Skocz do zawartości

Kim Wilde Another Step


Micke 13

Data dodania: 10 czerwiec 2010

Muzyka - ocena
Dźwięk - ocena
O muzyce: Pierwszy album Kim Wilde z jakim zapoznałem się jeszcze za pośrednictwem ściągniętych z netu mp3jek. Prawdę powiedziawszy, osłuchany wcześniej głównie w metalu i mocniejszym rocku, nie wszedł mi wtedy zbytnio. Nie należy traktować tej płyty jak czystego rocka, muzyka wywodzi się wprost z wczesnego Hi-NRG i ma wiele wspólnego z mocniejszym brzmieniem poprzedniej płyty Kim - Teases & Dares. Mimo to, mamy tu nieco oszczędniejsze użycie syntezatorów i automatów perkusyjnych, nie wypełniają one kopiącym waleniem niemal każdego kawałka sceny, za to zastąpiły je ostro tnące elektryczne gitary. Another Step, czyli następny krok Kim Wilde w rozwoju jej twórczości. Krok możliwe że również bardziej w stronę serc rockerów, na płycie jak nigdzie wcześniej od czasów debiutu mamy sporo ostrego, gitarowego grania. Album zapełnia aż 13 znakomitych kompozycji, podzielonych na dwie części, mocniejszą i balladową. Na początku zastanawia ciągłe trzymania się automatu perkusyjnego, rytmika jest o wiele rzadsza i prostsza niż na poprzednim Teases & Dares, tak więc większość sekwencji mógłby zagrać żywy drummer. Wystarczy jednak posłuchać tytułowego utworu na nieco lepszym od standardowego stereo sprzęcie, by zrozumieć jaka moc i power tkwi w zimnym i bezdusznym automacie. Początek tytułowego kawałka dosłownie wbija w fotel, uderzenia werbla są tak twarde i dynamicznie że powodują u słuchacza aż odruchowe przymrużanie oczu w ich takt. Te nietypowe podejście do muzyki, a wiec użycie elektroniki wspomaganej przesterowanymi gitarami, nadało płycie niepowtarzalnego, elektro-rockowego brzmienia. Kompozycje są o wiele pogodniejsze niż na poprzednich albumach, wydaje mi się że przez to płyta dostała komercyjnego potencjału (potwierdza to znakomita sprzedaż). Ułożenie piosenek na płycie, przypomina nieco albumy koncepcyjne, choć utwory nie są z sobą w żaden sposób powiązane, ot, podzielono po prostu płytę na dwie, odmiennie klimatycznie części. Za produkcję płyty odpowiedzialnych jest tym razem znacznie więcej osób niż rodzina Kim z jej bratem Rickiem na czele. Znaczna część piosenek powstała przy współpracy z producentami Michaela Jacksona, którymi byli wtedy Bruce Swedien i Rod Temperton. Słychać to właśnie w przebojowości i krzykliwości niektórych kompozycji. Tak więc większość szybszych kawałków na pierwszej części jest wprost wykrzyczana przez Kim, taką ją kocham, dzika Kim, pełna energii i ognia. Pierwszy, singlowy i chyba najbardziej znany przebój Kim - You Keep Me Hangin' On, jest coverem grupy The Supremes z lat 60-tych, gdyby jeszcze ktoś nie wiedział. Nawiasem, jak dla mnie jeden z najlepszych coverów w historii muzyki, choć w całkowicie innym klimacie niż pierwowzór. Uwagę należy zwrócić również na tytułowy Another Step (Closer To You) zaśpiewany wspólnie z Juniorem Giscombe (stworzył z Kim znakomity duet), wspaniałą, ciepłą i poruszająca piosenkę Schoolgirl (napisaną przez Kim po katastrofie w Czarnobylu), oraz mocno kombinowany kaczkowatym brzmieniem syntezatora i świetnymi chórkami w refrenie Say You Really Want Me, wzorowany na kawałkach Michaela Jacksona. Jako fan gitarowego brzemienia nie mógłbym nie wspomnieć o ostro tnących elektrycznych gitarkach z tym że nie miażdżą one niskimi przesterami, są nastrojone wysoko, przez co nadają brzmieniu płyty lekkości a jednocześnie zadziorności. Bardzo częste, znakomite, acz krótkie solówki bardzo urozmaicają to granie, choć gitarki zostały wycofane względem syntezatorów i wydają się przez to wyciszone. Acz na jednym kawałku gitara zdecydowanie stara się prowadzić muzykę, mowa o I've Got So Much Love, tu już jest już niemal prawdziwe rockowe, ostre granie. Druga cześć, spokojniejsza, zaczyna podobać się po dokładniejszym przesłuchaniu, gdyż piosenki są naprawdę klimatyczne. Zwraca uwagę gra saksofonu w She Hasn't Got Time For You, fenomenalnie nagrana brzdąkająca gitarka w Missing, gitarowa solówka i partia basu w Brothers, chórki w refrenie How Do You Want My Love. Missing tekstem przypomina nieco smutniejsze, wcześniejsze kompozycje takie jak Child Come Away, niesamowity, rozpaczliwy tekst: "Now she's missing in the eyes of the law, Somebody help her". Ostatni utwór Don't Say Nothing's Changed do którego Kim napisała zarówno muzykę jak i słowa, jest przyznam kompletnie nie w moim stylu... acz jednak łapie mnie jak żaden inny. Moment w którym Kim śpiewa: "Baby you're breaking my heart" powoduje ciary na plecach. Teksty piosenek jak zwykle różnorodne, nie tylko o miłości, hmm... chyba trochę gorzej, bo o seksie. No, ale Kim ma tu już 26 lat, zmieniła się w iście seksowną laskę, toteż skrzętnie postanowiła z tego skorzystać w kawałkach takich jak The Thrill Of It, I've Got So Much Love czy Say You Really Want Me do którego nakręciła mocno pikantny wg konserwatywnych anglików teledysk. Śpiew Kim jest na najwyższym jak dla mnie w tym okresie poziomie. Ciągle jeszcze pełny dziewczęcego ognia i nawet na takim słodkim Schoolgirl, nie popada w przesłodzoną mdłość. Baa, ten kawałek jest wyjątkowy, słychać że piosenkarka śpiewając go dała całą siebie, słychać wyraz twarzy gdy śpiewa. "Schoolgirl, You're such an inspiration" tu dosłownie widać jej uśmiech na twarzy spomiędzy głośników i jak trzepie radośnie główką, a jej włosy układają się dookoła w złotą aureolę. Another Step całościowo oceniam minimalnie niżej w porównaniu z poprzednimi albumami, ale głównie ze względu na klimat, mroczniejszy na wczesnych płytach jest bardziej w moim typie. Również wg mnie komercyjna otoczka, tej płyty wytworzona przez obcych producentów dała się nieco zbyt mocno we znaki (uproszczenie brzmienia automatów i syntezatorów). Płyty tworzone wyłącznie przez rodzinę Kim są zdecydowanie bardziej wyjątkowe i dojrzalsze artystycznie. Całe szczęście w większości kawałków czuć rękę Wilde'ów i nadwornego gitarzysty kapeli Kim, Steve'a Byrd'a. Równocześnie jednak nie da się ukryć że Another Step jest niezwykle słuchalny, bogaty nie tylko w przebojowe, ale również klimatyczne kawałki. Niewątpliwie w większości domów częściej zagości na talerzu odtwarzacza CD niż mocno odjechany Select. Płyta jest z tych, które nigdy się nie nudzą i do których bardzo często będzie się powracać. Ode mnie jeszcze dodatkowy plus za ostre gitarowe brzmienie, świetna robota Panie Byrd. Ocena muzyki: cztery gwiazdki
O dzwięku: Płyta wydana przez MCA Records, nagrana w 1986 r. Mam japońskie wydanie CD, trzecia edycja z 1992 r. MCA Victor. Płyta jak na produkcje lat 80-tych przystało brzmi bardzo dobrze, mimo to niestety nie obyło się bez kilku wpadek. Ale na początek napiszmy o zaletach. Płyta jest nagrana przede wszystkim cicho, za cicho jak na lata 90-tych, czyli wynika z tego że ta edycja nie była remasterowana. Tak więc master całe szczęście jest oryginalnym, po prostu wznowionym wydaniem z 1986 roku. Dynamika, szczególnie średnicy, a dokładniej werbla automatu perkusyjnego potrafi... zabić słuchacza na fotelu odsłuchowym ! Po prostu cudo, niedostępne w obecnych czasach namiętnie przesterowywanych nagrań. Przestrzeń jest znakomita, scena kreowana za linią kolumn, źródła pozorne słyszalne punktowo, czasem dźwięki pojawiają się nad kolumnami, czasem pod. Ciekawie brzmiące, sztuczne pogłosy nadają jeszcze większej głębi muzyce, szczególnie w spokojnych, balladowych kawałkach. Dźwięk nie jest natarczywy i nie wali średnicą po uszach, no, może troszkę w naprawdę ostrym I've Got So Much Love. Na albumie Select przeszkadzało czasem za mocne podanie wokalu względem muzyki, tu nic takiego nie ma miejsca, brzmienie jest momentami nawet lekko przytłumione a wokal wycofany (podobnie jak na poprzedniej płycie T&D). To chyba jedyne wady produkcji tego albumu, nieco za lekki bas, oraz wysuszenie barw. Ostatnie ballady są nagrane jakby ciszej względem szybszych piosenek, w każdym bądź razie, ja zawsze sobie nieco pogłaśniam gałką na wzmacniaczu gdy ich słucham. Wspomniane wady nie są uciążliwe, wręcz przeciwnie, powodują że płyty słucha się z jeszcze większą uwagą i skupieniem. Ponieważ jednak produkcje z lat 80-tych nie brzmią dobrze na każdym, audiofilskim sprzęcie stereo, obniżę nieco ocenę, by audiofile jazzowi czuli się ostrzeżeni. Płyta znakomicie brzmi na dynamicznym, gęsto grającym systemie z lekko wyeksponowaną, szczegółową średnicą. Mocny bas jest również wskazany, gdyż jak na produkcje lat 80-tych przystało jest on tu raczej szybki i suchy niż potężny i dudniący. Ocena brzmienia: cztery gwiazdki






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.