O muzyce:
Aussies w natarciu! Oto Wolfmother - Kaspar Hauser hardrocka. Ktoś napisał, że brzmią tak jakby ktoś zamknął tych trzech Australijczyków w garażu w latach siedemdziesiątych i wypuścił dopiero teraz. Brzmią jak Black Sabbath, Led Zeppelin, Budgie i Deep Purple razem wzięci. Zalatuje też czasami The Cult. Wokalista - “Astbury skrzyżowany z Plantem który nasłuchal się Ozzy'ego”. Zaraz, zaraz to ile Ci goście mają lat? Nikt z Was nie wie – nic dziwnego, to ich debiut poza Antypodami. I jest to, bez dwóch zdań, debiut znakomity!
Tłuste klasyczne riffy, hard rockowa estetyka i surowe brzmienie - to wszystko podlane szaleństwem i czadem.
Gitara, bas, perkusja – czasem klawisze + solówka na flecie (sic!) w utworze Witchcraft. Mały skład i prosta muzyka. Kawał rasowego gitarowego grania.
A że w twórczości Wolfmother nie ma nic odkrywczego? Nic to, tu rządzi CZAD!
Uwaga: bardzo wysoki FTF (Foot Tapping Factor)
ps KIEROWCO! Ministerstwo Transportu ostrzega - słuchanie Wolfmother podczas jazdy samochodem grozi kalectwem lub śmiercią. Przekroczysz wszelkie limity prędkości.
O dźwięku:
Jest bardzo przyzwoicie. Dynamicznie, mocno i z wykopem. Ciągle chcesz zrobić głośniej, głośNIEJ, GŁOŚNIEJ!!!