"We are the world" czyli "Ego zostawiamy za drzwiami"
Obejrzałem. Ciekawe zakulisowe historie. Jeden z wokalistów sączył wino z kolejnej butelki i zamiast solidnie śpiewać, solidnie chciał rozśmieszać. Strachliwy Bob Dylan. Niedoleczony głos Boruca Spreengsteena. Profesjonalny i emocjonalny Lionel Ritchie. Perfekcyjny i pomocny Steve Wonder.
Nie było łatwo nagrać wszystkie 40 osób. Warto obejrzeć.
Świetna recenzja p. Dominiki Pawłowskiej. Zapraszam do przeczytania i obejrzenia filmu na łamach Netflix.
***
Cyt.
"W poniedziałek 29 stycznia na platformie Netflix pojawił się dokument, który z wielu względów powinien zainteresować fanów szeroko pojętej popkultury, szczególnie muzycznej. Mowa o filmie "Najwspanialsza noc w historii popu", który opowiada kulisy powstania jednego z najsłynniejszych utworów charytatywnych wszech czasów - "We Are the World".
7 marca 1985 roku do stacji radiowych na całym świecie trafił utwór bardzo wyjątkowy, z wielu względów szczególny, który, jak się miało okazać dość szybko, na zawsze zmieni historię muzyki. Projekt, w którym udział wzięło prawdziwe grono wielkich gwiazd, tytanów rynku muzycznego lat 80., USA for Africa, zaprezentował hymn charytatywny, zatytułowany We Are the World. Utwór powstał jako zainspirowany wydaną kilka miesięcy wcześniej kompozycją Do They Know It's Christmas?, stworzoną przez supergrupę Live Aid, za pomysłem utworzenia której stał Bob Geldof. Miał on być niejako kolejnym głosem w całej tej dyskusji, dotyczącej epidemii głodu w Etiopii, głosem artystów amerykańskich, szczególnie tych czarnoskórych. Piosenka osiągnęła kolosalny sukces na świecie, uznaje się, że fizycznie sprzedała się ona w liczbie ponad 20 milionów egzemplarzy, co czyni ją dziewiątym najlepiej sprzedającym się singlem w historii. Nagrodzono go czterema statuetkami Grammy, w tym za utwór i nagranie roku oraz jedną nagrodą American Music Awards.
Zdaje się, że dziś nie ma na świecie osoby, która nie znałaby słów chwytliwego i przejmującego refrenu. Nie da się ukryć, że na tak dużą popularność kompozycji wpłynął fakt, że do jej stworzenia cegiełkę dołożyli artyści i artystki, którzy w tym czasie cieszyli się wielką sławą, których płyty i single sprzedawały się w milionowych nakładach. Jak właściwie wyglądały kulisy powstania tego hymnu?
"Najwspanialsza noc w historii popu"
29 stycznia na platformie Netflix pojawił się trwający nieco ponad półtorej godziny dokument, zatytułowany Najwspanialsza noc w historii popu, który głosem uczestników, organizatorów, twórców całego tego zdarzenia opowiada, jak właściwie doszło do tego, że We Are the World miał szansę powstać. Jednym z producentów filmu jest jeden z głównych autorów kompozycji, Lionel Richie, który jako pierwszy rozpoczyna całą opowieść mówiąc o tym, jak ważna dla amerykańskiego rynku stała się akcja Geldofa i jak część jego przedstawicieli doszła do wniosku, że temat trzeba pociągnąć, zebrać jeszcze więcej pieniędzy na pomoc potrzebującym. Richie opowiada o swojej pracy z drugim z twórców, Michaelem Jacksonem, przedstawiając nie tylko dość niekonwencjonalny sposób bycia "Króla Popu", ale też całą masę trudności, jakie pojawiały się niemal od samego początku prac nad kompozycją - wymyślenie melodii, tekstu, zaangażowanie się Quincy'ego Jonesa, co tylko pobudziło presję, która i tak już ciążyła na barkach Lionela i Michaela.
Produkcja bardzo sprawnie pokazuje widzowi kolejne etapy tego, jak w ogóle doszło do sytuacji, że tak duże nazwiska, jak Bruce Springsteen, Kenny Loggins, Tina Turner, Cyndi Lauper, Dionne Warwick, Stevie Wonder czy Diana Ross zgodziły się wziąć udział w całym projekcie. Jednym ze smaczków zachęcających niech będzie fakt, że niewiele brakowało, by w We Are the World zaśpiewała także Madonna - dlaczego do tego nie doszło i kto zamiast w niej pojawił się w składzie? O tym właśnie m.in. opowiadają Ci, którzy zajmowali się akcją od strony bardziej technicznej, organizacyjnej. Niezwykle fascynujący jest chociażby fragment, pokazujący, jak dopasowywano do siebie konkretne wokale - tak, to, w jaki sposób artyści i artystki jako soliści pojawiają się po sobie nie jest dziełem przypadku, a dokładnie zaplanowaną akcją, która okazała się być przedmiotem pewnych pytań i pretensji.
"Ego zostawiamy za drzwiami"
Takie hasło przyświecało już samym nagraniom, które miały miejsce dokładnie nocą 28 stycznia 1985 roku, tuż po rozdaniu nagród American Music Awards, a prowadzącym której w tym roku był akurat Lionel Richie. Termin ten także nie był przypadkowy - bardzo trudno organizatorom i pomysłodawcom było znaleźć datę, kiedy to każde z zaproszonych nazwisk mogło pojawić się w słynnym studiu A&M. To właśnie na ceremonii AMA zebrała się cała śmietanka, która tuż po niej ruszyła na nagrania - a te nie przebiegały łatwo z wielu względów. Poziom gwiazdorstwa w jednym pomieszczeniu był tak duży, że czuć go z ekranu, wszyscy byli już dość zmęczeni, na bieżąco uczyli się tekstu, melodii, próbowali nagrań partii solowych. Najwspanialsza noc w historii popu krok po kroku opisuje różne sytuacje, skupiając się konkretnie na tej jednej nocy, na tych kilku godzinach - dzięki temu dowiadujemy się wielu smaczków, które raczej nie były powszechnie znane. Kto opuścił studio, gdy Wonder zaproponował zaśpiewanie fragmentu refrenu w języku suahili? Kto miał trudności z nagraniem swojej partii, gdyż, delikatnie mówiąc, był już wtedy mocno pod wpływem? Co utrudniało Cyndi Lauper zagranie swojej części? Dlaczego, mimo obiecanej partii solowej, studio opuściła Sheila E., która nawet podejrzewała organizatorów o pewien spisek? Na czyj udział tak bardzo liczyli pomysłodawcy, a kto ani myślał pojawić się na miejscu? A jak doszło do tego, że w A&M pojawił się Bob Geldof i jaką radę miał dla wykonawców i wykonawczyń?
Szczególnie interesująca jest tu historia, w centrum której znajduje się Bob Dylan. Legenda, dziś laureat literackiej nagrody Nobla. Okazuje się jednak, że tak ważna postać została wręcz przygnieciona siłą wokali, które znajdowały się dookoła niego i... bała się śpiewać! Kto ostatecznie przekonał go do nagrania jego solo? Tego wszystkie i naprawdę wielu, wielu innych zupełnie pasjonujących rzeczy dowiecie się właśnie z tego dokumentu.
Pozycja obowiązkowa dla fanów popkultury.
Produkcja jest zwarta, sprawnie opowiada historię całego pomysłu. Co najważniejsze, obfituje ona, wręcz opiera się na archiwalnych, nigdy wcześniej niepublikowanych, nagraniach z tej nocy. To one niosą całą opowieść, a komentarz do niej jedynie dodają wypowiedzi uczestników i uczestniczek z czasów dzisiejszych - nie tylko gwiazd, ale też technicznych czy kamerzystów. Cała ta opowieść mocno wciąga, czuć, że tej nocy działo się coś bardzo wyjątkowego i każdy zdawał sobie z tego sprawę, z drugiej strony nie jest to historia przesłodzona, wynosząca ten projekt do rangi takiego, bez którego świat by sobie nie poradził. Nie da się jednak ukryć, że wszyscy twórcy kierowali się w pracach myślą, że robią coś ważnego, istotnego, co może w jakiś sposób zmienić, ale nie tyle świat, ale co ma szansę zapisać się w jego historii i co może rzeczywiście pomóc określonej grupie potrzebujących.
Najwspanialsza noc w historii popu to propozycja na wieczór, na moment, gdy szukamy opowieści, gdy chcemy nieco podnieść się na duchu, zaznać muzyki i mocy największych legend branży. Nie spodziewałam się, że ten seans może zrobić na mnie tak duże wrażenie i tak bardzo wejść w głowę."