Po lutowej przygodzie z Yamahą MusicCast WXC-50, która pozostawiła po sobie zarówno całkiem pozytywne wspomnienia dotyczące tak funkcjonalności, jak i brzmienia, oraz niestety pewien niedosyt związany z jeszcze nieobsługiwanym wówczas oferującego bezstratny streaming muzyki Tidala przyszła pora na kolejną propozycję japońskiego giganta. Zamiast jednak, jak to z reguły mamy w zwyczaju, piąć się w górę cennika tym razem postanowiliśmy zejść oczko niżej i przyjrzeć się urządzeniu zaprojektowanemu i wprowadzonemu na rynek z myślą o tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z plikami a tematyka wszelakiej maści DACów, czy to USB, czy konwencjonalnych najoględniej rzecz biorąc jest im zupełnie obca. Mowa oczywiście o debiutującym na Musikmesse, oczywiście należącym do rodziny MusicCast niepozornym plikograju WXAD-10.
Patrząc na pozbawiony jakichkolwiek zdobień, przycisków i pokręteł tytanowo – szary, nieco ponad dwustugramowy plastikowy prostopadłościan w pierwszej chwili trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z przysłowiową wydmuszką. Po lewej stronie frontu znajdziemy jedynie firmowe logo, trzy centralnie umieszczone mlecznobiałe diody i sygnaturę potwierdzającą przynależność do populacji MusicCast po prawej. Również ściana tylna jest przykładem daleko posuniętego minimalizmu oferując jedynie parę analogowych wyjść RCA, wyjście Aux w postaci 3,5 mm małego jacka i port Ethernet. Znajdujące się tuż obok gniazdo micro USB służy niestety tylko i wyłącznie do zapewnienia 10-ce życiodajnej energii a nie jak można byłoby się spodziewać komunikacji z zewnętrznymi przetwornikami, bądź komputerami. Do pierwszego uruchomienia przyda się zapewne również wiedza o obecności trzech niewielkich przycisków (option, connect i włącznika głównego) na spodzie urządzenia. Jak można się spodziewać dość utylitarna obudowa kryje dwie piętrowo ułożone płytki drukowane, których sercem jest kość przetwornika Burr Brown PCM5121 współpracująca z procesorem ARM Toshiby. Dołączany zasilacz to typowy, wtyczkowy OEM. Pilota brak.
Jak możecie się domyślić aby nie tylko w pełni wykorzystać potencjał drzemiący w tytułowym maluchu, lecz generalnie go obsłużyć konieczne będzie zaopatrzenie się w dowolny tablet / smartfon pracujący pod kontrolą Androida / iOSa i zainstalowanie dedykowanej aplikacji. Całe szczęście Appka jest intuicyjna, lekka i po prostu działa a przy okazji informuje o pojawiających się w tzw. międzyczasie update’ach tak samej siebie, jak i firmweare’u odtwarzacza. I właśnie tą drogą 23 maja użytkownicy WXAD-10 zostali poinformowani, że udostępniono im możliwość korzystania z zasobów TIDALa. O samej aplikacji co nieco wspominałem przy okazji recenzowania WXC-50, więc tym razem nie będę się powtarzał i od razu przejdę do meritum, czyli brzmienia.
Nie będę ukrywał, że na samym początku podchodziłem do 10-ki jak pies do jeża. Niby tytułowy maluch oferował praktycznie wszystko, co powinno uszczęśliwić statystycznego melomana, bo i dostęp do internetowych rozgłośni radiowych i do zasobów sieciowych, czyli zalegającej na NASie plikoteki i oczywiście – przede wszystkim serwisów streamingowych, lecz brak wyjść cyfrowych psuł ogólnie pozytywne wrażenie. Nie od dziś przecież wiadomo, że to właśnie zewnętrzne przetworniki potrafią przysłowiowo pociągnąć za uszy budżetowe źródła na zaskakująco wysokie pułapy brzmieniowe a tymczasem Yamaha dość bezpardonowo i jasno dała do zrozumienia, że … jeśli chcemy kombinować, to niestety będziemy zmuszeni wyasygnować dodatkowy tysiąc złotych na WXC-50, natomiast przy WXAD-10 lepiej skupić się na słuchaniu muzyki a nie szukaniu dziury w całym. Mówi się trudno. Nie mając zatem innego wyjścia wpiąłem Yamahę w swój system po analogu, włączyłem radio internetowe i pozwoliłem jej nieprzerwanie pograć przez blisko tydzień. W tym okresie co jakiś czas rzucałem na nią uchem i muszę przyznać, że zmiany w cywilizowaniu się brzmienia były bezapelacyjne i zauważalne. Fabrycznie nowa, wyjęta prosto z pudełka WXAD-10 oferowała bowiem dość matową paletę barw, oraz nieco zbyt zachowawczą dynamikę. Całe szczęście wraz z upływem czasu całość niejako dojrzewała i układała się w całkiem sensowną formę. Po wspomnianej matowości nie został nawet ślad, dynamika też przestała kuleć a i rozdzielczość określić można było jako wysoce satysfakcjonującą. W dodatku pamiętając o nieprzekraczającej 800 PLN cenie okazało się, że trudno byłoby znaleźć równie uniwersalne źródło mogące upgradować nasz system do oczekiwanego w XXI wieku poziomu.
Odsłuch „Humanz” Gorillaz pokazał, że zarówno syntetyczny bas, jak i typowe dla tej formacji – mocno przetworzone brzmienia nie są Yamaszce straszne. Podstawa basowa stanowiła solidny fundament dla reszty pasma, w którym zarówno średnica, jak i górne rejestry nie wykazywały tendencji do osuszenia. Śmiem twierdzić, że jest wręcz dokładnie na odwrót, gdyż 10-ka całkiem zgrabnie tonizuje podkreślone na zbyt skompresowanych i niezbyt wysublimowanych nagraniach sybilanty dbając o możliwie najwyższy komfort słuchacza. Nie znaczy to wcale, ze mamy do czynienia z uśrednianiem, czy też graniem wszystkiego na jedno kopyto, bo czegoś takiego też nie sposób się dopatrzyć. Cały czas jednak operujemy po cieplejszej i łagodniejszej stronie mocy i jeśli tylko nasz system sam z siebie trąci lekką misiowatością warto zadbać o odpowiednio „rześkie” interkonekty. Za to z budżetową i nieco jazgotliwą, bądź osuszoną elektroniką japoński plikograj będzie czuł się jak w siódmym niebie. Dzięki takiej estetyce grania sporo zyskują starsze nagrania i nawet „All the Best” UB40 nie zniechęcało po drugim, czy trzecim kawałku a to już można określić jako spory sukces.
Na nieco bardziej wymagającym repertuarze – „Tales of Sound and Fury” Camerata Nordica / Terje Tønnesen stereofonia była na przekonującym poziomie a i gradacja planów miała co nieco do powiedzenia. Może w kategoriach bezwzględnych muzykom brakowało nieco powietrza i rozedrgania wokół samych instrumentów, ale proszę pamiętać, że tego typu atrakcje zarezerwowane są dla „nieco” droższych źródeł i porównanie 10-ki do mojego dyżurnego Ayona CD-35 wydaje się być w tym momencie dalece niestosowne. Dlatego też nie pozostaje mi nic innego jak po raz kolejny skomplementować tytułowego mikrusa za umiejętność dopasowania się do reprodukowanego materiału i zdolność usunięcia się w cień zamiast nieudolnych prób zwrócenia na siebie uwagi. Uwagę za to zwracał lekko przyciemniony, karmelowy sopran Karin Dahlberg sugestywnie wypchnięty przed antyczne instrumentarium.
Równie pozytywne noty pojawiły się w moich zapiskach w trakcie odsłuchu wielogłosowych kompozycji z albumu „Northern Lights” formacji Cantus, gdyż nie tylko pierwszy , ale i dalsze plany cały czas pozostawały czytelne i jak na półkę cenową w jakiej się poruszamy zaskakująco precyzyjnie kreślone. Dopiero mroczne, nieco apokaliptyczne a zarazem przepełnione niezliczoną wielością przeszkadzajek pieśni „Runaljod – Ragnarok” Wardruny pokazały gdzie są wytyczone granice możliwości Yamahy, która zamiast próbować podchodzić do tematu w sposób siłowy po prostu pewne fragmenty z wrodzoną elegancją upraszczała zachowując tym samym spójność i ciągłość przekazu.
Wprowadzając na rynek WXAD-10 Yamaha z pełną premedytacją pozbawiła go wydawałoby się nieodzownych i koniecznych w dzisiejszych czasach złącz cyfrowych. Myliłby się jednak ten, kto uznałby takie posunięcie za nieprzemyślane, czy wręcz bezsensowne. O ile bowiem obeznani w cyfrowym świecie odbiorcy bez chwili wahania sięgną po droższy WXC-50, o tyle osoby chcące możliwie najmniejszym kosztem przekonać się na własnej skórze o co w tych wszystkich plikach i streamingach chodzi skupiać się będą nie tylko na brzmieniu, co na prostocie i intuicyjności obsługi a to właśnie tytułowy plikograj zapewnia.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 799 PLN
Dane techniczne:
Bezprzewodowy streaming: Wi-Fi, AirPlay, Bluetooth
Serwisy strumieniujące: Deezer, Spotify, TIDAL, vTuner
Tryb GAPLESS (bez pauz): Nie
Odtwarzane formaty plików: AAC, ALAC, FLAC, MP3, WAV, WMA ; FLAC, WAV 192/24
Wyjścia analogowe: AUX, RCA
Wejście: Ethernet
Pobór mocy (standby): 0.1 W (tryb standby wyłączony, Bluetooth® standby wyłączony), 1.6 W (podłączony przewodem, tryb standby włączony)
Wymiary (S x W x G): 130 x 45 x 106 mm
Waga: 0,226 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Convert Technologies Plato Lite
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; NAD C338
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Polk Audio Signature S50
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips