Skocz do zawartości
IGNORED

Polityka | archiwum


Ojciec Dyrektor

Rekomendowane odpowiedzi

wladz, 11 Lut 2009, 20:21

 

>pasztecik a może coś się w wgranym w ciebie programie zacięło...to nie możliwe że tylko kobylański

>rydzyk ma rację

 

Nie chciałem ci przerywać tak wspanialej serii, chyba szedłeś na rekord ale muszę: oczywiście TYLKO i zawsze TY masz rację. I oczywiście to jest MOŻLIWE a może nawet konieczne.

 

Tak łatwo cię przygwoździć twoimi własnymi argumentami, że właściwie to ja nie mam żadnej przyjemności.

ale ze nie rokujesz nadzieje na kontakt z nasza cywilizacja to lecmy dalej.Wszystkie nazwiska powyzsze sa BARDZO POLSKIE.zarowa.A kto tak sie zabezpieczal a nawet dorabial sobie do nazwiska BARDZO polskiego- polskie pochodzenie???Otoz PUPKIN to nazwisko prawdziwe zyda znad donu z rosji zarowa ,a wlasciwe Fiodor PUPKIN wel nowak.Jego syn to juz nie pupkin... ale putin.Honker to zyd niemiecki z rosyji ktory przybral nazwisko honecker.A wszyscy ONI spotkali sie , a tak naprawde przyslani zostali przez Wielka rosje i stalina do tworzacego sie NRD.Tam ze stasia splodzili tzn honker niejakiedgo rydza.malego fiuta.o tym juz wiesz ale wylania sie nazwisko...... wolniewicz.Ale to jest juz tak ciekawa historia... ze o tem potem.

  • Redaktorzy

"Strącenie z głowy i podeptanie biretu, pozrywanie guzików od sutanny i pasa i co tam jeszcze taki-owaki ma. Wszystko oczywiście w ceremonialnej formie, przed jakąś katedrą i w przytomności oficjeli archidiecezji oraz publiczności."

 

 

Żeby zrealizować te swoje najskrytsze marzenia, powinieneś stanowczo zostać papieżem. A na razie, jak by ci tu pomóc? Co powiesz o białych myszkach i folii aluminiowej?

  • Redaktorzy

Nawiasem mówiąc:

 

"Kierownictwo Telewizji Polskiej jest zaskoczone faktem, że powszechnie szanowany przedstawiciel Kościoła Katolickiego, Jego Ekscelencja Arcybiskup Józef Życiński publicznie odnosi się do zmian kadrowych w tej spółce" - oświadczyła TVP."

 

 

Otóż to, co kierownictwo Telewizji Polskiej nazywa "tą spółką", gdzieniegdzie jeszcze przez roztargnienie nazywane jest telewizją publiczną. Wypowiadanie się o telewizji publicznej nie powinno budzić zdziwienia. Co innego, oczywiście, wypowiadanie się o jakiejś spółce. Wynika z tego, ze chyba telewizję w międzyczasie sprywatyzowano, tylko prezes zapomniał o tym poinformować.

Oto moja odpowiedź!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

alez mi ucieklo to wspaniale nazwisko ...maciarewicz pan.zarowa to osobny temat.godzinny.jak opisze ci tego bohatera to zostanie po nim tylko...broda.ale to innym razem jak ladnie wejdziesz i powiesz...dzien dobry.muls.

Gość

(Konto usunięte)

...Po rozmowie z premierem Donaldem Tuskiem szef PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że to spotkanie było krokiem w stronę ustaleń podjętych na kongresie PiS. To "zakończenie stanu wojny - który na pewno Polsce nie służy...

 

muls!...MULS!!!...podejdź do płota jak i ja podchodzę...

jacch prapremiera drugiej część PiS wersji "Aniołków Charliego"

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Redaktorzy

My tu o głupstwach... To może wkleję dla odmiany interesujący tekst. Uwaga - długie:

 

 

Hans Magnus Enzensberger*

 

O radykalnym przegranym

 

Fundamentaliści islamscy nie szukają dobrych rozwiązań dla świata arabskiego. Chcą śmierci niewiernych i odszczepieńców

 

IX.

 

Pochodzący z Indii muzułmański poeta Husajn Hâl^ już w 1879 r. ubolewał w słynnym eposie "Odpływ i przypływ islamu" nad kryzysem cywilizacji arabskiej:

 

"Historycy, którzy prowadzą badania

mają wspaniałe metody naukowe

zgłębiają światowe archiwa

i powierzchnię ziemi -

to Arabowie rozpalili im serca

Arabowie nauczyli ich szybkiego kroku.

Słowem, wszelka sztuka związana z religią i państwem

przyrodoznawstwo, teologia, matematyka, filozofia

medycyna i chemia, geometria i astronomia

polityka, handel, architektura, rolnictwo -

gdziekolwiek je badacie

natraficie na ich ślady.

Zadeptano wprawdzie ogród Arabów

ale świat jeszcze opiewa Arabów

wszystko się zieleni od deszczu Arabów

na wszystkich ludzi spływa dobrodziejstwo Arabów.

Narody, które są dzisiaj koroną wszystkiego

pozostaną Arabom na zawsze wdzięczne. (...)

Brak uznania wśród narodów i znaczenia na konferencjach

brak ufności wśród swoich i zwartości wobec obcych

letarg temperamentów, pycha umysłów

nikczemność fantazji, odraza do cnót

wrogość pod maską, na pokaz przyjaźń

wyrachowana pokora, wyrachowane pochlebstwa

Nie jesteśmy rządzącymi, którzy budzą zaufanie

nie okazujemy dumy wobec dworu

nie zasługujemy na szacunek w nauce

nie wyróżniamy się w rzemiośle i przemyśle."

 

Od czasów tego poety sytuacja społeczeństw arabskich bynajmniej się nie poprawiła. Świadczy o tym jedno z najobszerniejszych opracowań, jakie poświęcono temu tematowi - często cytowany, ale rzadko traktowany z należną powagą "Arab Human Development Report", materiał z lat 2002-04, który powstał na zlecenie ONZ. Warto zaznaczyć, że tekst napisali autorzy arabscy z egipskim socjologiem Naderem Ferganym na czele. Nie chodzi więc o zewnętrzny, zachodni punkt widzenia, lecz o brawurowy akt samokrytyki - nawet jeśli religijny wymiar problemu został w nim potraktowany z wielką ostrożnością, co akurat - biorąc pod uwagę klimat panujący wśród opinii publicznej świata islamskiego - świetnie można zrozumieć.

 

Zbadano 22 państwa członkowskie Ligi Arabskiej liczące 280 mln mieszkańców. Naturalnie nie sposób zreferować tu szczegółowo tego obszernego raportu. Jego rdzeń stanowi "Human Development Index", który uwzględnia takie parametry, jak: oczekiwania życiowe, edukacja szkolna, dochód na głowę mieszkańca i poziom alfabetyzacji. Wnikliwiej zajęto się czterema kwestiami: sprawą wolności politycznej, pomyślności gospodarczej, edukacji i wiedzy oraz sytuacją kobiet. We wszystkich tych dziedzinach odnotowano niedostatki o poważnych następstwach, a diagnozę tę oparto na bogatych danych statystycznych.

Pod względem wolności politycznej państwa arabskie plasują się na ostatnim miejscu wśród regionów świata, nawet za czarną Afryką. To samo dotyczy gospodarki. Mimo nadzwyczajnych zysków z handlu ropą kraje arabskie osiągnęły wynik drugi od końca - tylko w Afryce wygląda to jeszcze bardziej ponuro. Na badania i rozwój państwa arabskie wydają 0,2 proc. produktu krajowego brutto i jest to jedna siódma przeciętnej światowej. Osobliwie przedstawia się też zacofanie w sferze transferu wiedzy. Udział książek wydawanych w świecie arabskim wynosi około 0,8 proc. produkcji światowej. Liczba przekładów z innych języków, które opublikowano tam od czasów kalifa al Mamuna (813-833), a więc w ciągu 1200 lat, odpowiada wielkości rocznej produkcji w dzisiejszej Hiszpanii. Podobne blokady opisuje raport, mówiąc o pozycji kobiet w społeczeństwie. Tu także dystans w stosunku do innych regionów świata jest znaczny; jedynie czarna Afryka ma odrobinę gorsze wskaźniki niż państwa Ligi Arabskiej. Dla przykładu - co druga arabska kobieta nie potrafi czytać i pisać.

 

X.

 

Tyle o status quo. Badanie, które ogranicza się do migawkowego, opartego na suchych faktach opisu stanu rzeczy, nie potrafi oczywiście odpowiedzieć na wszystkie pytania, które z niego wynikają.

 

Najdokuczliwsze z nich brzmi: jak doszło do schyłku cywilizacji, z której wyłoniła się religia światowa - islam? Swój największy rozkwit osiągnęła ona, jak wiadomo, w epoce kalifatu. Znacznie przewyższała wtedy Europę pod względem militarnym, ekonomicznym i kulturalnym. Ta epoka sprzed ośmiuset lat nadal odgrywa centralną rolę w zbiorowej pamięci świata arabskiego. Często przebóstwia się ją w idyllę i wysławia jako zwróconą wstecz utopię.

 

Od tamtej pory potęga, prestiż, kulturalne i ekonomiczne znaczenie Arabów znalazły się na równi pochyłej. Tak bezprzykładny upadek stanowi zagadkę i do dziś wywołuje dotkliwe bóle fantomowe.

 

Nie jest łatwo wejść w położenie zbiorowości, która przeżyła taki schyłek, trwający całe stulecia. Nic dziwnego, że odpowiedzialnym zań najchętniej czyni się wrogi świat zewnętrzny. Wedle tej wykładni winę ponoszą wyłącznie tworzący długą listę agresorzy: Seldżucy, krzyżowcy, Mongołowie, Hiszpanie, mamelucy, Osmanowie, Francuzi, Brytyjczycy i Rosjanie. Dziś o mizerię świata arabskiego obwinia się przede wszystkim "wielkiego szatana", czyli imperium amerykańskie i Żydów.

 

Wszelako nie jest całkiem jasne, dlaczego inne społeczeństwa - takie jak indyjskie, chińskie czy koreańskie - które nie mniej cierpiały pod panowaniem agresorów i też zaznały gwałtów oraz grabieży ze strony obcych potęg, nie podzieliły losu świata arabskiego. Jak to się stało, że potrafiły z sukcesem stawić czoło wyzwaniom nowoczesności i odgrywają ważne role w skali planetarnej?

 

Nieodparcie nasuwa się więc pytanie o endogeniczne przyczyny arabskiego schyłku. Dopóki nie będzie na nie odpowiedzi, nadzwyczajne zaległości polityczne, naukowe, techniczne i ekonomiczne świata arabskiego pozostaną niewyjaśnione i niewyjaśnialne.

 

Nie brakowało prób wykrycia historycznych przyczyn tych zaległości. Jedną z najnowszych prac na ten temat jest rozważne i przytomne studium Dana Dinera "Versiegelte Zeit. Über den Stillstand in der islamischen Welt" ("Zalakowany czas. O zastoju w świecie islamskim"). Punktem wyjścia jest tu zanikający w społeczeństwach arabskich kapitał wiedzy. Na przykładzie historii druku Diner objaśnia brak samoorganizacji opinii publicznej. Od XV wieku islamscy znawcy prawa sabotowali wprowadzenie prasy drukarskiej. Powoływali się na dogmat, zgodnie z którym obok Koranu nie mogą istnieć inne książki. Dopiero z trzechsetletnim opóźnieniem powstała pierwsza drukarnia, która wydawała książki pisane po arabsku. Następstwa tej zwłoki dla nauki i techniki w regionie są odczuwalne do dzisiaj. W ciągu ostatnich czterystu lat Arabowie nie dokonali żadnego godnego wzmianki wynalazku. Rudolph Chimelli cytuje zdanie irackiego autora: "Gdyby w XVIII wieku jakiś Arab wynalazł maszynę parową, nigdy nie zostałaby ona zbudowana". Żaden historyk temu nie zaprzeczy, a statystyka patentowa czasów obecnych pozwala przypuszczać, że do dziś niewiele się w tej mierze zmieniło.

 

Deficyt wiedzy w cywilizacji arabskiej miał namacalne następstwa. Już w XVI wieku Europejczycy dzięki swojej przewadze technicznej wycięli flotę arabską - z brzemiennym skutkiem dla dominacji na morzu i handlu dalekomorskiego. Także infrastruktura krajów arabskich aż do XIX stulecia nie przewyższyła poziomu średniowiecznego - około 1800 r. na arabskim wschodzie nie było właściwie dróg i pojazdów kołowych. Długie szlaki, parowce, kolej, zaopatrzenie w wodę, prąd i gaz, porty, mosty, środki łączności i publiczna komunikacja - wszystko to budowały i instalowały dopiero firmy europejskie, wykorzystując żałośnie opłacaną tubylczą siłę roboczą.

 

Nawet pasożytnicze państwa naftowe, które żyją ze swojej renty gruntowej, muszą ściągać technikę z zagranicy - bez zachodnich geologów, specjalistów od wierceń i znawców procesu technologicznego, bez tankowców i rafinerii nie byłyby nawet w stanie eksploatować własnych zasobów. W tym sensie również ich bogactwo jest przekleństwem, które stale przypomina im o istniejącej zależności. Bez wpływów za ropę naftową ekonomiczna wydajność całego świata arabskiego waży dziś mniej niż produkcja pewnego fińskiego koncernu telefonicznego.

 

Także jeśli chodzi o instytucje polityczne, świat arabski okazał się nietwórczy. W wielu krajach korupcja, klientelizm i siłowo rozstrzygane waśnie mają charakter endemiczny. Importowane formy nacjonalizmu i socjalizmu nigdzie się nie sprawdziły, a impulsy demokratyczne zwykle dusi się w zarodku. Wprawdzie metody ucisku przyjęte w państwach arabskich mogą wyrastać z tradycji orientalnej despotii, ale i na tym polu w roli niezastąpionych mistrzów wystąpili niewierni. To oni wymyślili i wyeksportowali cały oręż - od pistoletu maszynowego do gazów bojowych - jaki znalazł zastosowanie w świecie arabsko-islamskim. Jego władcy przestudiowali i przejęli również metody znane z GPU i gestapo.

 

XI.

 

Oczywiście takie ryczałtowe konstatacje mogą dotyczyć tylko stanu całościowego. Nie mówią nic o indywidualnych zdolnościach Arabów, które jak wszędzie na świecie rozkładają się zgodnie z normalnym procesem genetycznym. Kto jednak wypowiada samodzielne opinie, ten w wielu państwach Maghrebu i Bliskiego Wschodu naraża swoje życie. Dlatego wielu najlepszych naukowców, techników, pisarzy i myślicieli politycznych żyje na wygnaniu. Według danych zawartych w „Arab Human Development Report” wyemigrowało 23 proc. wszystkich arabskich inżynierów, połowa arabskich lekarzy i 15 proc. przyrodoznawców. Co czwarty spośród 300 tys. absolwentów szkół wyższych w semestrze 1995/96 zdążył już opuścić swój kraj. Ten brain drain [drenaż mózgów] można porównać z wypędzeniem żydowskich elit z Niemiec lat 30. i zapewne będzie on miał równie dalekosiężne skutki.

 

Jeszcze głębiej zakorzenione w dziejach arabskich są problemy, które wiążą się z pozycją kobiet. Trudno zmierzyć następstwa, jakie dla rozwoju społecznego ma sytuacja, gdy połowa ludności podlega daleko idącym ograniczeniom - nie tylko w sferze edukacyjnej i w życiu zawodowym. Koran jest tu jednoznaczny: "Mężczyźni stoją nad kobietami - głosi sura 4:34 - ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi (...) I napominajcie te, których nieposłuszeństwa się boicie, pozostawiajcie je w łożach i bijcie je! A jeśli są wam posłuszne, to starajcie się nie stosować do nich przymusu" [tłum. Józef Bielawski, za: Koran, Warszawa 1986]. Te reguły niewątpliwie wywodzą się z tradycji przedislamskich. Obowiązują jednak do dziś, o czym świadczy prawo rodzinne, spadkowe i karne szariatu, który niezmiennie wyznacza miarę w ustawodawstwie większości krajów arabskich.

 

Christine Schirrmacher i Ursula Spuler-Stegemann opublikowały rzetelne wprowadzenie do owej praktyki prawnej "Frauen und die Scharia. Menschenrechte im Islam". Generalnie według tej wykładni kobiety uchodzą za ludzi drugiej kategorii. Ujawnia się to w prawie rozwodowym, a także w tym, że zeznanie kobiety przed sądem ma wartość o połowę niższą niż zeznanie mężczyzny. W przypadku gwałtu winę przypisuje się kobiecie, dopóki nie ma dowodu na przeciwną interpretację - zakłada się, że kobieta swoim zachowaniem zachęciła mężczyznę. Przemoc w rodzinie nie podlega sankcjom. Żeby być uczciwym, trzeba jednak dodać, że prawa szariatu nie stosuje się jednakowo we wszystkich krajach muzułmańskich. Na przykład król Maroka Mohammed VI zainicjował w ostatnich latach zasadnicze zmiany w prawie rodzinnym i małżeńskim; na uniwersytetach irańskich studiuje więcej kobiet niż mężczyzn; w Turcji formalnie pozbawiono szariat mocy prawnej; w Palestynie, a zwłaszcza w Libanie wiele kobiet korzysta z praw politycznych i zawodowych. Wszelako Christine Schirrmacher cytuje wyrok sądu kasacyjnego w Tunezji: "Razy i lekkie rany zadane kobiecie przez małżonka należą do natury normalnego pożycia małżeńskiego". W zestawieniu z takimi normami spór o chusty na głowie wygląda na próbę odwrócenia uwagi. W sumie wolno zakładać, że dyskryminacja kobiet, obok słabości kultury intelektualnej, ponosi główną winę za niedorozwój społeczeństw arabskich.

 

XII.

 

Tyle obiektywnych ustaleń. Bardziej rozstrzygające niż wszystkie fakty ujmowane w statystykach jest jednak pytanie, w jaki sposób się owe fakty przyjmuje, jakim ocenom i refleksjom się je poddaje. Łatwo pojąć, że ludzie dotknięci całkowitą ekonomiczną, techniczną i intelektualną zależnością od "Zachodu" z trudem ją znoszą. A nie chodzi tu o abstrakcję. Wszystko, co determinuje życie codzienne w krajach Maghrebu i Bliskiego Wschodu - każda lodówka, telefon, gniazdko elektryczne i śrubokręt, nie mówiąc o wytworach wysokiej technologii - stanowi dla każdego Araba, który nie stroni od namysłu, nieme upokorzenie.

 

Na dodatek zaznawaną w ten sposób sytuację ludzi przegranych wyostrza silnie pewien czynnik kulturalny. Ta sytuacja koliduje bowiem frontalnie z tradycyjnym, troskliwie pielęgnowanym obrazem własnym. Czyż supremacji arabskich muzułmanów nad wszystkimi innymi społeczeństwami nie zagwarantowała siła wyższa? "Wy jesteście najlepszym narodem, jaki został utworzony dla ludzi" [tłum. Józef Bielawski] - głosi Koran (3:110) i w niedwuznacznych słowach nakazuje przeforsować tę inherentną wyższość: "Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą (...) tych, którym została dana Księga [chodzi o żydów i chrześcijan] - dopóki oni nie zapłacą daniny własną ręką" (9:29). Ponieważ wymóg ten został zawarty w świętym tekście, ma on absolutną moc obowiązującą i nie podważa go żadne doświadczenie.

 

Bernard Lewis opisuje, jak przekonani o własnej wyższości Arabowie już w dawnych czasach skłonni byli okazywać innym narodom brak zainteresowania i pogardę. Cytuje autorytety z X i XI wieku, które o narodach Północy mówią, co następuje: "Brakuje im gorących serc, ich charakter jest grubiański, intelekt tępy, ciała niezdarne, maniery nieokrzesane, a języki nieruchawe. (...) Te pośród nich, co żyją najdalej na Północy, najbardziej są głupawe, dzikie i nieczułe". Inne źródło podaje: "Brak im bystrości i jasności umysłu, a władzę nad nimi sprawuje niewiedza i błazeństwo, ślepota i głupota". W świetle klasycznej arabskiej kultury wysokiej oceny te wydają się zrozumiałe.

Problem polega jednak na tym, że trwa się przy nich tym bardziej uparcie, im bardziej bezspornie zdementowała je rzeczywistość historyczna. Coraz mniej uzasadniona pycha Arabów już w epoce wielkich odkryć powodowała fatalne błędy w ocenach. Po prostu nie przyjmowali oni do wiadomości coraz bardziej oczywistej globalizacji morskiej i podboju Nowego Świata przez Europejczyków, co miało fatalne skutki dla arabskiego handlu i ekonomii. Również szok wywołany inwazją Napoleona w Egipcie i kolejne klęski w niczym nie zmieniały tej postawy. Wielu Arabów wyznaje ją do dziś.

 

Zatem najświętsze przepisy Koranu okazały się teologiczną pułapką. Oczywiście niepodobna ich pogodzić z normami ustrojowymi nowoczesności. Gdy jednak wiceprzewodniczący Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie mówi, że wedle prawa islamu żaden niemuzułmanin nie może panować nad muzułmaninem, to wyraża przekonanie, które w świecie arabskim jest szeroko rozpowszechnione.

 

XIII.

 

Oczywiście przekonanie o własnej wyższości nie jest czymś specyficznym, co wyróżnia mentalność arabską. Europejczycy i północni Amerykanie ani trochę nie ustępują pod tym względem innym kulturom. Natomiast dwa czynniki dodają temu przekonaniu Arabów osobliwej energii. Po pierwsze, wiara we własną supremację ma fundament religijny. Po drugie, koliduje ona z niedostrzeganą własną słabością. To prowadzi do narcystycznej urazy, która domaga się kompensacji. Toteż wytykanie win, spiskowe teorie i projekcje wszelkiego rodzaju należą do zasobu emocji zbiorowych. Gdyby dać im wiarę, wrogi świat zewnętrzny ma tylko jeden cel - upokorzyć arabskich muzułmanów.

 

Ze skrajnym wyczuleniem reaguje się więc na każdą domniemaną bądź prawdziwą zniewagę. Nie jest tajemnicą, jak łatwo instrumentalizować tego rodzaju drażliwość. Każdy kolektyw przegranych szybko popada w stan pobudzenia, który można wykorzystać politycznie. Jakkolwiek błahy czy śmieszny może się wydać pretekst, pokusa, by zbić na nim kapitał polityczny, okazuje się nie do odparcia dla wszystkich reprezentantów interesu strategicznego.

 

Tym, czego w żadnej mierze nie respektuje się w konfrontacjach generowanych przez tę mentalność, jest elementarna zasada wzajemności. Oto istnieją dwa uczucia zupełnie nieporównywalne - własne i właściwe dla innych. Ranić uczucia niewiernych - to należy do codziennego zestawu ćwiczeń. (Notabene już samo słowo "niewierni" daje do myślenia: najwyraźniej nie jest tak, że wyznawcy religii nieislamskich wierzą w coś innego, lecz że nie wierzą w nic). Obrażanie inaczej myślących należy do standardowego repertuaru mediów islamskich. Pokazywanie Ariela Szarona, który za pomocą siekiery w kształcie swastyki szlachtuje dzieci palestyńskie - to rzecz normalna. Z drugiej strony świat arabski okazuje oburzenie, gdy drwi sobie z niego jakiś karykaturzysta. Budowę meczetów na całym świecie traktuje się jako niezbywalne prawo - budowa kościołów chrześcijańskich w wielu krajach arabskich jest nie do pomyślenia. Propaganda wiary islamu to święty nakaz - misja innych religii uchodzi za zbrodnię. Już samo posiadanie Biblii w Arabii Saudyjskiej jest karalne. Samozwańczy kalif piętnuje decyzję o wydaleniu go z pewnego kraju jako uchybienie prawom człowieka. Wielu muzułmanów pochwala natomiast apel o to, by zamordować odszczepieńczego powieściopisarza. Hasła typu: "Śmierć niewiernym (Amerykanom, Duńczykom, Niemcom itd.)" traktuje się jako prawomocne formy protestu, które każdy musi przyjąć ze zrozumieniem. Z grymasem urażonej niewinności kaznodzieje nienawistnicy żądają swobody wyrażania opinii, której likwidacja pozostaje ich zdeklarowanym celem. Wysadzenie w powietrze posągów Buddy w prowincji Bamjan uchodzi w Afganistanie za czyn miły Bogu; żaden odwet ze strony Tajlandii czy Japonii chyba jednak nie nastąpił. Skoro tylko ma zostać wyświetlony film krytykujący islamskie obyczaje, pospólstwo stawia się na baczność i rozpoczyna kanonadę śmiertelnych gróźb. Donośnie żąda się szacunku dla siebie, innym go nie okazując. Podczas gdy skargi na dyskryminację muzułmanów w diasporze są na porządku dziennym, dyskryminacja "niewiernych" i kobiet przez muzułmanów rozumie się sama przez się.

 

XIV.

 

Oburzać się na łamanie zasady wzajemności - to strata czasu. Kto traci z tego powodu nerwy, jest sam sobie winien. Dopóki rzecz się sprowadza do zniewag i absurdalnych żądań, lepiej reagować z niewzruszonym spokojem, pozostawiając krzykaczy i podżegaczy ich własnej paranoi. I tak są odporni na argumenty, można więc sobie darować analizę ich jałowych, w kółko powtarzanych haseł.

 

Gdy jednak dochodzi do podpaleń, porwań zakładników i mordów, pomóc może tylko monopol na użycie przemocy, jakim dysponują policja i wymiar sprawiedliwości. W tym punkcie "dialog" - wysławiany jako uniwersalne lekarstwo - okazuje się samooszustwem. Szczególnie liberalne społeczeństwa, takie jak holenderskie, musiały się przekonać, że taktyka bagatelizowania i uśmierzania nie tamuje konfliktów z wrogimi imigrantami, lecz je zaostrza. Sprzyjają one rozkwitowi partii prawicowo-populistycznych i eskalacji przemocy.

 

Każdego, kto dochodzi do takich wniosków, natychmiast raczy się argumentem, że to ryczałtowy osąd. Takie są naturalnie wszelkie wypowiedzi dotyczące kolektywu - na przykład ludzkości; alternatywą byłby rejestr obejmujący każdego mieszkańca planety, z dołączoną indywidualną sylwetką i testem DNA potwierdzającym jego wyjątkowość. Ludziom, którzy żądają czegoś podobnego, należy wbić do głowy bardzo proste zdanie, oczywiste dla każdego człowieka obdarzonego rozumem: nie wszyscy muzułmanie są Arabami, nie wszyscy Arabowie są przegrani, nie wszyscy przegrani są radykalni.

 

Z drugiej strony nie jest tak, że podburzona hałastra wykonuje po prostu rozkazy jakiegoś prezydenta czy uczonego w piśmie. Jak powiada Wolfgang Sofsky, "dyktatury potrafią mobilizować wielotysięczne tłumy tylko wtedy, gdy ludność sama jest gotowa do ataku. Bądź co bądź, według szacunków, armia wojowniczych dżihadystów liczy na całym świecie okrągłe siedem milionów ludzi". Zapewne nie sposób dowieść empirycznie prawdziwości tej liczby. Trzeba jednak żałować pozostałych, pokojowo nastawionych muzułmanów, którzy niewątpliwie stanowią większość. Ofensywa islamistów stawia ich w trudnym położeniu. Niemal nieuchronnie następuje u nich rozszczepienie świadomości. Według ankiety z 2004 r. aż 60 proc. brytyjskich muzułmanów chciałoby żyć zgodnie z zasadami szariatu, co oznacza, że nie zamierzają oni respektować praw swego kraju. Już z tego powodu muszą mieć problem z jasnym odcięciem się od podżegaczy, którzy zresztą bynajmniej nie biorą pod uwagę ich interesów. A zatem...

 

XV.

 

A zatem wróćmy do pytania: jak to się dzieje, że ruch islamski potrafił swoimi obietnicami wyprzeć z placu boju wszystkich konkurentów świeckich i rekrutuje coraz więcej zwolenników? Im dokładniej analizuje się ich mentalność, tym wyraźniej widać, że wyodrębnia się tu kolektyw radykalnych przegranych. Znów mamy do czynienia ze znamionami, które są wystarczająco dobrze znane z innych kontekstów - ta sama rozpacz z powodu własnych niepowodzeń, to samo poszukiwanie kozłów ofiarnych, ta sama utrata poczucia rzeczywistości, potrzeba zemsty, obłęd męstwa, kompensacyjne poczucie wyższości, fuzja niszczenia i samozniszczenia, nieokiełznana wola zapanowania, poprzez eskalację grozy, nad życiem innych i nad własną śmiercią.

 

Odmienny jest tylko wymiar zbrodni. Samotnik w amoku ma jedynie pistolet albo nóż kuchenny; narkoman chory na AIDS, który przed śmiercią zaraża wirusem możliwie wielu partnerów, używa jako broni własnego ciała. Natomiast wojownik boży cieszy się solidnym wykształceniem, stoją za nim możni darczyńcy, nie cierpi na brak nowoczesnych środków komunikacji i szeroko rozgałęzionej logistyki. W niedalekiej przyszłości zleceniodawcy wcisną mu być może do rąk broń masowej zagłady.

 

Wszelkie objaśnienia, które odnoszą się głównie do społecznej sytuacji sprawców, sięgają zbyt płytko. Nie tylko zleceniodawcy i ideolodzy terroru pochodzą przeważnie z wpływowych i zamożnych rodzin. Również wśród sprawców biedota ma skromną reprezentację. Amerykański Foreign Policy Research Institute opublikował jedną z niewielu w tej dziedzinie analiz klasowych - nie używając oczywiście tak podejrzanego terminu. Spośród 400 znanych zwolenników al Kaidy 63 proc. ukończyło szkołę średnią, trzy czwarte pochodzi z klasy wyższej i średniej; tylu też jest wśród nich akademików, w tym profesorów, inżynierów, architektów i innych fachowców.

Radykalny przegrany nie musi więc bynajmniej należeć do ludzi wyjętych spod prawa. Podobnie jak pogrążony w amoku samotnik najczęściej jest mężczyzną. Udział kobiet wśród sprawców okazuje się nieproporcjonalnie niski. Wyjątki - takie jak "czarne wdowy" z Czeczenii i zamachowczynie palestyńskie - tylko potwierdzają regułę niedoreprezentacji.

 

Uderzająca jest też okoliczność, że niewielu terrorystów pochodzi ze środowisk ortodoksyjnie religijnych. Tu osoba postronna musi się zdać na przypuszczenia. Wiele jednak wskazuje na to, że pobożność terrorystów nie przedstawia się imponująco. Sprawcy chwytają się wiary z drugiej ręki, wiary, która już powątpiewa w samą siebie. "Takiej półwierze towarzyszy zawsze natarczywy wymóg posłuszeństwa. Taka wiara nie zna kompromisów i czuje się notorycznie znieważana. Ponieważ brak jej ostatecznej pewności, potrzebuje wsparcia w postaci autorytetu lub akcji bezpośredniej" - pisze Sofsky.

 

Można odnieść wrażenie, że emigracja nie zmniejsza u przegranych ryzyka psychicznego, lecz je zaostrza. Niezależnie od swej sytuacji ekonomicznej wykorzenieni emigranci z krajów arabskich stają do bezpośredniej konfrontacji z cywilizacją zachodnią i są wystawieni na trwały szok kulturowy. Dotyczy to zwłaszcza uchodźców mężczyzn. Wskutek pozornego nadmiaru towarów, opinii, opcji ekonomicznych i seksualnych pojawia się ambiwalencja atrakcji i odrzucenia. Wciąż żywa pamięć o tym, jak zacofana jest własna cywilizacja, staje się nieznośna. Następstwa dla własnej, i tak rozchwianej samooceny, są jasne jak słońce - podobnie jak gwałtowna potrzeba kompensacji tych następstw za pomocą teorii spiskowych i aktów zemsty. W tej sytuacji oferta islamistów - ukarać innych za własne niepowodzenie - dla wielu stanowi silną pokusę.

 

XVI.

 

Najczystszą formą terroru islamskiego jest zamach samobójczy. Radykalnego przegranego kusi nadzwyczajnie, pozwala mu bowiem przekuć w czyn zarówno fantazje zrodzone przez manię wielkości, jak też nienawiść do samego siebie. Zresztą tchórzostwo to ostatnia rzecz, jaką można mu zarzucić. Znamionująca go odwaga jest odwagą rozpaczy. Jego triumf polega na tym, że nie można go ani pokonać, ani ukarać - o to bowiem dba on sam.

Okoliczność, że nie tylko gasi życie innych, lecz także wymazuje siebie, jest jego ostatnią satysfakcją, pragnieniem, które znalazło bardzo dobitny wyraz na taśmie wideo potwierdzającej udział al Kaidy w zamachu madryckim z marca 2004 r.: „Wy kochacie życie, my kochamy śmierć i dlatego zwyciężymy”. Również ten odruch emocjonalny nie jest w Europie nieznany - jeden z generałów frankistowskich wypowiedział się podobnie w październiku 1936 r. w Salamance: !Viva la muerte! !Abajo la inteligencia!

 

Dla zleceniodawcy zamachowiec-samobójca stanowi niezrównany oręż, ponieważ żaden satelita zwiadowczy go nie wykryje, a jego zastosowanie jest uniwersalne. Ponadto jest on wyjątkowo tani.

 

XVII.

 

Dawnej wojnie partyzanckiej zawsze towarzyszył jeden cel - pozyskać wsparcie ludności cywilnej. Na tym bazowała nie tylko logistyka, lecz także prawomocność polityczna. Islamistom ta strategia jest obca. Świadczy o tym dowolność celów ich ataku. Podczas gdy rosyjscy terroryści w XIX wieku oraz ich następcy powoływali się na walkę klas i szukali swoich ofiar wśród możnych i bogatych, islamscy żołnierze Boga z upodobaniem zabijają postronnych pasażerów metra, szeregowych pracowników, bywalców dyskotek, kobiety idące na bazar po zakupy albo ludzi stojących gdzieś w kolejce.

 

To, że destrukcyjna energia islamistów - wbrew temu, co zdaje się sądzić Zachód - wymierzona jest głównie w muzułmanów, nie oznacza błędu taktycznego ani „szkody kolateralnej” [odpryskowej]. W samej tylko Algierii terror kosztował życie co najmniej 50 tys. obywateli; inne źródła mówią o 150 tys. zabitych, przy czym w zbrodniach uczestniczyło też wojsko i tajne służby. Również w Iraku i Afganistanie liczba ofiar muzułmańskich znacznie przekracza liczbę innych poległych. Jednak histeryczna drażliwość, jaka się ujawnia w relacjach ze światem zewnętrznym, znika bez śladu, gdy chodzi o wewnętrzne konflikty w świecie arabskim. Kiedy arabscy muzułmanie zabijają muzułmanów w Iraku, Czadzie, Darfurze czy na ziemi afgańskiej, pies z kulawą nogą tym się nie przejmuje, nie ogłasza się też żadnej fatwy. Tak jak panarabska jedność, również zadekretowana przez Koran zwartość ummy okazuje się w takich przypadkach pobożnym kłamstwem.

 

To, że terror oznacza ciężki uszczerbek nie tylko dla prestiżu islamu, lecz także dla warunków życiowych jego wyznawców na całym świecie, nie przeszkadza islamistom - tak samo jak narodowym socjalistom nie przeszkadzała zagłada Niemiec. Awangarda śmierci jest najdalsza od tego, by mieć wzgląd na życie braci w wierze. To, że większość muzułmanów nie ma ochoty wysadzać innych i siebie w powietrze, w oczach islamistów świadczy jedynie o tym, iż ci muzułmanie nie zasłużyli na nic lepszego niż śmierć, którą się im zadaje. Cel radykalnego przegranego na tym przecież polega, by uczynić przegranymi możliwie wielu innych. A to, że islamiści pozostają w mniejszości, ich zdaniem wynika tylko stąd, że należą do wybrańców.

 

XVIII.

 

Islamizm nie interesuje się rozwiązaniami, jakich domaga się dylemat świata arabskiego; islamizm wyczerpuje się w negacji. Jest ruchem w ścisłym tego słowa znaczeniu apolitycznym, ponieważ nie stawia żądań podlegających rokowaniom. Otwartym tekstem wyraża życzenie, by większość mieszkańców planety - niewierni i odszczepieńcy - skapitulowała albo została zabita.

 

Tego gorącego postulatu niepodobna spełnić. Zapewne destrukcyjnej energii radykalnych przegranych wystarczy do zabicia tysięcy, może dziesiątek tysięcy osób postronnych i do wyrządzenia trwałych szkód cywilizacji, której wydali walkę.

 

O wrażeniu, jakie może wywołać kilka tuzinów żywych bomb, świadczą codzienne kontrole, do których przywykł już świat. Co roku ok. 1,7 mln pasażerów musi poddawać się na lotniskach nie tylko uciążliwym, ale też upokarzającym oględzinom. Żal budzi zresztą także personel lotnisk, który dla bezpieczeństwa musi z poważną miną konfiskować całe tony obcinaczek do paznokci.

 

To jednak tylko najbłahsza z cywilizacyjnych szkód, którymi skutkuje terror. Może on wytworzyć powszechną aurę strachu i wywoływać paniczne reakcje. Prowadzi do spotęgowania władzy i wpływów policji politycznej, tajnych służb, przemysłu zbrojeniowego oraz prywatnych oferentów w dziedzinie bezpieczeństwa, sprzyja uchwalaniu coraz bardziej represyjnych ustaw, zatruwa klimat polityczny i grozi utratą historycznych, dawno wywalczonych praw wolnościowych. Nie potrzeba teorii spiskowych, by pojąć, że istnieją ludzie, którzy te następstwa terroru witają z radością. Nie ma nic lepszego niż wróg zewnętrzny, na którego mogą się powołać aparaty nadzoru i represji. Nie tylko przykład rosyjskiej polityki wewnętrznej pokazuje, jak to się kończy. Najniebezpieczniejszym ze wszystkich skutków terroru jest infekcja zaszczepiona przeciwnikowi. Także demokracja amerykańska zaraziła się - na co są dowody - od swych islamistycznych wrogów i przejęła z ich repertuaru takie metody jak arbitralna branka jeńców, uprowadzenia i tortury.

 

Natomiast prezentem dla bożych wojowników jest w niemałej mierze zależność nie tylko Zachodu, lecz także Chin od bliskowschodniej ropy naftowej, a także niezdolność międzynarodowego kapitału do odstąpienia od interesów z tymi państwami regionu, które wspierają terroryzm.

 

XIX.

 

To wszystko islamizm może zaksięgować po stronie zysków. Ale nie wynika stąd żadna zmiana w rzeczywistym układzie sił. Nawet spektakularny atak na World Trade Center nie mógł zachwiać mocarstwową pozycją Stanów Zjednoczonych. Giełda nowojorska podjęła pracę już w poniedziałek po zamachu; długoterminowe następstwa dla międzynarodowego systemu finansowego i handlu światowego były minimalne.

 

Natomiast konsekwencje dla społeczeństw arabskich są fatalne. Oto bowiem długotrwałe, zgubne skutki zaciążą nie na Zachodzie, lecz na tym regionie świata, w imieniu którego działa islamizm. Ucierpią nie tylko uciekinierzy, potencjalni azylanci i imigranci. Całe narody będą musiały płacić ogromną cenę za akcje swoich samozwańczych przedstawicieli - niezależnie od wszelkich werdyktów, które odwoływałyby się do poczucia sprawiedliwości. Przypuszczenie, że terror mógłby polepszyć tak czy owak marne widoki na przyszłość tych narodów, jest absurdalne. Historia nie zna żadnego przykładu społeczeństwa w stanie regresji, które dławi własny potencjał produkcyjny, a mimo to wykazuje trwałą zdolność do życia.

 

Projekt radykalnych przegranych realizowany obecnie w Iraku i w Afganistanie polega na organizowaniu samobójstwa całej cywilizacji. Nie jest prawdopodobne, by udało się im bezgranicznie upowszechnić i uwiecznić kult śmierci. Ich zamachy stanowią na dalekim planie permanentne ryzyko - podobne do codziennego ryzyka śmierci pod kołami na ulicy, do którego zdążyliśmy przywyknąć. Społeczeństwo świata, zależne od paliw kopalnych i wciąż produkujące nowych przegranych, będzie musiało z tym żyć.

 

Tekst jest drugą częścią książki pt. „Potwory. O radykalnym przegranym” (wydawnictwo Suhrkamp, 2006)

 

Przeł. Andrzej Kopacki

 

*** Hans Magnus Enzensberger - ur. 1929, jeden z najwybitniejszych współczesnych niemieckich poetów i eseistów, laureat wielu nagród (m.in. Nagroda im. Georga Büchnera 1963, Nagroda Etny i Taorminy 1967). W Polsce ukazały się tomy wierszy: "Proces historyczny" (1982), "Wiersze wybrane" (1986), "Zagłada Titanica" (1994), "Utwory wybrane" (2001, poezja i eseje) oraz tom esejów "Czechy nad morzem" (1992)

jakcik a co jeszce trabancik powiedzial.Zawsze jak cos mowi to sprawdzam co pił jego brat i koreluje.jak trabancik podchodzi do plota to tylko po to zeby wyciagnac swoj kozik zza pzuchy.Krotko mowiac juuuuuz dawno nie obchodzi mnie co ...... powiedziala jakas miernota.

a co do redankcyji to moge powiedziec ....a nie mowilem.Ale wrodzona skromnosc nakazuje mi milczec.Byla taka jeszce znana dziennikarka wloska-zmarla w nowym yorku. o ile sie nie myle.Ona to ujela krocej i dosadniej.I bez badan.

natomiast cechy szukania wroga zewnetrznego, wewnetrznego,konsolidacja religijna i tp przypadki tam opisane to sa zjawiska wystepujace nagminnie rowniez w polsce i europie..cecha szczegolna arabow jest takie nasielenie zjawiska zwiazane, z taka masa ludzi.

Aleksander Kopacki - i wszystko jasne!

 

A propos, dziś rano w Polskim Radio wystapił w roli komentatora niejaki Andrzej Wróblewski (prawdziwe nazwisko: Fejgin), ktory przy okazji skandalu z Czumą wspominał, że był on w stosunkach przyjacielksich i biznesowych z Edłordem Moskalem, któren wydawał "antysemickie borszury".

 

Jakie antysemickie? Czyżby był taki bezczelny i wspomniał w nich o Anatolu Fejginie?

  • Redaktorzy

"Aleksander Kopacki - i wszystko jasne!"

 

Nie Aleksander tylko Andrzej, i nie napisał tylko pzrełożył. Ale tak, oczywiście, wszystko jasne. Rowery nie rozdawali, tylko kradli, i nie cykliści tylko wiadomo kto. Ech, to się nazywa przewidywalny poziom.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

    Gość
    Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.


    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.