klawiaturę , a zarazem i funkcjonalność zestawu o „standby”. Nie wiem komu ta przydatna funkcja przeszkadzała, ale taki „upgrade” uważam za co najmniej kontrowersyjny. Dla świętego spokoju ściągnąłem instrukcję ze strony producenta i tak jak w dołączonej do odtwarzacza wersji papierowej nieszczęsny przycisk nie był widoczny. Najwidoczniej na rynku można trafić dwie wersje – starą „ergonomiczną” i nową „ekologiczną”. Do polskiego dystrybutora jak widać trafiła ekologiczna, ale za to nowsza wersja. Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem nie dało by rady zamówić starszego pilota i cieszyć się najmłodszą inkarnacją odtwarzacza z dostępem do „ukrytych” funkcji znanych z poprzednich wersji.
Wcześniejszych wersji DA500 nie słyszałem, więc bez zbędnego bagażu wspomnień ochoczo przystąpiłem do odsłuchów. Jako punkt odniesienia przyjąłem dyżurnego Ayona 07s, który choć tańszy pod względem wyposażenia nie ustępował droższemu konkurentowi. Ponieważ otrzymany do testów egzemplarz miał już na swoim koncie ładnych parę godzin grania z czystej przyzwoitości dałem mu ustawowe 48h na akomodację w moim systemie. Pierwsze próby z wykorzystaniem gniazd RCA pokazały, że oczkiem w głowie koreańskiego kombajnu jest prawda o nagraniu i stara się być przy tym jak najbardziej obiektywnym i transparentnym elementem toru. Nawet na tak mało cywilizowanym materiale jak Megadeth „Countdown to Extinction” (MFSL UDSD 765) thrashowe wygibasy Dave’a Mustaine’a z kompanami czuć było niemalże krystaliczną czystość nagrania. Gitarowe riffy przyjemnie drażniły nerwy a precyzyjnie prowadzony i raczej krótki bas raz za razem uderzał po trzewiach. Jednak obracając się około metalowym kręgu („The Last Action Hero” O.S.T , „Queen Of The Damned” O.S.T) czystość i poprawność powoli przestawała mi wystarczać. W ramach eksperymentu zmieniłem interkonekty na zbalansowane Zu Audio Mission. Zabieg ten przyniósł zauważalny wzrost „kaloryczności” odtwarzanego materiału. Krawędzie uległy wyostrzeniu a scena zyskała na stabilności i dokładności w prezentowaniu dalszych planów. Widząc światełko w tunelu i mając przy tym przeświadczenie niemalże równe pewności, że nie jest to pośpieszny do Włoszczowej postanowiłem podążać obraną drogą i pozostać przy transmisji zbalansowanej. Mając pod ręką krajowy przewód Sevenrods ROD2 po kilku dniach wpiąłem również i jego. Efekt finalny przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Niedrogi kabelek w cudowny sposób podniósł temperaturę przekazu koreańskiego odtwarzacza. Niejako przyoblekł lekko surową do tej pory postać w miłą dla oka tkankę, pozostając jednak cały czas w obrębie szeroko rozumianej prawdomówności. Osiągnąwszy na tyle satysfakcjonującą jakość dźwięku, że zamiast kombinować co by tu jeszcze zmienić zacząłem ograniczać się jedynie do czerpania przyjemności z muzyki odtwarzanej przez koreańskie urządzenie. A im lepsze nagranie lądowało w odtwarzaczu, tym przyjemność była większa. Począwszy od kojącej skołatane nerwy „Buena Vista Social Club” przez cudownie dołującą „Life'll Kill Ya” Warrena Zevona z mało poprawnym politycznie kawałkiem „My Shit's Fucked Up” po zakręcony jak domek ślimaka album „Philtre” Nitin Sawhney płyty kręciły się od pierwszej do ostatniej sekundy. Wokale solistów prezentowane były bardzo bezpośrednio, z czytelnym pokazaniem dystansu dzielącego ich od reszty składu a przy tym na tyle mało ofensywnie, że nawet w niewielkim pomieszczeniu słuchacz nie powinien czuć się przytłoczony i zmieszany wizyta niezapowiedzianych gości. Najwyższe składowe były gładkie i pozbawione chropowatości, jednak bez tak lubianych przeze mnie przebłysków słodyczy.
Jest też druga strona medalu. Otóż starsze nagrania w stylu „W imię prawa” Ceti (gorąco polecam ze względu na dość niekonwencjonalną wersję „Koko dżambo”), czy też po prostu kiepsko zrealizowane (Metallica "Death Magnetic") potrafiły przyprawić o lekki ból głowy. Cóż prawda nie zawsze jest piękna. Jeśli poszukujemy za wszelką cenę piękna, które często niewiele ma wspólnego z rzeczywistością lepiej rozejrzeć się za innym odtwarzaczem. Ewentualnie … zgrać posiadaną płytotekę na twardy dysk i zainteresować się wejściami cyfrowymi zdobiącymi tylną ścianę Stello, bowiem możliwość korzystania z niego jako DACa, i to całkiem dobrego, warta jest co najmniej kilku zdań. W porównaniu z brzmieniem wbudowanego transportu dźwięk z wejść cyfrowych jest lekko przycieniony i nie tak bezpośredni, namacalny. Nagraniom referencyjnym trochę ujmuje to czaru, jednak większości produkcji komercyjnych i niezbyt pieczołowicie zrealizowanym raczej pomaga niż szkodzi. Można więc łatwo posegregować własne zbiory muzyczne na te warte prawdy i te wymagające lekkiego „upiększenia”.
Wydaje mi się, ze zakup Stello CDA500 jest bezpieczną inwestycją. Ba, może się okazać, że będzie to ostatnie kupiony przez nas urządzenie tego typu. Nie dość, że nabywca otrzyma świetnie wykonany odtwarzacz o niebanalnym wzornictwie i brzmieniu na tyle prawdziwym, że bez problemu powinien zaakomodować wie w większości systemów wyższej klasy, to możliwość wykorzystywania go jako DACa realnie podnosi jego walory użytkowe.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Dystrybutor: SoundClub
Cena: 9500 zł
Dane techniczne:
• Obsługiwane typy płyt: CD-DA, CD-R, CD-RW
• Upsampling : do 192 kHz
• DAC: 192 kHz /24 bit
• Pasmo przenoszenia : 10 Hz ~ 45 kHz
• Wyjścia analogowe : RCA, XLR
• Wejścia cyfrowe : COAX, OPT, PC USB Link
• Wyjścia cyfrowe : COAX, OPT
• Wymiary (SxWxG) : 460 x 86 x 400 mm
• Waga : 13 Kg (Net.)
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s
Odtwarzacz multimedialny: LG DP1W
Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
Wzmacniacz: Hegel H-100
Kolumny: Neat Acoustics Motive One; A.R.T. Moderne 6
IC RCA: Antipodes Audio Katipo
IC XLR: Sevenrods ROD2; Zu Audio Mission
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Harmonic Technology Cyberlink Copper
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: GigaWatt LC-1mk2
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2