O ile mnie pamięć nie myli obiekt dzisiejszej recenzji jest bodajże pierwszą konstrukcją o napędzie bezpośrednim jaka do tej pory zagościła w naszej redakcji. Oczywiście na samym forum frakcja akolitów czysto vintage’owych, bądź stanowiących raz mniej, raz bardziej udane wariacje na temat kultowych Technicsów jest nad wyraz aktywna, jednak na same testy nic takowego do nas nie dotarło. Co ciekawe, nawet w pełni zautomatyzowana Audio-Technica AT-LP3 posiadała napęd paskowy. Kiedyś jednak musi być ten pierwszy raz, więc niepotrzebnie nie przeciągając wstępniaka pozwolę sobie jedynie zaanonsować, iż tytułowy, sygnowany przez Audio Technicę model AT-LP120XUSB może pochwalić się właśnie Direct-Drivem, a tym samym niejako otwiera nowy rozdział naszego magazynu.
I jeszcze tylko w ramach niezobowiązującej dygresji młodszym miłośnikom analogu pragnąłbym przypomnieć, iż oprócz ww. sposobów przenoszenia napędu na talerz historia zna jeszcze trzecią metodę – poprzez kółko pośredniczące czyli „iddler drive” obecne np. w cieszącym się w pełni zasłużoną popularnością Lenco L75.
Uwspółcześniona, bo warto dodać iż AT-LP120XUSB jest udoskonaloną wersją AT-LP120-USB (mniej uważnym czytelnikom wyjaśniam, iż chodzi nie tylko o „X” w nazwie, lecz również inne rozmieszczenie przycisków, lampki i wkładkę – dotychczas AT-95E), 120-ka utrzymana jest w nazwijmy to „klasycznie DJ-skiej” stylistyce. W budzącej zaufanie swą wysokością plincie zamontowano nowy silnik DC, na którego oś zakładamy solidny, odlewany aluminiowy talerz i dedykowaną filcową matę. Ramię to aluminiowa „eSka” uzbrojona we wkładkę AT- VM95E Dual Magnet zamontowaną na firmowym headshellu AT-HS6.
Od strony ergonomicznej trudno o większą intuicyjność. Lewy róg okupuje obrotowy włącznik główny z czerwonym stroboskopowym wskaźnikiem prędkości i trudny do przeoczenia przycisk Start/Stop, oraz dwa mniejsze odpowiedzialne za wybór prędkości obrotowej, za regulację której odpowiada z kolei usytuowany wzdłuż prawej krawędzi suwak obsługujący zakres +/-8% lub +/-16% a o blokadę dba stabilizowany kwarcowo Pitch Lock. Miłym dodatkiem jest niewielka lampka montowana w gnieździe „słuchawkowym” (jack) oświetlająca obszar umieszczania wkładki na płycie. W stosownej wnęce na „plecach” plinty umieszczono parę wyjść analogowych RCA, zacisk uziemienia i port USB, gdyby kogoś naszła ochota na digitalizację posiadanej płytoteki. Do wykonania tej operacji Audio-Technica zaleca darmowe oprogramowanie Audacity, ale nic nie stoi na przeszkodzie sprawdzić w boju produkty konkurencji. Niby jest z tym nieco więcej zabawy aniżeli w przypadku praktycznie bezobsługowego Denona DP-450USB https://www.audiostereo.pl/magazyn/recenzje/recenzje-zrodla/denon-dp-450usb-r695/ , ale biorąc pod uwagę blisko dwukrotną różnicę w cenie nie ma co drzeć szat.
Konstrukcję posadowiono na czterech plastikowych elastycznych a jednocześnie umożliwiających w miarę precyzyjne wypoziomowanie nóżkach a w komplecie nie zabrakło praktycznej, uchylnej akrylowej pokrywy. Bardzo pozytywne wrażenie robi również zaskakująco masywny i solidny zasilacz.
Jak to zwykle u Japończyków bywa gramofon przychodzi nie tylko świetnie zapakowany, co w stanie gwarantującym, że od momentu rozpieczętowania pudła, do chwili uruchomienia bez zbędnego pośpiechu nie powinien upłynąć nawet kwadrans. Montaż jest w pełni intuicyjny, dokładnie rozrysowany (oczywiście w instrukcji) i nawet osobom wkraczającym w świat analogu nie powinien nastręczać najmniejszych trudności. Ot po wypakowaniu zarówno napędu, jak i wszystkich poukrywanych we wnękach styropianowego profilu akcesoriów wystarczy wypoziomować korpus, założyć na oś silnika talerz i matę a następnie uzbroić ramię w fabrycznie zamontowaną na headshellu wkładkę, ustawić przeciwwagę i anty-skating. Następnie ogarnąć kabelkologię, wybrać, czy będziemy korzystali z zewnętrznego, czy wbudowanego phonostage’a i zabrać się do słuchania.
A właśnie słuchanie. Ponieważ dostarczony przez dystrybutora - Sieć Salonów Top HiFi & Video Design egzemplarz wydawał się być fabrycznie „nieśmiganą” nówką pierwszych kilkanaście „przebiegów” wykonałem na sucho – w tzw. międzyczasie słuchając innego źródła a zamontowaną na 120-ce wkładkę docierając na którymś z wydanych przez węgierski Hungaroton albumie „Omegi”. Dopiero po takiej rozgrzewce zabrałem się do bardziej krytycznych sesji z nieco bardziej współczesnymi tłoczeniami i repertuarem. Na pierwszy ogień poleciały trzy granatowe krążki – dwupłytowy „Wasteland” Riverside i „Cure For Pain” Morphine. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z rodzimym, wyśmienicie podanym i zagranym prog-rockiem z wszelkim dobrodziejstwem inwentarza, czyli zarówno z zagmatwanymi tempami, jak i osadzonymi we floydowskiej stylistyce łkającymi gitarami. Nie da się ukryć, że przy tego typu muzyce źródło pozbawione umiejętności stworzenia odpowiednio napowietrzonej i obszernej sceny, przy jednoczesnym pamiętaniu o solidnym basowym fundamencie nie ma za bardzo czego szukać. Tymczasem uzbrojona w nową wersję 95-ki Audio-Technica całkiem dziarsko sobie radziła z rzucanymi jej pod nogi muzycznymi kłodami. Oczywiście w skali bezwzględnej bardziej ambitne przetworniki MC mają zdecydowanie więcej w tej materii do zaoferowania, lecz proszę mieć na uwadze, iż mowa o wkładce za około 250 PLN a nie przynajmniej dziesięciokrotność owej kwoty. Dlatego też z twardo będę stał przy zdaniu, iż za te pieniądze efekt jest zaskakująco pozytywny. Jest drive, mikro i makro dynamika a bas przyjemnie masuje trzewia.
Nieco wyżej poprzeczkę stawia trudna do definiowania mieszanka Rocka, jazzu i bluesa spod znaku Morphine, gdzie prócz w miarę normalnej perkusji, bas potrafi mieć tylko dwie struny a pierwsze skrzypce gra … saksofon barytonowy. Tutaj bowiem akcent postawiony został na feeling, flow i barwę, z czym budżetowy Japończyk również nie miał najmniejszych problemów, oferując gęsty i mocny przekaz z sugestywnie wyeksponowaną średnicą i soczystymi barwami.
W podobnej stylistyce zaprezentowany został „You Want It Darker” Leonarda Cohena z niezwykle namacalnie poprowadzonym wokalem i świetną równowagą pomiędzy jedwabistością i chrypką nieodżałowanego barda. Pół żartem pół serio przy tak nastrojowym materiale detale natury technicznej przestają mieć jakiekolwiek znaczenie a dla osób chcących poczuć odmieniana ostatnimi czasy przez wszystkie przypadki „magię analogu” trudno o lepszy przykład.
Powyższe uwagi dotyczą grania z fabrycznie zamontowanego phonostage’a, gdyż przesiadka na zewnętrzną, wyższej klasy jednostkę wprowadza ww. konstrukcję na zdecydowanie wyższy pułap. Oczywiście w dalszej perspektywie wydaje się rozsądnym pomyśleć również o wymianie samej wkładki, co powinno zapewnić użytkownikom długie lata względnego spokoju i mozolnego budowania własnej płytoteki.
Śmiem twierdzić, iż Audio Technica AT-LP120XUSB jest konstrukcją ze wszech miar bardziej przyjazną nieopierzonym akolitom czarnej płyty aniżeli oparte o napęd paskowy modele. Jej montaż i kalibracja nie wydaje się bardziej skomplikowana od zestawu popularnych duńskich klocków z przedziału wiekowego 12+ a solidność wykonania daje nadzieję na długą i bezawaryjną pracę. Ponadto nie należy zapominać o dźwięku, który w tym segmencie jest naprawdę bardzo konkurencyjny i wart zainteresowania.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³; Accuphase P-4500
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Audiomica Laboratory Pebble Consequence USB; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra; Vermöuth Audio Reference Loudspeaker Cable
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 1 199 PLN (czarny), 1 099 PLN (srebrny)
Dane techniczne
Wkładka: AT-VM95E (MM)
Headshell: AT-HS6
Typ: manualny
Silnik: DC
Napęd: bezpośredni
Dostępne prędkości: 33-1/3 RPM, 45 RPM, 78 RPM
Regulacja obrotów: +/-8% lub +/-16%
Talerz: odlew aluminiowy
Nierównomierność obrotów:: <0.2% WRMS (33 RPM)
Odstęp sygnał/szum: >50 dB
Pre-amp “PHONO”: 4 mV @ 1 kHz, 5 cm/sec
Wyjście liniowe: 240 mV @ 1 kHz, 5 cm/sec
Wzmocnienie wbudowanego przedwzmacniacza: 36 dB, krzywa RIAA
Pobór mocy: 2.75 W
Wymiary (W x S x G): 141,6 x 452 x 352 mm
Waga: 8.0 kg