O ile wśród normalnej części populacji temperatura dyskusji dochodzi do wrzenia w momencie poruszania tematów związanych z polityką, lub sportem (wiadomo przecież nie od dziś, że każdy świetnie na tym się zna i zawsze ma rację) , o tyle audiofilskim zapalnikiem są kable. Frakcje kablowyznawców i kablosceptyków od lat toczą niekończące się boje a argumenty w stylu „skoro jest taki drogi musi być dobry” i „skoro ja nie słyszę, to ty słyszeć też nie możesz” powoli przestają kogokolwiek dziwić. Również w samych obozach pro i anty nie ma jednomyślności, bo jeśli okazuje się, że „wypada” słyszeć kable analogowe, to już cyfrowe i nie daj Bóg sieciowe już niekoniecznie. Osobnym tematem jest relacja jakość/cena i granice cenowo / technologiczne, za którymi kończy się zdrowy rozsądek a zaczyna czyste voo-doo, wymieszane z czarną magią i ludowymi gusłami. Oczywiście znając cenę danego przewodu można mieć w stosunku do niego przynajmniej wstępnie sprecyzowane oczekiwania. Nie piszę tu o charakterze brzmienia, bo te poznać można dopiero po wpięciu w system, ale o pozycjonowaniu produktu względem wyrobów konkurencji. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak w momencie gdy mamy do czynienia z czymś, czego ceny nie znamy. Szacowanie jedynie po wyglądzie akurat w przypadku kabli proponuję od razu sobie odpuścić. Bez trudu można przecież znaleźć przewody kosztujące przysłowiowe „oczy z głowy” a wyglądające jak nieudolne piwniczno – podwórkowe DIY, oraz azjatyckie wyroby kablopodobne kapiące złotem, niczym uśmiech jakim obdarzali klientów sprzedawcy na koronie starego Stadionu X-lecia.
W przypadku wyrobów rodzimych producentów jest jeszcze gorzej, ale o tym wspominałem przy okazji recenzowania interkonektów i głośnikowców łódzkiej manufaktury Sevenrods. Kable z serii ROD2 na tyle przypadły mi do gustu, że postanowiłem kontynuować temat i jak tylko nadarzyła się sposobność zamówiłem do testów interkonekt w wersji XLR. Podobnie jak pozostałe przewody z rodziny ROD2 łączówki XLR wyglądają skromnie, estetycznie i solidnie. Pokryte są czarnym nylonowym peszelkiem z wplecioną jaskrawą zieloną nitką.
Jako materiał na przewodniki użyta została srebrzona miedź a jako izolator teflon. Przekrój roboczy żył wynosi 2x0.8mm2. Tyle w telegraficznym skrócie. Dla „zaawansowanych” wygląda to tak: w wersji XLR każda żyła składa się z 20 drucików z miedzi OFC, z których każdy osobno pokryty jest galwanicznie srebrem a cała linka izolowana jest na zimno Teflonem PTFE. Ponieważ przewody ROD2 mają geometrię star-quad, więc muszą mieć 4 żyły, w tym wypadku każdą o przekroju 0,4mm2. Dwie przeciwstawne żyły stanowią "plus" a dwie "minus. Ekran łączy piny masy, kierunkowość uwarunkowana jest zastosowaniem wtyków XLR (solidne Neutriki).
Tyle wrażeń organoleptycznych. Jeszcze tylko sesja fotograficzna i kable wylądowały w moim systemie. Ich brzmienie po kilkudziesięciogodzinnej rozgrzewce można było określić mianem świeżego, dynamicznego a zarazem transparentnego. Jego wpływ na system objawiał się nie tyle powiększeniem – nadmuchaniem, czy też odchudzeniem pewnych składowych, lecz udrożnieniem lekko przytkanej arterii. Dźwięk zyskał na swobodzie, stał się bardziej namacalny, klarowny a scena bardziej stabilna. Po wpięciu Sevenrodsów w miejsce Zu Audio Mission XLR na pierwszy "rzut ucha" detaliczność pozostała na tym samym poziomie, jednak znacząco poprawiła się komunikatywność i nasycenie średnicy. Wspomniana bardzo dobra detaliczność nie zabijała muzykalności, dzięki czemu sporą radość można było czerpać z porównywania różnych remasterów tego samego albumu. Wyszukiwać smaczki między np. wersją „zwykłą” , „ultra HD 32- Bit Mastering” a „96kHz/24bit ”. Ot taka audiofilska fanaberia, sprawiająca sporo frajdy, szczególnie przy starych nagraniach typu Ella Fitzgerald and Louis Armstrong "Ella and Louis", które można jeszcze usłyszeć na winylu. Słowem można było skompletować dajmy na to dziesięć wydań danej płyty (od rosyjskiej Melodii po prosektoryjnie sterylne nagrania japońskie) i poświęcić dzień, czy dwa na ich odsłuchy i wyłapywanie smaczków. Czyli „firmowe” brzmienie Sevenrodsa, znane mi z wcze mniejszych odsłuchów, zostało zachowane, a do głosu doszły preferencje połączeniowe konkretnych urządzeń. Posiadane podczas testów źródła w postaci Ayona 07S i Stello CDA500 jak i amplifikacja (Hegel H100) po prostu zdecydowanie lepiej grały po XLRach i było to słychać. Teoretycznie przy połączeniach zbalansowanych różnice brzmieniowe pomiędzy poszczególnymi interkonektami powinny być praktycznie pomijalne, niezauważalne. Jednak jak to w życiu bywa teoria, teorią a praktyka praktyką. Tak jak już wspominałem zmiany w porównaniu z interkonektami Zu Audio wcale nie były na granicy percepcji. Po prostu wymiana łączówek była słyszalna równie wyraźnie jak przełączenie źródła, czy zmiana jakiegokolwiek innego elementu systemu. Oczywiście można to zrzucić na karb autosugestii i twierdzić, że po 256-ym przełączeniu różnice są nie do wychwycenia. Takie dywagacje pozostawiam jednak kablosceptykom, a sam wolę czerpać przyjemność z pasji jaką jest szeroko rozumiane Hi-Fi.
Skoro Sevenrodsy wydawały się elementem toru, który nie miał tendencji do upiększania rzeczywistości i słodzenia słuchaczowi trzeba było wziąć ten aspekt pod lupę i do pracy zaprząc mało przyjazne uszom dźwięki. Na pierwszy ogień poszedł „Lateralus” Toola. Ten mający ponad dekadę na karku album dziwnym trafem nie chce się zestarzeć. Potrafi przeleżeć zapomniany u mnie na półce przez rok, czy dwa, by potem przez kilka tygodni gościć non stop w odtwarzaczu. Rozpoczynający się perkusyjnie - basowymi popisami „Ticks & Leeches” zabrzmiał konturowo, z czytelnie prowadzoną linią basu, której obce były tendencje do dudnienia i zlewania się w bezkształtną pulpę snującą się gdzieś w okolicach kostek. Blachy również miały właściwą sobie masę i dalekie były od nad wyraz często spotykanego (nie tylko na nagraniach rockowych) cykania. Wokal Maynarda Jamesa Keenana miał odpowiednią moc i agresję. Kawał porządnego łojenia. Jednak to był dopiero początek. W końcu nic tak dobrze nie „przedmucha” systemu jak stara dobra Sepultura i jej „Beneath The Remains”. Jeśli bez wybroczyn z oczu i uszu udało mi się wysłuchać nawalanki w stylu „Stronger Than Hate” czy „Lobotomy” to jest nieźle. Oczywiście o czysto audiofilskich doznaniach trudno w tym przypadku mówić i nawet japoński remaster (APCY-8053) tutaj nie pomoże, ale nawet taka sieczka daje wyobrażenie o transparentności i rzetelności polskich kabli. Na większości niedrogich interkonektów, a do takich można zaliczyć ROD2, dźwiękiem dobiegającym z głośników można by się ogolić a kamień z zębów schodził by lepiej niż po kuracji Pedigree Denta Rask. Ups przepraszam, to specjał dla sierści ochów, chociaż skoro słuch mają lepszy od ludzi, to może i ich karma by homo sapiens nie zaszkodziła. Mniejsza z tym. Grunt, że kiepska jakość realizacji nie przeszkodziła powrócić choć na chwilę do młodzieńczych lat buntu, długich włosów i mrocznych klimatów. Wędrówkę po Mordorze pozwoliłem sobie zakończyć zdecydowanie bardziej współczesnym albumem „Nightmare” Avenged Sevenfold. Zauważalnie lepsza realizacja, przebijająca się może nie na pierwszy, ale już na pewno na drugi plan muzykalność, przy mniejszej siermiężności jeszcze nie koiła zszarganych nerwów, ale już nie budziła agresji wśród domowników.
Krytyczne odsłuchy zakończyłem czymś z zupełnie innej bajki – albumem „The Köln Concert” Keitha Jarretta. Solowy recital zagrany na Bösendorferze Sevenrodsy „przesłały” między Ayonem a Heglem po prostu pięknie. Bez lukru, kolorowej posypki, czy dosładzania pokazały prawdę drzemiącą w muzyce. Prawdę, do której można dotrzeć jedynie zdejmując różowe okulary. Zanim zdążyłem się zorientować minęła godzina, ostatnie nuty wybrzmiały i zapanowała cisza. Też piękna, jednak wolałem ją przerwać wracając do muzyki, której Sevenrodsy pozwalały płynąć wartkim i krystalicznie czystym strumieniem.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Producent/Dystrybutor: Sevenrods
Cena: 850 zł
System wykorzystany w teście:
CD/DAC: Ayon 07s; Stello CDA500
Odtwarzacz multimedialny: LG DP1W
Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
Wzmacniacz: Hegel H-100
Kolumny: A.R.T. Moderne 6
IC RCA: Antipodes Audio Katipo
IC XLR: Sevenrods ROD2; Zu Audio Mission
IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Monster Cable Interlink LightSpeed 200; Harmonic Technology Cyberlink Copper
Kable głośnikowe: Harmonix CS-120
Kable zasilające: Harmonix X-DC2; GigaWatt LC-1mk2
Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2