Wzmacniacz przysłany nam do testu jest produktem nowej polskiej firmy… Wróć. Nie należy się przyzwyczajać do pewnych sformułowań. Unitra akurat jest zdecydowanie starą firmą. Wzmacniacze lampowe też produkowała dawno, a później już tylko tranzystor i tranzystor. A tu powrót na rynek i Unitra pokazuje wielką lampową integrę. Cuda jakieś. Wzmacniacze nie są jedynym produktem odnowionej Unitry, która ma obecnie w katalogu linię słuchawek oraz akcesoria telewizyjne. Więcej na temat reaktywacji tej marki możecie Państwo przeczytać w artykule zamieszczonym pod poniższym linkiem:
http://www.klub.audiostereo.pl/reportaze/unitra-powraca-w-xxi-wieku-art427.html
Wzmacniacz lampowy Edward jest pierwszym urządzeniem elektronicznym z nowej linii tego producenta. Ponieważ Unitra jest konsorcjum producentów, w związku z tym urządzenie to nie powstało we własnej wytwórni, lecz jest produktem innego polskiego przedsiębiorstwa, firmy Phonograph. W istocie jest to „zunitryzowana” wersja wzmacniacza zintegrowanego Phonographa. W planach jest również przedwzmacniacz gramofonowy i gramofon, a w przyszłości może również źródło cyfrowe.
Konstrukcyjnie Edward oparty jest na układzie ultraliniowym Williamsona, opisanym w 1947. Jest to jeden z pierwszych opisanych w literaturze przykładów konstrukcji zmierzającej do uzyskaniu jak najlepszych parametrów odtwarzania dźwięku. Techniczne zalety układu Williamsona to bardzo małe zniekształcenia nieliniowe i intermodulacyjne stopnia wyjściowego, przy dużej sprawności energetycznej, mała oporność wewnętrzna i duża odporność na zmiany impedancji obciążenia. Ma to znaczenie przy współczesnych kolumnach głośnikowych, które często posiadają skomplikowane zwrotnice i ich impedancja zmienia się mocno w funkcji częstotliwości. Cechą tego układu są też nadmiarowo zaprojektowane transformatory, zwiększające wprawdzie masę urządzenia, lecz pozwalające na lepsze przenoszenie niskich częstotliwości.
Wzmacniacz Unitra Edward składa się z czterech podstawowych bloków funkcjonalnych. Stopień wstępny oraz inwerter (odwracacz fazy) zbudowane są na lampie ECC 82. Stopień wstępny jest bezpośrednio sprzężony z odwracaczem fazy pracującym w układzie dzielonego obciążenia charakteryzującym się bardzo dużą symetrią. Sygnały z odwracacza fazy nie są podawane bezpośrednio na stopień końcowy, ale zastosowano stopień pośredniczący w układzie symetrycznego wzmacniacza różnicowego zbudowanego na lampie ECC 99 ( tzw. driver ). Takie rozwiązanie ma pozwalać na dostarczenie do stopnia wyjściowego sygnału o dużej amplitudzie, a niewielkich zniekształceniach. Stopień końcowy zbudowany jest na tetrodach strumieniowych 6L6 GC (znanych np. z wysoko ocenianego swego czasu wzmacniacza CR Development Romulus) i pracuje w klasie AB1 (siatki pierwsze pracują tylko w zakresie napięć ujemnych). Do mocy wyjściowej 10W lampy pracują w czystej klasie A. Stopień końcowy jest sprzężony z transformatorem wyjściowym w układzie ultra liniowym (ultra linear).
Układ ultra linear został opatentowany w 1936 przez Alana Blumleina, a po raz pierwszy zastosowany praktycznie w 1951 roku przez D. Haflera i H.I. Keroesa. Jego charakterystyczną cechą jest lokalne sprzężenie zwrotne poprzez połączenie siatki ekranującej do odczepu uzwojenia pierwotnego transformatora wyjściowego. Odczep jest umieszczony tak, że na siatkę trafia 20-50% składowej zmiennej napięcia anodowego. W ten sposób lampa pracuje w trybie pośrednim pomiędzy triodą (100% sygnału na siatce ekranującej) i pentodą (0% sygnału na siatce ekranującej). Taki układ zapewnia bardzo małe zniekształcenia nieliniowe i intermodulacyjne oraz mały opór wewnętrzny (nieco tylko gorszy od triody) przy wyższej sprawności energetycznej. Transformatory wyjściowe wzmacniacza wykonywane są wielowarstwowo na kształtkach EI o odpowiednio dobranym przekroju rdzenia zapewniającym bardzo dobre przenoszenie zarówno niskich jak i wysokich częstotliwości.
Lampy stopnia końcowego pracują z automatyczną stabilizacją prądu spoczynkowego (auto bias) co zapewnia stabilne funkcjonowanie wzmacniacza w całym okresie eksploatacji, eliminując konieczność regulacji i kontroli przez użytkownika w całym okresie życia lamp. We wzmacniaczu wykorzystane są lampy produkowane współcześnie przez firmę JJ-Electronic, za wyjątkiem lamp EM84 (NOS) będących wskaźnikami wysterowania. Wielu czytelników pamięta zapewne ten rodzaj lamp, bowiem podobnych używano do wyświetlania poziomu sygnału w magnetofonach szpulowych Unitra ZRK.
Technologia montażu stanowi połączenie montażu przestrzennego i techniki obwodów drukowanych. Ma to zapewniać powtarzalność parametrów produkowanych wzmacniaczy. Układ elektryczny toru audio został wykonany jako całkowicie lampowy w technologii dual-monoblok, co eliminuje przesłuchy i przenikanie zakłóceń pomiędzy kanałami. Elementy półprzewodnikowe zostały zastosowane tylko w obwodach miękkiego startu transformatora sieciowego i opóźnienia załączenia zasilania lamp stopnia końcowego wzmacniacza. Jako elementy sprzęgające zostały zastosowane kondensatory polipropylenowe MKP. W zasilaczu wzmacniacza dla osiągnięcia prawidłowej odpowiedzi impulsowej pracuje bateria niskoimpedancyjnych (low ESR) kondensatorów elektrolitycznych o dużej pojemności rzędu 2000 mF.
Obudowa wykonana jest techniką cięcia laserowego ze stali kwasoodpornej. Blacha jest gruba i solidna, obudowa jest ciężka i bardzo sztywna. Większa część jest polerowana w naturalnym kolorze stali, natomiast front wykonano z drapanej płyty anodowanej na czarno. Zastosowano zabieg wzorniczy polegający na wysunięciu do przodu centralnej części płyty czołowej i puszczeniu powstałymi dwoma pionowymi szczelinami światła w kolorze pomarańczowym. Jest to wskaźnik włączenia urządzenia, a poza tym element dekoracyjny. Drugim świecącym elementem dekoracyjnym są lampy EM84 (wskaźniki wysterowania), lśniące seledynowo. Razem (czarny front plus pomarańczowe i zielone światło) daje to spokojny i zaskakująco oldskulowy efekt. Żadnych niebieskich diod, które od paru lat wypalają nam oczy. Co do projektu przedniej ścianki, mam pewne zastrzeżenia do grubości płyty aluminiowej. Moim zdaniem powinna być trzy razy grubsza, bo obecnie sprawia trochę wrażenie doklejonej blachy. Prócz tego szczotkowana czarna powierzchnia jest zbyt wrażliwa na ślady palców, których trudno się pozbyć. Widziałbym tutaj inny rodzaj wykończenia lub naturalny kolor metalu.
Tylna ścianka wzmacniacza mieści na sobie dużo gniazd, bo oprócz czterech wejść RCA są odczepy dla kolumn głośnikowych o impedancji 4, 8 oraz 16 ohmów. To ostatnie wygląda jak zaproszenie dla brytyjskich monitorów – tradycyjne monitory BBC miewały takie impedancje przy jednoczesnej niskiej skuteczności. Jest też oczywiście gniazdo IEC oraz gniazda bezpieczników. Ogólnie budowa testowanego wzmacniacza robi bardzo dobre wrażenie, a uwagi dotyczą wyłącznie kwestii kosmetycznych. Jakość wzmacniacza tkwi jednak w jego dźwięku i zaraz przekonamy się, czy i tutaj Unitra wyjdzie z tarczą.
Odsłuch:
Wykorzystany system
Kolumny: Avcon ARM
Gramofon: Ad Fontes/Origin Live Zephyr 12”/ZYX R-100
Przedwzmacniacz gramofonowy: ModWright SWP 9.0 SE, RCM Sensor IC
Źródła cyfrowe: Linn Karik I, Tent Labs b-DAC
Wzmacniacz: SoundArt Jazz
Kondycjoner: Enerr Point One
Kabel cyfrowy: Stereovox HDXV 75 Ohm
Przewody głośnikowe: Argentum 6/4
Przewody sygnałowe: Argentum Silver RCA, Velum NF-SX
Kable zasilające: Vovox Initio
Słuchałem tego wzmacniacza przez dwa miesiące, na przemian z moim SA Jazzem i testowanym w międzyczasie wzmacniaczem Yamahy. Najwięcej satysfakcji przynosił odsłuch ze źródłem analogowym, również ze względów estetycznych, bo w końcu lampa i analog to nierozłączne siostry dwie, jak młodość i SP. Niewątpliwie pasowało jedno do drugiego. Ale mówiąc już serio, Edward w systemie ze źródłem analogowym (całe źródło jakieś 2-3 razy droższe od amplifikacji) zaimponował płynnością, muzykalnością, całkiem na poziomie detalami połączonymi z dobrym oddaniem akustyki pomieszczeń i na koniec jeszcze zrobił wrażenie mocnym basem. System na analogu grał bardzo miło i kompetentnie, skłaniając mnie do grzebania w poszukiwaniu nigdy wcześniej nie słuchanych płyt (mam takich sporo, w wyniku różnych okoliczności). Podczas pisania tych słów grał akurat oktet E-dur op. 32 Spohra w wykonaniu Berliner Oktett (Eterna). Dobre odtworzenie, płynne, zamaszyste z wyraźnie zaznaczoną masą dźwięku. Taka muzyka skłaniała do zwiększania głośności, bo nie dostawało się zniekształceń, tylko więcej dobrego dźwięku. A przecież o to właśnie chodzi.
Z małych składów jazzowych tradycyjnie już wysłuchałem płyty „Waltz for Debby” tria Billa Evansa. To powolne, bardzo klimatyczne nagranie dobrze ukazuje możliwości sprzętu w dziedzinie oddania barw i mikrodynamiki. W istocie nie jest to całościowy projekt, tylko nagranie zawierające pozostałości sesyjne nie włączone do dwóch wcześniejszych płyt. Muzyka zabrzmiała dość łagodnie, w odcieniu raczej złotawym niż srebrzystym (dotyczy to zwłaszcza naturalnego brzmienia miotełek na talerzach). Fortepian Evansa miał odpowiednią masę, a bas pojawiał się we właściwych momentach i nie straszył, tylko grał. Wrażenia były tak przyjemne a jednocześnie ulotne, że wysłuchałem tej płyty 3 razy pod rząd. Bardzo satysfakcjonujące odtworzenie.
Biorąc na talerz płyty dość losowo, następnie z kolei wysłuchałem motetów Josquina des Pres. Nagranie Saphira nie było tak dobre jak wysłuchane wcześniej realizacje, dźwięki były gorzej rozseparowane niż na poprzednich płytach, ale całość wypadła mimo to satysfakcjonująco. Tutaj wzmacniacz nie miał szans wspiąć się na wyżyny, ale dał z siebie sporo. To odtworzenie kojarzyło mi się trochę z tym, co piłem i paliłem w trakcie: bourbon Wild Turkey i 30-letni, dobrze odleżany tytoń fajkowy Player’s Medium z ocalałej w kącie magazynu puszki. Mocne, dojrzałe i trochę słodkie, tak to właśnie brzmiało. Nie mam nic złego do powiedzenia o tej muzyce, wszystko mi się tu podobało.
Następnego wieczora przerzuciłem się na inne paliwo muzyczne, wybierając też lżejszy napój w postaci porto (konkretnie Vintage Martinez). Muzyka instrumentalna w postaci „Iberii” Albeniza spełniła oczekiwania wywołane poprzednimi nagraniami. Główne wrażenia to dźwięczność, miękkość i przestrzenność. Wrażenia drugiej kolejności, to realistyczna masa fortepianu, płynność i spokój. Nic dziwnego, cyfrowych najeźdźców zdecydowanie pozostawiliśmy za sobą. Brzmienie przypominało mi prywatna salę koncertową w starym domu. Dźwięk płynął między kolumnami i ścianami pokrytymi półkami bibliotecznymi. Dość relaksacyjnie, ale z wyraźnie widoczną mocą. Bańki 6L6 nie zamulają, a stopień ocieplenia określiłbym jako niewielki. Było tu pewne podobieństwo barwowe do mojego SA Jazza, minus stalowa pięść, którą tamten wzmacniacz czasem pokazuje. Cóż, 300 W z tranzystora nie służy tylko temu, żeby ładnie wyglądać. Jednak 1/10 tej mocy oddawało 90% wrażenia. I te wybrzmienia, ech… Atak może nie najszybszy, ale koniec jaki przyjemny. Szkoda mi było się od tej „Iberii” odrywać.
Ale koniec z łatwymi nagraniami, przejdźmy do 45 obrotów w postaci audiofilskiego wydania koncertu Hugha Masekeli „Hope”. No niestety, po raz kolejny smętne historyjki, jakoby należało słuchać tylko „normalnych”, normalnie nagranych płyt, bo inaczej nie będzie melomaństwa tylko szkodliwe audiofilstwo, poszły na drzewo. Dwupłytowy album wprost wyrywał z butów, a Edward świetnie oddawał dynamikę nagrania (znakomitą) oraz dźwięki wszelkich podzwrotnikowych stukułek i trombitów. O oddaniu tembru głosu wokalisty nie wspominam, bo to oczywiste. Rozkoszne odtworzenie, być może lepiej wypadałaby jakaś dwa razy droższa maszyna, ale przecież nie mówimy tutaj o zaporowych cenach, tylko o stosunkowo przystępnie wycenionym wzmacniaczu. Scena kończyła się poza głośnikami, uderzenia perkusji były szybkie i wyraźne, przekaz emocjonalny na poziomie bardzo dobrym, a to wszystko z pokrętłem wzmocnienia na godzinie dziesiątej. Wskaźniki wysterowania ledwo wachlują, a tu taki spektakl. Oczywiście podkręciłem bardziej, a wówczas naprawdę ryknęło: czysto, głośno i miażdżąco. Afrykański jazz to coś pięknego. Słuchanie tej płyty, zwłaszcza bardziej lokalnych utworów jak „Abangoma” lub „Languta”, przywodzi na myśl nastroje z prozy Karen Blixen lub Mike Resnicka („Kły”, „Siedem widoków wąwozu Olduvai”). Wzmacniacz z oddaniem atmosfery utworów radzi sobie nomen-omen śpiewająco i nie jest to „dźwięk jak za Gierka”. Jest to znacznie lepszy dźwięk, piszę to jako dawny właściciel wzmacniacza WS-9013, gramofonu Bernard i kolumn ZG-15. Nostalgia nostalgią, a współczesnoąć współczesnością, jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało w zestawieniu ze wzmacniaczem lampowym.
Po tej dawce emocji na talerz wpuściłem stare tłoczenie Rachmaninowa, nagranie dla Dekki z Yehudi Menuhinem. Była to equalizacja ffss, dla której nie mam ustawień w przedwzmacniaczu, więc dźwięk z założenia nie mógł być idealny, ale ciekawość przeważyła. Edward nie nadrobił wprawdzie lekkiego braku na basach, ale poza tym brzmienie było zaskakująco dobre, zwłaszcza jeśli uwzględnić sędziwy wiek niemal nienaruszonej płyty. Nawet najdrobniejsze poruszenia i muśnięcia klawiszy igła wydobywała, a Edward uczciwie wzmacniał. Ciekawe nagranie, które nie pamiętam już jak znalazło się w w mojej kolekcji.
Oczywiście podczas odsłuchu nie ograniczałem się do nagrań winylowych, wysłuchałem również wielu płyt CD, zwłaszcza testowych wydanych przez wytwórnie płytowe lub producentów sprzętu. Czasem była to ta sama firma, jak w przypadku Linna czy Naima. Ładnie wypadły bardzo dynamiczne nagrania z płyty testowej JMLaba z czasów, kiedy jeszcze nie nazywał się Focal i robił kilka rewelacyjnych modeli kolumn od Sasa do Lasa. Rozpiętość utworów od baroku do współczesnego jazzu. Edward rzetelnie rozplątywał skomplikowane faktury muzyczne, oddając dobrze dynamikę i przejrzystość nagrania. Podobnie było z innymi płytami, w tym z płytą testową „Tutti” Hi-Fi i Muzyki, która zawiera kilka trudnych nagrań orkiestrowych. Zauważyłem pewne osłabienie przejrzystości i dynamiki w stosunku do nagrań analogowych, ale czy to wina klasy toru cyfrowego czy samego nośnika, nie będę teraz rozstrzygał.
Jak można by polepszyć jeszcze ten dźwięk? Sądzę, że coś jest jeszcze do zrobienia w doborze systemu. Kolumny ARM z tym wzmacniaczem zgadzają się bardzo dobrze, jest to ten rodzaj synergii, jaki występuje w stosunkach między angielskimi lampowcami w rodzaju CR Developments czy Audio Innovations a kolumnami z genezą BBC (np. klasyczny Spendor). Wzmacniacz bardzo dobrze wysterowuje głośniki, które odwdzięczają się melodyjnym, organicznie słodkim przekazem o charakterze raczej całościowym niż analitycznym. Możliwa jest jednak inna droga. Tę pokazały mi kilka miesięcy temu testowane dla „Magazynu Hi-Fi” kolumny Holophony o wysokiej skuteczności. Przejrzystość i detaliczność dźwięku pozbawiona jednocześnie szorstkości pozostawiła mnie pod ogromnym wrażeniem i z mieszanymi uczuciami, bo to przecież niby nie „mój” dźwięk, a tu coś takiego. Sądzę, że Edward wart jest eksperymentu z zestawieniem go z wysokoskutecznymi hi-endowymi kolumnami. W niniejszym teście wzmacniacz wypadł bardzo dobrze. Natomiast kto wie, co jeszcze mogłyby z niego wydobyć inne zestawy głośnikowe.
Alek Rachwald
Szczegółowe dane:
Dystrybutor: Unitra
Cena: 8990 zł
Układ : Williamson Push-Pull Ultralinear klasa AB1
Nominalna moc wyjściowa: 2 x 25W (f = 1kHz sinus THD=0.21%)
Maksymalna moc wyjściowa: 2 x 35W (f = 1kHz sinus THD=1%) 2 x 60Wrms
Pasmo mocy:
10Hz÷65kHz (Pwy=5W sinus ±3 dB / 0dB dla f = 1kHz)
15Hz÷60kHz (Pwy=25W sinus ±3 dB / 0dB dla f = 1kHz)
Nierównomierność charakterystyki przenoszenia: ±0.1 dB (f=20Hz÷20kHz Pwy=5W) THD dla f = 1 kHz:
0.08% (Pwy = 5W sinus dla f = 1kHz )
0.21% (Pwy = 25W sinus dla f = 1kHz )
THD dla f = 20Hz÷20kHz:
<0.2% (Pwy = 5W sinus pasmo f = 20Hz ÷ 20kHz )
<0.5% (Pwy = 25W sinus pasmo f = 20Hz ÷ 20kHz )
Poziom szumu i zakłóceń mierzony na wyjściu :
<0.01mV (104dB poniżej poziomu sygnału przy obciążeniu 8W)
Impedancja wejściowa: 100kW ( f = 20Hz ÷ 20kHz )
Wejścia liniowe: 4 x
Czułość wejść: 550mVrms (Pwy = 25W)
Nominalna impedancja obciążenia: 4W , 8W lub 16W
Lampy: 2 x GZ34S, 4 x 6L6GC, 2 x ECC99, 2 x ECC82, 2 x EM84
Pobór mocy: 300VA
Masa: 30kg
Wymiary (bez lamp) : 430x375x120 mm