Skocz do zawartości
IGNORED

Wzmacniacze słuchawkowe wysokiej klasy


Piotr Ryka

Rekomendowane odpowiedzi

Sony zrobił nowe słuchawki dynamiczne. Podobno lekkie jak piórko i pięknie grają. Cena około 12 tys. złotych. Oni już kiedyś zrobili słuchawki dynamiczne bodajże z membraną biotechnologicznego pochodzenia - ultracienką. Kosztowały 7 tys. dolarów.

Antique Sound Lab Twin-Head Mark III

 

Miało być w podtytule „odsłuch w Studio Pro”, ale jest przede wszystkim odsłuch u mnie w domu. Odsłuch w Studio Pro też wprawdzie się odbył i nie bez przykrości stwierdzam, że z mojego nań zaproszenia nikt nie skorzystał, ale ponieważ tytułowy Antique Sound Lab Twin-Head Mark III na stałe zagościł w moim audiofilskim zakątku, przeto niedorzecznością byłoby ograniczanie jego opisu do wrażeń wyniesionych tylko z tamtego spotkania.

Na początek jednak właśnie o tamtym odsłuchu, jako że miał on pewne niewątpliwe przewagi heurystyczne.

Po pierwsze było nas dwóch, bo pracownik Studia na szczęście jako jedyny poza mną jednak się stawił.

Po drugie, dysponowaliśmy do porównania wzmacniaczem słuchawkowym Cayin HA-1A, którego po drodze zwinąłem od Big Foxa, a który już w tym wątku został wcześniej opisany i jak to naonczas ustalono – jest urządzeniem znakomitym.

Po trzecie wreszcie, mieliśmy na dokładkę kabel połączeniowy Fadel Reference One, którym na co dzień, niestety, nie dysponuję.

Odsłuch w Studio Pro miał też jednak i pewną słabość. Źródłem dźwięku był bowiem mój świeżo wracający z ponownego tuningu Cairn, doposażony wprawdzie w siedem kondensatorów Black Gate N, ale w związku z tym jeszcze nie wygrzany. Otrzymałem jednak od mojego tuningowca – pana Darka – najsurowszy zakaz używania wraz z Twin-Headem jakiegokolwiek innego CD spośród będących na stanie Studia Pro. Były to, mówiąc nawiasem, Cairn w stanie surowym oraz Vincent CD S3. Powód zakazu – „niedostateczna jakość tamtych źródeł”. Z braku czasu zakaz ten został dopełniony.

Mój Cairn i TW gdy przybyłem były już gotowe do akcji i tylko spięliśmy je moją Tarą Air 1 oraz zasilili Cairna także moim Powercordem Super – aby było jak znam. W tyłek TH wpięto kabel sieciowy Istoteka, a listwa sieciowa, komasująca wszystkich amatorów prądu, także pochodziła od tego producenta.

Zanim przejdę do wrażeń słuchowych, wpierw kilka wizualnych i technicznych.

Twin-Head to duże zwierzę, nawet stado złożone z dwóch osobników spiętych parą kabli typu DIN. Łącznie dźwigają one na sobie dziesięć lamp: 2 x 2A3 i 2 x 6DJ8 (przedwzmacniacz) oraz 2 x 6L6, 2 x 12AX7 i 2 x 5AR4 (sekcja zasilania). Przedwzmacniacz (niesymetryczny) ma cztery wejścia typu RCA – CD, SACD, DVD i MD przełączane ręcznie na panelu czołowym dużym pokrętłem o źle skalibrowanym skoku względem opisów, przez co faktyczne ustawienie CD wypada na przykład w połowie między CD a SACD. – Chamstwo.

Gniazda słuchawek są dwa – duży jack oraz czteropinowe dla AKG 1000.

Jack udaje Neutrika, ale to chińszczyzna; niemniej na wtyczce zaciska się bardzo solidnie. (Kiedyś go wymienię na oryginał.) Potencjometr chodzi ciężko, ale to wina silniczka, jako że jest także regulowany z pilota. Tenże pilot jest z kolei wystrugany z drzewa i wygląda jak dziecinny klocek. Poza regulacją głośności ma przycisk „mute” oraz klawisze wyboru źródła sygnału, tyle że nieczynne, bo ten przełącznik silniczka dla odmiany nie posiada i jest tylko manualny. (Chamstwo powtórne, ale raczej w moim przypadku nieistotne).

Na sekcji przedwzmacniacza są też trzy skobelkowe przełączniki: „OTL” On-Off, „Pre-Out” On-Off oraz „-10 db” On-Off. Są też dwa śrubowe pokrętła do regulacji lamp, pozwalające eliminować efekt ich zużycia poprzez niwelację szumów. Na sekcji zasilającej jest tylko włącznik Power. O jego użyciu informują czerwone diody, po jednej na każdej z sekcji. Bateria lamp jest całkowicie odsłonięta, a producent nie przewiduje żadnych osłonowych kratownic. Czysty szpan. Panele czołowe są metalowe, grube, czarne, matowe i drapane. Powierzchnia górna i boki są z grubej chromowanej blachy.

Jak to się prezentuje? Moim zdaniem całkiem nieźle, natomiast według żony to laboratorium szalonego naukowca do produkcji Frankensteinów, czyli szpecące wnętrze paskudztwo. – De gustibus non est disputandum, ale w każdym razie nie zalatuje tandetą tylko wonią niemałej forsy, a mrok rozświetla piękną bursztynową aurą. Istotną wadą jest natomiast ilość miejsca jaką to wszystko zajmuje i producent chyba dobrze by zrobił oferując jakiś stelaż pozwalający ustawić jedną część urządzenia nad drugą. Niczego takiego jednak nie ma i trzeba się z tym problemem uporać we własnym zakresie. Najlepsze wydaje się duże mieszkanie. Ja kupiłem na razie półkę.

Wszystko to jednak furda – ważne jak nasz bohater przygrywa.

Ubrałem me ukochane Grado RS-1 i dalejże nura w świat dźwięków. A pierwsze co słyszę, to to, że jest zupełnie inaczej niż było z integrą Sony i Cairnem sprzed drugiego tuningu. Dobrze się zatem stało, że słuchałem później Cairna z Sony, że miał on czas nieco się wygrzać i że dopiero teraz pracuje na powrót z Twin-Headem. Ale wtedy oczywiście nie wiedziałem, jak zwykł mawiać Kubuś Puchatek, „co jest czym czego” i mogłem się tylko domyślać, iż pociemniała barwa i coś jakby mniejsza szczegółowość są zasługą surowych Black Gate. Teraz wiem, że dobrze się domyśliłem.

A co pochodziło od Twin-Heada? Proszę szanownych panów – przede wszystkim przestrzeń. To nie jest – jak w Cayinie, MF V3, C.E.C., Pro-Ject’cie, czy czymkolwiek innym, co dotychczas słyszałem – dwuwymiarowa sfera, na której dźwięki układają się jak fresk na powierzchni kopuły. Nie jest to także godna pożałowania sytuacja, mająca zazwyczaj miejsce w przypadku słuchawek słabszych od Grado, kiedy to dźwięk natrętnie wypełnia sobą głowę słuchającego. To autentyczny trójwymiarowy obszar – prawdziwa scena. Bezdyskusyjnie zyskujemy dodatkowy wymiar. Płaski dotąd świat rozdyma się i dramatycznie zyskuje na prawdziwości, a dźwięki są jak rzeźby, a nie ikony. Audiofilski fotorealizm – innymi słowami nie potrafię tego przekazać. – I to jest piękne.

Przejście na Cayina natychmiast potwierdziło to odczucie. Znakomita barwa, wyborna szczegółowość, niepośledniej jakości faktura wybrzmienia – to wszystko było, ale przestrzeń zniknęła.

T-H gra też od Cayina nieco cieplej i bardziej elegancko. O jakichkolwiek ostrościach, przydźwiękach i jadowitych sykach nie ma nawet mowy i w tej mierze działa on nie jak wzmacniacz, ale procesor do ukulturalniania muzycznego przekazu. Każda płyta okazuje się dobra i z każdej można wyczarować piękny spektakl. Fragmenty „Il barbiere di Siviglia”, stareńkiego nagrania z udziałem Marii Callas, będącego w innych systemach jedynie cieniem swego scenicznego pierwowzoru, nagle okazały się pełne życia i blasku.

Do segregowania jakości nagrań raczej się zatem nasz bohater nie przyda. To przybyły z baśniowych krain aby umilić życie melomana czarnoksiężnik.

W jakiej mierze jest w takim razie obiektywny? Pytanie to odnoszę zwłaszcza do starych nagrań, do kwestii obiektywnego oddania ich niedoskonałości, która sama przez się nie ma wszak wzorca.

No cóż, szum tła w dawnych nagraniach jest przy odsłuchu integrą Sony wysoki i męczący, zwłaszcza gdy źródłem jest Cairn bez Black Gate, ale po wpięciu Meridiana G8 staje się milszy dla ucha. Kiedy integrę zastąpimy T-H, a Cairn ma już BG, wtedy szum ów staje się prawie niesłyszalny, mimo że jego poziom wcale nie uległ zmniejszeniu. To tylko jego barwa przestała się sykliwie narzucać i skromnie ustąpiła miejsca samej muzyce, miast pchać się przed nią.

Który z tych stanów jest odzwierciedleniem faktycznego? Punktem odniesienia musi być

sama muzyka, bo tylko ona ma przecież wzór w postaci fizycznej realizacji.

Według mnie T-H, jak to lampa, trochę ociepla i wygładza. Ideałem byłby tedy dla niego zimny, chirurgicznie precyzyjny CD w rodzaju Gryphona. Ale z moim Cairnem też brzmi niebiańsko; po prostu czysta audiofilska orgia. Fortepian Emila Gilelsa z dziewięciopaku „Beethoven”, którego na innym sprzęcie prawie nie byłem w stanie słuchać, taki był ostry, (toteż jako ucieleśnienie muzycznego zła wlokłem go z sobą na każdy odsłuch), roztacza teraz migotliwą tęczę barw i można się nim sycić bez końca. Potworna różnica brzmienia między XRCD „Ruggiero Ricci – Bizet-Sarasate” a innymi płytami wyraźnie się zmniejszyła, bo te inne nie są już teraz tak beznadziejne. Donośne posapywanie Claudio Arraua już nie zagłusza fortepianu, tylko wtapia się w scenę muzyczną i jedynie podśpiewywanie Glenna Goulda dalej jest sobą, czyli zmorą wyskakujących z rozpaczy przez okna nagraniowców, aczkolwiek same te koszmarne śpiewy i mruki brzmią – o ile to w ogóle możliwe – ładniej.

Twin-Head, czary-mary, i wszystko gra fantastycznie, albo co najmniej bardzo dobrze. Taki to wzmacniacz.

Do odsłuchu w Studio Pro muszę jeszcze nawiązać w związku z kablarstwem.

Kiedy pan pracownik słuchał sobie w najlepsze mnie nawinęło się przed oczy pudełko Fadela. Z nudów otwarłem, a tu skarb – Reference One we własnej osobie. Zbrodnią byłoby nie posłuchać, ale teraz też i trochę tego żałuję. Tara Air 1 to fantastyczny kabel. Daje uczucie szybowania w dźwiękach. Ale T-H, jak wspominałem, ma własną przestrzeń i najwyraźniej nie lubi konkurencji. W efekcie muzyczna przestrzeń wykreowana przez T-H plus Air 1 coś jak gdyby leciutko falowała. Dźwiękowa tafla nie była całkowicie spokojna, powiew Air 1 marszczył ją odrobinę. Po wpięciu Fadela – całkowity spokój. Wszystko wygładza się i porządkuje. Uczucie ulgi. Dwie nie do końca koherentne przestrzenie ustępują miejsca jednej – doskonałej.

Gdyby nie te 5700 zł Fadel już byłby mój, a tak, to sobie jeszcze sporo poczeka. Wciórności.

Na koniec sprawdzamy z panem sprzedawcą (człowiekiem miłym i kompetentnym), jak wygląda różnica między jego niedawno nagraną pokazowej jakości płytą formatu HD CD a tym moim rodzynkiem XRCD, nagranym oryginalnie w 1959 roku – i od razu jest jasne, że HD CD nawet się nie umywa. To jest przepaść.

Dodam jeszcze, że żadne kontrowersyjne opinie pomiędzy dwoma uczestnikami tamtego odsłuchu się nie pojawiły. Może tylko przez grzeczność, ale coś mi się nie wydaje.

Do domu zabrałem jedynie Cairna, bo o kupnie T-H wcale w czasie teraźniejszym wtedy nie myślałem. Oczywiście kiedyś tak, ale nie teraz, bo skąd wziąć na zawołanie 6600 zł? Osobiście z reguły tyle przy sobie na zachcianki nie noszę.

Po powrocie i podłączeniu Cairna do Sony przeżyłem dejavu. Miałem kiedyś przez kilka tygodni w ramach zastępstwa Audio Note CD 1, kiedy to pierwszy egzemplarz Cairna okazał się wykwintnie niesprawny (grał tylko gdy napięcie sieciowe było nie mniejsze niż 230V) i poszedł do wymiany. Teraz tuningowany Cairn zagrał prawie identycznie jak Audio Note. Ale to tylko jeden dzień trwało. Po kilkunastu godzinach i demagnetyzacji wróciła mu szczegółowość i stał się nieco jaśniejszy, chociaż wciąż dużo mniej jasny niż dawniej i dalej z black-gatowym czarem. Z czasem jeszcze się wyraźnie poprawił i teraz gra mniej więcej na takim samym poziomie jak Meridian G8, o ile dobrze tego Meridiana pamiętam, ale chyba pamiętam niezgorzej, bo to było całkiem niedawno.

Za sprawą marketingowego gwałtu na bezbronnym audiofilu, w postaci niskooprocentowanej sprzedaży ratalnej bez pierwszej wpłaty oraz bez załatwiania czegokolwiek poza wysyłką dokumentów, stałem się jednak niespodziewanie dla siebie samego posiadaczem Twin-Heada. I mam teraz raj pod swoją strzechą, a doświadczenie poucza mnie, że takie stany nigdy długo nie trwają – tylko patrzeć nieszczęścia. Ale co tam, na razie jest pięknie…

Z wygrzanym Cairnem i słuchawkami Grado Twin-Head gra bajecznie. Nie słyszałem lepszego dźwięku. Tytułem porównania. Kiedy po jakichś dwóch tygodniach od opisanego powyżej odsłuchu odbierałem T-H, był on wpięty w system, aby mi udowodnić, że jest sprawny. Składał się na ten system ów zakazany przez tuningowca Vincent, bardzo drogie monobloki Cairna oraz też nietanie kolumny Audio Physic Tempo. Smętnie to grało, chociaż jakiś gość właśnie tego słuchał i był zachwycony. Jak dla mnie, to góra tego zestawu była nie do zaakceptowania. Za pierwszym razem, przy tamtym odsłuchu, w miejsce Vincenta grał na dzień dobry z racji wygrzewania w tym samym zestawieniu mój Cairn i wtedy było dużo lepiej.

W domu podpiąłem do jaśnie wielmożnego Twin-Heada słuchawki Sennheisera, na co w Studio Pro nie było już czasu, bo musiałem pędzić żeby oddać Cayina. (Wyczuwam niecierpliwy bezdech i drżenie kolegów Sennheiserowców.) Już, już Wam zeznaję, ale przy tej okazji jeszcze wpierw słowo o trybach OTL i non-OTL.

Otóż Grado RS-1 wolą ten drugi. Różnica jest raczej niewielka, ale dźwięk non-OTL wydaje się bardziej konkretny i uporządkowany. Słowem – lepszy. Inaczej HD-650. Tu wybór pada zdecydowanie na OTL. Ilość szczegółów lawinowo narasta, przestrzeń się otwiera i dźwięk jest naprawdę super. Czarodziej T-H działa więc i na słuchawki. Rzekłbym, że właśnie pod tym względem bije on Cayina i innych na głowę. Różnica pomiędzy Grado a Senkami przestaje być dzięki niemu druzgocąca. Właściwie tylko góra Grado jest dalej wyraźnie lepsza i nieco lepsza jest też ich spokojna przejrzystość. Senki produkują także odrobinę jakby przydźwięku, ale w OTL grają doprawdy wyśmienicie. Powiedziałem kiedyś do Darkula, że po Grado brzmią jakby ktoś wdział garnek na głowę – a tu, proszę, garnek zniknął. Na miejscu Sennkowników już bym cwałował sprawdzić, czy słabszy ASL przypadkiem też tego garnka nie niweczy. (Najsłabszy, niestety, nie.) To by dopiero była dla Was frajda.

I wreszcie różnica pomiędzy samymi Senkami. Jak dla mnie, to z T-H zdecydowanie HD-600. (Też oczywiście w OTL). Są dużo bliższe Grado, już prawie o nie się ocierają. HD-650 jest za bardzo przydymiony. Wygląda więc na to, że albo do niego tylko tranzystor, albo wręcz gra lepiej tylko ze słabszymi wzmacniaczami, bo według mnie, to z Pro-Jectem gra jednak lepiej.

 

Ktoś tu na forum napisał o Twin-Head; zaraz, zaraz, a tak – keyop – że za taki dźwięk można zabić i że wart jest wielkich pieniędzy. Że to po prostu inny świat. Czy ja to potwierdzam? Chyba tak. To jest już wielki format i hi-end całą gębą, bez niedomówień. A czy ma przy tym jakieś słabości? No, któż ich nie ma? Tak więc wytwarza pewien szum własny, niesłyszalny przy odtwarzaniu muzyki, ale sprawiający, że nie wyłania się ona z całkowitej ciszy. Może też jego przekaz mógłby być ciut bardziej szczegółowy, ale to być może jedynie słabości podającego mu sygnał Cairna, albo skutek uboczny czarowania, w którym szczegóły miast się wyodrębniać łączą się w całość. Może być też tak, że to ja do tej nachalnej szczegółowości słuchając Sony przywykłem i teraz odruchowo jej poszukuję. Nie chodzi mi przy tym o to, że brakuje z T-H czegokolwiek, co przedtem z Sony istniało, tylko że pod tym względem nie dostrzegam istotnego postępu, aczkolwiek pewien, zwłaszcza w niektórych nagraniach, jest niewątpliwie. Nie odnosi się to oczywiście do informacji plastycznej – wymiarów sceny i samych dźwięków, czy informacji brzmieniowej – faktury brzmienia, kolorytu instrumentów itd., bo pod tym względem różnica jest monstrualna. Słowem – tu już raczej wybrzydzam, niż piszę jak jest, bo jest po prostu wspaniale.

 

Na koniec dźwiękowe podsumowanie zestawu Cairn dwutuningowy, Twin-Head oraz Grado RS-1.

Dźwięk zjawiskowo melodyjny, kulturalny i gładki. Olbrzymia jak na słuchawki przestrzeń i głębia wyrazu. Bas obszerny, wielowarstwowy, z należytym wydudnieniem. Średnica ujmująca, łagodna, spokojna. Soprany całkowicie wyzbyte nadnaturalnej ostrości, osiągające bez żadnego wysiłku dowolną wysokość. Wszystkie zakresy harmonijnie stopione, a wszystkie szczegóły podporządkowane całości, jak u żywej istoty. Dominuje uczucie całkowitego spełnienia. Co było złe, stało się dobre; dobre stało się wspaniałe, a wspaniałe fenomenalne. Nie wiem, czy Ruggiero Ricci gra mi teraz z płyty lepiej od prawdziwego, ale po raz pierwszy trudno mi sobie wyobrazić, że mógłby grać jeszcze znacząco lepiej. Moja wyobraźnia dotarła już niemal do dźwiękowego kresu, nie zgłaszając zastrzeżeń i nie widząc niczego istotnego do poprawienia. Dręczące przy innych systemach pytanie o specyfikę niedoskonałości tego, co słyszę – ustąpiło. Pozostało czyste słuchanie. Rozkosz. Wyzwaniem na przyszłość wydaje się jedynie Stax Omega, a możliwością upgradu jakiś CD z zakresu dogłębnego hi-endu. Wymienię jeszcze wszystkie lampy na najlepsze wytwórnie.

 

Na koniec dla audiofilsko-słuchawkowej gawiedzi dobra wiadomość. Kolega Stożek obiecał przysłać mi na odsłuch swoje dzielone arcydzieło. Będzie symetrycznie i bardzo gorąco. Wojna na samej górze.

 

Pozdrowienia dla Wszystkich. W życiu się tak nie naakapitowałem. Kto to doceni?

A w pierwszej chwili nie wiedziałem, dlaczego mi się Twój tekst tak dobrze czyta... A to te akapity, w końcu są!

 

A co do meritum: hmmm, nie wiem, może nie będę próbował słuchać takiego zestawu, bo potem już mi się nic nie spodoba. Gratuluję i cieszę się Twoim zachwytem!

 

Pozdrawiam.

Acha, dopiero teraz zauważyłem Twój wpis - to czekam na telefon.

Swoją droga to dziwne, że maile nie wchodzą ?

Najlepiej załuż konto na o2.pl i wysyłał z www.

Pozdr.

Też jestem zagożałym słuchawkowcem i powyższy opis dodał mi wiary, że ze słuchawek też może popłynąć hi-endowy dźwięk nie ustępujący dźwiękowi kolumnowemu. Pozdrawiam słuchawkowców.

Nawiazalem w ostatniej wymianie e-mailowej z 6moons publisherem, Srajan Ebaen, o moim zainteresowaniu sluchawkami. Stwierdzil ze zdecydowanie nie lubi Senneheiserow a "killer phones outside of the K-1000s" sa audio-technica ATH-W1000s.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Mimo że do lat mam do czynienia z zenkami za cholere niemoge w nich znalezc spójnośći dzwieku.. modele 600 czy 650 graja dzwiekiem hm..ja to nazywam infaltylnym... dziwna rednicą... wymiekczonym zakresem n.czestotliwości i góra która jest zbyt rozhukana.Jedynie HD-25 czy HD-280 sa jeszcze w miare zrównowarzone...

Oczywiśćie jest to moje prywatne zdanie...

Jeżeli ktos sie z tym nie zgadza.. to proponuje mu by posłuchał sobie np.Ultrasone 2500 ..już nie zmuszam do słuchania Beyerów DT-150 by nie byc okrzykniety maniakiem basu[co jest bzdurą].

Nie bede wiec pisal jak skomentowal Antique Sound Labs ;-)

 

Pozyczylem wczoraj MF XCANSV3, a wiec dzisiaj bede mial okazje przeprowadzic troche wiecej porownan.

Peter

Gdybyś jednak mógł, byłbym wdzięczny. W necie nie ma żadnej porządnej recenzji (poza, oczywiście, moją). Tylko jeden facet napisał recenzując inny wzmacniacz, że Twin-Head Mk II w wersji przedprodukcyjnej (sic!) był, obok HeadRoom BlockHead i Orfeusza, najlepszym słuchawkowcem, jaki słyszał. Wersja produkcyjna Mk II była już podobno nieco gorsza, mimo zapewnień producenta, że się nie różnią. (Ja mam Mk III, chociaż to pewnie żadna różnica.)

Na Audio Show w Los Angeles 2002 Twin-Head został okrzyknięty najlepszym wzmacniaczem słuchawkowym.

Mnie tam na cudzych opiniach zależy jedynie z czczej ciekawości, bo jak gra naprawdę, to właśnie słyszę.

Po przeczytaniu Twojej recenzji tez sie troche podpalilem do tego Twin Head'a. Tutaj cena dla dealera jest ok $1,700 (mam znajomego).

 

Przesle Ci mailem komentarz SE.

Peter

Jak to się podpaliłeś? Ty, konstruktor? Sam lepszego nie zrobisz? Przecież pokazałeś fotki niesamowitej konstrukcji.

Według red. Igielskiego (zna się dobrze na stronie technicznej) – który prosił o nie cytowanie jego opinii – (jestem więc świnią; redaktorze – przepraszam), T-H to dobry punkt wyjścia do upgradu. Lampy, kondensatory, wtyki słuchawek, może też potencjometr na krokowy. Mój tuningowiec już zaciera ręce. Jest w każdym razie co robić, a dla Ciebie to przecież bułka z masłem. W końcu jeżeli wersja przedprodukcyjna była lepsza, to coś tam lepszego w sobie miała i cwany Chińczyk na czymś przyszczędził.

Peter

Dzięki za relację, ale nie mogę poważnie traktować faceta, według którego CD Cairn Fog Soft V2 to urządzenie właściwie wzorcowe. W jakiejś recenzji lamentował, że mu się ten Cairn zepsuł i teraz nie ma dobrego źródła – itd. Ja ten „wzorzec” miałem, i jeśli tak mają brzmieć wzorce, to ja za wzorce najuprzejmiej dziękuję. Pewnie, to dobry CD, ale od prawdziwych wzorców dzielą go świetlne lata.

On recenzował tego ASL zrobionego specjalnie dla AKG K1000. Pisze zawile, dużo nie na temat i usiłuje się popisywać. Zamiast zwięzłych konkluzji jakieś piętrowe dyrdymały. Nawiedzony palant i tyle. Pochodzenie ma ekumeniczne, to go hołubią. (Nie jestem rasistą, ale nie widzę powodu do zachwytów nad Marsjanami.)

To fakt, ze gosc czesto uzywa skomplikowanych przenosni i nie chce pewnych rzeczy napisac wprost.

 

Oto przyklad z najnowszej recenzji: w e-mailu do mnie napisal ze kombinacja jest po prostu "boring", w review jednak byl bardziej delikatny i nie napisal tego wprost ;-)

 

>>Teleported into a sterile clean room. Upon insertion of the copper-wired PRE-T1 to replace my customary ModWright SWL 9.0SE into the Audio Sector Patek SEs, that's how I felt. The Germans have the perfect word for the sound I'm -- unexpectedly but very happily -- getting from the combination of 5687 valves in Dan Wright's hybrid preamp and the National op-amps: schwühl. It roughly translates as sweltering. Think elevated air pressure, moisture and temperature to feel like a tropical post-shower session. Colors are vivid and your skin feels moisturized and glows from the inside. In the Patek's review, I've called that oppressive. It meant to parlay a very tacit and thrilling sensation of intensity. The PRE-T1 completely annihilated it.

 

 

Of course, tube man was now down to one lone 7308 in his Zanden Audio 5000 Signature DAC (its 3K Z-out definitely copasetic with these transformers). Perhaps I shouldn't have been surprised. The results reminded me of the findings I share with others who've at length investigated active power line conditioners. After a while, we've come to confess that subtracting the nth degree of micro noise becomes unnatural. It's as unnatural as an outer space vacuum is to oxygen-sucking beings. You can't breathe. Together with the subliminal noise, most active AC line filters kill off something else (dynamics for one) that listeners like myself insist must stay alive. Within seconds, the PRE-T1 very obviously removed something. The instinctive reaction was to call it noise. There definitely was less noise. But if what emerged instead was perfect silence, it didn't feel like the throbbing silence of an old forest. It felt like an air-brushed, heavily made-up centerfold whose every hair remains in place despite a breeze. Frozen.

darkul

No, nie ładnie. Przepraszam. Wiesz, że Cię lubię. Ale o tych Ultrasone mógłbyś napisać co nieco. To była prowokacja poniekąd, uważasz.

Pozdrowienia i pisz.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.