USB-DACi to z jednej strony urządzenia z obszaru PC-audio, a z drugiej, coraz częściej pełnoprawne elementy zaawansowanych zestawów Hi-Fi. Dzięki temu, ich producenci i dystrybutorzy mogą liczyć na wszelakie zajawki i recenzje zarówno w prasie / portalach poświęconych tematyce komputerowej jak i tej związanej z tematyka naszego forum. Co prawda przeciętny „komputerowiec” bez mrugnięcia okiem wydający grube tysiące na najnowsza kartę graficzną mającą dwu, czy trzyklatkową (fps) przewagę nad obecnie posiadaną, przy zakupie zewnętrznej karty dźwiękowej, czy właśnie USB DACa kilka razy obejrzy ze wszystkich stron każdą przeznaczoną na ten cel złotówkę. W związku z powyższym obiekt niniejszego testu – przetwornik Styleaudio Carat-Topaz Signature w środowiskach komputerowych postrzegany jest niemalże jako High-End, natomiast dla przeciętnego audiofila będzie dopiero pierwszym krokiem do osiągnięcia „audio-nirvany”. Swoją drogą zastanawiam się co na produkty Wavelength’a powiedzieliby spece z branży PC, którzy przy cenie Styleaudio (nie przekraczającej półtora tysiąca złotych) zaczynają jęczeć jakby ich tu i ówdzie o trzy numery za małe trzewiki cisnęły.
Jak wygląda kolejne urządzenie z oferty koreańskiego producenta można łatwo zgadnąć. W skrócie – prawie tak samo jak pozostałe (i jak poprzednia, bezsygnaturowa wersja), z jednym wyjątkiem. Zamiast jak do tej pory jedynie słusznej czerni producent postanowił ożywić wzornictwo i zarówno korpus, jak i pokrętło głośności doczekało się szlachetnego srebra. Całość prezentuje się zdecydowanie ciekawiej od swoich mrocznych pobratymców a zmiana koloru korpusu jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę – gromadzący się kurz już nie jest tak bardzo widoczny.
Front, ze względu na miniaturowe rozmiary jest dość zatłoczony. Oprócz widocznych w rogach czterech wkrętów torx znalazło się złocone gniazdo słuchawkowe (duży Jack), trzypozycyjny selektor wyjść (środkowe ustawienie wyłącza urządzenie), bursztynowa dioda informująca o włączeniu urządzenia, selektor wejść i gałka regulacji głośności. Boki korpusu posiadają po cztery otwory wentylacyjne poprawiające cyrkulację powietrza wewnątrz DACa, który podczas pracy bardzo szybko robi się ciepły. Oczywiście górna powierzchnię przyozdobiono sentencjami potwierdzającymi wyjątkowość i ekskluzywność zakupionego przetwornika. Czytać nie trzeba, ale jako element dekoracyjny sprawdza się świetnie. Tylna ścianka również jest przykręcona bliźniaczymi do tych wykorzystanych na froncie wkrętami. Zachowano symetrię, której środek wyznacza gniazdo zasilacza mające po lewej stronie złocone wyjścia RCA a po prawej wejścia USB i optyczne.
Wnętrze jest z pozoru identyczne, do tego co można było zobaczyć w poprzedniej wersji Carat-Topaza. Rolę konwertera D/A powierzono układowi Burr-Browna PCM1792, a kontrolera cyfrowego kości Cirrus Logic 8416. Najwyższy czas na nowinkę będącą odpowiedzialną za dopisek „Signature”. Otóż następcą używanego w roli kontrolera USB układu Burr-Brown PCM2707 został Tenor TE7022L, znany mi między innymi ze Stello U2 , mojego Stello DA100 Signature USB 96/24 i … Ayona CD-2s. Również stopień wyjściowy doczekał się kosmetycznych zmian. Na miejscu scalaków Analog Devices AD817 pojawili się ich następcy – AD827, sekcji wzmacniacza słuchawkowego nie ruszano i parka Burr-Brownów OPA2134 dalej cieszy oczy i uszy. Nie oszczędzono za to sekcji I/V i cztery TI NE5534 zastąpiono Burr-Brownami OPA604. To tyle jeśli chodzi o skrócony opis najważniejszych organów niepozornego Koreańczyka.
Poprzedniej wersji niestety nie słuchałem, ale mając na testach Carat Ruby 2 i Carat Sapphire miałem już jako takie pojęcie o „firmowym” brzmieniu urządzeń Styleaudio. Jednak po wpięciu w tor Carat-Topaz Signature bardzo szybko musiałem zweryfikować swoje wiadomości. To co się dzieje z dźwiękiem po włączeniu „sygnaturki” można określić przymiotnikami takimi jak spektakularny, dynamiczny i rześki. Piszę to jako posiadacz Audinsta HUD-mx1, który przetrwał porównania z poprzednimi Styleaudio ze względu na swoją spontaniczną naturę i lekko „analogowe” zaokrąglenie. Jednak CTS (Carat-Topaz Signature) bez wahania można ustawić na równi z bardziej utytułowaną konkurencją w stylu NuForce Icon HDP. Odsłuchy rozpocząłem od płyty AC/DC „The Razors Edge”, na której w ucho wpadała niesamowita zadziorność, bezpośredniość i krótki, bezlitosny bas. Było brudno, szorstko, czyli tak jak być powinno. Nawet takie starocie jak „Trash” Alice Coopera, czy „Metal Heart” Accept brzmiały nie tylko znośnie, ale po prostu dobrze. Nie mówię w tym momencie o typowo audiofilskim podejściu, kiedy na pierwszym miejscu stawiana jest jakość dźwięku, ale o sytuacji, kiedy znowu mam naście lat i do pełni szczęścia wystarczała „kopia zapasowa” sygnowana przez któreś z wydawnictw „krzaków”. CTS sprawił, że nawet na tak podłym materiale stopy same podrygiwały, a coraz gładszej łepetynie przypomniały się czasy, gdy miała zdecydowanie więcej włosów niż obecnie mam na kolanach. Pomimo bardzo dobrej rozdzielczości (o której będzie dalej) nie cierpiałem katuszy związanych z podkreślonymi sybilantami, ani nadmiernie wyeksponowanymi, niezbyt finezyjnie zarejestrowanymi blachami.
Po rykach i krzykach podtatusiałych szarpidrutów sięgnąłem po płeć piękną – album „All For You” Janet Jackson. Bas w “Come On Get Up” po prostu urywał tą część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Wystarczyło jednak poczekać parę minut, by na „Would You Mind” czekoladowa piękność zmysłowo szeptała mi do ucha. I to z bardzo, bardzo bliska. I jeszcze ta burza … z głośników. Nie szkodzi, bo nie tylko robi niesamowity podkład ale i brzmi na tyle realistycznie, że nie znając płyty można kilka razy spojrzeć za okno.
Na klasyce (L'Arpeggiata (Christina Pluhar) - La Tarantella - Antidotum Tarantulae) pogłos, łatwość w przekazywaniu informacji o kubaturze pomieszczenia i lokalizacji wokalistów na scenie stworzyły spektakl, którego nie spodziewałem się po urządzeniu za około tysiąc pięćset złotych. Delikatne trącenia strun, spokojny wokal na nastrojowym „Lu Gattu la Sonava la Zampogna” płynnie przechodził w dynamiczny i skoczny „Tarantella Napoletana”. Niemalże rockowy, z właściwą współczesnym gatunkom zadziornością, jednak bez najmniejszego przybrudzenia. Słychać było autentyczność i brak jakiegokolwiek zadęcia, które bywa częstym grzechem współczesnych twórców silących się na folkowo-rockowe klimaty (np. Blackmore’s Night).
Oficjalne testy zakończył Hugh Laurie albumem „Let Them Talk” pełnym gęstego, oldschoolowego grania z powiększonym (na stole realizatorskim) kontrabasem i skrzącymi sie dęciakami. To takie proste i płynące z głębi serca muzykowanie, będące odskocznią od codziennych obowiązków. Wypchnięty, lekko skrzekliwy wokal i rytmy, które spokojnie można było usłyszeć w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Również na tych nagraniach niepozorny koreański przetwornik sprawdził się bardzo dobrze. Niewielka przestrzeń zajmowana przez muzyków została nader zgrabnie przeniesiona i ulokowana tuż za linią głośników. Oczywiście była zdecydowanie szersza niż rozstaw kolumn, jednak nie na tyle, by zapomnieć o tym, że mam do czynienia z nagraniem a nie muzyką na żywo.
I jeszcze dwa słowa o „dziurce” słuchawkowej. Producent całe szczęście nie kombinował i zachował charakter dźwięku jaki opuszcza CTS poprzez wyjścia liniowe. Nadal jest to granie pełne precyzyjnie nakreślonych dźwięków, charakteryzujących się świetną motoryką oraz kontrolą. Im lepsze słuchawki się wepnie, tym więcej muzyki zapisanej na srebrnych krążkach (lub plikach) szczęśliwy nabywca będzie w stanie usłyszeć.
Zadziwiające, jak szybko Styleaudio nauczyło się robić świetnie brzmiące a przy tym niedrogie DACi. Jeśli w takim tempie dalej będzie się rozwijać, to nie upłynie rok, góra dwa, a konkurencja oferująca przetworniki z przedziału 3 – 5 kzł może mieć groźnego rywala.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Dystrybutor: Sunnyline Computer Products Poland Sp. z o.o.
Cena: 1390 zł
Dane techniczne:
Główny chip DAC : BURR-BROWN PCM1792(A)
- Rozdzielczość/częstotliwość próbkowania: 24 bit 192Khz
- Zakres częstotliwości samplowania: 10Khz do 200Khz
- Zakres dynamiczny: 127dB / THD+N : 0.0004%
- Filtr cyfrowy z 8 krotnym oversampling’iem
Kontroler cyfrowy: Cirrus Logic CS8416
- Zakres częstotliwości: 32kHz do 192kHz
- Wsparcie dla mechanizmu: Low Jitter Clock Recovery
Kontroler USB: TE7022L
- USB2.0 FULL SPEED DAC / W pełni zgodny ze specyfikacją USB1.1
- Wejście: 16, 24 Bit / 32, 44.1, 48, 96 kHz
OPAMP: razem 8szt. (Typu DIP)
- I/V: Texas Instruments OPA604 x 4 szt.
- Wyjście liniowe: Texas Instruments OPA827 x 2 szt.
- Wyjście słuchawkowe: BURR-BROWN OPA2134 × 2 szt.
Wspierane systemy:
- Microsoft Windows 2000 Professional, XP, Vista, Windows 7(wsparcie dla 64Bit), Mac OS 9.1, Mac OS X 10.0, Mac OS X 10.1
Niezależna izolacja sygnału USB:
- Analog Devices AD4160
Kondensatory: SANYO OS-Con i WIMA
Płytka drukowana pokryta warstwą złota
TCXO: 1.0ppm
Poziom wyjścia: 2Vrms
Złocone gniazdo słuchawkowe typu (duży) Jack (5.5mm)
Złocone gniazda RCA
USB: 16Bit/32kHz ~ 24Bit/96kHz
Wejście optyczne (produkcji Toshiby): 16Bit/32kHz ~ 24Bit/192kHz
Potencjometr: Alps (Japonia)
Stopki metalowe + poliuretanowe firmy 3M
System wykorzystany w teście:
Źródła sygnału cyfrowego: laptop Dell Inspiron 1764, dysk sieciowy WD My Book Live 2TB (z uruchomionym serwerem Twonky) via router Linksys.
DAC: Audinst HUD-mx1
Kolumny: aktywne Aktimate Mini; B&W CM1
Słuchawki: Sennheiser HD 600; AKG K142 HD; Marshall Major
All In One: Marantz M-CR603 (Melody Media)
Wzmacniacz: Xindak MT-3
IC: Neotech NA-12260 UP-OCC (NEI-3001)
IC cyfrowy: Monster Cable Interlink LightSpeed 200
Kabel USB: Wireworld Ultraviolet
Kable głośnikowe: AudioQuest Rocket 44