Od wielu lat w sektorze hi fi mam do czynienia z wydumanymi nazwami, np. "monitorami". Nie wiedzieć czemu producenci głośników podstawkowych zapałali chęcią nazywania swoich wyrobów w sposób, w jaki nazywa się narzędzia pracy w studio, a są to głośniki do monitorowania dźwięku, które nie zawsze muszą być konstrukcjami podstawkowymi.
Pewnie chodziło im o przekazanie często nieuzasadnionego komunikatu, że ich głośniki podstawkowe mogą konkurować dźwiękiem z monitorami. A przecież adekwatna dla głośników hi fi nazwa - kolumny/głośniki podstawkowe istniała od dawna i było wiadomo, że jest to produkt kierowany do użytku domowego.
Komu to przeszkadzało? Ja wiem i powiem!
Księgowym, managerom i "akcjonariuszom" (to często używany argument przerzucający odpowiedzialność na anonimowe postacie) i innym nie tworzącym konkretnych produktów bytom. Kiedy założyciele, konstruktorzy i twórcy firm wymarli, odeszli czy sprzedali swoje "dzieci", na wezwanie nowej generacji szefów zarządów i podobnych im tworów księgowi i managerowie, z osób mających służyć producentom przepoczwarzyli się w huby pragnące stać się ważniejsze niż drzewo dzięki któremu żyją. Na początku pełnili oni w firmach rolę służebną i potrzebną. Z czasem jednak kiedy zaczęto forsować model "mać" zamiast być, osobniki pomocnicze zaczęły zmieniać swój status z użyteczno - pomocniczego na jeszcze pomocny ale już decyzyjny. Na bazie takich przemian powstały nowe kierunki "rozwoju". Polegały one mniej więcej na tym, na czym polegało podjęcie decyzji o zwiększeniu sprzedaży pasty do zębów za pomocą powiększenia dziury w tubie z pastą a nie na poprawie jakości samej pasty.
Od tamtej pory zastosowanie filozofii "mać" rozpełzło się na wszystkie dziedziny. Tak powstało "kino domowe", samochody z blachą jak gazeta, silniki psujące się po określonym przebiegu itd.
Jakby tego było mało, masowo przeniesiono zakłady produkcyjne hen daleko za góry i za lasy z korzyścią dla właścicieli, a nie z korzyścią dla klientów nadal oczekujących dawnej jakości, jak dawniej wysokiej klasy brzmienia, komponentów, fornirów itp. Przedstawiane klientom uzasadnienie dalekiej przeprowadzki to utrzymanie dotychczasowej jakości za mniejszą cenę, ale rzeczywistość pokazała, że stało się inaczej. Otóż najpierw gorzej za tę samą cenę, potem gorzej za wyższą cenę, a od czasu do czasu ochłap w postaci gorzej ale za to taniej. Czyli wyszło na "mać, mać i jeszcze więcej mać" - co od początku było prawdziwym, ukrywanym przed odbiorcami założeniem.
Wróćmy jednak do kolumn podstawkowych.
Takich, którym "mać" nie przysłoniło życia ostało się niewielu, jeden z najlepszych - Franco Serblin zostawił swoje dziecko "mądrzejszym inaczej" pampersom w okularach z drucianymi oprawkami i jeszcze raz (ostatni niestety) pokazał światu "jak to się robi" modelem Accordo. Następców nie widać ale są nowi, którzy chcą zacząć od początku. Proszę ich jednak nie mylić z tymi nowymi, którzy swój zwyczajnie dobry produkt wyceniają na "zylion" złotych i opowiadają o nim, że jest nowatorskim odkryciem na miarę koła. Z pewnością będziecie mieli Państwo okazję zapoznać się jeszcze z produktami rzetelnymi, dobrze wycenionymi i w dodatku w sposób wybitny prezentującymi dźwięk. Wasza intuicja i doświadczenie bez trudu pomogą je rozpoznać.
Eeee, zaraz... Skąd wziął się ten felieton? A, wiem! Miałem napisać recenzję kapitalnych (w moim odczuciu) kolumn podstawkowych w pełni pretendujących do miana monitorów, ale jak widać kompletnie nie umiem pisać recenzji. A jeśli czegoś nie umiem, to nie robię. Czego niektórym producentom życzę z całego serca.
Domyślam się, że szanowna redakcja nie podziela w pełni mojego widzenia świata a ja nie upieram się, że mój pogląd jest "mojszy". Jeśli jednak redakcja Magazynu Audiostereo zdecyduje się opublikować powyższy felieton oznaczać to będzie, że pierwsza kropla spadła na kamień a reszta kropel pojawi się już w recenzjach innych autorów.
Teofil Dobropolski