.png.2fedbaeed142d9ffa7ad27f243687120.png)
Muzyka - ocena
Dźwięk - ocena
|
||
O muzyce: | Niewiele brakowało, a bym tą płytkę dotkliwie zglanował. Sięgnąłem po nią pod wpływem samych ochów i achów krytyki i słuchaczy, choć ten nadmiar zachwytów budził też juz jakiś niepokój ;-) Po parokrotnym przesłuchaniu ceda okazało się, że jest nieźle i niby wszystko gra, ale... no własnie - płyta niniejsza ma jedną przykrą przypadłość. Otoż nie ma na niej choćby pół minuty, podczas ktorej nie łapalibyśmy sie mimowolnie na spostrzeżeniu - "zaraz zaraz, przecież już to gdzieś słyszałem". Interpol postanowił bowiem w XXI wieku przywrócić do życia brytyjską nową falę. Nazwa Joy Division ciśnie się na usta przy okazji co drugiego dźwięku. A Bauhaus niewiele rzadziej. Na szczęście skojarzenia wędrują nie tylko w kierunku Wielkiej Brytanii pierwszej połowy lat 80. (czyli klimatów "smutek i nostalgia" albo jak kto woli "jestem sam. nie mam dziewczyny. jest mi niedobrze" ;-) bo oto momentami w 9. utworze jako żywo słyszę przed sobą... Dead Kennedys! Słowem - zżynanie na każdym kroku. A już wokalista jest prawdziwym mistrzem imitacji - w pierwszym utworze śpiewa niemal identycznie jak typ z Coldplay, ale potem już przede wszystkim wciela się zgodnie z duchem muzyki - raz to w Iana Curtisa, a raz Petera Murphy'ego (albo też w specyficzny mix obu tych wokalistów). Aż tu nagle... w połowie 10. utworu zmienia się w nikogo innego jak... Johnnego Lydona, vel. Rottena. Byłem pod wrażeniem, nie ma co - ma gościu talent ;-) I już miałem ochotę znowu zamęczać Was sążnistą mową, że wystarczy tylko zżynać z kogo innego niż wszyscy dookoła, a krytyka padnie na kolana, że jakie czasy takie muzyczne sensacje itp. ględzeniami. Jednak sam nie wiem kiedy i dlaczego... polubiłem Interpol. Może z racji sentymentu do wymienianych wyżej artystów? Poza tym obiektywnie mówiąc - ich kompozycje, mimo oczywistych zapożyczeń, sa całkiem udane i naprawdę mogą się podobać. Może nie zawsze wytrzymałyby konfrontacje z "oryginałami", ale cóż - "nie to miasto, nie ten czas" ;-) To nie jest jednak płyta, która zmienia oblicze rocka, dlatego trochę nie rozumiem, skąd tyle szumu wokół niej (poczytajcie recenzje w sieci). Że się wyróżnia? W potoku bylejakości może i tak.. Ale w sumie to co najwyżej przyjemna reminiscencja nowej fali. Dzięki "Turn on the bright lights" odświeżyłem sobie wieki nie słuchane płytki Joy Division czy Bauhaus. I zaraz wzięło człowieka na wspomnienia... ech.. sentymentalnie się zrobiło. I jak tu nie lubić Interpolu? | |
O dzwięku: | No niestety kiepsko, bardzo kiepsko. Turpistycznie wręcz. Widocznie Interpol zapragnął również brzmieniowo przenieść się dwadzieści kilka lat wstecz. Tyle, że chłopaki przedobrzyli. Bo takie np. "Unknown pleasure" Joy Division ('79 rok) brzmi lepiej. Ba! Nieporównanie lepiej! Na "Turn on the bright lights" w zasadzie tylko przestrzeń jest poprawna, no... nawet powiedzialbym dobra. Poza tym - tragedia. Bas dudni i buczy, a cała reszta niemiłosiernie rzęzi. A weźcie jeszcze poprawkę na to, że piszący te słowa lubi siermiężne, szorstkie garażowe brzmienie. Tak, bo dobrze zrobiony "garaż" może brzmieć... naturalnie i na swój sposób pięknie (nie wierzycie - posłuchajcie produkcji Albiniego, on jest w tym mistrzem). Interpol jednak brzmi, jakby ktoś tu coś specjalnie spieprzył... mniej więcej tak jakby najpierw to celowo byle jak nagrał a potem jeszcze podczas obróbki studyjnej uruchomił dodatkowo funkcję, jakiś filtr czy inne licho - nazwijmy go "garaż" (moze faktycznie jest coś takiego, nie wiem, nie znam się ;-) czyniącą dźwięk jeszcze brzydszym. |
Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe.
Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.
Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.
Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.