Skocz do zawartości
IGNORED

Dzisiaj się zaczyna. Czy Wagneromania ma jeszcze sens?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich serdecznie. Miło czyta się ten temat i te wszystkie piękne słowa które tu napisano o muzyce Wagnera. Sam jestem fanem tego kompozytora od 13 lat i muszę zadać kłam teoriom, jakoby była to muzyka zbyt ciężka dla początkujących melomanów. Nim sięgnąłem po Wagnera prawie nic o muzyce nie wiedziałem, słuchałem jej też niewiele. Ale ponieważ zaczytywałem się wówczas w prozie Manna, który co rusz o Wagnera zahaczał, a ponadto fascynowałem się dźwiękowymi filmami Eisensteina z muzyką Prokofiewa (ich koncepcja była wywiedziona z wagnerowskiego Gesamkunstwerk), postanowiłem spróbować. Pierwsze nagranie to był "Tristan" pod dyrekcją Kleibera z DG, słuchany na przenośnym magnetofonie z możliwością odtwarzania płyt kompaktowych. Słuchałem niemalże z uchem przy głośniku, by jak najwięcej z tego wszystkiego wychwycić - i przy drugim akcie dosłownie odpłynąłem. Do dzisiaj to chyba moja ulubiona interpretacja "Tristana". Prowadzona przez Kleibera bez nadmiaru hałasu, momentami wręcz impresyjnie, jakby chciał przypomnieć gdzie tkwił punkt odniesienia dla Debussy'ego kiedy komponował "Pellasa i Melizandę". Coś pięknego po prostu. Kollo i Price czasem są krytykowani za zbyt małe głosy, ale przy takim podejściu dyrygenta nie mogło być inaczej. No i dzięki temu naprawdę słucha się ich jak pary młodziutkich kochanków, a nie jak duetu mocarnych helden-śpiewaków.

W oswajaniu się z Wagnerem bardzo pomogła mi stara książka Jachimeckiego - przystępnie napisana monografia, służąca dodatkowo za przewodnik po fabułach dramatów (z tłumaczeniami całkiem sporych fragmentów librett) i motywach przewodnich.

 

 

Widzę, że macie raczej mieszane zdania na temat Daniela Barenboima. Cóż, ja wiem że wśród popełnionych przez niego nagrań jest trochę chałtury, niemniej jeśli chodzi o Wagnera to uważam, że nie ma sobie równych wśród dzisiejszych dyrygentów. Zresztą wystarczy poczytać wypowiedzi by się przekonać, że to bardzo wnikliwy i oddany Wagnerowi koleś. Ponadto uważnie studiuje nagrania dawnych mistrzów batuty, uwielbia Furtwanglera i - choć można dyskutować na ile w swych koncepcjach jest oryginalny a na ile eklektyczny - efekt przeważnie jest oszałamiający. Wszystkie trzy jego "Tristany" dostępne na DVD można brać w ciemno - lepszych obecnie na tym nośniku nie ma. Jego sławny "Ring" sprzed 20 lat od strony dyrygenckiej jest wręcz idealnie poprowadzony, ze zrozumieniem każdego fragmentu partyrury: intensywnie dramatyczny tam gdzie trzeba, ale gdy trzeba "zatrzymać czas", Barenboim również potrafi to zrobić.

 

Niedawno wyszedł na dvd jego "Parsifal":

 

 

1254-DEFAULT-l.jpg

 

Śmiem twierdzić, iż tak nabożnie, z taką pokorą poprowadzonego "Parsifala" nie było od czasu Kubelika. Totalnie inne podejście Barenboima niż w "Ringu". Orkiestra wspaniale zbalansowana, rozwija się powoli jak kremowa wstęga i nie manifestuje się tak prominentnie jak u Karajana. W roli Kundry - młoda jeszcze i piękna moja ulubiona wykonawczyni tej partii, Waltraud Meier (uwielbiam ją też w roli Izoldy ale do śpiewania Kundry jest po prostu stworzona, nikt chyba tak jak ona nie oddał schizofreniczności tej postaci). Nagranie uznane zresztą za referencyjne na portalu ClassicsToday i w paru innych miejscach (na Mostly Opera chociażby).

...Twoim zdaniem. Moim - wręcz przeciwnie. Wolę słuchać :)

 

A co do książek o Wagnerze i jego twórczości to w języku polskim naliczyłem:

1. Ostatni Tytan, Kohler

2. Wagner, Pociej

3. Wagner, Jachimecki

4. Wagner - portret artysty, Guy de Pourtales

5. Dramaturgia opery

 

Jeśli coś pominąłem, to proszę dopisać

6.JazzyFan wymienił już "Teatr i religia sztuki" Krzysztofa Kozłowskiego. Super książka. W swoich zbiorach posiadam również co następuje:7. Niekończąca się melodia. Powieść o Wagnerze, Imre Kerszi

8. Ryszard Wagner i jego dramat muzyczny, Edouard Schure

9. Przypadek Wagnera, F. Nietzsche

10. Bayreuth - powikłana spuścizna (czyli historia festiwalu w Bayreuth od początku po dziś dzień), Maria Wagińska-Marzec

11. Moje czasy, Thomas Mann (zbiór esejów zawierający słynne "Cierpienie i wielkość Richarda Wagnera)

12. Wagner, Jacques de Decker (stosunkowo niedawno wydała to oficyna Axis Mundi)

Gość oh_mercy

(Konto usunięte)

Witam i przybijam piątkę! Też zaczynałem od Jachimeckiego wypożyczonego z biblioteki, a muzykę - tę bardziej klasyczną ;) również poznałem najpierw od Wagnera.

 

Krytykowanie Barenboima i Karajana stało się już pewnym cliché. Przy takiej ilości nagrań jaką stworzyli, trudno utrzymać wszystko na nie wiadomo jakim poziomie. A gusta słuchaczy też bywają zmienne w funkcji czasu i dojrzewania...

 

Ten Parsifal Barenboima jest świetny - kiedyś był transmitowany w tv, w internecie później można było znaleźć kopie. Pamiętam jak przed ceremonią odsłonięcia Graala, śpiewacy jakby wchodzili w inny wymiar - scenografia przypominała trochę koncert Kraftwerk :)

 

7. Niekończąca się melodia. Powieść o Wagnerze, Imre Kerszi - nietypowa "biografia" bo fabularyzowana. Tę książkę o Bayrueth muszę kiedyś namierzyć. Może ją masz?

 

Ostatnio Wagner zmalał mi nieco przez R.Straussa.

 

Przy okazji - jeśli lubisz mnie popularne nagrania, polecam poszukać grupę SWGoldenAge. Pewien francuz wrzuca (legalnie) regularnie oryginalne broadcasty muzyki Wagnera sprzed lat 60.

Książkę o Bayreuth mam, wyszła kilka lat temu nakładem Instytutu Zachodniego. Google podpowiada, że można ją jeszcze ustrzelić w księgarniach internetowych. Solidnie opracowana i udokumentowana rzecz, rzucająca światło na zakulisowe perypetie "władców Zielonego Wzgórza", na wzajemne, często niezbyt życzliwe stosunki między członkami rodziny. Dzieło Wagnera połyskuje nad tym wszystkim niby pierścień Alberyka, o który od ponad 100 lat toczy się nieustanny bój. Autorka ośmiela się zauważyć, że jedynie w Hitlerii Bayreuth było tym, czym miało być w pierwotnym zamierzeniu swojego twórcy - ludowym teatrem z darmowymi miejscówkami. Adolf ściągał tam nawet kuternogów z frontu, oczywiście ku pokrzepieniu ich serc, choć podobno słomiane krzesła w festiwalonym teatrze uwierają brakiem komfortu i można sobie wyobrazić, co też taki wojenny inwalida musiał tam przechodzić. Interesujące jest to, jak z kolejnymi latami wojny redukcji ulegał repertuar. Pod koniec zaniechano nawet "Pierścienia" jako utworu zbyt niejasnego politycznie, ostało się jedynie dzieło najbardziej narodowe w treści czyli "Śpiewacy".

 

Wracając do Barenboima, to czytałem kiedyś wypowiedź Piotra Kamińskiego na blogu Doroty Szwarcman, że problemem tego muzyka jest, paradoksalnie, monstrualna pamięć i łatwość, z jaką przychodzi mu granie/dyrygowanie. Że zbytnio polegając na tych cnotach odwala często fuszerkę, nie przykłada się należycie do prób i wychodzi byle jak (czyli jakby odwrotność Karajana, któremu z kolei zdarzało się ukatrupić muzykę hiperpoprawnym perfekcjonizmem). Ale z drugiej strony - jeśli chce to potrafi, czego przykładem jest choćby te parę pozostawionych przez niego nagrań wagnerowskich. Poza tym ma on świadomość muzyki, w swoim filozoficznym podejściu przypomina mi trochę Furtwanglera.

 

Od paru lat mamy w języku polskim taką książeczkę:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Barenboim dużo mówi tam o Wagnerze, o technicznych różnicach między dyrygowaniem w Bayreuth a w normalnym teatrze operowym. Stwierdza, że jeśli ktoś dyrygował "Parsifalem" a nie robił tego w Bayreuth to tak naprawdę nie dyrygował "Parsifalem", gdyż jest to dzieło napisane ściśle pod tamtejszą akustykę, do której dyrygent musi umieć się dostosować. Porównuje dyrygowanie orkiestrą na Zielonym Wzgórzu do pływania: gesty muszą być okrągłe, żeby rozchodzący się dźwięk stopniowo wypełniał przestrzeń. Ogólnie mówi dużo ciekawych rzeczy.

 

 

"Niekończąca się melodia" - ta książka bardzo miło mnie zaskoczyła. Widząc podtytuł "Powieść o Wagnerze" spodziewałem się jakiejś grafomanii, a tymczasem Kerszi bardzo dużo miejsca poświęca okołomuzycznej refleksji. Wciela się w fikcyjnego muzyka z orkiestry, który życie i twórczość Wagnera śledzi na gorąco, "z kanału orkiestrowego". Jego sądy to taka synteza postrzegania Wagnera przez współczesnych. Żadnej więc czołobitności, sporo za to wątpliwości i oszołomienie wywołane pierwszymi kontaktami z tą sztuką. Bardzo podoba mi się fragment, w którym młody Wagner prowadzi próbę "Don Giovanniego" Mozarta i w scenie przysięgi narzeczonego córki komandora każe wprowadzić nierówne tempo, gdyż twierdzi że uczuć ludzkich nie można wtłoczyć w toczące się jenostajnie adagio. To polecenie wprowadza muzyków w konsternację. Czasem się o tym zapomina, ale Wagner wypracował strategię przenikliwej interpretacji, którą później zdaje się poniósł w świat von Bulow i która "stworzyła" Furtwanglera.

 

 

R. Strauss - jak ktoś ceni Wagnera to przeważnie lubi też muzykę tego pana. Kisiel twierdził nawet, że Strauss to taki "lepszy" Wagner, fajniejszy do słuchania i wolny od ciężkości starszego Rycha. Że dopiero u Straussa te wszystkie wagnerowskie patenty dot. harmonii, instrumentacji i barwy nabrały polotu i blasku. Osobiście lubię Straussa ale jak słucham takiego "Kawalera z różą" to chyba jak nigdzie indziej przypomina mi się słynna konstatacja Jego Wysokości, że "za dużo nut". Wagner mimo wszystko wiedział co to ekonomia środków i przy całym jego monumentalizmie nigdy nie odnosiłem wrażenia, że czegoś jest tam za dużo. Strauss za bardzo przykręcił śruby; nie mnie oceniać czy przekroczył przez to granicę kiczu ale z pewnością bardzo sie do niej zbliżył. Niemniej bez "Metamorfoz" i "Czterech ostatnich pieśni" nie widzę życia na bezludnej wyspie ;)

 

 

A ta grupa SWGoldenAge to gdzie jest? Bo google pod tym hasłem wyświetla wszystko tylko nie Wagnera :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość oh_mercy

(Konto usunięte)

Od paru lat mamy w języku polskim taką książeczkę: http://www.piw.pl/fragmenty/paralele.htm

 

Barenboim dużo mówi tam o Wagnerze, o technicznych różnicach między dyrygowaniem w Bayreuth a w normalnym teatrze operowym. Stwierdza, że jeśli ktoś dyrygował "Parsifalem" a nie robił tego w Bayreuth to tak naprawdę nie dyrygował "Parsifalem", gdyż jest to dzieło napisane ściśle pod tamtejszą akustykę, do której dyrygent musi umieć się dostosować. Porównuje dyrygowanie orkiestrą na Zielonym Wzgórzu do pływania: gesty muszą być okrągłe, żeby rozchodzący się dźwięk stopniowo wypełniał przestrzeń. Ogólnie mówi dużo ciekawych rzeczy.

W takim razie ta książka to zakup obowiązkowy. Dzięki za informację!

 

R. Strauss - jak ktoś ceni Wagnera to przeważnie lubi też muzykę tego pana. Kisiel twierdził nawet, że Strauss to taki "lepszy" Wagner, fajniejszy do słuchania i wolny od ciężkości starszego Rycha. Że dopiero u Straussa te wszystkie wagnerowskie patenty dot. harmonii, instrumentacji i barwy nabrały polotu i blasku.

Dokładnie. Chyba w każdym większym artykule czy biografii Straussa pojawia się wątek austriaka jako potencjalnego następcy Wagnera. W końcu tak jak Wagner, Strauss był znany za życia na całym (muzycznym) świecie zarówno jako kompozytor jak i dyrygent. Oboje odnieśli wielki sukces. Wagner miał Tristana - Strauss: Salome i Elektrę - dzieła, które zmieniły oblicze muzyki.

 

Zresztą nawet Mahler czuł się przy Straussie mały (nawet dosłownie - http://24.media.tumblr.com/cbbae5f781582e62075b2fb85acbe314/tumblr_mhs0at7rsX1qk0jfro1_1280.jpg).

 

Wagner mimo wszystko wiedział co to ekonomia środków i przy całym jego monumentalizmie nigdy nie odnosiłem wrażenia, że czegoś jest tam za dużo.

Po prostu Strauss tę samą liczbę nut użytych przez Wagnera rozmieszczał na mniejszej ilości stron partytury ;) dlatego dwugodzinna Elektra wymaga tyle skupienia ile ponad czterogodzinny Zmierzch Bogów.

 

A ta grupa SWGoldenAge to gdzie jest? Bo google pod tym hasłem wyświetla wszystko tylko nie Wagnera :)

http://groups.yahoo.com/group/SWGoldenAge/

 

trzeba założyć konto w portalu yahoo i po zalogowaniu zapisać się do grupy.

Po prostu Strauss tę samą liczbę nut użytych przez Wagnera rozmieszczał na mniejszej ilości stron partytury ;) dlatego dwugodzinna Elektra wymaga tyle skupienia ile ponad czterogodzinny Zmierzch Bogów.

 

Etam ;-) U Straussa nie ma tej unikalnej narracji, tego "dźwiękowego teatru", oddechu, snucia uzależniających słuchacza opowieści... Poza tym Strauss miał dużo łatwiej. Muzyczny idiom podobny, ale Wagner przetarł mu już szlaki. Poza tym ja mam na dłuższą metę przy Straussie trochę zbliżone odczucia jak przy słuchaniu Brahmsa. Niby wszystko pięknie zgrane, dopasowane i przemyślane.. niby wszystkiego aż za dużo, ale całościowo czegoś zaczyna brakować. Takie girlandy soczystej muzyki, po której za wiele nie zostaje. Ktoś kiedyś napisał na forum, że muzyka Brahmsa to jak "kupka stłuczonego pięknego zwierciadła". Ja podobnie odbieram Straussa.

 

... Pristine Audio zakończyło prace nad "Ringiem" Furtwanglera:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Pozdrawiam,

Ola

Bardzo podoba mi się fragment, w którym młody Wagner prowadzi próbę "Don Giovanniego" Mozarta i w scenie przysięgi narzeczonego córki komandora każe wprowadzić nierówne tempo, gdyż twierdzi że uczuć ludzkich nie można wtłoczyć w toczące się jenostajnie adagio. To polecenie wprowadza muzyków w konsternację. Czasem się o tym zapomina, ale Wagner wypracował strategię przenikliwej interpretacji, którą później zdaje się poniósł w świat von Bulow i która "stworzyła" Furtwanglera.

 

Jakoś tak omijałam wcześniej tę książkę. Właśnie mnie zachęciłeś do lektury :-)

Pozdrawiam,

Ola

"Zamierzam być największym kompozytorem niemieckim po Wagnerze" - to są słowa Straussa i nie pozostawiają już chyba żadnych wątpliwości, że Strauss (przynajmniej intencjonalnie, ale w praktyce poniekąd też), zaczął tam, gdzie Wagner skończył. To trochę tak jak z Brahmsem jako spadkobiercą stylu symfonicznego Beethovena, albo nawet bardziej. Wszystkie "za i przeciw", które można wyłonić wobec twórczości R. Straussa obracają się wokół tego, że Strauss na całego wyeksploatował możliwości tkwiące w kompozytorskiej technice Wagnera. Już w "Zmierzchu bogów" widać przerafinowanie wagnerowskich środków muzycznych (wynikające z faktu, że nad dziełem tym unosi się duch zepsucia i dekadentyzmu), a Strauss pociągnął to jeszcze dalej. Twórca "Pierścienia" narzucał sobie mimo wszystko pewien rygor, który wynikał z chęci nadania muzyce funkcji dramatycznej, stopnienia jej z tekstem. Strauss nie mógł oprzeć się powabowi wagnerowskich odkryć i sporo w jego muzyce jest efektu dla efektu, czego Wagner był przeciwnikiem.

Jeśli ktoś twierdzi, że Straussa fajniej się słucha bo oddziaływuje efektowniej na czysto zmysłowym poziomie - nie będę zaprzeczał, choć daleki jestem od powielania absurdalnego stereotypu, że Wagnerowi brakuje polotu i zmysłowości. Ale gdy słyszę, że "Strauss to taki Wagner bez Wagnera" (opinia znajomego), również nie mogę się nie zgodzić. Uwielbiam słuchać Straussa, niemniej przychylam się do zdania Oli, że Wagner, działając na większej ilości poziomów, bardziej wciąga i przenika do umysłu. To wagnerowskie akordy chodzą mi po głowie gdy jadę tramwajem, to losy jego postaci są mi namacalnie bliskie, to o nim myślę w bardzo wielu, nie tylko muzycznych kontekstach.

 

 

Zresztą nawet Mahler czuł się przy Straussie mały (nawet dosłownie -

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) ).

 

Ten kompleks Mahlera wzlędem Straussa mógł wynikać z ambiwalentnej (mówiąc delikatnie) recepcji muzyki tego pierwszego przez współczesnych. Strauss był gwiazdą w czasach' date=' gdy symfoniczną twóczość Mahlera pogardliwie określano mianem "Kapellmeistermusik". Tak czy owak, Strauss należał do tych wybrańców, którzy się na muzyce Mahlera poznali, w pełni więc jego podziw odwzajemniał. Wiadomo, że panowie byłi w zażyłej korespondencji i istnieją przypuszczenia, że konsultowali się wzajemnie tuż przed rokiem 1896, gdy obaj tworzyli swoje dzieła inspirowane "Zaratustrą" Nietzschego - Mahler III Symfonię, Strauss - wiadomo co. Zresztą zawsze mieli na siebie wpływ. VI Symfonia Mahlera to już w zasadzie pełną gębą muzyczny ekspresjonizm i przetarcie ścieżki dla "Elektry" (finał "Szóstki" - tam to dopiero jest "za dużo nut" ;) ) Z kolei w pierwszej części Mahlerowskiej "Siódmej" wybrzmiewa Straussowski idiom (a może i cały temat zaczerpnięty ze Straussa - nie wiem dokładnie ale to by było całkiem w stylu Mahlera ;)).

 

Ktoś kiedyś napisał na forum' date=' że muzyka Brahmsa to jak "kupka stłuczonego pięknego zwierciadła".[/quote']

 

Osobliwa opinia. Akurat Brahms to geniusz zwartej muzycznej architektury i wrażenie, że coś tam jest "stłuczone" czy pęknięte jest jak najdalsze od tego, co o jego dziele myślę, chociaż może nie zrozumiałem tej metafory.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Strauss nie mógł oprzeć się powabowi wagnerowskich odkryć i sporo w jego muzyce jest efektu dla efektu, czego Wagner był przeciwnikiem.

Jeśli ktoś twierdzi, że Straussa fajniej się słucha bo oddziaływuje efektowniej na czysto zmysłowym poziomie - nie będę zaprzeczał, choć daleki jestem od powielania absurdalnego stereotypu, że Wagnerowi brakuje polotu i zmysłowości. Ale gdy słyszę, że "Strauss to taki Wagner bez Wagnera" (opinia znajomego), również nie mogę się nie zgodzić. Uwielbiam słuchać Straussa, niemniej przychylam się do zdania Oli, że Wagner, działając na większej ilości poziomów, bardziej wciąga i przenika do umysłu. To wagnerowskie akordy chodzą mi po głowie gdy jadę tramwajem, to losy jego postaci są mi namacalnie bliskie, to o nim myślę w bardzo wielu, nie tylko muzycznych kontekstach.

 

O magnetyzmie muzyki Wagnera ciekawie opowiadał Janowski w jednym z ostatnich wywiadów dla Mezzo.

 

Osobliwa opinia. Akurat Brahms to geniusz zwartej muzycznej architektury i wrażenie, że coś tam jest "stłuczone" czy pęknięte jest jak najdalsze od tego, co o jego dziele myślę, chociaż może nie zrozumiałem tej metafory.

 

W metaforze nie tyle chodzi o pęknięcie, co o zlepek pięknych szkiełek ;-) Mimo że bardzo lubię brahmsowską lirykę i nasycenie - to przykładowo w symfonice jest tam takie "zagęszczenie" muzycznych pomysłów, tak wszystko jest pospinane architektonicznie, wycyzelowane i wyszlifowane, że momentami wydaje się aż za mało naturalne. Jakby trochę "przeintelektualizowane". Szczególnie kiedy pojawia się dramatyzm i Brahms zaczyna grać na emocjach. Chociażby ostatnia symfonia e-moll op.98. Mimo że ją uwielbiam (szczególnie w wykonaniu Kleibera i Wiedeńczyków) to trudno nie odnieść wrażenia, że Brahms chciał tam chyba wrzucić wszelkie możliwe odcienie ekspresji. Jest tam i liryka i dramatyzm i nostalgia i radość ... i finałowy fatalizm. Tu przebija technika passacaglii, w części III i IV słychać przetworzenia motywów z kantaty Bacha... Wszystko piękne, gęste, eklektyczne, bukiety melodii, dopracowane zapewne na 10 poziomach. Tylko przez to wszystko odrobinkę mniej autentyczne emocjonalnie... To oczywiście żaden zarzut bo każdy emocje odbiera inaczej. Są takie utwory Brahmsa które bezkrytycznie uwielbiam, ale generalnie nie czuję u niego takiej "bożej iskry" jak u Wagnera, jak u Mozarta, jak u Beethovena.

 

Czasami kilka niedbałych pozornie taktów, trochę humoru (nawet tak specyficznego jak ten w Śpiewakach Norymberskich) czy mocne walnięcie blachy (byle w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób), potrafi bardziej przekonać niż zwarta, zawsze arcydopracowana, mistrzowska architektura ;-)

Edytowane przez aleksandraU

Pozdrawiam,

Ola

heh, po prostu tutaj już się wchodzi na poziom języka opisowego, gdzie Wasze tezy trzeba by bardzo rozszerzać, żeby wiadomo było o co komu chodzi:),

ja mogę puścić opinię, że jego architektura jest rozległa, szeroka, każdy pewnie obroni swoją tezę i każdy będzie miał rację;)

 

a propos wypowiedzi Oli, może kwestia leży też w tym, że w pewien sposób gryzie się klasyczna forma z romantyczną ekspresją, gdzie przy takiej ekspresji ów forma czasem się prosi a jakieś "złamanie",

możnaby dyskutować godzinami, ciekawe gdzie by się doszło, i czy nie coraz dalej od samej muzyki

Chociażby ostatnia symfonia e-moll op.98. Mimo że ją uwielbiam (szczególnie w wykonaniu Kleibera i Wiedeńczyków) to trudno nie odnieść wrażenia, że Brahms chciał tam chyba wrzucić wszelkie możliwe odcienie ekspresji. Jest tam i liryka i dramatyzm i nostalgia i radość ... i finałowy fatalizm. Tu przebija technika passacaglii, w części III i IV słychać przetworzenia motywów z kantaty Bacha... Wszystko piękne, gęste, eklektyczne, bukiety melodii, dopracowane zapewne na 10 poziomach. Tylko przez to wszystko odrobinkę mniej autentyczne emocjonalnie...

 

Jak dla mnie jak najbardziej autentyczne i jak najbardziej uzasadnione. Wiadomo, jakim tradycjonalistą był Brahms. IV Symfonia, napisana w 1885 roku, to łabędzi śpiew całego tego muzycznego etosu, który był Brahmsowi tak bliski i który dogorywał na jego oczach. Wydaje mi się, że właśnie dlatego wrzucił tam wszystko, co się dało. Chyba warto czasem podejść do Brahmsa od strony "programowej"; stare (lata 50.) nagranie IV Symfonii z Berlińczykami pod dyrekcją Jochuma otworzyło mi oczy na pewne rzeczy. To nie jest tylko czysty eklektyzm ani efektowna zabawa formami muzycznymi, lecz rekapitulacja "życia" muzyki europejskiej w obliczu jej niechybnej zagłady.

 

 

Pierwsze z ogniw opiera się na słynnym, elegijnym temacie głównym i chociaż twórca operuje tu dość przestarzałą jak na lata 80. XIX wieku obsadą beethovenowską, jednocześnie osiąga wyżyny nowatorstwa. Zwrócił na to uwagę Schönberg, gdy pisał studium Brahms the Progressive. Wystarczy posłuchać pierwszych kilkudziesięciu sekund tej muzyki, by pojąć jej istotę: Brahms, w odróżnieniu od innych kompozytorów, po wprowadzeniu tematu głównego nie szuka dla niego łącznika czy nowej myśli, lecz natychmiast poddaje go wariacyjnej obróbce (fragment od 38. sekundy w bezkonkurencyjnym nagraniu Carlosa Kleibera). Kompozytor „zachowuje” się tak, jakby chciał nam powiedzieć, że nie mamy chwili do stracenia na składanie pokłonów zastanym konwencjom budowania okresowej formy.

 

 

To cytat z tekstu Marcina Gmysa

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Chwili do stracenia nie ma, bo mamy rok 1885, 2 lata po śmierci Wagnera, kiedy kultura muzyczna, której Brahms hołdował, już nie istnieje, ewentualnie ewoluowała w formy tak monstrualne, że "to już nie to" (Bruckner). Pisząc nuty Brahms nie wiedział jeszcze, że niebawem przyjdzie Shoenberg i rozwali system, ale z pewnością był świadom aktualnej sytuacji formy sonatowej, symfonicznej i generalnie muzyki tonalnej. Początek IV Symfonii to, w interpretacji Jochuma zwłaszcza, takie "ostatnie podrygi", agonalny pośpiech by powiedzieć jak najwięcej w tym krótkim czasie, który jeszcze pozostał. Do tego Jochum trzyma tutaj rytm marsza, obłędnego pędu ku katastrofie, niemal jak w VI Mahlera. W kulminacji to wszystko dociera do momentu wyczerpania swoich możliwości i BUM - mamy eksplozję. (Teraz właśnie powinien wyjść Schoenberg i pokazać swoją kostkę Rubika ;)).

Z drugiej części, z Andante moderato, nad którego pięknem większość dyrygentów wpada w liryczno-medytacyjne stany, Jochum robi marsz żałobny.

W tym kontekście część ostatnia, z tymi przetworzeniami Bacha i elegijną melodią fletu, to reminiscencja, wpominanie zmarłego i płacz.

Czyli Brahmsowskie pożeganie z symfonią pararelne wobec Beethovenowskiego pożegnania z sonatą z opusu 111? Chyba całkiem możliwe, jeśli wziąć pod uwagę kontekst oraz propozycję interpretacyjną Jochuma. W każdym razie, gdy myślę co ten dinozaur z długą brodą musiał przeżywać obserwując kult zupełnie obcych mu form muzycznych, projektuję to na jego twórczość, na IV Symfonię w szczególności.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Walsung

Wracając do Waszych porównań Parsifala i Barenboima, to dla mnie porażką jest Parsifal jaki popełnił Gergiew z orkiestrą petersburskiego Teatru Maryjskiego.

 

41qGGb2V0hL.jpg

 

Preludium zagrane kompletnie nijako i płasko. Żadnego wrażenia. Niestety podobne odczucia są i później. Sztywno i zachowawczo śpiewa również Rene Pape. Przy nagraniach jak to powyższe, wspomniany Barenboim to praktycznie górna półka ;>

Jego "Walkiria" podobno też słabiutka.

 

Tym większy podziw mam dla Tomasza Szredera i orkiestry Opery Wrocławskiej, że tak przyzwoicie udało im się wykonać dzieło, przy którym wysiadają dzisiejsze gwiazdy dyrygentury. Mam oczywiście na myśli "Parsifala". Czy ktoś z forumowiczów był na wrocławskim przedstawieniu? Ja się 3 razy przeszedłem :)

Gość oh_mercy

(Konto usunięte)

aleksandraU, Walsung - Ryszard Ryszardowi nierówny, to oczywiste. To Wagner powalił świat muzyki swoją wizją, Strauss mógł już potem tylko kopać leżącego ;) Niemniej jednak, jak można pozostać niewzruszonym na emocje, które niesie ze sobą finał Elektry, Salome czy duet Ariadny i Bachusa? Uwielbiam Tristana i Izoldę - dla mnie szczyt muzycznych doznań. Gdzie można znaleźć podobne emocje i to charakterystyczne napięcie jak nie u Straussa (czy w I części IX Mahlera)?

 

Tristana pod Janowskim zapowiada się ciekawie bo obsada b. dobra (wreszcie Gould pojawia się w nagraniach), chociaż co tu ukrywać - Janowski swoim Wagnerem z reguły nie zachwyca.

 

istnieją przypuszczenia, że konsultowali się wzajemnie tuż przed rokiem 1896

poznali się w 87, listy pisali od 88.

 

http://www.gresham.ac.uk/lectures-and-events/mahler-and-strauss

Edytowane przez oh_mercy

aleksandraU, Walsung - Ryszard Ryszardowi nierówny, to oczywiste. To Wagner powalił świat muzyki swoją wizją, Strauss mógł już potem tylko kopać leżącego ;) Niemniej jednak, jak można pozostać niewzruszonym na emocje, które niesie ze sobą finał Elektry, Salome czy duet Ariadny i Bachusa? Uwielbiam Tristana i Izoldę - dla mnie szczyt muzycznych doznań. Gdzie można znaleźć podobne emocje i to charakterystyczne napięcie jak nie u Straussa (czy w I części IX Mahlera)?

Pełna zgoda. Gdy dawno temu odkryłem "Cztery ostatnie pieśni" Straussa byłem mile zaskoczony, że tak bardzo "po tristanowsku" trafiają do serca. Podobnie Mahlerowskie i Brucknerowskie adagia.

 

 

 

poznali się w 87, listy pisali od 88.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Wiem; zastanowiło mnie tylko, na ile podkradali sobie pomysły, gdy w jednakim czasie opracowywali muzycznie "Zaratustrę" Nietzschego ;)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

W ramach 13-go festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu odbędzie się retrospektywa filmów Hansa Syberberga poświęconych Wagnerowi. Będzie można obejrzeć jego słynnego "Parsifala" z 1981 r., 5-godzinny dokument "Winifred Wagner i historia domu Wahnfried w latach 1914–1975", film fabularny o Ludwiku II "Ludwig – requiem dla dziewiczego króla" oraz posłuchać, jak aktorka Edith Clever deklamuje na ekranie listy Wagnera do kobiet. Więcej o przeglądzie:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

W ramach 13-go festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu odbędzie się retrospektywa filmów Hansa Syberberga poświęconych Wagnerowi. Będzie można obejrzeć jego słynnego "Parsifala" z 1981 r., 5-godzinny dokument "Winifred Wagner i historia domu Wahnfried w latach 1914–1975", film fabularny o Ludwiku II "Ludwig – requiem dla dziewiczego króla" oraz posłuchać, jak aktorka Edith Clever deklamuje na ekranie listy Wagnera do kobiet. Więcej o przeglądzie:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Tylko pozazdrościć. Szkoda że w Warszawie tak ubogo z Wagnerem. Byłam na ostatnim "Holendrze" Trelińskiego w Narodowym i nawet na balecie Pastora z muzyka z Tristana i Izoldy (słabo to mimo wszystko wyszło. Niezbyt kompatybilnie dobrane środki wyrazu do muzyki ;-) ... ale to jednak niewiele w porównaniu z realizacją Parsifala. Wrocław chyba w dużej mierze dzięki inicjatywom Ewy Michnik może poszczycić się taką ilością wagnerowskich projektów.

 

aleksandraU, Walsung - Ryszard Ryszardowi nierówny, to oczywiste. To Wagner powalił świat muzyki swoją wizją, Strauss mógł już potem tylko kopać leżącego ;) Niemniej jednak, jak można pozostać niewzruszonym na emocje, które niesie ze sobą finał Elektry, Salome czy duet Ariadny i Bachusa? Uwielbiam Tristana i Izoldę - dla mnie szczyt muzycznych doznań. Gdzie można znaleźć podobne emocje i to charakterystyczne napięcie jak nie u Straussa (czy w I części IX Mahlera)?

 

Ależ ja się w pełni zgadzam, a Elektrę i Salome bardzo lubię. Chodziło mi tylko o to, że Wagner i Strauss to jednak zupełnie inny "muzyczny teatr", pomimo wielu podobieństw i że do mnie Wagner przemawia jakby ... bardziej (i na wielu poziomach) ;-) Zresztą ja mam chyba generalnie słabość do kompozytorów, kontynuujących i rozwijających wagnerowskie pomysły. Zebrała mi się półka Brucknera i sporo Straussa właśnie. Mam nawet kilka płyt Siegfrieda Wagnera.. i pomimo, że czasami zbyt dosłownie "cytuje" ojca (chociażby w "Der Schmied von Marienburg") to słucha mi się tego bardzo przyjemnie...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Pozdrawiam,

Ola

Gość oh_mercy

(Konto usunięte)

Gdy dawno temu odkryłem "Cztery ostatnie pieśni" Straussa byłem mile zaskoczony, że tak bardzo "po tristanowsku" trafiają do serca. Podobnie Mahlerowskie i Brucknerowskie adagia.

i wczesny Schoenberg w sumie też. Szkoda, że się potem popsuł ;)

 

W ramach 13-go festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu odbędzie się retrospektywa filmów Hansa Syberberga poświęconych Wagnerowi.

Tylko pozazdrościć mieszkania we Wrocławiu, gdzie zawsze dzieje się coś ciekawego. Co do festiwalu - szkoda, że nie w sierpniu...

Ewa Michnik to zdecydowanie odpowiednia kobieta na odpowiednim miejscu. Ale we Wrocławiu działa też potajemnie fanklub Rycha:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Niemiecka historia miasta również nie jest bez znaczenia. Na przykład na jednym z po-PRL-owskich budynków w centrum wisi sobie taka oto tablica:

 

wagner_01.jpg

 

Mam nadzieję, że umieszczą kiedyś podobną w miejscu, gdzie się urodził Klemperer.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Walsung

Ewa Michnik to zdecydowanie odpowiednia kobieta na odpowiednim miejscu. Ale we Wrocławiu działa też potajemnie fanklub Rycha:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

To przypadkiem nie oni zorganizowali Kongres Wagnerowski we Wrocławiu? Faktycznie działają potajemnie... Założyliby jakąś stronę internetową, zrobili trochę zamieszania (przynajmniej z okazji jubileuszowej rocznicy) ;-)

 

Skończyłam właśnie odsłuch rewelacyjnego nagrania Tannhausera z 1962 z Bayreuth. Wolfgang Sawallisch za pulpitem. W tytułowej roli Windgassen, który brzmi tutaj inaczej niż zwykle. Wyczuwa się jakąś nutkę szaleństwa w tej interpretacji. No i znakomita jakość dźwięku biorąc pod uwagę datę nagrania.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Pozdrawiam,

Ola

Na youtubie można namierzyć pojedyncze wykonania szwedzkiego tenora Wagnerowskiego Gostę Winberga. Głównie z Lohengrina. Nieprawdopodobny głos. Dużo bardziej mi się podoba niż Peter Hoffman. To samo pokolenie zresztą.

 

Ktoś zna lub posiada taką płytę? Na ebayu krzyczą sobie za poniższe CD 150 dolarów i zastanawiam się czy warto i czy poza Lohengrinem reszta jest równie świetna

 

51Ha5QWMu%2BL.jpg

Na youtubie można namierzyć pojedyncze wykonania szwedzkiego tenora Wagnerowskiego Gostę Winberga. Głównie z Lohengrina. Nieprawdopodobny głos. Dużo bardziej mi się podoba niż Peter Hoffman. To samo pokolenie zresztą.

 

Ktoś zna lub posiada taką płytę? Na ebayu krzyczą sobie za poniższe CD 150 dolarów i zastanawiam się czy warto i czy poza Lohengrinem reszta jest równie świetna

 

 

Płyta w całości trzyma wysoki poziom, natomiast z pewnością nie warto płacić za nią 150$, w momencie kiedy jest dostępna w 40 płytowym boksie Sony, który można kupić za 100$:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Boks o tyle interesujący, że poza wspomnianą płytą, umieścili w nim nagrania Lauritza Melchiora z Flagstad i Traubel (dawne nagrania RCA), świetną płytę z nagraniami Eileen Farrell (sceny ze Zmierzchu Bogów, Tannhausera, Tristana, z Wesendonck-Lieder itd. Całość pod batutą Bernsteina). Jest kompletny Ring poprowadzony przez Janowskiego, ciekawe nagranie Śpiewaków (Keilberth), świetny Lohengrin (Sandor Konya), kilka płyt z półki "Wagner without words" (Stokowski, Szell, Maazel).

 

Byłam również zaskoczona jakością poligrafii. Wszystkie płyty mają zachowane "oryginalne" obwoluty, z grafikami z wydań RCA.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Pozdrawiam,

Ola

  • 2 miesiące później...

Poza tym ja mam na dłuższą metę przy Straussie trochę zbliżone odczucia jak przy słuchaniu Brahmsa. Niby wszystko pięknie zgrane, dopasowane i przemyślane.. niby wszystkiego aż za dużo, ale całościowo czegoś zaczyna brakować. Takie girlandy soczystej muzyki, po której za wiele nie zostaje. Ktoś kiedyś napisał na forum, że muzyka Brahmsa to jak "kupka stłuczonego pięknego zwierciadła". Ja podobnie odbieram Straussa.

 

Z Brahmsem nie ma tego problemu co Wagnerem: masz kilka lat "zaczadzenia" po czym musisz wziąć sobie z 10 lat odpoczynku. To co Cię zachwycało zaczyna Cię irytować itd. To czego brakuje Wagnerowi, a co jest domeną Brahmsa - to intymność emocji, które wyraża muzyka. Trzeba pamiętać, że gros jego twórczości to kameralistyka. Emocjonalność tej muzyki (np. niezrównanych miniatur fortepianowych) jest wolna od napuszonego szantażu emocjonalnego, w którym Rysio był mistrzem. Żeby było jasne - Wagner jest wielki i pewnie za parę lat do niego powrócę, ale deprecjonowanie Brahmsa wydaje mi się nie na miejscu. Tacy kompozytorzy jak Brahms podadzą Ci pomocną dłoń w tych sytuacjach życiowych, w których Wagner, zajęty swoimi egotycznymi totalizmami, dokumentnie Cię oleje...

Edytowane przez dzarro

Z Brahmsem nie ma tego problemu co Wagnerem: masz kilka lat "zaczadzenia" po czym musisz wziąć sobie z 10 lat odpoczynku. To co Cię zachwycało zaczyna Cię irytować itd. To czego brakuje Wagnerowi, a co jest domeną Brahmsa - to intymność emocji, które wyraża muzyka. Trzeba pamiętać, że gros jego twórczości to kameralistyka. Emocjonalność tej muzyki (np. niezrównanych miniatur fortepianowych) jest wolna od napuszonego szantażu emocjonalnego, w którym Rysio był mistrzem. Żeby było jasne - Wagner jest wielki i pewnie za parę lat do niego powrócę, ale deprecjonowanie Brahmsa wydaje mi się nie na miejscu. Tacy kompozytorzy jak Brahms podadzą Ci pomocną dłoń w tych sytuacjach życiowych, w których Wagner, zajęty swoimi egotycznymi totalizmami, dokumentnie Cię oleje...

 

Co do Wagnera - całkowita niezgoda ;) Słucham go od 15 lat i zauważam, że uzależnienie systematycznie przez ten czas rosło zamiast maleć. Okresowe przerwy w recepcji wynikały bardziej z braku czasu na słuchanie tych wielogodzinnych kobył, niż ze znużenia. Wagnerowi brak intymności? I scena III aktu "Tannhausera", duet w II akcie "Tristana", I akt "Walkirii", dialog Siegmunda z Brunhildą, scena leśna w "Zygfrydzie", praktycznie cały "Parsifal" - żeby rzucić przykładami najbardziej "kanonicznymi" - to co? Myślę, że wielu wagnero-fanów zapytanych o przyczynę fascynacji tym kompozytorem, wymieniłoby właśnie barwność i subtelność wyrażanych muzycznie emocji. Od Wagnera wielu "sztuczek" nauczył się Debussy, warto to mieć na uwadze.

 

Co do Brahmsa - pełna zgoda. Przyczyny jego deprecjonowania nie bardzo mogę pojąć; myślałem, że konflikt na linii Brahms-Wagner to już hanslickowa zaszłość.

Edytowane przez Walsung

Wagnerowi brak intymności? I scena III aktu "Tannhausera", duet w II akcie "Tristana", I akt "Walkirii", dialog Siegmunda z Brunhildą, scena leśna w "Zygfrydzie", praktycznie cały "Parsifal" - żeby rzucić przykładami najbardziej "kanonicznymi" - to co?

 

Każdy odbiera muzykę na swój sposób. Różne też mogą być definicje intymności. Dla mnie w muzę Wagnera jest jednak wpisane jakieś takie zespolenie ze wszystkim co się da - na czele z kosmosem. Są momenty, że takie przeżycia są nieodzowne i wtedy nikt Rycha nie zastąpi. Ale z drugiej strony czasem wydaje się przesadą, że z nieudanego romansu z ponętną mężatką z kręgów syto-burżuazyjnych trzeba od razu ejakulować czterogodzinnym Tristanem z całym kultem nocy(uwielbiam), śmierci(jeszcze bardziej uwielbiam) i miłosnego delirium(umieram z uwielbienia). A ja czasem chce mieć wrażenie, że kompozytor napisał jakiś kawałek specjalnie dla mnie i wtedy sięgam właśnie po Brahmsa albo Faure...

 

PS. A co do Straussa - to ostatnio lepiej mi się słucha np. finał Ariadny niż erupcje Wagnera - ale to pewnie kwestia związana z tym, że przez parę lat za bardzo katowałem wszelkie Tristany i tym podobne...

Edytowane przez dzarro
Gość oh_mercy

(Konto usunięte)

PS. A co do Straussa - to ostatnio lepiej mi się słucha np. finał Ariadny niż erupcje Wagnera

mi podobnie, ale nie mam pewności czy za jakiś czas się ta tendencja z powrotem nie odwróci. Co do Brahmsa czy kogokolwiek innego - zabawne, jak czasem w pewnym wieku zaczynamy się zachwycać muzyką, którą kiedyś lekceważyliśmy czy nawet, z której zdarzało nam się wcześniej nieco pokpić.

Edytowane przez oh_mercy

Z tym rzekomym deprecjonowaniem Brahmsa - to mam nadzieję, że to nie do mnie ;-) Jak pisałam wcześniej, są takie kompozycje brahmsowskie, które uwielbiam, jednak w sporej większości Brahms jest dla mnie przeintelektualizowany i mimo wszystko zbyt eklektyczny... Nie działa po prostu tak na emocje jak inni kompozytorzy. Ot, subiektywna opinia do której każdy ma prawo, a nie żaden programowy konflikt na miarę Hanslicka. Płyty z Brahmsem stoją u mnie na półkach obok Wagnera i w oczy ani uszy bynajmniej nie kłuje z tego powodu ;-P Zresztą wszystko się zmienia, więc kto wie jak będę odbierać Brahmsa za kilka lat...

 

Każdy odbiera muzykę na swój sposób. Różne też mogą być definicje intymności. Dla mnie w muzę Wagnera jest jednak wpisane jakieś takie zespolenie ze wszystkim co się da - na czele z kosmosem. Są momenty, że takie przeżycia są nieodzowne i wtedy nikt Rycha nie zastąpi. Ale z drugiej strony czasem wydaje się przesadą, że z nieudanego romansu z ponętną mężatką z kręgów syto-burżuazyjnych

trzeba od razu ejakulować czterogodzinnym Tristanem z całym kultem nocy(uwielbiam), śmierci(jeszcze bardziej uwielbiam) i miłosnego delirium(umieram z uwielbienia). A ja czasem chce mieć wrażenie, że kompozytor napisał jakiś kawałek specjalnie dla mnie i wtedy sięgam właśnie po Brahmsa albo Faure...

 

Przecież i u Wagnera można znaleźć kameralny nastrój, bez mistyki i "zespolenia z kosmosem". Chociażby taki cykl pieśni do słów Matyldy Wesendonk. Dla mnie to przepiękny kawałek jego twórczości. Te pieśni sprawiają wrażenie bardzo osobistych, intymnych wyznań, bez wielkich idei w tle. Bardzo mi zresztą przypominają pieśni Brahmsa czy Schuberta...

 

Zresztą wspomniany Schubert jest dla mnie przykładem tego, jak bardzo zmienia się czasami nasza percepcja muzyki. Jeszcze rok temu nie mogłam na dłuższą metę zdzierżyć Schuberta. Wydawał mi się dla odmiany zbyt przesycony, "rozedrgany" emocjonalnie... a ostatnio jestem zachwycona jego kameralistyką i odbieram go zupełnie inaczej. Szczególnie kwartety, oktet F-dur, tria, sonaty... Właśnie idzie do mnie z jpc jakaś tona wykonań pieśni Schuberta w ramach nadrabiania zaległości. Oczywiście to wszystko nie przeszkadza mi zasłuchiwać się w Mozarcie, czy Wagnerze. W dużej mierze to chyba kwestia kondycji muzycznej, a ta miewa u każdego zarówno wzloty, jak i upadki :-) Oczywiście jak ktoś przesadzi z jednym rodzajem muzyki, to nic dziwnego że nabiera odruchów wymiotnych. W nadmiarze to i zalety stają się wadami.

Edytowane przez aleksandraU

Pozdrawiam,

Ola

Ale pamiętam Olu, że płyta z kwartetem fortepianowym i kwintetem Ci się bardzo podobała:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ale pamiętam Olu, że płyta z kwartetem fortepianowym i kwintetem Ci się bardzo podobała:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Nadal się podoba. W szczególności kwartety smyczkowe. Mimo że w takim B-dur op.67 pobrzmiewa tak wyrażnie Beethoven, czy późny Haydn ;-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Pozdrawiam,

Ola

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.