Wracajmy zatem do naszych baranów, jak podobno mówią Francuzi. Nie wiem, dlaczego tam mówią, jeśli wierzyć popularnym opiniom powinni wracać do ślimaków. Zatem wracając do tych ślimaków, do Bristolu powędrowałem sobie komunikacją miejską, korzystając z okazji do odświeżenia się po atrakcjach Kyriadu i (zwłaszcza) Sobieskiego. Jan Trzeci jak zwykle pękał w szwach i okazja do oddychania nie była czymś, co bym lekkomyślnie odrzucił. W Bristolu jak zwykle była dystynkcja i przestronne korytarze. Poczułem się jak Kiepura. Brunetki i blondynki trzymały bramkę, ale dzięki identyfikatorom (zebrałem ich całą dzwoniącą kolekcję) udało mi się wejść.
W pierwszej kolejności powędrowałem pogapić się ma McIntosha, który wybitnie sie do tego nadaje, bo mało co wygląda tak spektakularnie. Zwykle nie trafiam na godziny prezentacji, tym razem również, ale co zobaczyłem to moje. Nawet mini wieżę w Maku potrafią zrobić tak, jakby miała być wyposażeniem rakiety kosmicznej z lat 60. ubiegłego wieku. Mnie to się podoba, nie wiem jak innym, ale firma chyba nie narzeka na brak klientów. Proponuję zwrócić uwagę na słuchawki - pierwsze słuchawki od McIntosha.
Następnie rzuciłem okiem na salę, gdzie bardzo moim zdaniem ładnie grały kolumny Wilson Audio z elektroniką dCS i D'Agostino. O ile do łamanych linii kolumn Wilsona był czas się przyzwyczaić, to wzornictwo D'Agostino to czysty steampunk. Ten wzmacniacz mógłby grać w Nautiliusie kapitana Nemo.
Zaraz potem powlokłem się, cokolwiek już skonany, do pokoju w którym pan Jaromir Waszczyszyn prezentował swoje nowe dziecko, czyli procesor dźwięku. Ten nowy cyfrowy produkt bardzo analogowej manufaktury niektórym może wydawać się ekscentryzmem, ale najważniejsze, ze działał. Podłączony do taniej elektroniki i na przemian do kolumn Spendora i nowych podstawkowców Ancient Audio, wywierał wyraźny korzystny wpływ na dźwięk w pokoju. Nawiasem mówiąc, wzmocnienie zapewniał wintydżowy wzmacniacz samego Ancient Audio, słynna hybryda z lat 90. Może warto wrócić do tamtych projektów? Tania linia AA ze wzmacniaczami hybrydowymi mogłaby być dobrym uzupełnieniem katalogu, ludziska by się zabijali.
Następny w kolejności był Zontek z elektroniką Linnart. Grało jak zwykle bardzo dobrym dźwiękiem, powiedziałbym analogowym, ale to masło maślane. Maszyna z trzema ramionami wygląda niezwykle efektownie. Moją uwagę zwróciła wersja gramofonu, w której zamiast chromu i polerowanego aluminium zastosowano metal anodowany na czarno. Wyglądało to całkiem dobrze i chętnie zobaczyłbym wersję z czarnymi detalami zestawioną z drewnem w naturalnym kolorze wykończonym na półmat. Dla tradycjonalistów. Linnarta reprezentował przedwzmacniacz analogowy oraz drugi, liniowy, z których podczas mojej obecności grał tylko ten pierwszy. Wzornictwo sprawia wrażenie dostosowanego do formy Zonteka, bardzo wystawne. Biorąc pod uwagę, że te urządzenia często są prezentowane razem, wspólny zakup nie byłby zapewne głupim pomysłem. Do znakomitego grania zapewne dokładały się kolumny Harbeth. Nie ma to jak angielskie monitory w małych pomieszczeniach.
W dalszej kolejności wysłuchałem kolumn ESA, konkretnie znanych mi juz Credo 1 grajacych z elektroniką Avid, lampowym wzmacniaczem i gramofonem Avid Volvere.
Tak się złożyło, że udało mi się trafić akurat na rozpoczęcie prezentacji systemu w pokoju Nautilusa, gdzie złożono system z elektroniki Ayon, zestawów tubowych Avantgarde Acoustic oraz z najwyższego modelu gramofonu firmy Transrotor z topową wkładką ZYX. Muszę przyznać, że ani przez chwilę nie żałowałem wejścia. Może to zasługa dobrze dobranej muzyki a może właściwego doboru toru analogowego, ale muzyka z tego zestawu była urzekająca. System był piekielnie kosztowny, ale raz jeden wreszcie zobaczyłem, jak zwracają się duże pieniądze wydane na audio. Nie wiem, czy efekt był dosłownie tego wart, bo nie wiem czy w ogóle istnieje efekt, który byłby wart miliona, ale jeśli istnieje, to właśnie go usłyszałem. Słyszałem potem opinie, że ze źródłem cyfrowym nie było tak czarownie, możliwe, ale z gramofonem to było naprawdę coś. Mocna rzecz.
Na odbywającą się w sąsiedztwie prezentację produktów koncernu Harmana jakoś się nie wcisnąłem, ale za to udało mi się sfotografować kolejkę jak z czasów reglamentacji cukru. To pozwala człowiekowi znowu poczuć się młodym, ale nie na tyle, żeby chciało mi się stać. Aby zrekompensować sobie ten zawód poczłapałem po schodach w kierunku dwóch dobrze ukrytych pokojów, gdzie przyczaiły sie Audio Tekne i FM Acoustics. W obu przypadkach znowu nadziałem sie na ogonek...
Jednak miałem do pewnego stopnia szczęście i przy drugim podejściu przynajmniej Audio Tekne okazało się dostępne. Grały nie słynne suszarki do włosów, ale mające pozór bardziej tradycyjnych japońskie kolumny Kabuki Ohaku o wysokiej skuteczności. Źródłem był oczywiście gramofon, a tym przypadku SME 20. Słyszałem narzekania na dźwięk w tym pokoju, ale zdaje się że dotyczył podstawkowych lamp lutowniczych. Natomiast brzmienie Audio Tekne z dużymi kolumnami miało spore oznaki klasy, chociaż podobnie jak w większości pomieszczeń bas nie był przyjacielem. Zwróciłem też uwagę na nieprawdopodobny stopień gramofonowy, cały pokryty transformatorami w puszkach.
Na tym kończę moją relację, bo można by pisać jeszcze dużo, ale pisanie wyczerpało mnie bardziej, niż wcześniej spacer po tych hotelach. Idę słuchać muzyki, relacja z wystawowego analogu będzie jutro. Koniec i bomba, a kto czytał, ten audiofil.
wasz-
Alek Rachwald