Odtwarzacz CD-Player I-mk3 od Accustic Arts to podstawowe źródło cyfrowe w ofercie niemieckiego producenta, lokującego się obok takich firm jak Burmester czy MBL. AA proponuje ponadto odtwarzacz wieloformatowy Surround Player I obsługujący formaty SACD (mch i stereo), DVD-Audio, DVD-Video, VCD, SVCD, CD oraz MP3. Zagorzali audiofile mogą zdecydować się na odtwarzacz dzielony. Napęd Drive I-mk2 prześle sygnał cyfrowy do pracującego w technologii 66bit/1536kHz przetwornika DAC I-mk4 lub referencyjnego lampowego Tube-DAC I, opartego na 32-bitowym mikrokomputerze. Wzornictwo obu odtwarzaczy zintegrowanych oraz napędu ujednolicono. W cenniku znajdziemy również wzmacniacz zintegrowany Power I-mk2, przedwzmacniacz Preamp I-mk3, stereofoniczne końcówki mocy Amp I (2x130W 8Ohm, 2x190W 4Ohm, 2x230W 2Ohm), Amp 2-mk2(2x260W 8Ohm, 2x425W 4Ohm, 2x650W 2Ohm), Amp III (2x600W 8Ohm, 2x1000W 4Ohm), kolumny podstawkowe Proline-mk3 z dedykowanymi podstawkami Stand I-mk3, stolik Rack I-mk2, bukiet przewodów sygnałowych, głośnikowych, zasilających, a także listwy filtrujące. Wszystkie noszą dumne logo "Handmade in Germany". Z tej palety urządzeń można uzyskać szereg zestawień o różnym stopniu zaawansowania, nigdy nie będą to zestawy budżetowe.
Bohater testu, odtwarzacz CD-Player I mk3 jest konstrukcją typu "top-loader" wyposażoną w napęd Philips CDM PRO 2LF. To dedykowana odczytowi płyt CD zaawansowana konstrukcja o metalowej podstawie, z systemem redukcji drgań i mechanicznym odprzęgnięciem czytnika od głównej obudowy. Płytę dociska do osi napędu krążek magnetyczny. Mechanizm ładowania płyty oraz zamykania pokrywy jest ręczny. Pokrywę wykonano ze szkła o lustrzanym wykończeniu. Umieszczone na niej logo firmy podświetla niebieska dioda. Wygląda to spektakularnie, ale miło, że producent umożliwił wyłączenie iluminacji. Moduł DAC wykorzystuje przetwornik 24bit/192kHz. Prąd dostarcza toroidalny transformator oraz 5 stopni niezależnie zasilających transport, procesor, przetwornik i wyświetlacze. Obudowa wykonana jest perfekcyjnie. Ścianka górna i boczne to jeden aluminiowy profil o zaokrąglonych krawędziach. Przednią ściankę wykonano z grubego płata szczotkowanego i anodyzowanego aluminium. Jest ona szersza niż obudowa właściwa i nawiązuje wyglądem do urządzeń studyjnych (rack). W części centralnej frontu umieszczono klasyczny dla Philipsa niewielki niebieski wyświetlacz. Bezpośrednio pod nim znajdują się trzy elementy jednakowej wielkości, ale pełniące różne funkcje. Patrząc od strony lewej są to: czujnik zdalnego sterowania, podświetlany wyłącznik oświetlenia pokrywy napędu oraz dioda sygnalizująca tryb czuwania (standby). Pozostałe manipulatory umieszczono symetrycznie obok wyświetlacza. Skrajne mają formę dużych chromowanych pokręteł. Prawe służy do przełączania pomiędzy trybami czuwania i pracy, lewe to wybór kolejnego lub poprzedniego utworu. Przyśrodkowo od nich umieszczono wygodne i duże, chromowane przyciski - odpowiednio Play i Stop. Pozostałe funkcje napędu, m.in. programowanie kolejności utworów, dostępne są za pomocą pilota. Sterownik zapewnia wygodną obsługę odtwarzacza, guziki wykonano z miękkiej gumy, a wierzch obudowy z aluminium. Podstawa pilota pozostaje plastikowa, dzięki czemu nie ryzykujemy uszkodzenia delikatnych powierzchni, np. stolika. Na ściance tylnej znajdują się wyjścia analogowe w formie zbalansowanej (XLR) oraz tradycyjne niezbalansowane RCA. 2 standardy wyjść cyfrowych (S/P-DIF, AES/EBU) zapewniają współpracę z większością przetworników cyfrowo-analogowych. Komplet uzupełnia gniazdo zasilające IEC zintegrowane z głównym włącznikiem oraz łatwo dostępnym bezpiecznikiem. Urządzenie wykończono bardzo precyzyjnie i już samym wyglądem budzi zaufanie.
Odsłuchy rozpocząłem od konfiguracji z integrą SoundArt Jazz i połączenia zbalansowanego (Fadel Aeroflex Plus). Na pierwszy ogień poszła koncertowa płyta Gabora Szabo "The Sorcerer". To nagranie, zarejestrowane na żywo w 1967 roku, przesycone jest klimatem bostońskiego klubu, z bogactwem, a może nadmiarem odgłosów towarzyszących. Publiczność czuje się dobrze, dużo rozmawia. Zespół węgierskiego gitarzysty gra szybkim tempem, dynamicznie, z wyraźnym akcentowaniem rytmu. Odnoszę wrażenie, że stara się przebić z muzyką, oderwać słuchaczy od przyjemnej konsumpcji i trafić ich świadomości. Utwór "The Beat Goes On" wykonał w iście szalonym tempie. Nagranie wykazało zdolność odtwarzacza do prezentacji dźwięków dalszych planów. Nie umkną nam śmiechy i brzęczenie szkła. Pewne zastrzeżenie miałem jedynie do ustawienia obu warstw nagrania na jednej płaszczyźnie. Może to wynikać ze sposobu realizacji, jednak odtwarzacz odniesienia wykazał się nieco lepszą głębią sceny. Koncertowy album "Companion" P.Barber to realizacja znacznie późniejsza i to słychać. Nagrania zrealizowano z większą dbałością o klimat koncertu, nadając im bardziej "miękki" charakter. Na pierwszym planie jest wykonawczyni, jej zespół i muzyka. Publiczność ma swoje miejsce, jest słyszalna, współuczestniczy w koncercie, wybija rytm, klaszcze, reaguje na dowcipne fragmenty, ale pani Patrycja nie musi przebijać się przez hałas. W utworze "The Beat Goes On" zdecydowała się na tempo wolniejsze, za to wyraźniej zaakcentowane. Sybilanty przypisane jej głosowi są słyszalne, ale nie natarczywe. Idąc tropem naturalności brzmienia głosu sięgnąłem po "My Lullaby" Agi Zaryan. Od pierwszych taktów zostałem wciągnięty w rytm muzyki, a to dzięki dobitnej prezentacji zakresu basowego. Niskie tony były obfite i mocne, przy tym właściwie trzymały tempo. Stanowiły dobre tło dla średnicy. Głos wokalistki zabrzmiał czysto i bez ostrości. Odnosząc go do zaprezentowanego wolmenu basu, zażyczyłbym sobie odrobiny lepszego wypełnienia i płynności. Górny zakres pasma był bardzo dźwięczny, a uderzenia w talerze minimalnie eksponowane.
"Jedynka" Accustic Arts gra bardzo neutralnie, może lekko przesądzając w tej materii. Sposób prezentowania muzyki kojarzy mi się z urządzeniami o rodowodzie studyjnym, gdzie nie mam miejsca na upiększenia i podkolorowania. Poruszamy się wzdłuż wyznaczonej według audiofilskich kryteriów linii, rozdzielającej umownie światy muzyki i dźwięków. Po jednej stronie umieściłbym urządzenia i systemy odtwarzające nagrania z naciskiem na puls muzyki i niesione przez nią emocje. Po drugiej - urządzenia i systemy wyczynowe kładące nacisk na analizowanie poszczególnych dźwięków i efektów. Niemiecki odtwarzacz nie przeszedł zdecydowanie na żadną ze stron, a decyzję o charakterze brzmienia pozostawił pozostałym elementom systemu. W testowanych zestawieniach nie zabrakło barwy i muzykalności, z drugiej strony cały czas odczuwałem w jego grze dyscyplinę i precyzję. Dzięki temu świetnie zabrzmiały nagrania muzyki klasycznej.
Odtwarzacz wyraźnie rozseparowywał instrumenty składów kameralnych (Schubert "Oktet"), udział każdego z nich był wyraźnie słyszany, a jednocześnie nie zaburzało to płynności i spójności brzmienia zespołu. Trudno mówić o przesadnej analityczności. Z innych zestawień wiem, że można to zagrać z większą bezpośredniością, z lepszym "otwarciem się" brzmienia i lepszą prezentacją wymiarów sceny, szczególnie w głąb. Gitara akustyczna podobno w większości systemów brzmi dobrze, więc nie był dla mnie zaskoczeniem ponad dobry dźwięk z płyty "Micro Piezas". Gitarzyści Naqy i Siatkowski tworzą piękny klimat, duże znaczenie przywiązują do każdego wybrzmienia struny. Miałem jednak wrażenie, że część uroku tych detali umknęła gdzieś odtwarzaczowi, a brzmienie było lekko zawoalowane. Dzięki mocnemu i pewnemu basowi lepiej wypadł głos męski. Zarówno w nagraniach klasycznych (płyta P.Domingo "Arias", L.Taylor w nagraniu "Isn't She Lovely?"). Był pełny, niepogrubiony i bardzo czytelny - takiej prezentacji nie można nic zarzucić.
Jeszcze kilka słów o dynamice. O ile w zakresie oddania zdarzeń mikrodynamicznych można oczekiwać od źródła nieco więcej, to w zakresie makrodynamiki nie spotkał mnie zawód. Orkiestra towarzysząca K.Zimmermanowi w nagraniu "I Koncertu Fortepianowego" miała właściwe proporcje i bardzo czytelne rozmieszczenie sekcji intrumentów. Skoki głośności nie stanowiły jakiegokolwiek problemu. Podobnie w nagraniach instrumentów perkusyjnych (The Ozone Percussion Group "Jazz Variants" z samplera firmy Manger) bębny i pochodne wprost kipiały energią. Duże wrażenie postawił we mnie rozmach i szybkość tego dźwięku.
Zmiana wzmacniacza na dzieloną konstrukcję Zagra Mk.1 autorstwa Dariusza Kuleszy jeszcze bardziej podkreśliła dynamiczne walory źródła. Co ciekawe, zestawienie z tranzystorową konstrukcją wcale nie wypadło nadmiernie technicznie. Zbalansowana końcówka mocy zapewniła świetną kontrolę i tak już mocnego basu, bardzo precyzyjne wybrzmienia żywych górnych rejestrów, a jednocześnie "nie popsuła" zakresu średnich tonów. Powiedziałbym, że poprzez dopasowanie (lepsze skontrolowanie?) basu poprawie uległo wrażenie spójności brzmienia systemu.
Podsumowując, odtwarzacz Accustic Arts CD-Player I mk3 to bardzo solidnie wykonane i neutralnie zestrojone urządzenie. Nie stara się przekraczać granic przypisanych źródłom cyfrowym. Nie zaskoczy nas w pierwszej chwili ani barwą, ani przestrzenią, ani ciepłem brzmienia. I nie musi tego robić, bo cechy takie jak neutralność i dynamikę docenimy po dłuższym obcowaniu.
Paweł Gołębiewski
Szczegółowe dane:
- Dystrybutor: Sound Club
- Cena: 17 000 zł
- Transport CD: Philips CDM PRO 2LF
- Zakres dynamiki: 120 dB
- Wyjścia analogowe: XLR (620 Ohm) i RCA (100 Ohm)
- Wyjście cyfrowe: 100 Ohm AES/EBU (XLR) i 75 Ω S/P-DIF (RCA)
- Stosunek S/N: 103 dB
- THD (1 kHz): 0,0016 %
- Zdalne sterowanie: tak
- Wymiary (WxSxG): 11x48,2x37,5 cm
- Masa: 16 kg
Podczas testu odtwarzacza wykorzystałem następujące urządzenia: wzmacniacze SoundArt Jazz oraz Zagra-Kulesza Mk.1, kolumny ATC SCM-35, łączówkę Fadel Aeroflex Plus (XLR), przewody głośnikowe Fadel Coherence SC One, przewody zasilające Fadel Coherence PC One oraz Argentum Su-2,5/3E Silver, listwę zasilającą Fadel Hotline Coherence. Urządzenia stały na stolikach StandArt STO oraz SSP.