Skocz do zawartości
IGNORED

Obiektywne recenzje płyt...?


Decao

Rekomendowane odpowiedzi

W jednym z miesięczników poświęconych audio zauważyłem pewną dziwną prawidłowośc - recenzji płyt pewnego ambitnego dystrybutora dokonuje... sam właściciel firmy dystrybucyjnej. Recenzuje tylko swoje tytuły. Zawsze są to recenzje przynajmniej bardzo dobre, często rewelacyjne. Znam człowieka, szanuję, często kupuję u niego płyty, ale tego typu praktyka wywołuje u mnie odruch obronny. Nie twierdzę, że recenzje nie są rzetelne, tylko, że tak chyba nie powinno się robic - dobra recenzja dobrej płyty od razu wydaje się podejrzana.

No dobra, chodzi o Multikulti.

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/17738-obiektywne-recenzje-p%C5%82yt/
Udostępnij na innych stronach

Recenzje płyt w ogóle mają służyć... No właśnie. Mają służyć czemu? Kto ma oceniać co jest dobre a co nie jest dobre? Jakiś Pan redaktor czy Pan dystrybutor? A co to niby oni posiedli jakiś tajemnieczy dar, że zgrywają się na wyrocznie? Jak ktoś lubi Mandarynę to lubi i żadna recenzja tego nie zmieni. Ja akurat dostaję bólu zębów kiedy słyszę jej wypociny i żaden recenzent ani kolorowe gazety mi nie wmówią, że to jest dobre. Pewnie jest, ale mi nie pasuje i tyle. Snobowanie się i ustawianie na półce płyt, których posiadanie jest w pewnych kręgach w dobrym tonie, też jakoś mnie nie pociąga. Słucham tego co lubię i mam gdzieś te duperele jak to prawdziwy audiofil słucha tego i śmego. Widocznie nie jestem prawdziwym audiofilem i chyba nie będę z tego powodu płakał a wszelkiego rodzaju recenzje płyt, filmów itp. traktuję jako wypełniacz pisma i nie zgłębiam treści. A wracając do tematu, jeśli faktycznie jest jak mówisz to chyba odpowiedź jest oczywista.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

W ogole powinno sie powywalac recenzentow muzycznych, literackich, filmowych, teatralnych itd, niepokornych, ktorzy by wciaz chcieli pyskowac mozna by przymknac. Zaraz po nich mozna by zajac sie wszystkimi, ktorzy cos tam belkocza o qllturze. Tym cudownym sposobem sprawimy, ze juz nikt nie bedzie macil gustow i wszyscy beda zadowoleni - beda sluchac tylko tego, co lubia, ogladac to, co lubia, itd (ech, to dopiero jest zlo ogromne - tylu ludzi slucha tego, czego nie lubi...).

 

Pozdrawiam.

i_nemes.

W Twojej wypowiedzi wyczuwam ironię, ale mam dokładnie takie podejście do tego zagadnienia. Chyba nikt zdrowy na umyśle nie potrzebuje żadnych recenzji, żeby ocenić czy coś mu się podoba czy nie. "bełkoczą o qlturze" Dokładnie! Pamiętam taki cykl programów na TVN gdzie dla zwały zawieźli na wystawę sztuki sprasowaną w kostkę starą pralkę i kolesia w tydzień nauczyli jak być artystą. Zachwytom tzw. ludzi z branży nie było końca a jak się już okazało, że to ściema na maksa to zaczęli się idiotycznie uśmiechać i pieprzyć jakieś farmazony, że niby domyślali się od początku. W kolejce do odstrzału już się ustawiają kolejni artyści. Tym razem od mega giga dzieł filmowych. Tak się wszyscy palą do sponsorowania ich wybitnych arcydzieł, że kombinują jakiś ekstra podatek na finansowanie tej kupy gówna zwanej polską kinematografią. Można tak długo wymieniać. Grafomańskie wypociny zwane poezją, która jest banalna, wtórna i denna a pani znawczyni napisze w Przyjaciółce recenzje jakież to wspaniałe i nie wiadomo jakie i reszta się rzuca na wyścigi do obsypywania autora tej beznadzieji nagrodami. A człowiek później to czyta i się zastanawia co z nim jest nie tak skoro wszyscy się zachwycają a ja nie mogę przez to przebrnąć.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

Decao>

Kiedyś, gdy byłem młody też tak sądziłem. Teraz, gdy noszę siwą brodę daleko mi do takich sądów. Raczej staram się poznać gust recenzenta i uważnie czytać jego teksty. Wówczas wiem - niezależnie od jego zdania nt. płyty - czy jest ona również dla mnie, czy też nie. Ważna jest rzetelność. Naruszenie jej Tomkowi chyba trudno zarzucić (zresztą o tym piszesz). Jeśli tak, to ów nieobcy Ci odruch obronny jest Twoją (a jak sądzę nie tylko) przypadłością, nie zaś recenzji, czy recenzenta. W AV był zresztą taki mniej więcej podział, że o płytach z dystrybucji Multikulti pisywał Tomek, o płytach od GiGi pisywałem ja. Podział nieco głupi, ale wynikający z dostępu do tych płyt. Trudno bowiem chyba wymagać od Tomka, by specjalnie dla pisania w AV kupował płyty, których nie ma w swoim sklepie i jedynie je recenzował - nie ma to żadnego racjonalnego, a w każdym bądź razie ekonomicznego uzasadnienia. Zwłaszcza, że pewnie, gdyby je uznał za dobre, to do niego by sprowadził.

Natomiast pozostają imo jeszcze dwie kwestie. Pierwsza, to nie wydaje mi się, by Tomek (a także ja, o czym zawsze głośno mówię, i wielu innych jeszcze recenzentów płyt) pisywało "obiektywne recenzje". To na poziomie 330 znaków (tyle w AV winna mieć standardowa recenzja) jest niemożliwe (nawet przy prezentacji płyty miesiąca - 1200 znaków - nie wydaje się być dostępne). W większych tekstach zaś, obiektywizowanie - jeśli w ogóle jest dostępne - czyniłoby chyba tekst recenzji po prostu niestrawnym. Zatem recenzje, niezależnie od ich formy, są zawsze lub przynajmniej najczęściej, recenzjami "subiektywnymi", prezentującymi wyłącznie pogląd autora. Ten w odniesieniu do muzyki może się za każdym razem różnić. Przykładem może być bodaj Live Otomo Yosihide, które Tomek uznał za plytę wybitną, a ja np. w niej nic wybitnego nie widzę. Tu - niestety - czytelnikom pozostaje kierowanie się wiedzą o gustach, preferencjach recenzenta.

parantulla>

>"Chyba

>nikt zdrowy na umyśle nie potrzebuje żadnych recenzji, żeby ocenić czy coś mu się podoba czy nie"

 

Wydaje mi się, że tylko mało inteligentny człowiek daje sobie narzucać czyjeś poglądy. Ja lubię czytywać recenzje. Dają mi one pogląd na to, czy określona płyta może być w kręgu moich zainteresowań, czy też nie. Zwłaszcza, gdy recenzent prezentuje muzyka kompletnie mi nieznanego. Owszem, można siedzieć na eMule'u i ściągać wszystko jak popadnie, a potem słuchając kwalifikować płyty do kategorii: "dla mnie", "nie dla mnie";-) Dla mnie jednakże ściąganie płyt z eMule'a jest czymś w rodzaju kradzieży. Trudno - taki mam pogląd. Owszem czytanie recenzji pod takim kątem, o którym wspominam opiera się na założeniu, że znany jest mi gust (przede wszystkim), upodobania recenzenta. Cóż, trzeba w to nieco pracy włożyć, ale i tak jest to rozwiązanie - w moim przekonaniu - lepsze, niż jakiekolwiek inne. Dzięki recenzjom np. Maćka Karłowskiego, czy Marka Romańskiego poznałem wiele ciekawej muzyki. I za to im dzięki, bo gdyby zobaczył jedynie, że określona płyta została wydana, to z faktu tego dla siebie nie potrafiłbym wyciągnąć żadnego wniosku. W każdym bądź razie tego jedynego: czy płyta MOŻE (sorki za wykrzyknik, ale nie bardzo wiem, jak to słowo inaczej podkreślić) być interesująca dla mnie. Czy potem, gdy ją już mam, taką jest w istocie - to już moja opinia, niezależna od opinii recenzenta.

 

>"A człowiek później to czyta i się zastanawia co z nim jest nie tak skoro

>wszyscy się zachwycają a ja nie mogę przez to przebrnąć."

 

Też kiedyś miewałem takie odczucia. Cóż, trzeba je chyba po prostu a priori odrzucić, bo do niczego nie zmierzają. Szczerze powiedziawszy, bardziej mi przeszkadza, że w Polsce trudno znaleźć opinie osób, które zajmują się pisaniem o muzyce, czy szerzej o kulturze, które potrafiłyby być zasadnie krytyczne. Grafomańskie teksty i podła, nieciekawa muzyka, jeśli zespół jest już uznany i tak powoduje, że recenzje zwykle ma dobre.

W (dość przeciętnym, acz ciekawym) filmie dokumentalnym ‘Scratch’ jest przepiękna moim zdaniem sekwencja – kamera zagląda w głąb kanionu wyrytego w dziesiątkach tysięcy longplayów wzdłuż olbrzymiej piwnicy, na końcu którego siedzi DJ Shadow i mówi: „Oto moja muzyczna nirwana...” To magazyn sklepu muzycznego, w którym składuje się płyty tych wszystkich, którym ‘nie wyszło’ i o których nikt nie pamięta i o których nikt nigdy by się nie upomniał, gdyby nie hip-hop. DJ Shadow mówi również o tym, że przebywanie w tym magazynie, grzebanie wśród stosów płyt w poszukiwaniu TEGO KONKRETNEGO break’a, to również ‘otrzeźwiające doświadczenie’: ‘nagrywając nową płytę dokładam tylko kolejny element tego wielkiego zwaliska’.

 

->Parantulla

Bez krytyki, odrzucając całkowicie recenzje i kreujące je ‘świat sztuki’ i ‘świat kultury masowej’, masz do wyboru trzy ścieżki: 1. liczyć na przypadek w poznawaniu czegoś nowego. 2. nie poznawać czegoś nowego w ogóle, 3. samemu przegrzebywać ów stos – co równa się ścieżce 1. Można tak, czemu nie. Ale z eMule’a i tak wszystkiego się ściągnąć nie da;). Zreszta i tak zawsze trzeba wiedzieć, co chce się ściągnąć. Kupować w celu grzebania chyba się nie da...

 

Problemem nie jest istnienie krytyki, a jej jakość – już o tym kiedyś tutaj była mowa... Wycieranie sobie gąb wyrazami typu arcydzieło, brak poszanowania dla języka, małe doświadczenie recenzentów, ich własne miałkie gusta. Na szczęście nie wszystkich! Uff... Inaczej moja wcześniejsza wypowiedź wcale nie byłaby ironiczna, byłaby całkiem na poważnie ;).

 

Pozdrawiam.

To z tą kamerą w kanionie byłoby całkiem niezłe, ale... No właśnie, ale. Skąd te płyty tam się wzięły? Jeszcze nie tak dawno nikt nie wyobrażał sobie w przewidywalnej przyszłości takich cudów jak internet czy otwarte granice. Właśnie wtedy o tym komu wyjdzie a komu nie, decydowali Panowie recenzenci. Mann, Niedźwiedzki, Fabiański itd. Dlatego w Opolu przez 20 lat leciały te same "hity" tych samych, tylko coraz starszych "gwiazd" a w Sopocie byle hydraulik z włoskim nazwiskiem robił za światowego idola o którym w jego rodzinnym kraju nikt o nim nie słyszał. A idąc na skróty można śmiało zaryzykować tezę, że rządziły układy i układziki. W tym kanionie leży pewnie z milion płyt, które by mi się spodobały, ale nigdy się o nich nie dowiem ze wspomnianych wyżej względów.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

Właśnie wróciłem z psami z godzinnego spacerku i na szybko wpiszę swoje przemyślenia z pobytu na świeżym powietrzu. Rzecz będzie o zgodności gustów (moich i recenzenta) Otóż od niepamiętnych już czasów jestem tzw. zagorzałym fanem zespołu Kombi. Co to takiego, każdy wie i każdy ma swoje zdanie na ich temat. Dla większości to pewnie szmira, tandeta itp. ale nie o tym miało być. Jak wspomniałem wcześniej, zazwyczaj nie zagłębiam się w bełkot pseudo znawców szeroko rozumianej sztuki, ale akurat w moim ulubionym tygodniku (konkretnie chodzi o "NIE") od jakiegoś czasu prowadzona jest rubryka poświęcona najgorszym płytom ostatnio wydanym i zawzięcie promowanym w mediach. Opinie o tych wydawnictwach jak i moje odczucia po ich przypadkowym poznaniu (radio, tv, impreza itd.) w 100% się pokrywają. Czyli według teorii zgodności gustów, mógłbym w ciemno zaufać takiej recenzji i darować sobie bliższe spotkania z opisanymi tam tytułami. Jednak w ostatnim numerze "NIE" przy recenzji ostatniej płyty Kombi trafiłem na takie oto zdanie (cytuję z pamięci bo nie chce mi się szukać) "Kombi robiło gównianą muzę za komuny i robi gównianą muzę teraz..." Nie chodzi mi o zawartość merytoryczną tego stwierdzenia, tylko o to jak to jest z tą zgodnością gustów.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

no pewnie...

grunt to mieć "swoje" zdanie

najlepszy zespol rocka industrialnego to Rammstein

najlepszy zespol metalowy to ma sie rozumieć Metallica

jazz= Miles

progrock=Pink Floyd

itd. itp.

 

i wara pismakom od mojego zdania!

pieprzyć recenzentów!

W temacie krytyki nie chodzi tylko o "ich własne miałkie gusta" (aczkolwiek takie ujęcie teamtu sugeruje istnienie obiektywnie dobrego gustu co jest dosyć dyskusyjne), ale i o drugą stronę medalu - przekonanie o własnej nieomylności i słuszności poglądów oraz prawie do oceniania rzeczy których nigdy sami nie próbowali zrobić. Nie wszyscy muszą im to prawo dawać. Owszem - sami mogą je sobie wziąć, ale nie znaczy ty że ono obiektywnie istnieje.

parantulla>

"A idąc na skróty można

>śmiało zaryzykować tezę, że rządziły układy i układziki. W tym kanionie leży pewnie z milion płyt,

>które by mi się spodobały, ale nigdy się o nich nie dowiem ze wspomnianych wyżej względów."

 

Sorry, ale z faktu, że jakiś recenzent nie zrecenzuje płyty x i płyta ta nie zostanie zauważona nie wynika, że ktoś broni Ci zapoznanie się z owymi milionami płyt leżącymi w "kanionie". Masz dostęp do netu. Są setki serwisów na tyle ułatwiających Ci życie, że przysyłających na skrzynkę info o płytach, które się ukazują. Nie zwalaj zatem na recenzentów, na układy, że ich nie poznałeś. Zwalaj to na siebie;-)

lolo>

Coś Ci się chyba pomyliło;-) Dlaczego "miałkie gusta" recenzentów sugerują "istnienie obiektywnie dobrego gustu"? Dlaczego przypisujesz recenzentom "przekonanie o własnej nieomylności i słuszności poglądów"? Dlaczego, w końcu, uważasz, że recenzenci "nigdy sami nie próbowali" grać? A "prawo do oceny rzeczy" mają wszyscy, także Ci którzy nigdy nie napisali niczego;-) Przecież ani Tobie, ani parantulli, ani Zenonowi Zdebskiemu nikt takiego prawa nie odbiera. Trudno zaś pogodzić się z poglądem, że nikt nie może niczego oceniać. Obiektywnie zatem (choć nie jest to najwłaściwsze słowo) prawo do oceny czyjejś muzyki (także) istniało, istnieje i będzie istnieć;-) Zresztą - jak wytłumaczysz, że nie tylko wydawcy, ale i same zespoły, muzycy zabiegają o recenzje?

>pavbaranov

"Szczerze powiedziawszy, bardziej mi przeszkadza, że w Polsce trudno znaleźć opinie osób, które zajmują się pisaniem o muzyce, czy szerzej o kulturze, które potrafiłyby być zasadnie krytyczne."

 

Mam podobne odczucia. Dokucza mi straszliwie miałkość większości recenzji, które czytam, odnosząc wrażenie, że podobne recenzje mogłbym sam napisać jadąc tramwajem w godzinach szczytu. W większosci recenzji brak wogóle jakiejkolwiek argumentacji (nie tylko zasadnie krytycznej ale i zasadnie "pozytywnej"), na podstawie której mógłbym się dowiedzieć dlaczego autor wyrobił sobie akurat taką opinię (prezentowaną przez siebie w recenzji).

gregk>

Mi to najbardziej brakuje opracowań poszczególnych nurtów, ruchów czy środowisk. Kiedyś brakowało mi np. przedstawienia środowiska downtownu. Wszyscy gadali "downtown", ale ki bida, co to jest? O lofcie nie napisane zostało w Polsce zdaje się ani jedno syntetyczne zdanie. O wiele bardziej cenne byłyby dla mnie takie artykuły niż recenzje, które traktuję na zasadzie "zbieżności gustów";-) Ale fakt, masz rację. W bardzo wielu brakuje choćby próby uzasadnienia swego zdania. Z drugiej strony jeśli taka próba się pojawia, to często recenzent spotyka się z opinią, że próbuje narzucać swoje stanowisko czytelnikom. Złotego środka niestety nie ma;-) Proponowane kiedyś, gdzieś przez Artura Nowaka (bodaj za wikipedią), w wielu jego wypowiedziach nieocenne, suche, faktograficzne pisanie o muzyce mi też jakoś nie odpowiada, choć - nie wiem - być może to właściwa droga.

Jak ktos mądry kiedyś powiedział (niepamiętam niestety kto) "Dobrym krytykiem jest ten, który opowiada o przygodach swej duszy wśród arcydzieł" niestety dziś płacą za to krytykom więc trudno powiedzieć które recenzje są obiektywne. Sami krytycy mieliby z tym problem :).

no pewnie...

grunt to mieć "swoje" zdanie

najlepszy zespol rocka industrialnego to Rammstein

najlepszy zespol metalowy to ma sie rozumieć Metallica

jazz= Miles

progrock=Pink Floyd

itd. itp.

 

i wara pismakom od mojego zdania!

pieprzyć recenzentów!

 

No pewnie. Grunt to mieć własne zdanie. W ani jednym zdaniu nie śmiałem twierdzić co jest najlepsze a co nie jest, chociaż z Rammsteinem akurat trafiłeś ;-) Ani mi ani Tobie ani nikomu innemu nikt nie dał prawa do oceny co jest dobre czy najlepsze a co wrzucić do kanionu. Apropos tego kanionu to ja niczego na nikogo nie zwalam. Chodziło mi o sytuację sprzed paru lat, kiedy nie było internetu a nasze gusta kształtowało widzimisię Panów redaktorów. Na zasadzie "może Pan zamówić samochód w dowolnym kolorze pod warunkiem, że będzie to kolor czarny"

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

Biorąc to wszystko na chłopski rozum chodziło mi mniej więcej o to, że dla Anki najlepsze jest Ich Troje, dla Krzyśka Faith No More, dla Stanisława Czerwone Gitary a dla Mieczysława Nigel Kennedy. I kto może teraz stwierdzić co jest gorsze, lepsze czy najlepsze? Pan redaktor? Zaraz dostanę chyba zajadów ze śmiechu.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

parantulla>

Kto może stwierdzić? Każdy! Każdy, kto choć trochę jest w temacie obyty, by nie powiedzieć, że ma jakąś wiedzę na dany temat. Osobiście uważam, że w latach, w których dorastałem, wpychana nam z lewa i prawa muzyka bardzo często była po prostu szmirą. Tyle, że artysta był uznany, wywodził się z uznanego Mazowsza, albo innej Akademii, więc nikt nie miał prawa powiedzieć, że to co prezentuje jest po prostu niczym. Inna sprawa, że prezentował często to co mu kazali;-) Myślę, że te czasy minęły, ale jedynie w zakresie - i to w części - nakazywania komuś grania w określony sposób (choć "kariery" pierwszych dam pierwszej edycji Idola mogą być sztandarowymi przykładami zaprzeczenia tej tezie). Zresztą w krajach o rozwiniętej popkulturze, wręcz tworzone są popprodukty, które mają jedno zadanie - osiągnąć sukces. Wydaje mi się, że o tym jednak nie rozmawiamy. Natomiast... Oczywiście, że dla każdego z wymienionych przez Ciebie fanów, ich bożyszcze jest najlepsze na świecie. I nikt pewnie przy zdrowych zmysłach tak nie twierdzi. Inna sprawa, czy "pan redaktor" ma np. prawo powiedzieć, że jazzowy Kennedy jest po prosu żenujący. Moim zdaniem nie tylko ma, ale wreszcie powinien. Czy to zdanie ma wpłynąć na fana Kennedy'ego? Sorry, ale stanowisko takie - jak mi się wydaje - byłoby przypisywaniem owemu "panu redaktorowi" braku śladowej inteligencji. Fan wie, że to czego słucha jest najlepsze na świecie i nie słucha innych opinii, zwłaszcza krytycznych, bo inaczej nie byłby fanem. Natomiast takie zdanie wtrącone przez jednego "pana redaktora" być może spowoduje refleksję u innego i zastanowi się nad tym co pisze, a w szczególności zastanowi się, nad tym, czy pisać ma to, co powinien napisać, czy też to co czytelnicy chcieliby przeczytać.

Zresztą... - podejrzewam, że także i Ty na pytanie o dobrą/złą muzykę byłbyś w stanie się wypowiedzieć. Gdzieś wyżej w tym wątku prezentujesz swoje zdanie nt. Kombi, gdzie indziej nt. Rammsteina - czy ktoś dał Ci prawo do tego? Tak! Z nim się urodziłeś. Różnica pomiędzy Tobą a recenzentem polega wyłącznie na tym, że Ty prezentujesz je do swojego znajomego, ostatecznie gdzieś na forach ukrywając się (za identyfikowalnym nickiem), a recenzent podpisuje się pod swoim poglądem.

-> parantulla

Widzę, że nie załapałeś ironii (albo udajesz, że nie załapałeś ;-)

no to będzie teraz serio

 

W przypadku "programowego" odrzucania recenzji, czy jakichkolwiek tekstów n/t jakiejś tam muzyki (ktore zawierają też opinie, często wartościujące) niestety pozostajesz ograniczonym muzycznym tłumokiem, a w każdym razie jest na to duża "szansa" (za to nikt Ci nie może zarzucić, że nie masz w 100% własnego gustu, jaki by on nie był ;-)

No bo na co wtedy jestes zdany? (i_nemes już to chyba wyliczał). Horyzonty ograniczasz wtedy do tych paru "nazwisk" obecnych w powszechnej świadomości (typu - Beatles, Pink Floyd, Miles czy ten Rammstein;-) no i muzyki prezentowanej w radiu czy TV, a z tym ostatnim w polskich warunkach wiadomo jak jest, ech... lepiej nie gadać. Ale to może i lepiej - łykać jak leci i wybierać, ktore "kawałki" Ci się podobają, formuła audycji autorskiej byłaby już pewnie próbą narzucenia Ci czyjegoś gustu, a tego jak wiemy za wszelką cenę chcesz uniknąć ;-) Jest też internet of course, ale tu zdawanie się na przypadkowość to pomysł dość hm... "oryginalny" ;-))

 

Nie wiem też czemu sugerujesz, że recenzje miałyby być komuś potrzebne do wyrobienia sobie opinii czy dana płyta mu się podoba w momencie gdy ją już doskonale zna (czyli po kupieniu i posłuchaniu). To sie pewnie zdarza, ale chyba większosc traktuje recenzje jako rodzaj "drogowskazu", ktory jest tym pewniejszy im bardziej znamy gust danego "pismaka". Przy takiej ilości płyt na "rynku" trzeba zrobić jakiś "przesiew". I tu recenzent o zainteresowaniach muzycznych zbieżnych z twoimi bywa nieoceniony (i jest to często bardziej przydatne niż "obiektywna fachowość", o ile coś takiego w ogóle istnieje).

I owszem, zakładam, że taki "pismak" się zna (choćby lepiej ode mnie;-) więc czemu miałbym mu nie ufać.

Oczywiście zakładam to na podstawie doświadczenia, a nie apriorycznie (na zasadzie - pisze taki do gazety, więc na pewno jest mądrzejszy ode mnie ;-) co zdajesz się sugerować.

 

Nie znaczy, ze w takim przypadku nie trafię w pudło, czyli coś, co mi sie zupełnie nie spodoba, ale w pewnym stopniu ograniczam tego typu "niebezpieczeństwo". Z czasem też nabierasz doświadczenia i wiesz których rzeczy polecanych przez twoich ulubionych recenzentów lepiej nie tykać. Wszak stuprocentowa zbieżność gustów chyba nie istnieje (a w każdym razie występuje w przyrodzie niezwykle rzadko)

Zresztą pavbaranov już o tym wszystkim pisał.

 

I wybacz, ale nieco niemądra jest całkowita negacja jakiejkolwiek krytyki sztuki na podstawie programu rozrywkowego w TVN oraz faktu, że ulubiony recenzent z ulubionego tygodnika raz się "wykazał" niezgodnością gustów i zbeształ twoich muzycznych idoli ;-)

 

W moim odczuciu chodzenie po przebogatym świecie muzyki zupełnie po omacku (bez "przewodników") jest ryzykowne i po prostu mało efektywne, a właściwie to... niemożliwe.

Choć może z perspektywy fana Rammstein i Kombi wygląda to nieco inaczej. I OK, ludzie mają różne potrzeby... zrozum jednak, że są i tacy, którym nie wystarcza "manie" dwóch czy nawet trzech "pomnikowych" muzycznych idoli (kiedy to ich obrona przed tymi paskudnymi recenzentami-pseudoznawcami wydaje się wielce potrzebna ;-)

 

A, jeszcze jedno - nie wiem jakie recenzje czytujesz, ale ja w kazdym razie nie zauważyłem, żeby chodziło w całej tej "zabawie" jedynie o stwierdzenie, że coś jest dobre albo niedobre (a raczej "gówniane" ;-)

 

pozdrawiam

aTom>

To ja jeszcze dodam kilka zdań;-)

 

Słuchanie "jak leci", ale nie audycji autorskich, bo te narzucają oczywiście;-) też nie jest ustrzeżeniem się od czyichś "gustów". Chyba 100% praktyką jest, może za wyjątkiem takich stacji jak PR2, że muzyka prezentowana w nich jest wyborem... koncernów płytowych, które w określonym czasie decydują się na promowanie określonego nagrania. Nie wiem ile w tym prawdy, ale słyszałem, że nawet za to płacą, by nagranie było prezentowane ileś tam razy dziennie, w określonych godzinach itp.

 

Przeszukiwanie netu... Nie jest złe. Nawet po omacku. Trzeba mieć jednak sporo czasu;-)

 

I jeszcze pozwolę sobie skomentować jedno zdanie:

> " I tu recenzent o zainteresowaniach muzycznych zbieżnych z twoimi bywa

>nieoceniony"

 

Wydaje mi się, że w ogóle znajomość gustu recenzenta i jego korelacja z własnym ma duże znaczenie. Często gdy czytam o tym jaka to wspaniała płyta, rzut okiem na nazwisko recenzenta, z którym gusta moje się nie pokrywają powoduje, że "wiem wszystko";-) Może i dobra, ale nie dla mnie.

 

> (i jest to często bardziej przydatne niż "obiektywna fachowość", o ile coś takiego w

>ogóle istnieje).

 

Istnieje, ale nie na poziomie recenzji. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z muzykologicznego punktu widzenia jesteś w stanie obiektywnie rozebrać utwór, płytę na czynniki pierwsze. Opisać to wszystko. Będzie obiektywnie, bo muzykę zamienimy na poszczególne jej elementy. To tak, jakby opisać, że w samochodzie znajdują się określone elementy określonych firm, czy że w sprzęcie zastosowane zostały określone podzespoły. I pozostawić to bez komentarza. Niech sobie ludziska wyrobią. Wydaje mi się jednak, że i nie tędy droga. Tzn. nie neguję tego typu pisania, ale... No właśnie. Każdy piszący winien sobie postawić pytanie: kto to może czytać? Jeśli owa docelowa grupa nie będzie się w przeważającej mierze składać z fachowców, to wydaje mi się, że opisywanie elementów muzyki w ogóle nie ma sensu. Zresztą, czy z faktu, że jakiś utwór jest napisany w C-dur, a inny w pentatonice cokolwiek wynika? Czy wiedza o tym, że przy Kind of Blue Davis użył skal zamiast popularnych wcześniej notacji durowo-molowych powoduje sama przez się, że utwory które zawiera są lepsze lub gorsze? A czy cokolwiek - osobie, która w ogóle nic nie wie o notacjach muzycznych - mówi o tych utworach? A fakt, że Elliot Sharp bluesy zawarte na Terraplane skomponował przy użyciu "matematycznych reguł kompozycji" cokolwiek zmienia tak w odbiorze tej muzyki, jak i w jej ocenie (o ile w ogóle jest ona konieczna)?

Zawsze mówiłem - bądźmy subiektywni, bo obiektywizm do niczego nie prowadzi. To nie konkurs świadectw, to nie egzamin, który winien być oceniany bardziej obiektywnymi kryteriami. To czyjś pogląd o czyimś dziele. I tyle. Życzyłbym sobie jedynie, bym owych poglądów mógł czytać jak najwięcej. A że będą się różnić między sobą - całe szczęście! Tylko to jeszcze powoduje moje przekonanie, że nie zostaliśmy sprowadzeni do "statystycznego odbiorcy", do "targetu", który pozbawiony jest własnych gustów i upodobań, a przede wszystkim pozbawieni możliwości własnej oceny i... co tu dużo mówić: po prostu myślenia.

> Słuchanie "jak leci", ale nie audycji autorskich, bo te narzucają oczywiście;-) też nie jest

>ustrzeżeniem się od czyichś "gustów".

 

Jasne!

 

> Chyba 100% praktyką jest, może za wyjątkiem takich stacji jak

>PR2, że muzyka prezentowana w nich jest wyborem... koncernów płytowych, które w określonym czasie

>decydują się na promowanie określonego nagrania. Nie wiem ile w tym prawdy, ale słyszałem, że nawet

>za to płacą, by nagranie było prezentowane ileś tam razy dziennie, w określonych godzinach itp.

 

A wybór koncernów płytowych jest uwarunkowany gustem "uśrednionym".

Tym sposobem ulegamy "masowemu" gustowi, a co tu dużo mówić - najlepszy to on nie jest ;-)

Takie błędne koło.

Ale w końcu - dają nam to co chcemy i jeszcze mamy wybór! Perfekcyjny świat bez pseudo-znawców ustalajacych wg swojego widzimisię co wartościowe a co chłam.

>Przeszukiwanie netu... Nie jest złe. Nawet po omacku. Trzeba mieć jednak sporo czasu;-)

 

Ba, to wielka frajda;), ale tak czy inaczej przeszukiwanie calkiem po omacku byloby jednak nieefektywne. A przeciez nawet wlozenie jakiegos konkretnego utworu do szufladki z napisem jazz, pop, rock, country, etc, jest juz w pewnym sensie sadem wartosciujacym.

----

>> (i jest to często bardziej przydatne niż "obiektywna fachowość", o ile coś takiego w

>>ogóle istnieje).

>

>Istnieje, ale nie na poziomie recenzji. [ciach]

 

Takie luzne refleksje:

Kazdy utwor, dzielo sztuki, istnieje na kilku poziomach - co najmniej czterech - 1. poziomie idei, 2.prezentacji (egzekucji) (za te 2 poziomy 'odpowiedzialny' jest artysta i te dwa poziomy i ich fascynujace wzajemne korelajce - a rowniez niezaprzeczalne zwiazki z kolejnymi poziomami - pozostawiam na boku) oraz na 3. poziomie fizycznego odbioru i 4. znowu na poziomie idei u odbiorcy - idei zawieszonej posrod niezmierzalnej sieci wzajemnych relacji wszystkich idei istniejacych w swiadomosci i podswiadomosci odbiorcy, czyli rowniez w kulturze odbiorcy - zbiorowej podswiadomosci i swiadomosci.

 

Na poziomie 3, jak mysle, utwor 'odbierany' jest w sposob wydawaloby sie bezrefleksyjny, choc na jego odbior wplywa niezaprzeczalnie poziom 4. - cale doswiadczenie odbiorcy. Wsrod tego doswiadczenia jest rowniez cale doswiadczenie muzyczne i formalno-muzyczne, jak i pozamuzyczne. Czesto juz w czasie odbioru na poziomie 3. pojawia sie swiadoma refleksja ('daja czadu', 'nuuuda', 'zaraz mnie szlag trafi...'), ktora towarzyszy odczuciom estetycznym (zdolnosci sztuki do berefleksyjengo wywolywania 'stanow' swiadomosci) wytworzonym na poziomie 3. - niezaprzeczalnie ksztaltuje on werbalizowanie refleksji poziomu 4 (tylko ktos zaklamany niezwykle lub sprawnie wycwiczony jest w stanie powiedziec (i pomyslec!) w chwili, gdy po plecach leca ciarki a oczy pelne lez, ze go nic nie rusza, ze nuda).

 

Zatem poziom 4, jezykowe wrota do przezycia z poziomu 3.), mozna sobie 'uswiadomic' tylko za pomoca aktywnej refleksji nad dzielem sztuki, zarowno refleksji wartosciujacej (dobre, zle), jak i refleksji analitycznej, czy przyrownujacej do innych doswiadczen, czy w koncu syntetycznej. Refleksja mozna sie podzielic. To dzielenie sie nazywa sie krytyka. W najglebszym wiec znaczeniu krytyka nia ma znaczenia merkantylnego, nabrala go dopiero z powstaniem rynku sztuki, a zwlaszcza kultury masowej, gdzie refleksje zastepuje sie rutynowym ocho-acho-klectwem.

 

Poziom 4. odbioru dziela budowany jest przez doswiadczenie odbiorcy i chyba w miare jasnym jest, ze dla kogos swiadoma refleksja nad dzielem zamknie sie stwierdzeniem, ze 'grzeja jak Metallica' - to tez krytyka. Refleksja innych moze byc zbudowana na innym podlozu - rowniez i 'formalnej obiektywnej fachowosci', w ktorej nic zlego nie widze, o ile ma jeszcze jakas podbudowe w poziomie 3, rzeczywistym fizycznym przezyciu. Pytanie, czy poziom 4. odbioru muzyki jednego sluchacza moze wplynac na poziom 4. odbioru muzyki innego sluchacza, a przez to na poziom 3. (bezrefleksyjne oddanie sie samemu doswiadczeniu odbioru) to kwintesencja rozwazan nad tym, czy krytyka jest potrzebna. Moim zdaniem te wplywy sa niezaprzeczalne i potrzebne. Rowniez na poziomie 'formalnej fachowosci' - nie wyobrazam sobie, by wiedza na temat tego, ze Kind of Blue oprocz tego ze jest ladne jest rowniez wyrafinowane formalnie, i wiedza, jak to wyrafinowanie dostrzec i docenic, mogla mnie zubozyc.

 

Pozdrawiam.

Lekko melancholijny nastrój dzisiejszego, wczesnego popołudnia nastraja i mnie do dotknięcia tematu. Dobrze Was się czyta, pavbaranov, a'Tom, i_nenes. I mądrze piszecie. W ogóle zaglądają tu przecież ludzie nieco głębiej traktujący muzykę niż, przykładowo, ci, z których samochodów wydobywa się "umta umta".

Wiele recenzji nawet na tym forum sprawiło, że moje konto mocno zubożało, ale zbiór muzyczny spęczniał. Jednak w moim przypadku słowo pisane miało znacznie mniejszy wpływ na smak i upodobania muzyczne niż radio. Począwszy od historycznej Rozgłośni Harcerskiej, poprzez krótki okres Radia Luxembourg do zajmującej najważniejsze i to w każdym rodzaju muzyki miejsce - radiowej "Trójki". Wielu świetnych krytyków współpracowało z tym radiem. Nikt jednak nie uwrażliwił moich uszu na odbiór muzyki poważnej tak, jak to poprzez swoje audycje uczynił nieżyjący Jan Weber. Nie zapomnę jak prezentował On obok siebie różne interpretacje tego samego utworu, przeplatał to mądrym, spokojnym, pozbawionym zmanierowania, czy zarozumiałości komentarzem, uwrażliwiał i kształtował słuchacza tak, że znacznie łatwiej było mu później wędrować samemu. Tak uzyskany szlif sprawia, że nie potrzebuję już pomocy, aby samemu dostrzec subtelności i piękno gry Igora Ojstracha, czy Jaschy Heifetza oraz odłożyć szybciutko nagrania Nigela Kennedy'ego o "skrzypaczkach" - girlaskach nie wspominając. Trzy kwadranse jazzu nie miały już dla mnie takiej wyroczni podobnie jak rock i inne gatunki muzyki popularnej. Niemniej od większości autorów można było się wiele nauczyć, co zapewne wielu moich rówieśników czyniło. Nie zawsze było po drodze z gustem Jana Borkowskiego, Tomasza Szachowskiego, Jana Ptaszyna Wróblewskiego, czy w innych obszarach Piotra Kaczkowskiego, mojego imiennika Wojtka Manna (best wishes!), później Jacka Niedźwiedzkiego, by wymienić tylko tych bardziej znaczących. Smutno mi, że dzisiaj częściej włączam w samochodzie radio Pin, niż Trójkę...

Podaż nagrań jest dziś porażająca. I tak jak ortodoksyjny audiofil szuka swojego dźwięku niczym igły w stogu siana tak i meloman, w moim przypadku to zbyt duże słowo, musi przedzierać się przez pięknie czasem wyglądające chwasty by znaleźć swoją różę. A chwasty są coraz bardziej niebezpieczne. Nagranie pieści uszy, wręcz zachwyca dopóki po trzecim przesłuchaniu nie dotrzeżemy właściwych proporcji między formą i treścią. Tak, przykładowo, odbieram twórczość blond Kanadyjki. I szybciutko staram się oczyścić za pomoca pań śpiewających naprawdę. Choćby Aretha Franklin.

Lubię Chopina. Bardzo niedawno odkryłem nagrania Adama Harasiewicza. I podejrzewam, że w morzu interpretacji dzieł Fryderyka właśnie dokonania zapomnianego nieco pianisty stają mi się najbliższe.

I żeby już całkiem nie zboczyć ze ścieżki dodam jeszcze, że pisane recenzje są moim zdaniem potrzebne. Nawet bardzo. Zaś pełnego obiektywizmu w nich nigdy nie było i nie będzie. Bo jest to po prostu niemożliwe. Jedynie weryfikowana przez czytelnika harmonia na linii piszacy - odbiorca będzie miernikiem jej wartości.

Pozdrawiam. WS

aTom.

Załapałem ironię. Może kogoś to rozbawiło, mnie wcale. Co więcej, podpisuję się pod tym obiema rękami. Nie rozmawiamy o tzw. wartości artystycznej czy gustach muzycznych, tylko o tym na jakiej podstawie panowie redaktorzy mogą stwierdzić, że ta oto płyta tego i tego wykonawcy jest do dupy albo nie jest. Bo co? Bo jemu się nie podoba? Co to jest obycie w temacie czy osłuchanie czy coś tam coś tam? Czy ja bronię Kombi albo sie obrażam, że komuś się to nie podoba? Wcale nie. Nie będę sie tu popisywał i wymieniał tytułów płyt jakich słucham i wykonawców których lubię. Powiem tylko tyle, że nie cierpię jazzu pod żadną postacią a pitolenie na skrzypkach czy tłuczenie w fortepian bez ładu i składu jest dla mnie nie do zniesienia. Ale nigdy nie powiem, że to dno, barachło czy coś innego. Nie muszę znać nut czy rozkładać na czynniki pierwsze każdego taktu, żeby potrafić samodzielnie ocenić czy to mi się podoba czy nie. Ale napewno nie polecę do sklepu po płytę tylko dlatego, że w jakimś folderze reklamowym typu AUDIO czy Hi-Fi i Muzyka jakis Pan recenzent sie rozpływa nad jakąś tam płytą jakiegoś tam wykonawcy. I nie jestem "muzycznym tłumokiem", który listę płyt do kupienia przepisuje z BravoGirl. Mało tego, sam jestem aktywnym muzykiem (co prawda samoukiem) i mam własna skalę do oceny danego wykonawcy. Ktoś tam się naśmiewa, że Rammstein to najlepszy zespół w kategorii rocka industrialnego. Dla mnie akurat tak i nie widzę w tym nic śmiesznego. Że co, że Ministry, że Laibach, że Wumpscut, że Hocico, że tysiące innych? Mam, znam, ale to nie zmienia faktu, że najbardziej podchodzi mi Rammstein. A gdybym się kierował recenzjami z poczytnych pism na temat ich muzyki to omijałbym ich produkcje z daleka. Muzycznym tłumokiem jest Pan recenzent, któremu sie wydaje nie wiadomo co i kolesie, którzy biegną do empiku bo Pan recenzent napisał. Z mojej strony to wszystko w tym temacie. Pozdrawiam.

Naukowe teorie mnie nie interesują. Zresztą kogo tu interesują? To jest forum dla audiofilów.

>> (i jest to często bardziej przydatne niż "obiektywna fachowość", o ile coś takiego w

>>ogóle istnieje).

>

>Istnieje, ale nie na poziomie recenzji. Przynajmniej tak mi się wydaje.

 

Miałem tu na myśli właśnie "obiektywne recenzje". Rzecz jasna nic nie mam do obiektywnej fachowości, ale czy sama muzykologiczna analiza "na chłodno" jest już recenzją? No nie wiem... (pomijam juz, ze jest skierowana do dość wąskiego grona odbiorców). Czynnik subiektywny raczej musi sie pojawić w momencie oceny dzieła. Oczywiście najlepiej gdy te proporcje (między objaśnianiem a ocenianiem) są wyważone.

parantulla>

Rozmawiamy - bo tak został postawiony ten wątek - przede wszystkim o tym, czy gość, który dystrybuuje płyty ma prawo do ich rzetelnych recenzji. Fakt, że potem zmeandrował się nieco;-)

Odpowiadając na Twoje pytanie: "na jakiej podstawie panowie redaktorzy mogą stwierdzić, że ta oto płyta tego i tego wykonawcy jest do dupy albo nie jest?" najprościej stwierdzić można, że na podstawie doświadczenia, osłuchania i pewnej wiedzy muzycznej, w tym często także teoretycznej. Goście, którzy pisują najczęściej nie mają doświadczeń z jedną, jedyną płytą, z jednym jedynym zespołem. Poznawszy ładnych kilka tysięcy płyt potrafi się oddzielić "ziarno od plew";-)

>"Nie będę sie

>tu popisywał i wymieniał tytułów płyt jakich słucham i wykonawców których lubię. Powiem tylko tyle,

>że nie cierpię jazzu pod żadną postacią a pitolenie na skrzypkach czy tłuczenie w fortepian bez ładu

>i składu jest dla mnie nie do zniesienia."

Ale to jest zdanie - w przeciwieństwie do zdania recenzentów (w ogromnej większości) - osoby, która nie słucha, nie zna danej muzyki, o tej muzyce właśnie. Żeby nie było niedopowiedzień - masz prawo tak sądzić, ale winieneś również powiedzieć, że jest to zdanie osoby, która po prostu nie ma doświadczeń z taką muzyką.

>"Ale nigdy nie powiem, że to dno, barachło czy coś innego."

Właśnie, wcześniej, powiedziałeś:-) Wbrew pozorom stwierdzenia: "pitolenie na skrzypkach" czy "tłuczenie w fortepian bez ładu i składu" nie jest stwierdzeniem nieocennym. Ono taką ocenę - i to bardzo pejoratywną - niesie.

I jeszcze jedno - "pan recenzent" nie narzuca Ci czegokolwiek. Fakt, że oceni dobrze jakąś płytę, a inną źle nie powoduje wcale, by przypisywać mu coś, czego w ogóle nie obejmuje swoją myślą, że zdanie to dzielić z nim masz Ty, czy ktokolwiek inny. "Pan recenzent" przedstawia tylko i wyłącznie swój własny punkt widzenia, poparty jakimś tam doświadczeniem.

> "Muzycznym tłumokiem jest Pan recenzent, któremu sie

>wydaje nie wiadomo co i kolesie, którzy biegną do empiku bo Pan recenzent napisał."

I po co te inwektywy? "Panu recenzentowi" naprawdę nie wydaje się "nie wiadomo co". "Pan recenzent" daje Ci wyłączne możliwość wyboru. Także. Jeszcze jedną. Czy to źle? Być może również, daje możliwość - czytelnikowi - popatrzenia na jakąś muzykę w sposób nie bezkrytyczny. Nie jego, ale czytelnika własnym spojrzeniem. Cieszy mnie, jeśli dzięki moim recenzjom, czy publicznie prezentowanym stanowiskom, zwrócę uwagę osób, które słuchają muzyki, która mnie cieszy, na jakiegoś wykonawcę. Cieszy, jeśli i ów czytelnik oceni ową płytę, czy muzyka w sposób zbliżony. Jeśli będzie odmiennego zdania - cóż, nasze muzyczne gusta, czy doświadczenia okażą się inne. Jestem bardzo zadowolony, jeśli dzięki kilku napisanym słowom, czyjś muzyczny świat powiększy się o jakieś nazwisko. Widocznie miałem rację chcąc się nim podzielić. Cieszy mnie oczywiście również i odwrotna sytuacja, kiedy dzięki czyimś słowom zwrócę uwagę na czyjąś muzykę. I tylko tyle. I może aż;-) I tylko w tych kategoriach postrzegam sens recenzowania. Sam zacząłem pisać o muzyce tylko i wyłącznie dlatego, że w czasopismach jazzowych królujących wówczas w Polsce nie było praktycznie nic, o tych artystach, których słuchałem. Których po dziś dzień poważam. I tylko i wyłącznie z tego powodu, że skoro mnie cieszy muzyka XY, to być może może ona cieszyć i kogoś innego, kto jej po prostu może nie zauważyć, jeśli gdzieś nie będzie kilku słów o niej. Staram się niczego nie narzucać, a jedynie dawać możliwość. Włącznie z tą podstawową - można nie czytać;-)

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.