Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5844 opinie sprzęt

Test – Hijiri 聖Takumi Maestro i Acrolink Mexcel 7N-PC9700 Porównanie – topowe przewody zasilające.   Dzisiejszy test jest o tyle ciekawy, iż teoretycznie rzecz ujmując obejmuje pojedynek dwóch rodaków. Nie tylko chodzi o wspólny Japoński paszport, ale i bliskość miejsca powstania. Firmy produkujące opisywane przewody znajdują się na Honsiu, największej wyspie Japonii. Gdyby tego było mało, prefektury (województwa), Kanagawa, w której mieści się siedziba Combak Corporation, posiadająca prawa do marki Hijiri, oraz prefektura Chiba, w której zlokalizowany jest Acrojapan Corporation zarządzający Acrolinkiem graniczą ze sobą. Nie tylko geografia łączy te dwa produkty, są też inne cechy wspólne. Przewody adresowane są do tej samej, zaawansowanej grupy odbiorców, mają podobną cenę i specjalistyczną obróbkę materiału, a jak jest z dźwiękiem? Czy ten różni je od siebie, a może i on jest podobny? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej.   Co do budowy i zastosowanych materiałów, obydwaj producenci podają szczątkowe informacje na temat wykonania swoich produktów. O Hijiri Takumi możemy wyczytać, iż został on wykonany wedle zasady „Harmonix Tuning Maestro”, która polega na starannie przeprowadzonej selekcji komponentów przygotowanych jedynie dla tego produktu. Dowiadujemy się również, że zastosowany miedziany przewodnik jest kierunkowy i został wykonany na zamówienie, oraz to, że poszczególne etapy wykonania przewodu prowadzone są ręcznie. Żyły przewodnika osadzone są w izolacji, a na nią nałożono niebisko czarny bawełniany oplot, który pod wpływem ściskania palcami, daje wyraźnie wyczuwalne ruchy materiałowej izolacji - jesteśmy go wstanie delikatnie przesuwać, wskazując jednoznaczne, że ślizgający się bawełniany oplot nie jest na stałe zespolony z przewodem. Na środku przewodu znajduje się prostokątny, drewniany element z ładnie wygrawerowaną nazwą własną. Producent nie podaje informacji czy jego zastosowanie ma charakter jedynie ozdobny czy raczej wpływa odczuwalnie na brzmienie przewodu. Domyślam się, że mimo walorów estetycznych, może chodzić również o niwelowanie wibracji. Zastosowane wtyki to produkty amerykańskiego WattGatea, zaopatrzono je w drewnianą przedłużkę, mającą na celu niwelowanie uciążliwych drgań powstających na przewodzie oraz jego stykach. Acrolink natomiast wykonany jest w firmowej technologii „D.U.C.C Stressfree”, co potwierdzone jest stosownym napisem na samym kablu, na przezroczystej izolacji poliuretanowej. Pod nią znajdują się dwie warstwy poliolefiny monomerycznej. Pierwsza warstwa wewnętrzna dodatkowo zaopatrzona jest w wolfram, strukturę amorficzną oraz proszek węglowy. Przewód ma kolor czerwony o wyraźnej strukturze plecionki. Druga warstwa natomiast posiada elementy antywibracyjne, których nazwy ani specyfikacji producent nie zdradza. Miedz przewodnika zawiera 50 żył o średnicy 0,32 mm i czystości 7N. Obudowa wtyków to połączenie mosiądzu, włókien węglowych i aluminium, same wtyki wykonano z miedzi berylowej i pokryto powłoką rodowane go srebra.   Zanim przystąpiłem do właściwego testu, musiałem pozwolić Acrolinkowi nie tylko się ułożyć w moim systemie, co nawet wygrzać. Przewód do testu dostałem nowy, tydzień po tym jak przybył do Polski. Z Hijiri Takumi Maestro było zgoła inaczej. Przewód dotarł do mnie wygrzany i z tego, co zapewniał mnie dystrybutor, jego łączówka przed wysłaniem na mój adres, zaliczyła przebieg kilkuset godzin pod prądem. Mimo przekazanej informacji, również i ten przewód postanowiłem wpiąć do systemu, celem kilkudniowej akomodacji. Gdy doszło do konfrontacji i właściwego odsłuchu, kombinacje przepięć, jakie wykonałem, porównałbym do żonglerki. Przewody na przemian wpinałem do kondycjonera, do odtwarzacza CD, przedwzmacniacza, a nawet końcówki mocy, zasilanej wprost z gniazdka ściennego. Wszystko po to, aby nie tylko sprawdzić, czy testowane przewody nadają się do każdego z wyżej wymienionych urządzeń, ale przede wszystkim, aby wiedzieć, jakie są dźwiękowe różnice między nimi.   Na pierwszy ogień powędrował repertuar z płyty „Handel Goes Wild” L’Arpeggiata Christiny Pluchar. Muzyka zarejestrowana na tej płycie wykorzystuje inspirowane współczesnym popem partie wokalne oraz zaczerpnięte z jazzu techniki improwizacyjne, które używane są do wykonywania muzyki dawnej. Utwór „Venti Turbini” jest wybuchową mieszanką emocji tworzonych za sprawą połączenia dźwięków klarnetu ze śpiewem sopranistki przy angażującym akompaniamencie pozostałych muzyków zespołu. Celowo przywołuję ten utwór albowiem posiada on wiele drobnych, poszczególnych dźwięków, które podane w odpowiedni sposób tylko potęgują odczuwane doznania emocjonalne. Testowane przewody równorzędnie sprawiły, że dźwięk za ich sprawą stał się jeszcze bardziej namacalny. Ich klasę było słychać od pierwszego puszczonego utworu. Nie potrzebowałem wielu godzin, aby dostrzec ich kunszt i wyrafinowanie. Kluczowym elementem tego odczucia było ożywienie dźwięku oraz energetyczność barw i ich poziom wysycenia. Poprawie uległa również stereofonia. Ze swoimi źródłami pozornymi nabrała otwartości, a przywołane powyżej drobne dźwięki zostały podane w bardziej sugestywny sposób, zyskując na precyzyjniejszym rozlokowaniu w przestrzeni akustycznej.   Góra pasma zdecydowanie się ożywiła, nabrała blasku. Zwróciłem uwagę na bardzo duże bogactwo wybrzmień, które mimo swojej szczegółowości nie starało się dominować, co sprawiło, że otrzymany obraz był dobrze zespolony z ekspresyjnością pozostałej części pasma. Mexcel w porównaniu do Takumi nieznacznie wygładził atak wyższych rejestrów. Jednak nie była to wada, nie tu i nie tym razem. Chodziło zupełnie o coś innego. To trochę jak z dopasowaniem odpowiednich stopek antywibracyjnych pod odtwarzaczem płyt. Kiedy dostajemy to samo widowisko muzyczne, a jednak coś ulega zmianie. Dźwięk nabiera większego zrównoważenia, szlachetności, jest wysoce humanitarny, właśnie tak to dobieram. Powyższe spostrzeżenie potwierdziły utwory grupy Dire Straits z płyty „Brothers In Arms” wydanej w SACD. Perkusja oraz dźwięki gitary elektrycznej podane zostały w punkt, bez żadnego osłabienia wybrzmień. Zaobserwowałem również inne zjawisko. Z Hijiri wydawało się, że kontury dźwięków są idealnie równe i było tak do chwili, kiedy wpiąłem Acrolinka. Pokazał on, że da się zrobić to jeszcze lepiej, i na tle jego odbioru, poprzednia prezentacja miała delikatne rowki czy pofałdowania.   Co do średnicy, obydwa przewody potrafiły wyłuszczyć i zdefiniować na nowo pełne bogactwo dźwięków odpowiedzialnych za ten podzakres pasma. Do uszu dochodziła nie tylko pełna paleta barw, ale i jej odcienie. Taka prezentacja sprawiała, że dźwięk był bardzo energetyczny i angażujący. Hijiri kreował prezentację bardziej do przodu, wychodząc do słuchacza. Chris Jones, w utworze „No sanctuary here” puszczonym z płyty Roadhouses & Automobiles, był o krok bliżej mnie, Acrolink był bardziej powściągliwy, niby nieśmiały, skupiał swoje umiejętności na głębszej eksploracji sceny, budując większą głębie przy tym utworze. Mimo różnicy, jedna i druga prezentacja była genialna. Mimo, że inne utwory również potwierdziły zauważone wnioski, nie czułem dyskomfortu i nie umiałem stwierdzić, którą bym wybrał dla siebie. W utworze „Mud in your Eye” Nilsa Lofgrena z płyty „Acoustic Live” nagranej w SACD, w chwili, w której jeden z muzyków stepuje, dźwięki wydobywające się za sprawą uderzania podeszwy butów o podłoże, łudząco przypominały uderzenia w małe bębenki. Za sprawą Acrolink dźwięki te miały ładne wypełnienie, wybrzmiewały w ciepły, przyjemny sposób muskając uszy. Z Hijiri wypełnienie było płytsze, ale te same dźwięki miały dłuższą nośność.   Tempo w utworze „No mercy” z tej samej płyty było porównywalne w obu produktach. Jeden i drugi przewód budował realne widowisko muzyczne, sprawiając, że noga sama rwała się do podrygiwania. Nie odczułem również spowolnienia regularności rytmu, pogrubienia dźwięków gitary ani utraty nośności. To była ta sama estetyka brzmienia, z delikatnymi różnicami wymienionymi powyżej. W utworze „Keith dont go” pierwsza minuta wybrzmienia gitary, budowała obraz jakby metalowe struny były zawieszone nie nad gitarą, a nad głębokim bębnem, z otworem ciągnącym się w głąb tylko po to, aby w subtelny sposób modulować dźwięki. Z Acrolinkiem szarpnięcia strun były bardzo namacalne i głębokie, Hijiri minimalnie, ale jednak mniej wypełniał tą modulację.   Innymi walorami japońskich przewodów były bas, jego siła, ale i kontrola, wraz z różnicowaniem poszczególnych informacji tego pasma. Świetny rytm, sprawność, siła połączone były z eterycznością, a nawet zwiewnością. W utworze „I Believed in Your” z płyty „An Acoustic live in London” w wykonaniu Skunk Anansie, bas był piorunujący. Żadna z sieciówek, jaką miałem w domu nie dawała takiej jakości na basie. Takumi oraz Mexcel były klasą samą dla siebie. Wrażenie ogromnej masy muzycznej, jaka mnie otaczała, dopełniało zestawienie mieszanki szczegółów z bogactwem harmonicznych. Jedyne, co różnicowało te dwa przewody, to śladowo lepsza kontrola Acrolinka, przejawiająca się tym, że niskie składowe, w niektórych utworach, nie nakładały się na inne dźwięki powodując ich maskowanie.   Kończąc test zastanawiałem się czy, któryś z dwójki prezentowanych przewodów sieciowych zasługuje na samotny byt jako referencja? Myślę, że nie, obydwa przewody są tak samo dobre. Nie mają ściśle określonej specjalizacji, która ograniczałaby ich podpięcie do danego urządzenia. Nie ważne gdzie je wepniemy, czy to prądożerna końcówka mocy, czy delikatny dyskofon, zawsze pokażą klasę. A zatem powstaje pytanie, czy mamy doczynienia z referencją? Z całą pewnością tak, z moją referencją, ale i nie tylko. Myślę, że wielu z Państwa też.


KBL Mirror Master Reference

Test - KBL Mirror Master Reference - Przewód zasilający.   Opisywany przewód należy do najnowszej serii Tricord Power Series, która składa się wyłącznie z trzech kabli zasilających. Mirror Master Reference zajmuje pozycję środkową i charakteryzuje się opracowaną przez KBL-a własną technologią zwaną „Tricord Power”, polegającą na niezależnym poprowadzeniu wszystkich trzech żył: fazowej, neutralnej i uziemiającej. Producent podaje, że taka budowa przewodu zasilającego w znacznym stopniu ogranicza wzajemny wpływ pól magnetycznych na poszczególne żyły, do przygotowania, których wykorzystano miedz monokrystaliczną, zakończoną starannie wyselekcjonowanymi wtykami, wyfrezowanymi z mosiądzu i zaopatrzonymi w korpus z warstwą z włókna węglowego, dla lepszego pochłaniania drgań, oraz ekranowania fal elektromagnetycznych. Styki natomiast wykonano z miedzi tellurycznej i pokryto rodem.   Wnikliwe oględziny niniejszego kabla wskazują na to, że mamy doczynienia z produktem dopracowanym, a nawet luksusowym, w którym nie szczędzono środków potęgujących dostrzeżone wyrafinowanie konstrukcyjne. W porównaniu do innych sieciówek opisywany przewód jest dość ciężki. Wpływ na to mają zastosowane mosiężne wtyki, miedziane przewodniki oraz ilość zastosowanego izolatora separującego poszczególne żyły od siebie jak i środowiska zewnętrznego. Przewód mimo swojej trzy centymetrowej średnicy, mierzonej na wysokości oplotu, jest bardzo plastyczny i z łatwością poddaje się wszelkim formą układania. Przy naciskaniu oplotu, pod palcami wyczuwamy opór, jakby ściskać żelową czy gumową strukturę. Jedynie odcinek przy wtyczkach, zasłonięty koszulką termokurczliwą nie pozwala na żadne wygięcie z uwagi, iż jest całkowicie sztywny i twardy.   Po zakończeniu oględzin przyszedł czas na wypróbowanie przewodu w roli, do jakiej został stworzony. Czyli podpięcia do dedykowanych jemu urządzeń wysoko-prądowych, jakimi są wszelkiego rodzaju wzmacniacze, końcówki mocy, listwy czy kondycjonery. W moim przypadku przewód na zmianę wpinałem do końcówki mocy i kondycjonera sieciowego. A wszystko z uwagi, iż praca z każdym z tych urządzeń, oraz uzyskiwany efekt brzmieniowy, za każdym razem mnie zadziwiał i nie pozwalał na uformowanie jednoznacznych wniosków. Z uwagi na ten fakt, postanowiłem sieciówce dać kilka dni na ułożenie się i zasmakowanie prądu wydobywającego się z gniazdka sieciowego w moim mieszkaniu.   Odsłuchy rozpocząłem od zbioru średniowiecznych pieśni „Llibre Vermell De Montserrat”, Jordiego Savall, zarejestrowanych w formacie SACD. Tak na marginesie to fenomenalna płyta, która z uwagi na swoje walory dźwiękowo-przestrzenne, powinna być obowiązkowym elementem domowej płytoteki każdego wyrobionego melomana. W utworze rozpoczynającym to widowisko muzyczne, będącym pierwszą pozycją na liście, rewelacyjnie został zarejestrowany dźwięk dzwonków. Każdy, kto słyszał tą płytę, doskonale wie, o czym piszę. Instrument ten, sam z siebie jest bardzo dźwięczny, a w niniejszej realizacji potrafi wyraźnie wybrzmiewać na tle pozostałych instrumentów orkiestry.   Z KBL Mirror Master Reference dzwonki nie były tak wyraźnie podane. Można było zaobserwować utratę nośności, przez co straciły swój czar i blask. Pozostałe instrumenty również miały wyraźnie złagodzone krawędzie. Taka prezentacja nie pozwalała czuć każdego dźwięku z osobna. To samo tyczyło się wokali chóralnych, które w znaczny sposób obniżyły swoją artykulację, a ich barwa nie była tak plastyczna jak zazwyczaj. Całe pasmo muzyczne zostało odtworzone w zachowawczy sposób, nie promując żadnego z podzakresów. Należy stwierdzić, iż przewód skłania się raczej w kierunku prezentacji ciepłej niż tej z drugiego końca skali, powodując, iż mi osobiście brakowało trochę więcej „agresji”.   Powyżej zaobserwowane zjawisko potwierdziło się również z muzyką jazzową. Do odtwarzacza powędrowała płyta „Soulville” w wykonaniu Bena Webstera, zarejestrowana w standardzie SACD. Złagodzenie ataku saksofonu w wykonaniu muzyka, będącego jednym z najznakomitszych saksofonistów tenorowych, sprawiło, iż dźwięk tego instrumenty odbierałem jako zamknięty. Wibracje powstające za sprawą wydychanego powietrza w instrument, skrzętnie budowane przez modulację przepływającego powietrza w ustniku, nie posiadały pożądanej drapieżności czy słyszalnej chropowatości. Poziom wysycenia barw został delikatnie osłabiony, co odbiło się na soczystości, ale i walorach przestrzennych.   Po przesłuchaniu jeszcze kilku innych płyt z różnego repertuaru stwierdziłem, że przewód ten prawdopodobnie nie lubi się z moją końcówką mocy i postanowiłem odsłuchy dokończyć na konstrukcji zgoła odmiennej od Passa, a nawet produkowanej na innym kontynencie. Przewód powędrował do japońskiego wzmacniacza zintegrowanego marki Accuphase, modelu E-370. Również i w tej konfiguracji zaobserwowałem pewnego rodzaju uproszczenie przekazu związane z góra pasma, wpływające na wgląd w nagranie i wybrzmienia. Druga strona pasma wcale nie była lepsza. Bas był mniej precyzyjny, szczególnie w zakresie najniższych i średnich składowych. Utwór „Its Your Thing” z albumu “Conversations With Chrystian” w wykonaniu Christiana McBridea, który puszczałem w wersji SACD, prawidłowo odtworzony, posiada wiele sprężystej energii, budowanej za sprawą połączenia tonacji wybrzmień solowego głosu wokalistki oraz sile kontrabasu, jego niskim pomrukom oraz masie, która jest niepowtarzalna dla tego instrumentu. Niestety energia kontrabasu była umiarkowanie zróżnicowana, a podzakres odpowiedzialne za głos wokalistki były lekko ograniczone barwowo, co nie pozwoliło tej prezentacji nabrać wigoru, ożywienia a nawet rumieńców.   Końcowe wnioski, jakie przychodzą mi do głowy, skłaniają mnie do twierdzenia, iż jest to dobry przewód do uspokojenia nazbyt narowistych i suchych systemów, lubiących niekiedy przykuwać uwagę jaskrawo podaną górą oraz dużą i słabo ujarzmioną linią basową. W pozostałych konfiguracjach, szczególnie tych ciepłych, KBL Mirror Master Reference raczej nie odkryje swoich pełnych walorów sonicznych.


Luxman L 430

Sprzęt kupiony z sentymentu do starych dobrych wzmacniaczy tranzystorowych z grupy tzw. ciepło grających. Akurat mam jasno grające kolumny i wraz z Sony ta-f550ES tworzyło słabą parę... Bałem się A9000, grzejącego się w sekcji zasilacza do 90 stopni! i z STK na pokładzie, tfu.... Tak samo Philips FA960 - zaś ten STK, choć opinie ma mniej "gorącego". Accuphase E205 lub E206 niestety poza moim budżetem...   Trafiłem na Luxmana, interesował mnie L410, ale troszkę ta moc wydawała się za mała dlatego czekałem na jakieś sensowne oferty (prócz tej co stoi z 3 lata) i w końcu trafiłem ładną sztukę, w oryginale! Był to szybki zakup w ciemno, nie licząc tutejszych opinii.   Sprzęcik totalnie mnie przeraził swoją wielkością, jest 5,5cm głębszy od Sony. Transformator na zdjęciu wyglądał słabo, ale na żywo zrozumiałem potęgę tego wzmacniacza.   Sprzęcik podłączyłem i byłem zszokowany że nic nie trzeszczy, a szczerze liczyłem na jakieś drobne prace typu przełącznik, potencjometr, elektrolity. Nie zrobiłem nic po dziś dzień, bo nic nie wymagało poprawy... W końcu trafiłem wzmacniacz który gra podobnie do A9000 Grundiga, a mogę być spokojny że nie padnie mi STK, że nie buczy mi trafi, że nie grzeje się STK, sekcja zasilania do 90st C !!! Bardzo mnie dziwi, że nikt nie napisał że jest to tak mądrze skonstruowany sprzęt a przede wszystkim stosunkowo chłodny... Z kolumnami 6ohm osiąga po 6h grania ok 35 stopni i tyle... Taka głupia temperatura może sporo powiedzieć o szybkości zużycia elektrolitów i pierwszych problemów.   Wracając do brzmienia, to w skrócie gra jak A9000, z tym że bas jest moim zdaniem bardziej pełny, dosadniejszy. Mocy mi nie brakuje, daje sobie rade z dobrym wysterowaniem kolumn, a najważniejsze - jest balsamem dla uszu i nerwów.   Bardzo polecam znaleźć jakąś zadbaną sztukę i cieszyć się niezawodnym wzmacniaczem z wspaniałym brzmieniem.


Acrolink 7N-PC9700 Mexcel

Test – Hijiri 聖Takumi Maestro i Acrolink 7N-PC9700 Mexcel, porównanie – topowe przewody zasilające.   Dzisiejszy test jest o tyle ciekawy, iż teoretycznie rzecz ujmując obejmuje pojedynek dwóch rodaków. Nie tylko chodzi o wspólny Japoński paszport, ale i bliskość miejsca powstania. Firmy produkujące opisywane przewody znajdują się na Honsiu, największej wyspie Japonii. Gdyby tego było mało, prefektury (województwa), Kanagawa, w której mieści się siedziba Combak Corporation, posiadająca prawa do marki Hijiri, oraz prefektura Chiba, w której zlokalizowany jest Acrojapan Corporation zarządzający Acrolinkiem graniczą ze sobą. Nie tylko geografia łączy te dwa produkty, są też inne cechy wspólne. Przewody adresowane są do tej samej, zaawansowanej grupy odbiorców, mają podobną cenę i specjalistyczną obróbkę materiału, a jak jest z dźwiękiem? Czy ten różni je od siebie, a może i on jest podobny? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej.   Co do budowy i zastosowanych materiałów, obydwaj producenci podają szczątkowe informacje na temat wykonania swoich produktów. O Hijiri Takumi możemy wyczytać, iż został on wykonany wedle zasady „Harmonix Tuning Maestro”, która polega na starannie przeprowadzonej selekcji komponentów przygotowanych jedynie dla tego produktu. Dowiadujemy się również, że zastosowany miedziany przewodnik jest kierunkowy i został wykonany na zamówienie, oraz to, że poszczególne etapy wykonania przewodu prowadzone są ręcznie. Żyły przewodnika osadzone są w izolacji, a na nią nałożono niebisko czarny bawełniany oplot, który pod wpływem ściskania palcami, daje wyraźnie wyczuwalne ruchy materiałowej izolacji - jesteśmy go wstanie delikatnie przesuwać, wskazując jednoznaczne, że ślizgający się bawełniany oplot nie jest na stałe zespolony z przewodem. Na środku przewodu znajduje się prostokątny, drewniany element z ładnie wygrawerowaną nazwą własną. Producent nie podaje informacji czy jego zastosowanie ma charakter jedynie ozdobny czy raczej wpływa odczuwalnie na brzmienie przewodu. Domyślam się, że mimo walorów estetycznych, może chodzić również o niwelowanie wibracji. Zastosowane wtyki to produkty amerykańskiego WattGatea, zaopatrzono je w drewnianą przedłużkę, mającą na celu niwelowanie uciążliwych drgań powstających na przewodzie oraz jego stykach. Acrolink natomiast wykonany jest w firmowej technologii „D.U.C.C Stressfree”, co potwierdzone jest stosownym napisem na samym kablu, na przezroczystej izolacji poliuretanowej. Pod nią znajdują się dwie warstwy poliolefiny monomerycznej. Pierwsza warstwa wewnętrzna dodatkowo zaopatrzona jest w wolfram, strukturę amorficzną oraz proszek węglowy. Przewód ma kolor czerwony o wyraźnej strukturze plecionki. Druga warstwa natomiast posiada elementy antywibracyjne, których nazwy ani specyfikacji producent nie zdradza. Miedz przewodnika zawiera 50 żył o średnicy 0,32 mm i czystości 7N. Obudowa wtyków to połączenie mosiądzu, włókien węglowych i aluminium, same wtyki wykonano z miedzi berylowej i pokryto powłoką rodowane go srebra.   Zanim przystąpiłem do właściwego testu, musiałem pozwolić Acrolinkowi nie tylko się ułożyć w moim systemie, co nawet wygrzać. Przewód do testu dostałem nowy, tydzień po tym jak przybył do Polski. Z Hijiri Takumi Maestro było zgoła inaczej. Przewód dotarł do mnie wygrzany i z tego, co zapewniał mnie dystrybutor, jego łączówka przed wysłaniem na mój adres, zaliczyła przebieg kilkuset godzin pod prądem. Mimo przekazanej informacji, również i ten przewód postanowiłem wpiąć do systemu, celem kilkudniowej akomodacji. Gdy doszło do konfrontacji i właściwego odsłuchu, kombinacje przepięć, jakie wykonałem, porównałbym do żonglerki. Przewody na przemian wpinałem do kondycjonera, do odtwarzacza CD, przedwzmacniacza, a nawet końcówki mocy, zasilanej wprost z gniazdka ściennego. Wszystko po to, aby nie tylko sprawdzić, czy testowane przewody nadają się do każdego z wyżej wymienionych urządzeń, ale przede wszystkim, aby wiedzieć, jakie są dźwiękowe różnice między nimi.   Na pierwszy ogień powędrował repertuar z płyty „Handel Goes Wild” L’Arpeggiata Christiny Pluchar. Muzyka zarejestrowana na tej płycie wykorzystuje inspirowane współczesnym popem partie wokalne oraz zaczerpnięte z jazzu techniki improwizacyjne, które używane są do wykonywania muzyki dawnej. Utwór „Venti Turbini” jest wybuchową mieszanką emocji tworzonych za sprawą połączenia dźwięków klarnetu ze śpiewem sopranistki przy angażującym akompaniamencie pozostałych muzyków zespołu. Celowo przywołuję ten utwór albowiem posiada on wiele drobnych, poszczególnych dźwięków, które podane w odpowiedni sposób tylko potęgują odczuwane doznania emocjonalne. Testowane przewody równorzędnie sprawiły, że dźwięk za ich sprawą stał się jeszcze bardziej namacalny. Ich klasę było słychać od pierwszego puszczonego utworu. Nie potrzebowałem wielu godzin, aby dostrzec ich kunszt i wyrafinowanie. Kluczowym elementem tego odczucia było ożywienie dźwięku oraz energetyczność barw i ich poziom wysycenia. Poprawie uległa również stereofonia. Ze swoimi źródłami pozornymi nabrała otwartości, a przywołane powyżej drobne dźwięki zostały podane w bardziej sugestywny sposób, zyskując na precyzyjniejszym rozlokowaniu w przestrzeni akustycznej.   Góra pasma zdecydowanie się ożywiła, nabrała blasku. Zwróciłem uwagę na bardzo duże bogactwo wybrzmień, które mimo swojej szczegółowości nie starało się dominować, co sprawiło, że otrzymany obraz był dobrze zespolony z ekspresyjnością pozostałej części pasma. Mexcel w porównaniu do Takumi nieznacznie wygładził atak wyższych rejestrów. Jednak nie była to wada, nie tu i nie tym razem. Chodziło zupełnie o coś innego. To trochę jak z dopasowaniem odpowiednich stopek antywibracyjnych pod odtwarzaczem płyt. Kiedy dostajemy to samo widowisko muzyczne, a jednak coś ulega zmianie. Dźwięk nabiera większego zrównoważenia, szlachetności, jest wysoce humanitarny, właśnie tak to dobieram. Powyższe spostrzeżenie potwierdziły utwory grupy Dire Straits z płyty „Brothers In Arms” wydanej w SACD. Perkusja oraz dźwięki gitary elektrycznej podane zostały w punkt, bez żadnego osłabienia wybrzmień. Zaobserwowałem również inne zjawisko. Z Hijiri wydawało się, że kontury dźwięków są idealnie równe i było tak do chwili, kiedy wpiąłem Acrolinka. Pokazał on, że da się zrobić to jeszcze lepiej, i na tle jego odbioru, poprzednia prezentacja miała delikatne rowki czy pofałdowania.   Co do średnicy, obydwa przewody potrafiły wyłuszczyć i zdefiniować na nowo pełne bogactwo dźwięków odpowiedzialnych za ten podzakres pasma. Do uszu dochodziła nie tylko pełna paleta barw, ale i jej odcienie. Taka prezentacja sprawiała, że dźwięk był bardzo energetyczny i angażujący. Hijiri kreował prezentację bardziej do przodu, wychodząc do słuchacza. Chris Jones, w utworze „No sanctuary here” puszczonym z płyty Roadhouses & Automobiles, był o krok bliżej mnie, Acrolink był bardziej powściągliwy, niby nieśmiały, skupiał swoje umiejętności na głębszej eksploracji sceny, budując większą głębie przy tym utworze. Mimo różnicy, jedna i druga prezentacja była genialna. Mimo, że inne utwory również potwierdziły zauważone wnioski, nie czułem dyskomfortu i nie umiałem stwierdzić, którą bym wybrał dla siebie. W utworze „Mud in your Eye” Nilsa Lofgrena z płyty „Acoustic Live” nagranej w SACD, w chwili, w której jeden z muzyków stepuje, dźwięki wydobywające się za sprawą uderzania podeszwy butów o podłoże, łudząco przypominały uderzenia w małe bębenki. Za sprawą Acrolink dźwięki te miały ładne wypełnienie, wybrzmiewały w ciepły, przyjemny sposób muskając uszy. Z Hijiri wypełnienie było płytsze, ale te same dźwięki miały dłuższą nośność.   Tempo w utworze „No mercy” z tej samej płyty było porównywalne w obu produktach. Jeden i drugi przewód budował realne widowisko muzyczne, sprawiając, że noga sama rwała się do podrygiwania. Nie odczułem również spowolnienia regularności rytmu, pogrubienia dźwięków gitary ani utraty nośności. To była ta sama estetyka brzmienia, z delikatnymi różnicami wymienionymi powyżej. W utworze „Keith dont go” pierwsza minuta wybrzmienia gitary, budowała obraz jakby metalowe struny były zawieszone nie nad gitarą, a nad głębokim bębnem, z otworem ciągnącym się w głąb tylko po to, aby w subtelny sposób modulować dźwięki. Z Acrolinkiem szarpnięcia strun były bardzo namacalne i głębokie, Hijiri minimalnie, ale jednak mniej wypełniał tą modulację.   Innymi walorami japońskich przewodów były bas, jego siła, ale i kontrola, wraz z różnicowaniem poszczególnych informacji tego pasma. Świetny rytm, sprawność, siła połączone były z eterycznością, a nawet zwiewnością. W utworze „I Believed in Your” z płyty „An Acoustic live in London” w wykonaniu Skunk Anansie, bas był piorunujący. Żadna z sieciówek, jaką miałem w domu nie dawała takiej jakości na basie. Takumi oraz Mexcel były klasą samą dla siebie. Wrażenie ogromnej masy muzycznej, jaka mnie otaczała, dopełniało zestawienie mieszanki szczegółów z bogactwem harmonicznych. Jedyne, co różnicowało te dwa przewody, to śladowo lepsza kontrola Acrolinka, przejawiająca się tym, że niskie składowe, w niektórych utworach, nie nakładały się na inne dźwięki powodując ich maskowanie.   Kończąc test zastanawiałem się czy, któryś z dwójki prezentowanych przewodów sieciowych zasługuje na samotny byt jako referencja? Myślę, że nie, obydwa przewody są tak samo dobre. Nie mają ściśle określonej specjalizacji, która ograniczałaby ich podpięcie do danego urządzenia. Nie ważne gdzie je wepniemy, czy to prądożerna końcówka mocy, czy delikatny dyskofon, zawsze pokażą klasę. A zatem powstaje pytanie, czy mamy doczynienia z referencją? Z całą pewnością tak, z moją referencją, ale i nie tylko. Myślę, że wielu z Państwa też.


Harmonix Hijiri 聖 Takumi Maestro

Test – Hijiri 聖Takumi Maestro i Acrolink 7N-PC9700 Mexcel, porównanie – topowe przewody zasilające.   Dzisiejszy test jest o tyle ciekawy, iż teoretycznie rzecz ujmując obejmuje pojedynek dwóch rodaków. Nie tylko chodzi o wspólny Japoński paszport, ale i bliskość miejsca powstania. Firmy produkujące opisywane przewody znajdują się na Honsiu, największej wyspie Japonii. Gdyby tego było mało, prefektury (województwa), Kanagawa, w której mieści się siedziba Combak Corporation, posiadająca prawa do marki Hijiri, oraz prefektura Chiba, w której zlokalizowany jest Acrojapan Corporation zarządzający Acrolinkiem graniczą ze sobą. Nie tylko geografia łączy te dwa produkty, są też inne cechy wspólne. Przewody adresowane są do tej samej, zaawansowanej grupy odbiorców, mają podobną cenę i specjalistyczną obróbkę materiału, a jak jest z dźwiękiem? Czy ten różni je od siebie, a może i on jest podobny? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej.   Co do budowy i zastosowanych materiałów, obydwaj producenci podają szczątkowe informacje na temat wykonania swoich produktów. O Hijiri Takumi możemy wyczytać, iż został on wykonany wedle zasady „Harmonix Tuning Maestro”, która polega na starannie przeprowadzonej selekcji komponentów przygotowanych jedynie dla tego produktu. Dowiadujemy się również, że zastosowany miedziany przewodnik jest kierunkowy i został wykonany na zamówienie, oraz to, że poszczególne etapy wykonania przewodu prowadzone są ręcznie. Żyły przewodnika osadzone są w izolacji, a na nią nałożono niebisko czarny bawełniany oplot, który pod wpływem ściskania palcami, daje wyraźnie wyczuwalne ruchy materiałowej izolacji - jesteśmy go wstanie delikatnie przesuwać, wskazując jednoznaczne, że ślizgający się bawełniany oplot nie jest na stałe zespolony z przewodem. Na środku przewodu znajduje się prostokątny, drewniany element z ładnie wygrawerowaną nazwą własną. Producent nie podaje informacji czy jego zastosowanie ma charakter jedynie ozdobny czy raczej wpływa odczuwalnie na brzmienie przewodu. Domyślam się, że mimo walorów estetycznych, może chodzić również o niwelowanie wibracji. Zastosowane wtyki to produkty amerykańskiego WattGatea, zaopatrzono je w drewnianą przedłużkę, mającą na celu niwelowanie uciążliwych drgań powstających na przewodzie oraz jego stykach. Acrolink natomiast wykonany jest w firmowej technologii „D.U.C.C Stressfree”, co potwierdzone jest stosownym napisem na samym kablu, na przezroczystej izolacji poliuretanowej. Pod nią znajdują się dwie warstwy poliolefiny monomerycznej. Pierwsza warstwa wewnętrzna dodatkowo zaopatrzona jest w wolfram, strukturę amorficzną oraz proszek węglowy. Przewód ma kolor czerwony o wyraźnej strukturze plecionki. Druga warstwa natomiast posiada elementy antywibracyjne, których nazwy ani specyfikacji producent nie zdradza. Miedz przewodnika zawiera 50 żył o średnicy 0,32 mm i czystości 7N. Obudowa wtyków to połączenie mosiądzu, włókien węglowych i aluminium, same wtyki wykonano z miedzi berylowej i pokryto powłoką rodowane go srebra.   Zanim przystąpiłem do właściwego testu, musiałem pozwolić Acrolinkowi nie tylko się ułożyć w moim systemie, co nawet wygrzać. Przewód do testu dostałem nowy, tydzień po tym jak przybył do Polski. Z Hijiri Takumi Maestro było zgoła inaczej. Przewód dotarł do mnie wygrzany i z tego, co zapewniał mnie dystrybutor, jego łączówka przed wysłaniem na mój adres, zaliczyła przebieg kilkuset godzin pod prądem. Mimo przekazanej informacji, również i ten przewód postanowiłem wpiąć do systemu, celem kilkudniowej akomodacji. Gdy doszło do konfrontacji i właściwego odsłuchu, kombinacje przepięć, jakie wykonałem, porównałbym do żonglerki. Przewody na przemian wpinałem do kondycjonera, do odtwarzacza CD, przedwzmacniacza, a nawet końcówki mocy, zasilanej wprost z gniazdka ściennego. Wszystko po to, aby nie tylko sprawdzić, czy testowane przewody nadają się do każdego z wyżej wymienionych urządzeń, ale przede wszystkim, aby wiedzieć, jakie są dźwiękowe różnice między nimi.   Na pierwszy ogień powędrował repertuar z płyty „Handel Goes Wild” L’Arpeggiata Christiny Pluchar. Muzyka zarejestrowana na tej płycie wykorzystuje inspirowane współczesnym popem partie wokalne oraz zaczerpnięte z jazzu techniki improwizacyjne, które używane są do wykonywania muzyki dawnej. Utwór „Venti Turbini” jest wybuchową mieszanką emocji tworzonych za sprawą połączenia dźwięków klarnetu ze śpiewem sopranistki przy angażującym akompaniamencie pozostałych muzyków zespołu. Celowo przywołuję ten utwór albowiem posiada on wiele drobnych, poszczególnych dźwięków, które podane w odpowiedni sposób tylko potęgują odczuwane doznania emocjonalne. Testowane przewody równorzędnie sprawiły, że dźwięk za ich sprawą stał się jeszcze bardziej namacalny. Ich klasę było słychać od pierwszego puszczonego utworu. Nie potrzebowałem wielu godzin, aby dostrzec ich kunszt i wyrafinowanie. Kluczowym elementem tego odczucia było ożywienie dźwięku oraz energetyczność barw i ich poziom wysycenia. Poprawie uległa również stereofonia. Ze swoimi źródłami pozornymi nabrała otwartości, a przywołane powyżej drobne dźwięki zostały podane w bardziej sugestywny sposób, zyskując na precyzyjniejszym rozlokowaniu w przestrzeni akustycznej.   Góra pasma zdecydowanie się ożywiła, nabrała blasku. Zwróciłem uwagę na bardzo duże bogactwo wybrzmień, które mimo swojej szczegółowości nie starało się dominować, co sprawiło, że otrzymany obraz był dobrze zespolony z ekspresyjnością pozostałej części pasma. Mexcel w porównaniu do Takumi nieznacznie wygładził atak wyższych rejestrów. Jednak nie była to wada, nie tu i nie tym razem. Chodziło zupełnie o coś innego. To trochę jak z dopasowaniem odpowiednich stopek antywibracyjnych pod odtwarzaczem płyt. Kiedy dostajemy to samo widowisko muzyczne, a jednak coś ulega zmianie. Dźwięk nabiera większego zrównoważenia, szlachetności, jest wysoce humanitarny, właśnie tak to dobieram. Powyższe spostrzeżenie potwierdziły utwory grupy Dire Straits z płyty „Brothers In Arms” wydanej w SACD. Perkusja oraz dźwięki gitary elektrycznej podane zostały w punkt, bez żadnego osłabienia wybrzmień. Zaobserwowałem również inne zjawisko. Z Hijiri wydawało się, że kontury dźwięków są idealnie równe i było tak do chwili, kiedy wpiąłem Acrolinka. Pokazał on, że da się zrobić to jeszcze lepiej, i na tle jego odbioru, poprzednia prezentacja miała delikatne rowki czy pofałdowania.   Co do średnicy, obydwa przewody potrafiły wyłuszczyć i zdefiniować na nowo pełne bogactwo dźwięków odpowiedzialnych za ten podzakres pasma. Do uszu dochodziła nie tylko pełna paleta barw, ale i jej odcienie. Taka prezentacja sprawiała, że dźwięk był bardzo energetyczny i angażujący. Hijiri kreował prezentację bardziej do przodu, wychodząc do słuchacza. Chris Jones, w utworze „No sanctuary here” puszczonym z płyty Roadhouses & Automobiles, był o krok bliżej mnie, Acrolink był bardziej powściągliwy, niby nieśmiały, skupiał swoje umiejętności na głębszej eksploracji sceny, budując większą głębie przy tym utworze. Mimo różnicy, jedna i druga prezentacja była genialna. Mimo, że inne utwory również potwierdziły zauważone wnioski, nie czułem dyskomfortu i nie umiałem stwierdzić, którą bym wybrał dla siebie. W utworze „Mud in your Eye” Nilsa Lofgrena z płyty „Acoustic Live” nagranej w SACD, w chwili, w której jeden z muzyków stepuje, dźwięki wydobywające się za sprawą uderzania podeszwy butów o podłoże, łudząco przypominały uderzenia w małe bębenki. Za sprawą Acrolink dźwięki te miały ładne wypełnienie, wybrzmiewały w ciepły, przyjemny sposób muskając uszy. Z Hijiri wypełnienie było płytsze, ale te same dźwięki miały dłuższą nośność.   Tempo w utworze „No mercy” z tej samej płyty było porównywalne w obu produktach. Jeden i drugi przewód budował realne widowisko muzyczne, sprawiając, że noga sama rwała się do podrygiwania. Nie odczułem również spowolnienia regularności rytmu, pogrubienia dźwięków gitary ani utraty nośności. To była ta sama estetyka brzmienia, z delikatnymi różnicami wymienionymi powyżej. W utworze „Keith dont go” pierwsza minuta wybrzmienia gitary, budowała obraz jakby metalowe struny były zawieszone nie nad gitarą, a nad głębokim bębnem, z otworem ciągnącym się w głąb tylko po to, aby w subtelny sposób modulować dźwięki. Z Acrolinkiem szarpnięcia strun były bardzo namacalne i głębokie, Hijiri minimalnie, ale jednak mniej wypełniał tą modulację.   Innymi walorami japońskich przewodów były bas, jego siła, ale i kontrola, wraz z różnicowaniem poszczególnych informacji tego pasma. Świetny rytm, sprawność, siła połączone były z eterycznością, a nawet zwiewnością. W utworze „I Believed in Your” z płyty „An Acoustic live in London” w wykonaniu Skunk Anansie, bas był piorunujący. Żadna z sieciówek, jaką miałem w domu nie dawała takiej jakości na basie. Takumi oraz Mexcel były klasą samą dla siebie. Wrażenie ogromnej masy muzycznej, jaka mnie otaczała, dopełniało zestawienie mieszanki szczegółów z bogactwem harmonicznych. Jedyne, co różnicowało te dwa przewody, to śladowo lepsza kontrola Acrolinka, przejawiająca się tym, że niskie składowe, w niektórych utworach, nie nakładały się na inne dźwięki powodując ich maskowanie.   Kończąc test zastanawiałem się czy, któryś z dwójki prezentowanych przewodów sieciowych zasługuje na samotny byt jako referencja? Myślę, że nie, obydwa przewody są tak samo dobre. Nie mają ściśle określonej specjalizacji, która ograniczałaby ich podpięcie do danego urządzenia. Nie ważne gdzie je wepniemy, czy to prądożerna końcówka mocy, czy delikatny dyskofon, zawsze pokażą klasę. A zatem powstaje pytanie, czy mamy doczynienia z referencją? Z całą pewnością tak, z moją referencją, ale i nie tylko. Myślę, że wielu z Państwa też.


Siltech Triple Crown

Test - Siltech Triple Crown Power - przewody zasilające.   Większość przewodów zasilających z jakimi miałem dotychczas styczność, to kable z średnich zakresów cenowych. Zmienił to ostatnio zaprezentowany test porównawczy topowej japońskiej pary - Hiriji Takumi Maestro i Acrolink Mexcel 7N-PC9700. Przewody te zaoferowały cechy, jakich nie udało mi się osiągnąć z tańszą konkurencją. Jednak dzisiejszy bohater sprawia, że tym razem to coś innego. Siltech Triple Crown Power bo o nim mowa, ustawia wysoko poprzeczkę dla konkurencji. Wpływ na to ma poświęcony przez producenta czas na wieloletnie badania i opracowanie własnej technologii, próby laboratoryjne oraz spora ilość godzin spędzonych na odsłuchach. Najważniejszym jednak dla potencjalnego odbiorcy jest efekt końcowy, a zatem wpływ na jakość dźwięku reprodukowanego przez urządzenia zasilane niniejszym przewodem.   Wszystkie dostarczone sieciówki przez krakowskiego dystrybutora, Firmę Nautilus, posiadały długość dwóch metrów, co umożliwiło mi wygodne układanie przewodów wpinanych do systemu, do odtwarzacza CD, preampu, końcówki mocy oraz kondycjonera, nie była to jednak czynność łatwa i szybka. Triple Crown Power, są przewodami dość ciężkimi i trudnymi do układania, o ile pomiędzy ścianą, a stolikiem ze sprzętem, nie posiadamy wolnej przestrzeni przynajmniej na poziomie jednego metra. Pojedynczy przewód zbudowany jest z siedmiu żył srebra we własnej, opatentowanej technologii nanokrystalicznej, skręconych współosiowo, a jego izolacja to wielowarstwowy oplot z materiałów mających za zadanie ochronę przewodnika przed szkodliwym wpływem promieniowania radiowego oraz wibracji. Zewnętrzna część oplotu to niebieska siatka mająca za zadanie zmniejszenie wrażliwości kabla na zarysowania. Konce przewodu zakończone są najwyższym modelem wtyków Furutecha w specyfikacji customowej, wykorzystującej technologie NFC. To, co rzuca się w oczy, to mieniąca się srebrzona plecionka wtyków, osadzona na piezoelektrycznym korpusie i chromowanych pierścieniach. Jest kolorystyczną przeciwwagą do pozłacanych puszek oddalonych o kilkanaście centymetrów w głąb korpusu kabla, które mają na celu potęgować nie tylko walory estetyczne przewodu, ale przede wszystkim współuczestniczyć w walce z uciążliwym wpływem zewnętrznego promieniowania elektrycznego.   Siltech podaje w swoich materiałach technicznych, że kable zasilające mają nieoczekiwanie duży wpływ na reprodukcję muzyki, w przeważającej części efekty te są negatywne i po prostu pogarszają pierwotny dźwięk urządzenia. Inżynierowie Siltecha postawili sobie za cel zbadanie tego zjawiska tak, aby dowiedzieć się, w jaki sposób kabel zasilający powoduje tak wyraźną degradację dźwięku. Odpowiedzią było precyzyjne wyizolowanie interferencji magnetycznych w określonych zakresach częstotliwości. Tak, aby nie miały one wpływu na indukcję pola magnetycznego przewodnika. Albowiem wygenerowane prądy powodują powstawanie silnych harmonicznych w okolicach 100/120Hz do 450/500Hz, zaburzając prawidłowy przebieg ładunków elektrycznych. Eliminacja powyżej opisanego zjawiska pozwoliła całkowicie wyseparować indukowanie zniekształceń i doprowadziła do uzyskania ekstremalnej wydajności i stabilizacji przepływu prądu, co pozwala producentowi gwarantować uniwersalność przewodu w bardzo dużym obszarze roboczym. Wedle twierdzeń producenta, niniejszy kabel, nie ma przeciwskazań do połączeń z obciążeniem o niskiej bądź bardzo dużej mocy oraz z urządzeniami cyfrowymi lub analogowymi.   Przechodząc do brzmienia, na wstępie wspomniałem, że przewody Siltecha to inny wymiar prezentacji. Miałem na myśli różnicę jaką uzyskałem po okablowaniu całego systemu tymi przewodami, włącznie z zasilaniem kondycjonera, w porównaniu do przewodów jakiej posiadam na codzień. Było warto to zrobić, ponieważ wiele aspektów zostało podanych w zupełnie inny sposób niż dotychczas, szczególnie bas. Takiej kontroli i dynamiki to ja jeszcze nigdy nie słyszałem z moich głośników, z żadną inną sieciówką (sieciówkami). Porównanie do używanej na co dzień AZ Gargantuły II pokazało, że kontrola niskich rejestrów, z tej drugiej jest ułomna i dalece odchylona od prawidłowości bezwzględnej, rozumianej jako prawidłowe oddanie impulsu i jego liniowości. Utwory z płyty Angels & Demons w wykonaniu Hansa Zimmera, będące soundtrackiem do filmu o tej samej nazwie, zabrzmiały w inny niż dotychczasowy sposób. Np. dramaturgię utworu "160 BPM" scharakteryzowałbym słowami, siła i potęga z bezwzględną kontrolą. Mimo dominującej przewagi najniższych częstotliwości można było z nieograniczoną wręcz namacalnością uchwycić podanie tak delikatnych dźwięków jak dzwonki. Również i głosy chóru były podane w sposób całkowicie zszyty z resztą pasma, mimo, iż muzyka z tej płyty nie stroni od dominacji najniższych częstotliwości, okraszonych sporą dawką dynamiki. Przewody jakby sprawiały przyspieszenie prezentacji, co oczywiście jest jedynie złudzeniem, ale tak to odbieram słuchając tej płyty. Utwór "God Particale" budował niebywałe napięcie, delikatność dźwięków skrzypieć wybrzmiewała w połączeniu z sejsmiczną siłą najniższych rejestrów, aby po chwili przeistoczyć się w oazę spokoju z ekspresyjną wizją kompozytora zmierzającą ku nowemu wybuchowi - gdybym tylko miał głośniki schodzące jeszcze niżej w pasmie przetwarzania najniższych rejestrów, to uzyskany efekt byłby zapewne bardziej namacalny. Japońskie przewody (Takumi i Mexcel), nie zbliżały się nawet na krok do efektu jaki otrzymywałem w swoim systemie z zasilającymi Triple Crownami. Podobne odczucia, co do całkowitej kontroli nad dźwiękiem, miałem z każdym innym repertuarem muzyki klasycznej, szczególnie zaopatrzonym w duże instrumentarium i chóry. Fenomenalnie nagrana płyta „Pierluigi Da Palestrina - Missarium Liber Prymus” w wykonaniu Accademia Nazionale di Santa Cecilia pod dyrekcją Roberto Gabbiani, nagrana w systemie SACD, charakteryzowała się bardzo wyrazistą lokalizacją instrumentów oraz głosów ludzkich w przestrzeni. Przewody stabilizowały scenę, scalały ją, wszystkie jej proporcje, linie czy bryły obrazu.   Dla Siltechów nie stanowiła również problemu zmiana muzyki na jazzową. Do odtwarzacza powędrowała płyta „Dos” w wykonaniu Enzo Pietropaoli i Eleonory Bianchini, nagrana w SACD. Duet ten stworzył muzykę z połączenia dźwięków kontrabasu i śpiewu wokalistki. Wybór celowo padł na tą płytę z uwagi na kontrabas, przy którym czuć było, że to duży instrument. Najniższe dźwięki rozchodziły się w pomieszczeniu z nie mniejszą kontrolą jak chwilę wcześniej z muzyką klasyczną. Świetnie zostały oddane proporcje instrumentu, natychmiastowość i realność każdego szarpnięcia strun, ich wibracje i siła rezonansu pudła instrumentu, który je wzmacniał. Głos wokalistki dopełniał całości obrazu przez brak jakiegokolwiek rozjaśnienia czy akcentowania sybilantów. Barwa głosu została podana w ciepły i przyjemny sposób, a przy tym całościowo, dźwięk średnicy był całkowicie transparentny w podaniu szczegółów, co tylko dopełniało całokształt prezentacji. Działo się tak zapewne, z uwagi na wyeliminowanie przez Siltecha zniekształceń, które w innych przewodach, przez swoje przybrudzenia, powodują pewną, umowną utratę naturalność dźwięku. Z opisywanym zjawiskiem całkiem niedawno spotkałem się, również przy testowaniu innych przewodów, ale tym razem i z tym kablem, opisywany efekt przechodzi najśmielsze oczekiwania. Dźwięk podany został w całkowicie namacalny i bardziej realistyczny sposób, inne sieciówki przy tym przewodzie są po prostu podają dźwięk z mniejszą paletą barw, są po prostu płaskie.   Na zakończenie warto zapytać czy przewód ma jakieś wady? Być może tak, jednak, aby je identyfikować musiałbym posiadać dużo wyższej klasy system (droższy). Doskonale zdawałem sobie sprawę przy wypożyczeniu, iż Siltech nie zrobił przewodów Triple Crown Power dla klientów, których systemy muzyczne znajdują się na podobnym poziomie jakościowym, co mój system. Opisywana sieciówka to produkt mający zaspokoić gusta osób posiadających najbardziej wyrafinowane zestawy muzyczne na świecie. Zatem powstaje pytanie? Czy jest sens w wpinaniu takiego przewodu w mój Jednak i w moim systemie działay, i to jeszcze jak. Dostajemy gładkość, Jakość basu była wzorcowa, nie brakowało niczego, głębokości, impulsu czy nawet kontroli. Średnica wraz z wysokimi tonami była zawsze rozdzielcza i barwna, zróżnicowana, a wspomniana powyżej holografia sceny. Niesamowite było to, że pojedyncza sieciówki wpinana wpięty do każdego urządzenia potrafił robić to samo, jednak podpięcie wszystkich urządzeń jednocześnie dało efekty, które opisałem powyżej.


NAD C356BEE + DAC

moja opinia po właściwie dwóch latach użytkowania i jest bardzo pozytywna Uwielbiam przebywać ze swoim sprzętem słucham go często z wielką satysfakcją powiedziałbym że nawet z dumą spodziewam się że są lepsze sprzęty nawet wiem o tym Natomiast ucho ludzkie się przyzwyczaja i właściwie póki co nie chce wchodzić w wyższe rejony cenowe


Focal (dawniej: JMLab) 716

Myślę że głośniki które mogą wygrać z dużo droższy mi od siebie i jak to w tej dziedzinie bywa ale należy je dobrze dobrać zwłaszcza ze wzmacniaczem. Nie przepadam za wyglądem połyskliwym, moje wokale są koloru orzecha i bardzo przypominają mi drewno które używane jest do wystroju na przykład


NAD 306

Wzmacniacz jak za te pieniądze bardzo dobry , moim zdaniem słabe pre a podłączenie pod końcówkę daje rewelacyjne efekty Ma się wrażenie że można było odczytać zamysł realizatorski Chyba integra c352 jako całosc gra lepiej Co najmniej o klasę Ale końcówka w 306 gra o klasę lepiej od końcówki młodszego brata


NAD C356BEE + DAC

Zacznę od tego, że opinia jest pisana w bezpośrednim porównaniu do Roksan Kandy K2 słuchane na Focal Aria 906, kable Wireworld Oasis 7, DAC na PCM1794. Nada kupiłem z ciekawości i... pozbyłem się go czym prędzej. Nadowi w porównaniu do Roksana brak rozdzielczości, szczegółowości i zróżnicowania na basie, jakby to powiedzieć... tekstury/faktury dźwięku. Wszystko zaokrągla - nie słychać wybrzmień w obrębie danego dźwięku. Na Roksanie w obrębie basu czuć to zróżnicowanie, wibracje, fakturę. Mocy i wykopu mu nie brakuje, ale co z tego. Dźwięk czysty ale taki lekko zamulony. Bas faktycznie bardzo miękki. Bardzo szybko osiąga duży poziom głośności - trzeba uważać z gałką. Jedyne co na nim fajnie brzmiało to muzyka elektroniczna typu Schiller i jazz (ale też nie wszystko). Miałem wersję nie modyfikowaną w której tryb direct nie odcinał zupełnie korektora barwy. Podejrzewam, że po modyfikacji być może jest trochę mniej mułowato ale na pewno nie na tyle, żeby mi się spodobało. Według mnie można lepiej wydać kasę...


Arcam AVR600

Nie rozumiem negatywnych opinii na temat tego modelu , sprzęt gra rewelacyjnie


NAD C356BEE + DAC

moja opinia po właściwie dwóch latach użytkowania i jest bardzo pozytywna Uwielbiam przebywać ze swoim sprzętem słucham go często z wielką satysfakcją powiedziałbym że nawet z dumą spodziewam się że są lepsze sprzęty nawet wiem o tym Natomiast ucho ludzkie się przyzwyczaja i właściwie póki co nie chce wchodzić w wyższe rejony cenowe


Focal (dawniej: JMLab) 716

Myślę że głośniki które mogą wygrać z dużo droższy mi od siebie i jak to w tej dziedzinie bywa ale należy je dobrze dobrać zwłaszcza ze wzmacniaczem. Nie przepadam za wyglądem połyskliwym, moje wokale są koloru orzecha i bardzo przypominają mi drewno które używane jest do wystroju na przykład


Harman Kardon HK 675

Wzmacniacz w mojej ocenie ciemny, nadaje się do ostro brzmiących kolumn z jaskrawą górą, może jakieś JBL czy Klipsch czy Paradigm. Jak dla mnie brzmienie trochę zbyt ciemne (grał z Grundigami Box 353), średnica przeciętna, szczegółowość zwłaszcza górnych rejestrów słaba. Może nie lubi się z starszym sprzętem? Na plus zwartość i masa dźwięku oraz dynamika. Basu nie brakuje zwłaszcza wyższego. Dźwięk jest nieco napompowany i efekciarski, co może wzbudzać uciechę zwłaszcza na początku. W środku budowa i zastosowane elementy (np. kondensatory 2x12000uF) naprawdę w tej kategorii cenowej budzi respekt. Ogólnie zbiera dobre opinie i dlatego go kupiłem z drugiej ręki. Jednak efekt tak naprawdę zależy od reszty toru, akurat w moim nie pasował. Niemniej ogólnie oceniam go dobrze, w innej konfiguracji mógłby się sprawdzić i rozwinąć skrzydła (bardziej "ostre" i wymagające prądowo kolumny) oraz repertuar z mocną stopą, drum & bas , hip-hop etc.


SME SMSL Sanskrit 6th

Co najmniej klasę lepszy dźwięk od Fiio D3, nie mówiąc już o możliwościach. Warto wymienić standardowy zasilacz na coś lepszego, brzmienie poprawia się wyraźnie. Za tą cenę godny polecenia.


Atoll IN 100

Zachęcony opiniami o rockowym charakterze Atolla, najpierw kupiłem Atoll In 80 SE i wydawał się mi całkiem ok. Później zdecydowałem się kupić 100, gdyż myślałem, że będzie jeszcze lepiej. Niestety, myliłem się. Dźwięk wydawał się mało rozdzielczy. Raził niedostatek góry pasma. Dźwięk - przez zaokrąglony bas - wydawał się, jakby był za jakąś kotarą. Obecny mam Cayin CS-55A i jest dużo lepiej.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.