Skocz do zawartości
IGNORED

Vandermark - Bridge 61 - Alchemia '05


cynamon

Rekomendowane odpowiedzi

Też byłem dzisiaj i bardzo mi się podobało, chociaż wieczór miał dwie odsłony.

 

Pierwszy set rozpoczął się utworem Toma Daisy - poczułem ciarki na plecach, było dobrze. Potem jednak coś się jak dla mnie rozjechało. Jeszcze druga kompozycja NB ciekawa, ale trzecia i kolejne jakoś mnie nie chciały porwać. Koniec seta dynamiczny. Całość chyba mało spójna i wyraźnie rozróżniałem kiedy utwory spółki KV&TM przeplatane były wsadem "nowych".

Czułem też jakąś blokadę, może zmęczenie muzyków, które wstrzymywało energię płynącą do słuchaczy. Był power i dynamika, ale bez takiej furii jaką pamiętam z '04. Pierwszy set przypominał mi Vandermarka z płyt, jakiego mam w domu. Oczekiwałem więcej.

 

Natomiast drugi set to było to. Zespół pokazał nowe oblicze - inne niż V5. Pojawiła się muzyka skupiona i jednocześnie pełna energii. Słuchanie stało się przejmującym doznaniem obcowania z uzewnętrznioną wrażliwością artystów. Fantastyczne przeżycie, do doświadczenia którego przyczyniła się skupiona publiczność. A rewelacyjne"21 miles of black snow" było jak dla mnie ukoronowaniem dzisiejszego koncertu.

Nate McBride okazał się znakomitym basistą. Jego kontrabas we wspomnianej balladzie śpiewał (!).

 

 

Olesie nie dotarli, był jedynie Trzaska, ale mimo, że bardzo cenię Mikołaja, odpuściłem sobie jam. Nie chciałem ryzykować zatarcia wrażenia po 2gim secie.

 

Alchemia unplugged to chyba nieosiągalne wyzwanie dla audiofilizmu :-))) - nie słyszałem sprzętu, który zbliżyłby się do dźwięku z Alchemii.

 

Vandermark zapowiedział powrót do Alchemii. Chętnie znowu to przeżyję.

 

Pozdr,

>Wolę przesłuchać 40 minut Dolphiego,Riversa,Mingusa itd nizli wielu współczesnych(oczywiście nie

>negując ich poziomu-to już bez żartu).

 

No ale na żywo posłuchać to mógłbyś se woleć, ale jakby nie zawsze jest to możliwe ;-)

 

>Podobnie jak w rocku współczesny jazz(zarówno awangarda i gł.nurt) nie posiada tej

>witalności,świeżości i radości grania jak niegdyś.

 

Cóż zrobić... ;-)

Można sie obrazić na współczesność, zaszyć w archiwum i ubolewać, że postać formatu Coltrane'a czy Hendrixa się już nie pojawi. Trudno mi sobie wyobrazić by mogła sie pojawić, ale wybacz, nie przekonuje mnie osobiście taka postawa (choć ją trochę rozumiem, a przynajmniej staram sie ;-)

 

Wracając do tematu - nie da się obronić tezy, że tworczość V. jest 'odgrzewanym kotletem'.

Ze nie slychać tam, ze jednak troche się w muzce przez ostatnie 20-30 lat wydarzyło (niezależnie czy się to komuś podoba czy nie i jaka jest skala popularności, czy lepiej napisać - percepcji tych 'wydarzeń')

 

A w ogóle to niekoniecznie się zgadzam z twoją opinią.

Znasz Davida S. Ware ? (to jest dopiero 'oldskulowe' granie pod Aylera i poznego Trane'a ;-)

Czy nie ma tam witalności? Czy to taka 'wymęczona', pozbawiona radości grania 'gorsza kopia' ww.

Czy to nieświeży 'towar' drugiego czy trzeciego sortu?

Nie sądzę.

 

Owszem, siła oddziaływania jazzu rzecz jasna osłabła, z latami 50. i 60. nie da się tego porównać.

Ale chyba niekoniecznie cała wina jest w tym, że się ten jazz aż tak skiepścił.

Może to też 'perspektywa' sie nieco zmieniła, a nie tylko sam 'obiekt'.

 

Moim zdaniem w tej muzyce ciągle coś się ciekawego dzieje, tyle, że to 'coś' a nie 'COŚ' ;-)

 

Zresztą podobnie sytuacja wygląda z rockiem, ale o tym to już tu parę razy dyskutowano.

 

Nie wiem czy to nie kwestia moich osobistych 'preferencji' na ten moment, ale mam wrażenie, że spośród muzyki, hm... jak ją nazwać by być dobrze zrozumianym przez wiecej niż 2 osoby ;-)

niech będzie - umownie zwanej 'niekomercyjną' (żeby nie było nieporozumień - nie twierdzę, ze 'komercyjność' to jakaś zbrodnia ;-) to właśnie w jazzowej/improwizowanej stagnacji jest stosunkowo najmniej (w porownaniu z elektroniczną czy rockową).

Choć przy tej okazji pokuszę się o uwagę natury ogólniejszej - o ile lata 90. uważam za eksplozję progresywności w muzyce (tej 'dobrej';-) to wraz z nastaniem nowego tysiąclecia mamy jakby impas.

 

Chyba że ulegam podobnej iluzji jak Frank ;)

 

pozdrawiam

Sorry za ten przydługi i bełkotliwy offtopic, tak sie tylko z Frankiem droczę ;-)

Widzę, że juz relacje z 'dziś' sie pojawiają.

 

-> pavabaranov

wiadomo coś kiedy celnicy oddadzą te płyty? (Frank, przyznaj sie, nie pracujesz Ty czasem w tym urzędzie celnym? ;-))

cena 350 zł to już 'wersja oficjalna'?

cynamon>

A warto było zostać. Wprawdzie jam, jak to jam - nie miał nic wspólnego z muzyką z koncertu, jednakże - podobnie jak w zeszłym roku - życzyłbym sobie takich jamów. Może być marmolad;-) Swoją ścieżką to wstyd. Jedynym muzykiem, jaki podjął się grania był facet, który przyjechał z Gdańska. Krakowscy muzycy nie tylko, że licznie nie przyszli na koncert, to jeszcze nikt nie kwapił się by zagrać.

Jeśli bardziej podobał Ci się 2 set, to znaczy, że koncert środowy, był dla Ciebie;-) Więcej tam było właśnie takich klimatów, kompozycji jak z wczorajszego 2 setu.

A dźwięk w Alchemii - istotnie jest dobry. Natomiast przekonuję się, że uchwycić go w nagraniu to wyzwanie nie lada. Myślę, że najwięcej jednak traci się przy nagrywaniu. Co z tego, że mikrofony dobre, jeśli materiał nagrany brzmi zupełnie inaczej niż dźwięk na koncercie.

Przepis na brzmienie Alchemii? Twarde ściany, rozpraszające dźwięk, pomieszczenie niskie, za to dość długie. Podbicie na bodaj 120Hz...;-)

Frank>

">Ciekawość to element niebywale skłaniający do zakupów i odwiedzin sal koncertowych."

IMO - nie sądzę. Zbyt wiele - nawet na tym forum - uzależniających od odpowiedzi, pytań typu: co/jak będą grali? Nie ciekawość zatem, bo wówczas nie interesuję się tym co i jak, ale "czy"?, "w jakiej będą formie"? Ewentualnie - idę na koncert bo jestem ciekaw, mam zaufanie do muzyków, którzy mają wystąpić...

-> pavbaranov

Nie wiem czy do mnie pijesz, ale ja się pytałem tylko ze względu na znajomych, ktorych chciałem troche 'wykorzystać' (zawsze to lepiej sie zrzucić na paliwo w parę osob ;-)

Nie chciałem jednak, zeby im głowy urwało na jakimś 'hardkorze', a nawet po cichu liczyłem, że za to 'wykorzystanie' będą mi potem wdzięczni, zwłaszcza, ze są dość wygłodzeni kulturalnie ;-)

Juz po koncercie wydaje mi się, że pewnie by tak było

nie dali sie namowić, ich strata ;-)

 

Myślę, że Bridge 61 prezentuje większa rozpiętość między repertuarem 'trudnym'/wymagajacym a 'łatwym'/przebojowym niz V5.

Trochę taki 'przekładaniec', ale całkiem strawny ;-)

 

Przed chwilą błysnęła mi myśl - jak ja chciałbym usłyszeć w Alchemii Spaceways Inc.!

(tylko krzesła mogłyby tego nie wytrzymać ;-)

Schooldays i FME też bym nie pogardził

Nillsen-Love rządzi! Choć muszę przyznać, ze Tim Daisy znakomicie sie 'wyrobił' (co zresztą już rok temu dało się stwierdzić)

 

BTW - niedługo na koncertach w Polsce będzie gościł stary dobry znajomy z Vandermark 5, ich ex-drummer Tim Mulvenna (gra w zespole Roba Mazurka)

 

pozdrawiam

>>Choć muszę przyznać, ze Tim Daisy znakomicie sie 'wyrobił' (co zresztą już rok temu dało się stwierdzić)

 

Dla mnie Tim Daisy byl takim czarnym koniem dwoch koncertow na ktorych bylem (wtorek, czwartek). Robi niezwykle postepy techniczne - na pierwszej plycie V5 z jego udzialem, a rowniez rok temu, gral troche tak jakos kwadratowo i nie za czesto potrafil wyzwolic kompletnie swobodne kaskady dzwiekow. W tym roku pokazal niejednokrotnie, ze choc ta 'kwadratowosc' pozostaje jego juz chyba firmowym 'soundem', to prezentuje ja znacznie swobodniej i plynniej, dodajac kolorow grze calego kwartetu. A i w wielu miejscach jego gra zyskala znacznie wiekszy groove, wyrastajac mocno poza czysta motoryke, jaka pamietam sprzed roku.

 

Z innych obserwacji wychodzi mi, ze Vandermark staje sie coraz lepszym klarnecista. Podczas obydwu koncertow jego solowki na klarnecie nalezaly do najlepiej przeze mnie zapamietanych chwil.

 

Pozdrawiam.

rok temu z tego co pamiętam miałem wrażenie, ze T. Daisy trochę sie jednak wyrobił w porównaniu do tego co prezentował na 'Airports for light'

teraz oczywiscie postęp był jeszcze większy, a i jego rola w kreowaniu zdarzeń muzycznych znaczniejsza ;-)

 

 

pozdr

aTom>

Nie, nie piję do Ciebie, czy kogokolwiek. Po prostu uważam, że mało kto na koncert idzie, bo wiedzie go przede wszystkim ciekawość. W ten sposób chodzilibyśmy na wszystkie koncerty w okolicy. Tak się jednak nie dzieje. Wydaje mi się, że przede wszystkim chodzimy na koncerty znanych nam artystów, bo mamy do nich zaufanie, że zagrają coś czego... no właśnie, chyba jednak coś, czego oczekujemy, a nie zaskoczą nas zupełnie. W większym stopniu ciekawość jest motorem zobaczenia któregoś z rzędu już koncertu, szczególnie granego w trakcie cyklu kilku koncertów. Często, w przypadku wykonawców jazzowych sprawdza się i kolejne koncerty dostarczają wciąż nowych wrażeń.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.