Wydawać by się mogło, iż używając potocznego języka, większość z nas - siedzących w temacie audio, pomijając jakąś totalną i niszową egzotykę, przynajmniej ze słyszenia i wzmianek zarówno w papierowych, jak i cyfrowych periodykach zna obecne na rynku Hi-Fi marki. Co istotne stan ten niewiele się zmienia, bo jeśli nawet coś nowego się pojawia, to albo robi się o tym „czymś” od razu głośno i wiedza nad wyraz wartko ulega propagacji, bądź taki przebłysk okazuje się efemeryczną, trwającą sezon, góra dwa, eksplozją główki zapałki lądującą po swoich 5 minutach sławy w odmętach tysięcy podobnych sobie jednostrzałowców. Tym razem jednak, napotkana podczas przemierzania hotelowych korytarzy tegorocznego monachijskiego hifideluxe marka wprawiła mnie, swoim dość zagadkowym wizerunkiem, w pewną konsternację. Trudno bowiem obojętnie przejść obok niewielkiej manufaktury, która z jednej strony szczyci się dwustuletnim, powtórzę dla lepszego efektu, dwustuletnim doświadczeniem w branży, a jednocześnie idzie w zaparte iż są „młodą firmą ze Szkocji stawiająca swoje pierwsze kroki w świecie audio”. Coś Wam to przypomina? Mi na pewno pewną opowiastkę z dzieciństwa zaczynającą się mniej więcej tak „W słonecznym cieniu, na miękkim kamieniu, stojąc siedziała młoda staruszka i nic nie mówiąc rzekła ... ”. Krótko mówiąc dość kuriozalny zbitek słowny będący oczywistym oksymoronem. Okazało się jednak, że za powyższą, marketingową fasadą stoi coś jeszcze i jest to wyjaśnienie owych dwustu lat doświadczeń oparte na niczym innym, jak … księgowości kreatywnej. Inaczej bowiem „skumulowania” doświadczenia 7-osobowego zespołu nazwać nie sposób. Nie chcę wyjść w tym momencie na złośliwca, ale po takim wstępie wypadałoby czym prędzej o owym podmiocie gospodarczym jak najszybciej zapomnieć i dalej iść w swoją stronę. „Pech” jednak chciał, że najpierw dane mi było ich topowych konstrukcji o symbolu F1-10 posłuchać i pomacać a dopiero potem zagłębić się w ogólnodostępną beletrystykę. Czemu pech? Bo te kolumny, oczywiście jak na wystawowe i dalekie od optymalnych, warunki lokalowe grały niezwykle intrygująco, dojrzale i z potencjałem, który warto byłoby poznać we własnych czterech kątach. Niestety o polskiej dystrybucji wtenczas jeszcze nic nam nie było wiadomo a w momencie, gdy podjął się jej E.I.C, okazało się, iż, przynajmniej na razie szans na ściągnięcie nad Wisłę F1-ek nie ma. Jednak poniekąd na otarcie łez ww. dystrybutor zaproponował model z usytuowanej w firmowym rankingu oczko niższej serii F500 i były nim, przynajmniej według zapowiedzi, niewielkie podłogówki o symbolu F502.
Jakież było moje zdziwienie, o umęczonej minie kuriera nawet nie wspominając, gdy u mych drzwi pojawiły się dwa budzące respekt swoimi gabarytami kartony, spokojnie mogące w swych przepastnych trzewiach pomieścić nie tylko ww. kolumny, co całkiem spore lodówki. Całe szczęście ich waga nie budziła już przerażenia, więc w tym momencie mam dobrą wiadomość dla wszystkich tych, którzy przez okres edukacji nie unikali WF-u, że jedna osoba spokojnie da radę je wypakować. Szkodzi bowiem do tematu spedycji podeszli z pełnym profesjonalizmem wyraźnie zaznaczając od której strony należy kolumny wyłuskiwać z pudeł, następnie – n tzw. widoku umieścili szczegółową instrukcję co do dalszych kroków i bardzo miłym zaskoczeniem jest zabezpieczenie wsadu porządnymi piankami, a nie jak to bardzo często bywa rozsypującym się styropianem. W celu uniknięcia ewentualnych uszkodzeń maskownice wpuszczane są w owe pianki w pewnej odległości od samych kolumn, więc nawet podczas transportu pełnią swoistą rolę ochronną a wszelakiej maści kolce, podkładki i nakrętki kontrujące znajdują się w dedykowanych wyżłobieniach bez najmniejszych szans na wysmyknięcie. A teraz najlepsze – patrząc bowiem na dopiero co wypakowane 502-ki kilkukrotnie zaglądałem do cennika, aby się upewnić, czy przypadkiem podane w nim kwoty nie dotyczą pojedynczej sztuki a nie pary. Powodem mojej dociekliwości okazała się nie tylko naturalna (!!!) okleina, ale generalnie luksusowy design i wartość postrzegana dzisiejszych bohaterek, które prezentowały się wręcz imponująco, przywodząc na myśl … klasyczne konstrukcje Tannoya.
Za reprodukcję góry i średnicy odpowiada drajwer 8” IsoFlare, czyli dwudziestocentymetrowy przetwornik celulozowy, w którego centrum zaimplementowano wyposażony w głęboką tubkę 25 mm tytanowy głośnik kompresyjny a dół powierzono również 8”, papierowemu wooferowi. Uwagę zwracają również charakterystycznie karbowane miękkie resory okalające membrany i łączące je z aluminiowymi (kolejna, bardzo pozytywna niespodzianka) koszami. Przesuwając wzrok ku dołowi napotkamy kolejne autorskie rozwiązanie, czyli omnipolarny system portów Basstrax™ obudowany elegancką harmonijką i solidny, poprawiający stabilność cokół, w który można wkręcić dołączane w komplecie kolce. Równie elegancko prezentują się plecy, na których tuż nad wylotem kanałów basowych umiejscowiono solidne, podwójne terminale głośnikowe zamocowane na ozdobnym szyldzie.
Ponieważ 502-ki dotarły do mnie w stanie iście fabrycznej nowości obawiałem się, iż przez pierwszy tydzień kontakt z nimi będę starał się ograniczać do niezbędnego minimum, co biorąc pod uwagę ich dość absorbujące gabaryty mogło być nazwijmy to delikatnie problematyczne. Całe szczęście szkockie kolumny proces akomodacyjno – rozgrzewkowy zakończyły po niecałych trzech dobach grania, więc przez następnych kilkanaście dni mogłem bez wnikania w szczegóły skupić się na ich walorach brzmieniowych jako takich a nie zastanawiać się, czy dany niuans przypadkiem nie wymaga kolejnych kilkudziesięciu godzin dopieszczania. Najwidoczniej bowiem zapętlony album „The Sickness” https://tidal.com/album/68629624 Disturbed na tyle dał im w kość, że co się miało ułożyć, dotrzeć i wygrzać, to się zadziało i już. W ramach ciekawostki powiem wręcz, iż nawet wyjęte prosto z kartonów Fyne’y niespecjalnie raniły uszy, grając co prawda nieco zbyt „rześko” i zwiewnie w porównaniu z fazą końcową, ale nawet dało się tego słuchać.
Skupmy się jednak na stadium pełni możliwości, bo jest czym rozprawiać. Po pierwsze koaksjalny IsoFlare™ po prostu brzmi fenomenalnie, w sposób całkowicie niespodziewany na tych pułapach cenowych, łącząc rozdzielczość, finezję i niezwykłą szybkość z nasyceniem i brakiem zauważalnych podkolorowań. Z drugiej strony może się początkowo wydawać, że góry jest sporo, jednak w tym przypadku jej ilość idzie w parze z jakością, przez co nawet koncertowe poczynania Triloka Gurtu, Simona Phillipsa i NDR Big Band na „21 Spices” raczej przykuwają uwagę słuchaczy aniżeli męczą. Za to precyzja i pietyzm z jaką oddane zostały perkusjonalia stawia szkockie kolumny w ścisłej czołówce konstrukcji do lekko licząc 10 kPLN. Oddanie akustyki sal w jakich dokonywano nagrań też nie stanowi dla nich najmniejszego problemu i różnice pomiędzy NDR Studio Hamburg a Drums 'n' Percussion Paderborn Festival w Heinz Nixdorf Museums Forum zostały podane jak na tacy. Jednak pełnię swoich umiejętności Fyne’y pokazują na jeszcze bardziej spektakularnym materiale. Sięgnięcie po „300: Rise of an Empire” Junkie XL pozwala docenić uroki 64-litrowych obudów i swobodnej, pozbawionej turbulencji propagacji najniższych składowych. W tym momencie warto zaznaczyć, iż aplikując 502-ki do systemów, w których oprócz muzyki pojawiają się również filmy w większości przypadków spokojnie będzie można obejść się bez subwoofera a jeśli komuś przyjdzie do głowy zbadanie gdzie kończy się granica sąsiedzkiej tolerancji, to gorąco polecam dowolną część „Transformersów”, bądź nawet niezbyt ciepło przyjęty przez rynek „Metallica Through The Never”. Efekt murowany, szczególnie, że szkockie kolumny do niemalże bolesnych poziomów głośności cały czas grają liniowo i bez zniekształceń, czyli nigdzie po drodze nie zapala nam się ostrzegawcza lampka, że chyba „trochę” przesadzamy.
Całe szczęście aby docenić walory brzmieniowe dzisiejszych bohaterek nie musimy każdorazowo zmuszać je do generowania iście koncertowych dawek decybeli, gdyż i w nastrojowym, niemalże opartym na grze ciszą w stylu „Monteverdi - A Trace of Grace” Michela Godarda potrafią zauroczyć swobodą i dbałością o stosowną ornamentykę nawet najcichszych dźwięków. I jeszcze jedno – patrząc na 25 centymetrowej szerokości fronty można mieć obawy o umiejętność tytułowych kolumn do tzw. znikania. Uczciwie powiem, ze proszę sobie tym nie zawracać głowy, gdyż Fyne’y dematerializują się dosłownie przy pierwszych taktach i na generowanej przez siebie niezwykle obszernej scenie dźwiękowej pojawiają się dopiero po zakończeniu spektaklu.
Patrząc na Fyne Audio F502 poprzez pryzmat dość kontrowersyjnych zabiegów marketingowych można by przypuszczać, że są to swoistego rodzaju dziwadła, które jedynie poprzez szum medialny mają szanse na zdobycie klienteli. Tymczasem 502-ki to rasowe, rzekłbym nawet, że audiofilskie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu podłogówki o zaskakującej finezji generowanego dźwięku i równie szlachetnej budowie. Czy można lepiej? Oczywiście, ze tak, co z resztą udowadnia ich starsze rodzeństwo pod postacią modelu F1-10. Zejdźmy jednak na ziemię i zamiast bujać w high-endowych obłokach skupmy się na dzisiejszych bohaterkach, bo są to kolumny warte każdej, wydanej na nie złotówki.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: EIC
Cena: 6600 PLN / Para
Moc ciągła: 90 W
Skuteczność: 91dB (2.83 Volt @ 1m)
Zalecana moc wzmacniacza: 40- 180 W
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 30 - 34 000 Hz
Typ zwrotnicy: 2-rzędu dla basu, 1-rzędu dla średnicy i góry
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 250 Hz
Głośnik średniotonowy: 25 mm tytanowy kompresyjny przetwornik wysokotonowy, 1 x 200 mm multi-paper bass
Gł. niskotonowy: 1 x 200 mm IsoFlare™, multi-fibre
Konstrukcja: 2 ½ drożna, wentylowana od spodu
Wykończenia: Dark Oak / Black Oak
Wymiary (S x W x G): 250 x 1114 x 380 mm
Waga: 25,20 kg/szt
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10; Auralic ARIES G1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF® /FI-50M NCF®
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS®
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips