Mogło by się wydawać, że dawniej było łatwiej i prościej. Weźmy na ten przykład takiego norweskiego Hegla. Zaczynali od integry H100, której nie chwaląc się byłem jednym z pierwszych polskich właścicieli i to na kilka lat przed oficjalną polską dystrybucją, potem dołożyli H200 plus jeszcze ze dwie „dzielonki” i finito. Wszyscy, przynajmniej w teorii, byli zadowoleni. Jak się jednak okazało najwidoczniej nie wszyscy, bo portfolio zlokalizowanej w Oslo marki zaczęło puchnąc w tempie iście wykładniczym, by w chwili obecnej obejmować sześć (!) integr, dwa przedwzmacniacze liniowe, dwie końcówki mocy, DAC-a, klasyczny odtwarzacz CD i trzy wielokanałowe (3,4 i 5) końcówki mocy z serii Custom. Krótko mówiąc na bogato. Niby od przybytku głowa nie boli, ale … powoli dochodzimy do poziomu globalnych koncernów w stylu Yamahy, bądź Denona, gdzie gradacja modeli następuje niemalże co tysiąc złotych. Całe szczęście Bent Holter – założyciel, właściciel i główny konstruktor, nie stracił jeszcze zdrowego rozsądku i stara się by jego wyroby charakteryzowała zdecydowanie dłuższa, aniżeli jednosezonowa żywotność, którą z kolei mają wpisane w DNA produkty ww. „majorsów”. Jako dowód powyższej tezy zaprezentuję naszego dzisiejszego gościa, czyli wzmacniacz zintegrowany H120, z którym to de facto już mieliśmy okazję się spotkać z okazji jego polskiej premiery we wrześniu ubiegłego roku w stołecznym salonie dystrybutora - Sieci Salonów Top HiFi & Video Design. Prezentację poprowadził dyr.ds. sprzedaży i marketingu Hegla - Anders Ertzeid i już wówczas zapowiadał, iż 120-ka ma niemalże na dniach zastąpić podstawowego Röst-a, na którego platformie bazuje. Jednak powoli dobijamy do półmetka 2020 roku a Röst jak był, to nadal jest w katalogu Norwegów. Mniejsza jednak z tym, dzisiaj na tapet bierzemy H120, więc nie ma co marudzić, tylko trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty.
Jak sami widzicie dostarczony na testy egzemplarz 120-ki całe szczęście posiadał standardowe – czarne umaszczenie, które przynajmniej na moje astygmatyczne oko wydaje się ciekawszą opcją od białego, skoro i tak i tak firmowy sterownik jest w jedynym uznawanym przez Henry’ego Forda kolorze. Jeśli chodzi o aparycję to przynajmniej na pierwszy rzut oka, poza przeniesieniem przycisku włącznika z frontu na spód wzmacniacza wszystko pozostało po staremu, czyli jak to miało miejsce w przypadku H100. Lekko wypukły front w swym centrum mieści czytelny błękitny wyświetlacz OLED, którego z obu stron strzegą gałki: wyboru źródeł – lewa, i regulacji głośności – prawa, uzupełnione o gniazdo dedykowane słuchawkom. Pytę górną solidnie ponacinano, choć nawet podczas całodziennych sesji (urok lockdownu i home office’u) wzmacniacz niespecjalnie się nagrzewał.
Zdecydowanie więcej dzieje się na ścianie tylnej, gdzie lewą flankę okupuje standardowa sekcja analogowa w składzie pary wyjść regulowanych (na zewnętrzną końcówkę), dwóch par wejść RCA i pary XLR-ów. W centrum mamy standardowe pojedyncze terminale głośnikowe, za którymi przyczaiła się zaskakująco rozbudowana ramka z interfejsami cyfrowymi. Do wyboru bowiem mamy wejście koaksjalne, trzy toslinki, USB i … port Ethernet. I tutaj drobna uwaga natury użytkowej. Otóż może trudno w to uwierzyć, ale Hegel zdecydował się na USB w przedpotopowym standardzie v1.1, co z jednej strony zapewnia pełną kompatybilność ze wszelakiej maści komputerami bez konieczności używania dedykowanych sterowników, lecz jest również obarczone ograniczeniami obsługiwanego sygnału do … 24 bit/96 kHz. Ot polityka firmy stawiającej ergonomię i wygodę użytkowników ponad ślepy wyścig ku coraz większej gęstości cyfrowego materiału. Podobnie potraktowano komunikację po popularnej skrętce, która w tym przypadku bynajmniej nie otwiera nam drogi do pełnowymiarowego streamera a jedynie umożliwia pracę 120-ki w roli odbiornika DMR poprzez DLNA, bądź korzystanie z dobrodziejstw AirPlay i Spotify Connect. Powyższą wyliczankę zamyka zintegrowane z komorą bezpiecznika trójbolcowe gniazdo zasilające IEC. Tytułową integrę ustawiono na trzech, wykonanych z twardej gumy nóżkach.
Zaglądając do trzewi warto zwrócić uwagę na płytkę sekcji cyfrowej, która zgodnie z deklaracjami Andersa stanowiła przysłowiowe oczko w głowie Norwegów podczas projektowania 120-ki. No i na pierwszy rzut oka rzeczywiście widać progres w stosunku do protoplasty, gdyż zamiast egzystującego w Röście, iście muzealnego AKM AK4396, pojawił się 32-bitowy AK4490 EQ zdolny do konwersji sygnałów PCM 32 bit/768 kHz oraz DSD256 współpracujący z konwerterem AK4127VF oraz parą odbiorników AK4118AEQ. Jednak początkowy entuzjazm studzi widok odbiornika USB Tenor TE7022L limitującego kompatybilność DAC-a do 24 bit/96 kHz plus brak obsługi 88,2 kHz. Jako ciekawostkę możemy jeszcze uznać obecny tamże moduł Wi-Fi sygnowany przez Libre Wireless Technologies.
Za regulację głośności odpowiada drabinka JRC NJW1159, wybór źródeł odbywa się na przekaźnikach a stopień wyjściowy, zdolny oddać po 75W na kanał przy 8 Ω oparto na klasycznych tranzystorach Toshiba 2SA/2121/2SC5949. W dobie wszechobecnych zasilaczy impulsowych miłym akcentem jest obecność dwóch toroidów – większego sprawującego pieczę nad domeną analogową i mniejszego – odpowiedzialnego za obwody cyfrowe. Duży toroid wspomagają cztery oznaczone logiem Hegla kondensatory o łącznej pojemności 40 000 µF. Nie sposób zapomnieć o firmowym patencie Norwegów, czyli o rozwiązaniach wchodzących w skład układu SoundEngine 2 zapewniającego bardzo wysoki, przekraczający 2000 współczynnik tłumienia przy iście śladowych zniekształceniach.
A teraz kilka słów o najważniejszym, czyli brzmieniu. Nie ukrywam, że po tym, co tytułowy maluch pokazał w zeszłym roku w salonie na Andersa z kolumnami Bowers&Wilkins 703 s2, byłem bardzo ciekaw jak wypadnie w moim systemie ze zdecydowanie trudniejszymi do prawidłowego wysterowania Dynaudio Contour 30. Kwestię akomodacji i standardowej rozgrzewki potraktowałem standardowo, czyli dałem Heglowi kilka dni na zadomowienie się w moim systemie, niejako przy okazji weryfikując na bieżąco obserwacje poczynione podczas kontaktów z jego starszym rodzeństwem i gdy tylko okres ochronny minął z werwą zabrałem się za krytyczne odsłuchy. Od razu na wstępie pozwolę sobie odnieść się właśnie do owej konfrontacji, tego co znałem ze starszych, większych modeli. I tak. Z satysfakcją muszę przyznać, iż H120 wiernie kultywuje rodową tradycję zdecydowanie lepiej grając po XLR-ach aniżeli po RCA. Dźwięk nabiera wtedy werwy, drajwu i masy, co tylko mu służy. Broni się również sekcja cyfrowa i o ile tylko nie zleży Wam na „gęściochach” to z powodzeniem możecie używać również wejścia USB podpinając pod nie komputer, bądź streamer, co też nie omieszkałem uczynić wykorzystując w roli źródła transport Lumin U1 Mini. Podobnie sprawy mają się z wrażliwością na zasilnie. Z byle jakim przewodem Hegel zagra dokładnie tak samo – byle jak, jednak wystarczy odpowiednio go dopieścić a złapie wiatr w żagle i rozwinie skrzydła. Nie mówię, że od razu trzeba sięgać po Acoustic Zen Gargantua II, Furutecha Nanoflux Power NCF, czy też jeszcze pachnącego nowością Acrolinka MEXCEL 7N-PC 9900, którego również nie omieszkałem Norwegowi zaserwować, ale zafundujcie mu jakiegoś zacnego AudioQuesta w stylu Firebirda a odwdzięczy się Wam wielkim zaangażowaniem i sercem do grania. Serio, serio. Żeby nie było, że konfabuluję, to na początek sięgnąłem po mało cywilizowany a zarazem szalenie wymagający materiał pod postacią dwóch ostatnich studyjnych albumów Paradise Lost – „Medusa” i jeszcze ciepły (załapał się praktycznie rzutem na taśmę) „Obsidian”. Miłośnikom gatunku nie muszę chyba uświadamiać, że jakiekolwiek zmiękczenie, bądź utrata rozdzielczości na tych krążkach powoduje brak jakiegokolwiek sensu katowania się bezkształtną i pozbawioną „szkieletu” masą. Całe szczęście mały Hegel ani myślał się poddawać dziarsko rozmieszczając na zaskakująco obszernej scenie poszczególnych muzyków. W dodatku nader dzielnie radził sobie z oddanie zarówno przysłowiowej ściany dźwięku, jak i zachowaniem koniecznego jej zróżnicowania i selektywności. Dzięki czemu nawet najbardziej gęste fragmenty goth-metalowego porykiwania miały wielce satysfakcjonujący oddech i motorykę. Może góra nie kąsała tak dziko, jak jestem przyzwyczajony na co dzień, jednak akurat w tym przypadku nie mogę tego uznać za jakiś ewidentny błąd w sztuce a jedynie za świadome działanie producenta, który całkiem rozsądnie przewidział, iż ww. integra w 99,9% konfiguracji współpracować będzie z kolumnami z podobnego jej pułapu cenowego, a te z kolei nie zawsze mogą się pochwalić w pełni kulturalną i wysublimowaną górą.
Nieco inaczej potraktowano średnicę, którą śmiało można określić mianem „skandynawskiej”. Jest bowiem taka w sam raz, czyi ani zbytnio analityczna, czy też chłodna, ani zbyt eufoniczna, lampowa. Słychać na niej dosłownie wszystko, ale też nic ponad to, co zostało zarejestrowane na materiale źródłowym. Damskie wokale w stylu Diany Krall, czy Youn Sun Nah mają oczywiście swój naturalny seksapil i potrafią czarować, lecz próżno doszukiwać się w nich ponadnormatywnego wysycenia i emocjonalnego dopalenia. Tego Hegel Wam nie wyczaruje, bo to po prostu nie w jego stylu. Podobnie jest z różnicowaniem jakości nagrań – kiepskie grają kiepsko i o ile nie obronią się muzycznie, to przy 120-ce w systemie dość szybko obrosną kurzem, za to te, przy których ani muzycy, ani realizatorzy nie „dali ciała” gościć będą na naszych playlistach nader często.
Nie da się ukryć, że Hegel H120 udał się Norwegom. Gra dynamicznie, z właściwą marce neutralnością i po prostu robi swoje, czyli wzmacnia. W dodatku ma zaskakująco rozbudowaną sekcję cyfrową z której najbardziej powinni się ucieszyć miłośnicy wszelakiej maści serwisów streamingowych i posiadacze dość rozbudowanych o „zerojedynkowe peryferia” systemów nastawieni na solidną porcję energii w stereofonicznym wydaniu.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– DAC: Chord DAVE
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Cardas Clear Reflection
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stopy antywibracyjne: Finite Elemente Cerabase compact, Cerapuc, Ceraball
– Switch: Silent Angel Bonn N8
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+, Audiomica Anort Consequence + Artoc Ultra Reference + Arago Excellence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 9 999 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 75 W @ 8 Ω
Minimalne obciążenie: 2 Ω
Wejścia analogowe: para XLR, 2 pary RCA
Wejścia cyfrowe: 1 x Coax, 3 x Optical, 1 x USB, 1 x Network
Wyjście liniowe: 1 x regulowane RCA
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 100 kHz
Odstęp sygnał/szum: > 100 dB
Presłuch: < -100 dB
Zniekształcenia : < 0.01% @ 50 W/8 Ω/1 kHz
Zniekształcenia intermodulacyjne: < 0.01% (19 kHz + 20 kHz)
Współczynnik tłumienia: > 2000
Wymiary (W x S x G): 10 x 43 x 31 cm
Waga: 12 kg