Gdy niemalże dokładnie rok temu testowałem okupujący niższy podest podium model ATH-DSR7BT rozpływając się w ochach i achach nad ich fenomenalnym brzmieniem i zarazem szczerze utyskując na ich nieco za małe na moje uszyska pady, w cichości ducha liczyłem na to, że lada moment dystrybutor - sieć salonów Top HiFi & Video Design, do recenzji podrzuci bezprzewodowego flagowca, czyli tytułowe ATH-DSR9BT00. Najwidoczniej jednak przewrotny los miał w tej kwestii zdecydowanie inne zdanie i postanowił wziąć mnie na przeczekanie. Całe szczęście życie nauczyło mnie cierpliwości, więc i na topowe japońskie nauszniki ze stoickim spokojem, bez oznak najmniejszego zniecierpliwienia czekałem, czekałem, no i się doczekałem. Niemalże pachnąca fabryką sztuka koniec końców u mnie wylądowała a ja z dziką rozkoszą mogłem wreszcie organoleptycznie, czyli nausznie, zweryfikować, czy warto było na nie ostrzyć sobie zęby.
Kiedy w 1962 r. w Tokio niejaki Matsushita Hideo wprowadzając na rynek wkładkę gramofonową AT-1 powoływał do życia markę Audio-Technica z całkiem sporą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, iż bezprzewodowość kojarzyła mu się co najwyżej z UKF-em, bądź matkami wołającymi przez okno swoje pociechy na obiad lub kolację. Tymczasem obecnie, u schyłku drugiej dekady XXI w., kable coraz częściej, przynajmniej w obszarze szerokorozumianej elektroniki użytkowej, uznawane są za dość archaiczny relikt minionej epoki, który raczej prędzej niż później trafi do lamusa. W dodatku coraz częściej, niezbyt poważana przez złotouchą część populacji, technologia Bluetooth potrafi bardzo pozytywnie zaskakiwać. I za taką właśnie niezwykle miłą niespodziankę należy uznać autorski system Audio-Techniki – Pure Digital Drive, który zachowuje sygnał audio w natywnej - cyfrowej postaci od źródła aż do samych przetworników. Jak to możliwe? Cóż, japońscy inżynierowie zamiast podążać wydeptanymi szlakami i powielać wielostopniowe układy konwersji, w miejsce tradycyjnego przetwornika cyfrowo-analogowego (DAC-a) i wzmacniacza zastosowali układ Trigence Semiconductor Dnote®, w którym cyfrowe impulsy generowane przez chipset bezpośrednio wzbudzają cewkę przetwornika a tym samym wprawiają jego membranę w ruch. Aby jednak było to możliwe Audio-Technica stworzyła dedykowane swoim najnowszym słuchawkom przetworniki od podstaw, wykorzystując bardzo lekkie i czułe 45 mm membrany DLC (Diamond-Like Carbon), oraz cewki nawinięte 4-żyłową miedzianą skrętką (licą) OFC-7N. Słuchawki w trybie Bluetooth obsługują kodeki aptX HD, aptX i AAC (a także format SBC) przy sygnałach 48 kHz/24 bity , oraz są w stanie przyjąć sygnały high-res 96 kHz/24 bity przy połączeniu z cyfrowym źródłem za pomocą dołączonego przewodu USB.
Tyle iście kosmicznych technologii i najwyższy czas przejść do konkretów, które możemy zweryfikować jeśli jeszcze nie na sklepowej półce, to już podczas wypakowywania japońskich słuchawek po powrocie do domu. ATH-DSR9BT dostarczane są w niezaprzeczalnie estetycznym, ale patrząc na ich cenę, dość skromnym i zupełnie niezabiegającym o naszą uwagę białym, kartonowym pudełku. Zero krzyczących napisów o ich wyjątkowości, mega basie i innych wodotryskach mających sprawić, że ich nabywca poczuje się niczym pławiąca się w hektolitrach bąbelków Louis Roederer Cristal Champagne A.O.C. samozwańcza gwiazda gangsta rapu. Nie ma się bowiem co oszukiwać - Audio-Technica kieruje swój produkt do zupełnie innej grupy potencjalnych klientów, klientów, którzy niekoniecznie kupują oczami, gdyż dokonując wyboru opierają się na zdecydowanie bardziej miarodajnych bodźcach – własnym słuchu. Zanim jednak przejdziemy do walorów sonicznych dzisiejszych bohaterek w pierwszej kolejności należy dokonać ich dalszego unboxingu. Po wyswobodzeniu ATH-DSR9BT z kredowobiałej kartonowej warstwy wierzchniej napotykamy kolejną, tym razem kruczoczarną. Jednak bardzo szybko okazuje się, iż wraz z nią w niepamięć powinny odejść wszelkie zarzuty o „optymalizację kosztów własnych”, gdyż zamiast spodziewanej plastikowej i już przy pierwszym dotknięciu ulegającej swoistej biodegradacji wytłoczki, otrzymujemy eleganckie, zapinane na zamek błyskawiczny sztywne etui świetnie chroniące zawartość, tak w warunkach domowych, jak i podczas podróży. A dalej jest jeszcze lepiej, gdyż same słuchawki prezentują się wręcz wybornie i ekskluzywnie. Są dość spore, nad wyraz solidnie wykonane i od razu po wyjęciu z pudełka gotowe do pracy. Całość utrzymana jest w bezpiecznej, szaro – tytanowo - srebrnej kolorystyce, więc z jednej strony niezbyt rzuca się w oczy a z drugiej sprawia, że widokiem 9-ek po prostu się nie znudzimy. Nausznice i pałąk nagłowny obszyto miękką (zapewne ekologiczną) skórą a korpusy słuchawek to solidny mariaż budzącego zaufanie plastiku i szczotkowanego metalu. Na prawej muszli umieszczono włącznik główny a na prawej bliźniaczy suwak służący tym razem do regulacji głośności i zmiany odtwarzanego utworu, oraz sensor służący do odbierania/kończenia połączeń telefonicznych. Zlokalizowane tuz obok gniazdo micro USB ukryto pod grubą zaślepką, więc lepiej nie posiać firmowego przewodu, bo większość dostępnych na rynku OEM-owych przewodów może nie pasować. Wspomnianego przewodu warto pilnować również z innego powodu. Otóż w warunkach desktopowo-domowych tytułowych słuchawek najlepiej używać właśnie po kablu USB w pełni wykorzystując omawianą dosłownie przed chwilą zaimplementowaną w nich technologię. Wbudowany, 3,7V litowo-polimerowy akumulator do pełnego naładowania potrzebuje blisko 5 godzin i starcza na około 15 godzin słuchania, lub 1000 h czuwania.
Najwyższy czas na odsłuch i co się z tym wiąże konieczność trzymania ATH-DSR9BT na uszach przez ładnych parę godzin i to nie jednorazowo a kilka dni pod rząd. Biorąc pod uwagę panujące na zewnątrz temperatury i wspomnienia modelu ATH-DSR7BT uczucia miałem nieco mieszane. Całe szczęście bezprzewodowe flagowce posiadały znacząco większe pady, więc nijakich problemów natury ergonomicznej nie odnotowałem a sam komfort podczas codziennego użytkowania określiłbym jako wysoce satysfakcjonujący. Nie ma się co oszukiwać – w tym akurat konkretnym przypadku rozmiar ma fundamentalne znaczenie.
A jak z brzmieniem? Cóż … , skoro znacznie tańsze ATH-DSR7BT obcmokałem, to nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że sięgając po 9-ki poprzeczka moich oczekiwań została ustawiona na iście olimpijskiej wysokości. Traf jednak chciał, że będące przedmiotem niniejszego testu słuchawki pojawiły się u mnie mniej więcej w okresie, gdy na rynek trafiły dwa dość problematyczne dla słuchaczy nieoswojonych z reprezentowanym przez nie nurtem muzycznym albumy – „Oblivion” CREMATORY i zremasterowna reedycja „The $5.98 EP - Garage Days Re-Revisited” Metallicy. Tymczasem japońskie nauszniki już od pierwszych taktów z zaskakującym entuzjazmem rzuciły się w opętańczy wir gothic-death-industrialno metalowych wydarzeń nawet przez moment nie prosząc o przerwę na złapanie oddechu. Co ważne przerwy regeneracyjne nie były potrzebne również mi, choć biorąc pod uwagę jednoznacznie analityczną naturę modeli przypisanych do serii ART. melomanom zaznajomionych z ich brzmieniem może wydawać się cokolwiek dziwne. Jest jednak tak jak napisałem, gdyż środek ciężkości w DSR9BT usytułowany jest zdecydowanie niżej aniżeli w ATH-A2000Z, ATH-W1000Z, czy ATH-A990Z a jednocześnie niewiele ustępuje im pod względem przestrzenności i precyzji ogniskowania źródeł pozornych. W rezultacie otrzymujemy mocno osadzony w niskich rejestrach, kipiący energią, lecz zarazem niezwykle świeży i niemalże chrupki przekaz, któremu trudno cokolwiek zarzucić, tym bardziej, że jeśli chciałoby się osiągnąć jeszcze wyższy stopień wyrafinowania, to różnica w cenie mogłaby okazać się nad wyraz bolesna. A tak, za całkiem rozsądną kwotę otrzymujemy słuchawki, które nie kapitulują przy dzikich porykiwaniach i gęstych gitarowo, elektronicznych nawałnicach dźwięków przez część społeczeństwa określaną mianem piekielnej kakofonii.
Proszę się jednak nie martwić – 9-ki również i w bardziej cywilizowanych gatunkach muzycznych potrafią się odnaleźć. Aby się o tym przekonać gorąco zachęcam do sięgnięcia po „Citizen Of Glass” Agnes Obel i „Carry My Heart” Indry Rios-Moore. Różnica w barwie, ekspresji i oczywiście aranżacjach słychać jak na dłoni, ale jedno je łączy – piękno kobiecego głosu, które potrafi sprawić, że zapominamy o pędzącym w obłąkańczym wyścigu do nikąd świecie i całą uwagę kierujemy ku kojącym nasze skołatane nerwy. Góra pasma jest mocna, daleka od zaokrąglenia, lecz zarazem tak wybornie zszyta z gęstą, soczystą i niemalże lampową średnicą, że nie odbieramy jej jako odrębnego podzakresu, bytu, lecz całkowicie logiczną kontynuację niższego pasma. W dodatku jej gładkość i czystość sprawiają, że nawet wywołane do tablicy szarpidruty nie potrafiły sprawić, by można uznać ją za ofensywną, czy też natarczywą. Najwyższe składowe dostarczają bowiem niezwykłego bogactwa informacji, lecz nigdy nie przekraczają umownej granicy „nadrozdzielczości” za co należą im się w pełni zasłużone brawa.
Uhonorowane tytułem CES 2017 Innovation Honoree bezprzewodowe Audio-Technica ATH-DSR9BT udowadniają, że mając zaledwie 2,5 kPLN można z powodzeniem osiągnąć audiofilski błogostan. Nie wierzycie? No to posłuchajcie tytułowych słuchawek a jak się na nie zdecydujecie to na dzień dobry, w gratisie otrzymacie 3 miesięczny abonament Tidal Hi-Fi, więc przez pierwszy kwartał nie pozostanie Wam nic innego, jak tylko poszerzać własne muzyczne horyzonty. A uwierzcie mi na słowo – owa eksploracja nieprzebranych zasobów audio-streamingu z ATH-DSR9BT będzie czystą rozkoszą.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 2 333 PLN
Dane techniczne:
Typ: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 45 kHz
Impedancja: 38 Ω
Czułość: 97 dB/mW
Długość przewodu: 2 m
Rodzaj wtyku: USB
Masa: 310 g