O ile w poprzednim, styczniowym teście bezprzewodowego modelu ATH-AR5BT wspominałem, że krajowy dystrybutor japońskiej marki Audio-Technica – sieć salonów Top HiFi & Video Design, bardzo szybko uwolnił mnie od obowiązku znęcania się nad wyposażonymi (na stałe) w kabel sygnałowy słuchawek, to tym razem możemy uznać, iż mamy do czynienia z powrotem do punktu wyjścia. Oczywiście można zakładać, że to najzwyklejszy zbieg okoliczności, choć miłośnicy teorii spiskowych z pewnością zdążyli już wyrobić sobie w tym temacie zdanie i doskonale znają powód, z jakiego to do naszej redakcji trafiły właśnie klasyczne i w dodatku mające swoją pierwszą młodość za sobą nauszniki. Jednak w odróżnieniu od będących wtenczas nowością, zamkniętych ATH-A990Z tytułowe ATH-AD700X reprezentują rodzinę konstrukcji otwartych a z takimi, przynajmniej ze stajni Audio-Technici jeszcze nie mieliśmy okazji się spotkać.
Biorąc do rąk dość skromne, kartonowe opakowanie ATH-AD700X można bardzo szybko dojść do wniosku, iż jego zawartość oscyluje w wadze ultra lekkiej, a co za tym idzie zamiast na masywność i iście pancerną aparycję, stawia na zwiewne ażurowości i prześwity. I tak też jest w rzeczywistości, gdyż wysmyknięte w plastikowej wytłoczki słuchawki sprawiają wrażenie nad wyraz kruchych i filigranowych. Całe szczęście już po chwili okazuje się, że całość wykonano z całkiem porządnych tworzyw sztucznych a podstawowe elementy konstrukcyjne, czyli siatki chroniące od zewnątrz przetworniki i podwójny pałąk są metalowe a wspominaną wcześniej redukcję masy osiągnięto między innymi dzięki rezygnacji z klasycznego pasa nagłownego. Zamiast niego mamy coś o niebo lepszego i bardziej komfortowego – idealnie dopasowujące się do kształtu głowy a przy tym nieuciskające, poduszki 3D Wing Support Housing. W dodatku nausznice wyposażono w wyprofilowane (grubsze z tyłu), wykonane z miękkiej gąbki i obszyte delikatnym welurem o bardzo krótkim włosiu pady, które dzięki 53 mm średnicy przetworników nawet osobnicy obdarzeni naprawdę sporymi małżowinami będą musieli uznać za 100% wokółuszne. W tym momencie pragnąłbym jeszcze nadmienić, iż pomimo zauważalnej wiotkości 700-ki nie przejawiają nawet najmniejszych chęci do skrzypienia i trzeszczenia i dotyczy to nie tylko nowych egzemplarzy, lecz i weteranów „po przejściach”, czyli m.in. takich, jak dostarczone do niniejszego testu, które przynajmniej sądząc po opakowaniu w niejednej redakcji zdążyły już swoje odsłużyć.
Solidny, pokryty elastyczną izolacją TPE 3m przewód sygnałowy doprowadzono do lewej muszli i zamocowano, niestety, na stałe, więc nici z ewentualnego, bezinwazyjnego tuningu i łatwych napraw w przypadku jego uszkodzenia. Na otarcie łez producent dołącza złoconą przejściówkę 6,3 mm a o ewentualne ochronne etui będziemy musieli zatroszczyć się już we własnym zakresie.
Mając na uwadze fakt znaczącego przebiegu dostarczonej na testy pary 700-ek profilaktycznie podpiąłem je na dobę pod zapętlonego BlueSounda (recenzja wkrótce) i pozwoliłem im spokojnie dojść do pełni swoich możliwości. Po takiej rozgrzewce taryfa ulgowa się skończyła, wszystkomającego plikograja zastąpił desktopowy set iFi i zaczęło się krytyczne przesłuchanie. Na pierwszy ogień poszedł jazzowy, bezkompromisowo zagrany na przysłowiową 100-kę i bez jakichkolwiek polepszaczy w torze „Inner City Blues” Midnight Blue i … to było to – przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Bowiem zamiast dźwięk brzydko mówiąc „robić” ATH-AD700X dwoiły się i troiły, żeby z toru audio najzwyczajniej w świecie zniknąć a biorąc pod uwagę, iż ze względu na pomijalną wagę i wzorową ergonomię, już chwilę po założeniu przestawaliśmy o nich pamiętać, efekt soniczny był co najmniej piorunujący. Spora w tym zasługa iście holograficznej przestrzenności i budowania sceny dźwiękowej daleko przed słuchaczem, czego testowane do tej pory modele zamknięte mogły im co najwyżej pozazdrościć i niezwykłej natychmiastowości oraz bezpośredniości. Proszę jednak nie mylić tego z ofensywnością, bo 700-ki takie nie są, ale jednocześnie nie limitując dynamiki i dając pełen wgląd w nagranie sprawiają, że nie znajdujemy się za „realizatorską szybą”, lecz siedzimy razem z muzykami po tej „właściwej” stronie. Uczestniczymy w nagraniu jako takim i nie jesteśmy zdani na umiejętności, lub ich brak, kolesia majstrującego przy stole.
Charakter prezentacji określiłbym jako dość analityczny i ukierunkowany raczej na neutralność i prawdomówność a nie próby przypodobania się zmanierowanym „skomercjalizowanymi” produktami odbiorcom. Mamy zatem wyrazistą i mocną górę, twardo zarysowane kontury i krótki, świetnie zróżnicowany a momentami wręcz „chrupki”, o ile tylko tak został nagrany, bas. Próżno szukać tu dudniących i schodzących do bram piekieł najniższych składowych podczas gry miotełkami na werblu i talerzach, bo po prostu nigdy ich tam nie było a jeśli tylko pojawiały się w słuchawkach promowanych przez sławnych raperów, to … tym gorzej dla nich. Co innego w sytuacji, gdy takowe basiszcze w nagraniach występuje. Wystarczy bowiem sięgnąć po ścieżkę dźwiękową „Black Hawk Down” i subsoniczny fundament słyszalny będzie bez najmniejszych problemów. W dodatku owe pomruki w niczym nie będą przeszkadzały eterycznym partiom smyczków, czy charakterystycznej warstwie wokalnej. I właśnie na tym, niezwykle eklektycznym i wieloplanowym materiale, wychodzi prawdziwe oblicze 700-ek. Dostajemy bowiem pełen wgląd w nawet najciemniejszy zakamarek nagrania. Każde trącenie struny, uderzenie opuszków palców o naciąg perkusjonaliów, czy artykulacja wokalistów były czymś zupełnie oczywistym, widocznym, słyszalnym i będącym na wyciagnięcie ręki. Na tle nieco ciemniej i bardziej krągło grających Meze 99 Neo Audio-Technici mogą wydawać się nieco bezduszne, ale to tylko chwilowe złudzenie, które po kilku – kilkunastu minutach powinno ustąpić. Szczególnie, gdy w roli materiału źródłowego posłużymy się taką perełką, jak minimalistyczny „Nightfall”, gdzie niesamowity klimat budowany jest jedynie przez dwa instrumenty – trąbkę / skrzydłówkę (flugelhorn) Tilla Brönnera i kontrabas Dietera Ilga a ze słuchawek leniwie sączy się przepiękny cover cohenowskiego przeboju „A Thousand Kisses Deep”.
Audio-Technica ATH-AD700X to w żadnym wypadku nie są propozycją dla poszukujących przewalonego basu i wycofanej góry miłośników wszelakiej maści stratnych formatów. Materiał nagrany źle, bądź równie źle skompresowany wypadnie bowiem na nich po prostu koszmarnie. Tzn. może źle to ująłem – wypadnie dokładnie tak, jak został zagrany, nagrany i skompresowany, czyli usłyszymy całą jego mizerię i jeśli tylko okażemy się rozsądni, to nie powinniśmy mieć do japońskich nauszników o to pretensji. One jedynie pokażą nam jaka jest „prawda nagrania” ocenę pozostawiając nam a nie samowolnie wydając werdykt, bądź co gorsza jeszcze ową „prawdę” interpretując. W tej cenie to prawdziwy ewenement, gdyż tego typu neutralność i rozdzielczość do tej pory zarezerwowana była dla zdecydowanie droższych i skierowanych do bardziej doświadczonego – świadomego odbiorcy. Jak jednak widać na załączonym obrazku, również i poniżej 1000 PLN można znaleźć taką niemalże „studyjną”, w pozytywnym znaczeniu, perełkę potrafiącą z każdego nagrania wycisnąć wszystko to, co na nim się znalazło. Ja w każdym bądź razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: sieć salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 799 PLN
Dane techniczne:
Średnica przetworników: 53 mm
Impedancja: 38 Ω
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 30 000 Hz
Długość przewodu: 3 m
Moc maksymalna: 700 mW
Skuteczność: 100 dB/mW
Konstrukcja: Otwarta
Złącze: 3,5 mm (Mini Jack), 6,3 mm (Jack)
Waga: 265 g
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center + TIDAL HiFi + JPLAY; LENOVO TAB2 A7-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Ifi Micro iDAC2 + Micro iUSB 3.0 +