Japońska Audio-Technica to, patrząc z perspektywy czasu, chyba najczęściej goszczący na naszych łamach producent słuchawkowy. Co prawda eksplorację jego portfolio rozpoczęliśmy od konwencjonalnego modelu ATH-A990Z, jednak bardzo szybko uwolniliśmy się od krępujących ruchy kabli, by poznać potencjał bezprzewodowych ATH-DSR7BT i AR3BT. Dzisiaj również kontynuować będziemy ten kierunek poszukiwań biorąc na warsztat kolejną propozycję dedykowaną wszystkim tym, dla których liczy się wygoda, brak plączących się drutów i oczywiście jakość brzmienia. Chociaż z tym „oczywiście”, nie psując niespodzianki, jeszcze bym się tak nie wyrywał, gdyż o ile recenzowane wcześniej przeze mnie słuchawki bardzo dzielnie broniły w pełni zasłużonej renomy marki, to nigdy nie wiadomo, czy kolejny, nowy pomysł nie okaże się nie do końca udany. No dobrze, nie przedłużając niepotrzebnej paplaniny zapraszam na spotkanie z plasującymi się oczko wyżej od ostatnio opisywanych słuchawkami Audio-Technica ATH-AR5BT.
Rozpoczynając akapit poświęcony designowi dostarczonych słuchawek muszę na wstępie skomplementować dystrybutora marki – warszawski Audio Klan, który zamiast „bezpiecznej” opcji kolorystycznej, co w przypadku ATH-AR5BT oznacza klasyczną czerń i nieco pogodniejsze srebro postanowił zaszaleć i na testy dostarczył przepiękny czerwony egzemplarz. Proszę jednak zwrócić uwagę iż nie jest to ordynarna, „strażacka” i waląca po oczach zwykła czerwień, lecz zdecydowanie bardziej wysmakowany głęboki mix koralowca i burgunda wzbogacony, nadającą mu głębi satynowo - metaliczną powłoką. Nie da się zatem ukryć, że tytułowe słuchawki będą nie tylko wyróżniać się na sklepowej półce, co zwracać uwagę, gdy będziemy z nimi paradować po mieście. Spokojnie więc można uznać, że abstrahując od ich głównego przeznaczenia świetnie sprawdzą się w roli hi-tech - modowego akcentu, jakich coraz więcej pojawia się w stylizacjach mogących pochwalić się tysiącami followersów trendsetterów, szafiarek i innych „guru” dzisiejszych millenialsów. Oczywiście jeśli nie jesteście uzależnieni od fejsa, twittów, insta, snapchata i daleko Wam do tzw. parcia na szkło, czy ciągłej chęci lansu, to wystarczy uznać, iż ATH-AR5BT są po prostu szalenie atrakcyjne pod względem wyglądu, mogą zwracać na siebie uwagę i tyle.
Na pochwałę zasługują również tak materiały, z jakich zostały wykonane, jak i precyzja spasowania poszczególnych elementów. Wszystko płynnie działa, nic nie trzeszczy a pomimo użycia plastików i sztucznej (ekologicznej) skóry biorąc je do ręki nie odnosi się wrażenia, że wykonano je z kubeczków po jogurtach, oraz zmielonych opon. Charakteryzuje je stanowiąca rozsądny kompromis pomiędzy komfortem a stabilnością waga, dzięki czemu zakładając je na głowę z jednej strony nawet po kilkugodzinnym odsłuchu nie czujemy ich „jarzma” a z drugiej co kilka minut nie musimy ich poprawiać, czy też nerwowo sprawdzać, czy prawidłowo się trzymają, co czasem zdarza się przy zbyt lekkich nausznikach. A właśnie, chociaż producent zaimplementował w nich 45 mm przetworniki a samą konstrukcję zalicza do grupy słuchawek wokółusznych po raz kolejny muszę nieśmiało nadmienić, iż warto brać poprawkę na nieco inną „rozmiarówkę” obowiązującą w Kraju Kwitnącej Wiśni i np. w Europie. Objawia się to między innymi tym, że mimo najszczerszych chęci nie udało mi się wsmyknąć mych małżowin do wnętrza nausznic i jakbym nie kombinował za każdym razem i tak skóropodobne pady dociskały mi je do czaszki. Całe szczęście gąbki z efektem pamięci są na tyle mięsiste, że da się spokojnie ich używać bez uczucia dyskomfortu. Zatem na swój użytek uznam je za model nauszny a jeśli komuś gabarytami bliżej do drobnej Japonki aniżeli ponad 100 kg i niemalże 190 cm Ogra spokojnie może zgodzić się z materiałami firmowymi.
Jeśli zaś chodzi o niuanse użytkowo konstrukcyjne, to całe szczęście wszystko jest jak należy, pod ręką i na swoim miejscu. Na obrzeżu korpusu lewej muszli zlokalizowano wielofunkcyjny przycisk Jog Switch umożliwiający nie tylko regulację głośności, lecz również nawigację po odtwarzanej playliście (świetnie dogaduje się z Tidalem) i odbieranie / kończenie rozmów, port USB do ładowania słuchawek i gniazdo mini jack do ewentualnego podłączenia znajdującego się w komplecie przewodu. Opcja ta jest szczególnie przydatna, gdy wyczerpiemy 30-godzinną wytrzymałość wbudowanego akumulatora. Tuż przy zwieńczeniu pasa nagłownego zlokalizowano czujnik modułu NFC, więc parowanie z większością współczesnych smartfonów nie powinno potrwać dłużej niż tzw. „oka mgnienie”, choć i konwencjonalna procedura dogadywania się słuchawek z wszelakiej maści źródłami przebiega równie bezproblemowo. Na prawej muszli umieszczono za to włącznik główny aktywujący komunikację bezprzewodową, a skoro przy niej jesteśmy warto wspomnieć, że Japończycy zapewnili wsparcie kodekom Qualcomm® aptX™, AAC, SBC, więc o jakość dźwięku, przynajmniej od strony technologicznej powinniśmy być w miarę spokojni. W zestawie oczywiście nie zabrakło metrowego przewodu USB i miękkiego etui zapobiegającemu rysowaniu się słuchawek podczas transportu w pełnej szpargałów torbie, bądź szkolnym plecaku.
Przechodząc do części poświęconej brzmieniu od razu uspokoję co bardziej nerwową część czytelników i nie psując dalszej zabawy nadmienię, że pomimo bezprzewodowości i lifestyle’owego umaszczenia ATH-AR5BT przejawiają wszystkie cechy od lat utożsamiane z japońskimi nausznikami spod bandery Audio-Technici, więc, choćby nie wiadomo co, to rodziny się nie wyprą. Mamy zatem wyraźnie zaznaczoną, rozdzielczą, detaliczną i lśniącą górę, komunikatywną i delikatnie wysuniętą, średnicę, oraz krótki, sprężysty i świetnie zróżnicowany bas. Jeśli ktoś w tym momencie myśli, że 5-ki grają chudo, bądź sucho, to lepiej niech czym prędzej zrewiduje ten pogląd, bo to ewidentna bujda i to na resorach. One po prostu nie zabijają megabasiszczem i stawiają na jakość reprodukowanych dźwięków a nie ich ilość. Jako dowód posłużę się repertuarem, który na zbyt analitycznych systemach i słuchawkach wydaje się być całkowicie niesłuchalny. Mowa o „Psychotic Symphony” Sons Of Apollo, gdzie Mike Portnoy najdelikatniej mówiąc nie oszczędza ani stopy, ani blach a szalejący na dwugryfowym basie Billy Sheehan i również podwójnym wiośle Ron „Bumblefoot” Thal również nie stawiają na cyzelowanie każdego dźwięku szyjąc z takim zapamiętaniem, że z owych czterech gryfów niemalże wióry lecą. To potężny kawał ciężkiego prog-rockowo-metalowego grania i to na najwyższym poziomie, który bywa nader często zabójczy dla „audiofilskich” legend. Tymczasem Audio-Technici zaprezentowały powyższy materiał z niezwykłą werwą i świeżością stawiając na niepodbarwione, niemalże studyjne brzmienie z jednej strony niepozostawiające złudzeń co do umiejętności generujących iście piekielną ścianę dźwięku muzyków a z drugiej niespecjalnie starające się niejako na siłę przypodobać wszystkim tym, którzy szukają tylko i wyłącznie „ładnego” dźwięku. Oczywiście jak ma być ładnie i plastikowo, to tak będzie, tylko zamiast starych rockowych wyjadaczy trzeba sięgnąć po coś obsypanego statuetkami Grammy w stylu Bruno Marsa i skoro tak go doceniają, tzn. że dobre toto, ładne i co najważniejsze świetnie się sprzedaje, chociaż na Audio-Technicach ów połączony z lukrem plastik przynajmniej dla mnie przestawał być strawny po około trzech minutach.Oczywiście nie ukrywam, że raczej nie jestem w targecie tego typu bytów okołomuzycznych, więc pewnie nie doceniam drzemiącego tamże potencjału. Co innego, również nagrodzony statuetką, lecz w dość abstrakcyjnej jak na wykonywany repertuar, kategorii „Best Rock Performance” … „You Want It Darker" Leonard Cohen. Głos niezastąpionego barda zastał przez testowane słuchawki podany nieco lżej aniżeli jestem przyzwyczajony, ale bez zbytniego rozjaśnienia, czy szklistości. Ot sybilanty dawały o sobie znać nieco intensywniej a akcent położony został wyżej niż w moich dyżurnych Meze 99 Neo. Ot inny punkt widzenia i tyle. Za to już Cassandra Wilson, która dziwnym zbiegiem okoliczności ma szczęście do mocno przebasowionych i ociężałych w dole pasma realizacji wypadła wręcz wybornie a kontrabas na „New Moon Daughter” wreszcie miał okazję udowodnić, że nie jest impresjonistyczną plamą, lecz na jego dźwięk składają się zarówno struny, jak i całkiem pokaźnych rozmiarów pudło.
Niezwykle atrakcyjnym pod względem dostępnej kolorystyki i reprezentującym szalenie popularną kategorię bezprzewodowych słuchawek modelem ATH-AR5BT Audio-Technica po raz kolejny udowadnia, że doskonale zna się na rzeczy, potrafiąc łączyć przysłowiowy ogień z wodą. Zachowując własne, charakterystyczne – analityczne podejście do tematu potrafi puścić oko do wszystkich tych, którzy od outdoorowych konstrukcji na/wokółusznych oczekują nieco designerskiego szaleństwa i możliwości podkreślenia własnej osobowości na tle szarego, zunifikowanego tłumu. Jak na moje ucho propozycja warta uwagi i dłuższego odsłuchu.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 899 PLN
Dane techniczne:
- Rodzaj: dynamiczne
- Przetwornik 45 mm
- Czułość: -44 dB (1 V/Pa przy 1 kHz)
- Pasmo przenoszenia: 5 – 40 000 Hz
- Maksymalna moc wejściowa: 1500 mW
- Impedancja: 39 Ω
- Waga: 242 g (bez kabli)
- Bluetooth Wersja 4.1
- Obsługiwane kodeki: Qualcomm® aptX™, AAC, SBC
- Akcesoria: Odłączany przewód do smartfonów (1,2 m), kabel USB do ładowania (1,0 m), etui ochronne