Skocz do zawartości
IGNORED

Słuchawki SONY MDR-SA5000


gelo29

Rekomendowane odpowiedzi

O tych słuchawkach to zresztą najprzeróżniejsze opinie chodzą. Począwszy od superlewatyw, a skończywszy np na takich:

 

In my view the SA5000 represents mainly the negative aspects: overemphasized detail, lack of substance, organicalness and color -- not to be mixed up with coloration. In turn it is highly colored itself, in fact in a cold, treble-emphasized, hollow and artificial direction. The litmus test with pink noise revealed it mercilessly: the noise sounds artificial and inhomogeneous, in contrast e.g. to the HD 650 or my two electrostats, which all make something reminding of a waterfall out of it. -- Of course I'm aware that it may behave differently on different people's ears, nevertheless I highly recommend to do the pink-noise test with it and if possible some other, (more/decently) coherent sounding headphones.

Stożku HD600 zostają poki co a zakup uzalezniam od tej recenzjii ale wczesniej niz w lipcuu2006...pytanie jak bedzie z ewentualna dostepnoscia MDRek Sonyego...bo co z tego ze zgonie HD600 a potem kupa bo nie kupie nowych..

=> Piotr Ryka:

Oczywiście, właśnie miałem zamiar zabrać do Ciebie jedną płytkę, którą bardzo dobrze znam ;) I tak też zrobię. Co do jutrzejszego dnia, to jesteśmy umówieni o 13 na stacji benzynowej. Discomaniac już tam będzie.

Tak, tak, napiszę na pewno, ale z braku czasu dopiero pod koniec weekendu ;) Jedno można stwiedzić: słuchawki są świetne (biją "na łeb" Sennheisery HD600 i HD650, i niestety, moje ulubione do tej pory Ultrasone także...).

Gość discomaniac71

(Konto usunięte)

Wypadlo mi cos bardzo waznego i nie moglem byc na odsluchu. Prawde mowiac dosc sceptycznie odnosze sie do produktow Sony. Mam nadzieje ze ta rewelacja w koncu pojawi sie na naszym rynku i wtedy na pewno ich poslucham. Pozdrawiam wszystkich.

Sony MDR-SA5000 – recenzja.

 

No i żeśmy posłuchali. Kolega Discomaniac skrewił wprawdzie, wykręcając się ważniejszymi sprawami, których natury nam nie wyjawił, ale Gelo przyjechał, a słuchawek zabrać ze sobą nie zapomniał.

Niedostępny w Polsce, drugi, licząc od góry, słuchawkowy popis firmy Sony, kosztujący w dalekim świecie około 400 USD, pozwolił nam odkrywać swe audiofilskie tajniki.

Systemem go testującym był mój skromny audiofilski zaułek: tuningowany (drugie trafo, zegar LC Audio, kondensatory) CD Cairn Soft Fog V2, wspierany przez Antique Sound Lab Twin-Head Mark III w roli słuchawkowego wzmacniacza, tudzież spinająca je wespół w zespół Tara Labs Air 1 RCA interkonekt i do tego pełniący rolę kondycjonera UPS Ever Sinline 1200, podłączony via mizernieńkie kable zasilające: Istotek Premium (ku CD) i Powercord Super (ku ASL).

Słuchawkowy materiał porównawczy stanowiły Grado RS-1, Sennheisery HD-650 i HD-600 oraz przywiezione przez Gelo Ultrasone 750.

Odsłuch był dość krótki – raptem trzy godziny – w dodatku podzielone na dwóch słuchaczy. Ustaleniem początkowym było, że Ultrasone i Senki odstają od Grado i Sony dość wyraźnie, zaczem należy odłożyć je na bok i nie zawracać sobie nimi więcej głowy. Od siebie dodam, że mnie Senki – zwłaszcza HD-600 – wydały się jednak lepsze od Ultrasone. (Gelo był w tej kwestii przeciwnego zdania.) Nie ma natomiast wątpliwości, że Ultrasone są niewygodne; cisną w uszy mocno i nieprzyjemnie. Nie spodobały mi się te słuchawki i nie dał bym za nie żadnych znaczących pieniędzy, chyba że byłyby to ostatnie słuchawki na świecie. Przywiązany do nich Gelo mówił o nich – „biedne”.

– Fakt. Są mniej muzykalne, węższe pasmowo i dużo mniej angażujące od pary liderów.

O Senkach trzeba z kolei powiedzieć, że muzyka nimi sprawiona była dalsza, nieco przymglona i także mniej wciągająca. Ani one, ani Ultrasone nie są w stanie zbudować muzycznego spektaklu na prawdziwie audiofilska miarę, w każdym razie nie w bezpośrednim porównaniu.

A jak grały te, które w stanie są?

Cóż, trzeba się zastrzec, że jedna godzina słuchania, to o wiele za mało, by wyrokować definitywnie, ale zarazem dosyć, by móc coś mimo wszystko powiedzieć. A powiedzieć należy, że Sony MDR-SA5000 warte są swojej ceny. Jeżeli wziąć pod uwagą, że nie były jeszcze należycie wygrzane i że stawały w zawody z prawdziwą audiofilska legendą – wielokroć z rzędu wybieranymi audiofilskim produktem roku w USA, Grado RS-1 – to nie ma wątpliwości, że ich linia obrony jest bardzo solidna. Atutem jest nade wszystko doskonała przejrzystość. Z senheiserowskiej mgiełki wychodzimy za sprawą Sony na wypełnioną aż po horyzont krystalicznym górskim powietrzem scenę. Inna sprawa, że scena ta ma względem Grado pewną ułomność; rozciąga się bowiem daleko wszerz, brakuje jej natomiast głębi. To wychodzi jednak w bezpośrednim porównaniu, bez pomocy którego raczej według mnie byłoby trudne do natychmiastowego wychwycenia, nie stanowiąc oczywistej słabości w obliczu całościowej znakomitości brzmienia, którą zostajemy natychmiast po puszczeniu w ruch Sony zachwyceni.

Powiem tak, nie słyszałem nowych Staxów, żadnych Bayerdynamiców, ani wysokich modeli AKG, toteż moje spektrum słuchawkowego grania jest mocno okrojone, niemniej spośród tych dość jednak licznych słuchawek, które słyszałem, tylko Grado RS-1 i Sony MDR 5000 grają, by tak rzec – zniewalająco. Radość słuchania jest w obu wypadkach ogromna. Cudownie jest napawać się niczym nie skrępowaną w swej precyzji aurą wybrzmień, znakomitym wyodrębnieniem muzycznych planów, z chirurgiczną dokładnością przeprowadzoną separacją instrumentów, tworzących mimo to, a może właśnie dlatego, całkowicie spójny i spełniony spektakl.

Podeprę się teraz spostrzeżeniami kolegi Gelo, który posiadał Bayerdynamiki DT-150, słuchał AKG K1000 i miał do czynienia ze Staxami 4040. Według niego Bayerdynamic DT-150 to świetne słuchawki, ale bardzo niewygodne – raz i cokolwiek przesadzone pod względem basowości – dwa. AKG są według niego niewygodne w sposób niemożliwy do zniesienia, bo ich niemały ciężar uciska niemal punktowo okolice skroni, czyniąc po 10 minutach słuchanie męką. Bardzo obiecujące są natomiast w jego opinii Staxy – fantastycznie szczegółowe i wyprowadzające dźwięk z balsamicznej ciszy. Ich wadą jest jednak szczupłość basu. Niedostatkowi temu nie podlegają podobno najwyższe Omegi, ale żaden z nas ich nie słyszał. Według red. Igielskiego – jedynej osoby obeznanej ze Staxem Omega, z którą rozmawiałem – są one słuchawkowym dziełem sztuki, zdolnym całkowicie zawładnąć duszą wydanego na ich łaskę audiofila. Szkoda, że można ich posłuchać tylko w tym brzydkim (ale podobno z dnia na dzień ładniejącym) mieście nad środkową Wisłą.

Ustawiony na tryb OTL (na który ostatecznie, z uwagi na większą dynamikę i szczegółowość, przeszedłem) Twin-Head wydobył do pary z Sony niemal wszystkie wspaniałości zapisane na moich płytach.

Można by poprzestać na lakonicznym stwierdzeniu, że Sony wsysają słuchacza i wyzwalają go od pytań o jakość słyszanego dźwięku, bo po cóż je zadawać, skoro jest tak pięknie? Taka bezpytaniowa wolność nie leży jednak w chorobliwie ciekawskiej naturze audiofila, trzeba zatem, wychodząc jej naprzeciw, wejść – jak mawiał Arystoteles – w problematykę (w tym wypadku brzmienia) na tyle głęboko, na ile jej specyfika i nasza ułomność pozwalają.

(Wychodzenie poprzez wchodzenie – fajnie mi wyszło.)

Czasu, jak już mówiłem, było na taką dogłębną penetrację stanowczo zbyt mało, toteż w zamian zaledwie kilka powierzchownych uwag.

Grado mają ładniejszą barwę i ciekawszą scenę. Niedostatek barwy to jednak, jak podejrzewam, w dużej mierze brak wygrzania Soniaków. Na pewno się jeszcze pod tym względem poprawią. Co do sceny, to jednak raczej wątpię. I w tym kontekście zabawna refleksja. Recenzenci ze strony internetowej Headphone Review ocenili scenę Sony bardzo wysoko, a Grado bardzo nisko. Wiem, że słuchali na pewno na innym sprzęcie towarzyszącym, ale zdania nie zmienię – taka ocena, to całkowite mijanie się z prawdą i brak profesjonalizmu.

Dźwięk Sony jest wyraźnie jaśniejszy i ostrzejszy. Tym samym góra okazuje się mniej łagodna. Ale znów to napiszę – to wychodzi tylko w bezpośrednim porównaniu, bo Sony grają tak znakomicie, że jest to całkiem do pominięcia. Zarówno wysokie partie skrzypiec jak i fortepianu nie brzmią drażniąco – w każdym razie nie na moim sprzęcie. Wiem, że to w dużej mierze zasługa kondensatorów Black Gate, mających cudowną właściwość oswajania wysokich dźwięków, ale przecież Sony też tu mają coś do gadania.

Bas Grado jest bardziej punktowy i w tym jednym „panczu”, jak zauważył Gelo, bardziej ujmujący, natomiast Sony są ogólnie bardziej nakierowane na dynamikę i przejrzystość. Nie chcę przez to powiedzieć, że Grado są mniej szczegółowe – w żadnym wypadku – a jedynie podkreślić naturę Sony. Grado są w większym stopniu skupione na zainstalowaniu słuchacza pomiędzy wykonawcami i kreują zjawiskową wręcz ułudę fizycznego realizmu. Idąca w ślad za tym gęstość dźwięku i bogactwo „dziania się wokół” spychają przejrzystość na nieco dalszy plan.

Konkludując swój odsłuch Gelo powiedział, że Grado są bardziej analogowe; mniej na nich szumów i syków, a więcej kolorytu, co nie przeszkadza temu, że i w jego, i w moim odczuciu Sony budzą wielkie pożądanie. Są pełne są światła i powietrza. Jest jasno i rześko; zarazem fantastycznie i smakowicie. Mkniemy poprzez muzykę w kryształowej kuli, pozwalającej chłonąć cały jej przepych. Nie zawaham się powiedzieć, że to jest dźwiękowa arkadia – kraina audiofilskiego szczęścia. Gdybym musiał oddać swe Grado w zamian za Sony nie byłbym nieszczęśliwy, co nie zmienia faktu, że z własnej woli bym się nie zamienił. Ale przecież Grado kosztują tyle, co dwie pary Sony, a grają tylko ciut lepiej – według mnie, oczywista, bo gotów jestem przystać na czyjąś opinię, że woli Sony. Mógłbym to łatwo przyjąć do wiadomości, podobnie jak w odwrót całkowicie nie mogę pojąć opinii wypisanej na stronie internetowej HeadRooma, że Sennheisery HD-650 są najlepszymi słuchawkami świata. To oczywista bzdura, zarówno w świetle brzmienia RS-1, jak i MDR 5000, że o innych słuchawkowych wirtuozach nie wspomnę.

Przez chwilę słuchałem też Sony na sprzęcie syna: leciwe CD Sony 222 ES + integra tegoż Sony 570 ES, spięte kablem Van den Hul First Ultimate (nowa wersja). Tu porównałem tylko właśnie z Senkami 650. Sony dają mniej basu, a w zamian całą masę wyrazistości brzmienia i nowych szczegółów. Wybór jednak wcale nie jest oczywisty, bo syn dla przykładu oświadczył, że woli w swoim hard-rockowym repertuarze mroczne dudnienie Sennheiserów. Raz jeszcze wychodzi zatem niewątpliwa w mojej opinii audiofilska prawda, że Sennheiser HD-650, słabo sprawdzający się w stricte audiofilskich układach, jest w stanie bardzo wiele dobrego zdziałać dla budżetowych systemów, przydając im namiastki prawdziwego hi-endu. Kiedy w zastępstwie zepsutego Cairna dystrybutor uraczył mnie swego czasu zalegającym jego półki i przez nikogo nie chcianym CD Audio Note (ostatnio 2600 zł), podpiąłem doń Pro Jecta Van den Hulem i wsadziłem w to wszystko wtyczkę królującego wówczas u mnie Sennheisera HD-650. (T-H i Grado jeszcze wtedy nie miałem.) Audio Note ma firmowo kondensatory Black Gate i do tego lampowe wyjście! A Audio Note to wielki spec od lamp. Wiecie co, czarownie to grało. Po dwóch dniach wchodzenia w ten system byłem pod naprawdę dużym wrażeniem. Muzyczny świat nim stworzony tętnił życiem, a wokale były pierwsza klasa. Te wszystkie Cambridge i Nady za około 2 tysiące złotych nie byłyby godne Audio Note nawet szuflady wypucować. A szuflad ta, mówiąc nawiasem, wysuwała się z wdziękiem furmanki wyładowanej złomem. W ogóle Audio Note był zbudowany z audiofilską pogardą dla form estetycznych. To by było jednak do wytrzymania, gorzej, że lubił sobie także od czasu do czasu przeskakiwać w dość nieoczekiwanych miejscach – mianowicie na nieskazitelnych optycznie płytach, które inne CD czytały bez zająknienia. Takie kapryśne bydlę. Pewnie by się to dało poprawić, ale to już nie moja szkatułka.

Kogo zatem nie stać na Cayina HA-1A, Audio Dynamica, Naima Headboxa, czy Twin-Heada, ten musi pierwej posłuchać i porównać w swoim systemie Sony z Senkami, Bayerami i czym tam kto ma, bo Sony, jak się dobrze na podstawie rozbieżnych o nich opinii domyśliłem, potrzebują arystokratycznej kompanii, aby pokazać pełnię swych zalet i bezdyskusyjną wyższość nad quasi hi-endową ferajną.

Na koniec słowo o budowie tych słuchawek. Wykonano je z przedniej jakości materiałów. Są też wyraźnie wygodniejsze od Sennheiserów, bo lżejsze i podające mniejszy ucisk. Obszycie nauszników jest miłe w dotyku, a regulacja łatwa. Kabel przyłączeniowy jest wyjątkowo długi i zakończony wykwintnym złoconym wtykiem. Niemniej na dziecięce igraszki i pielęgnacyjne zabiegi żony słuchawki te nie są z pewnością odporne. Trzeba je mieć zatem stale na oku.

A propos wygody – Gelo stwierdził, że fakt nauszności Grado jest ich wielką zaletą, bo dzięki temu nie grzeją małżowin. Też tak uważam. Na długą metę Grado RS-1 są o wiele wygodniejsze od wokółusznej konkurencji. Jak sprawują się pod tym względem Sony, tego, niestety, nie miałem okazji sprawdzić.

Konkludując: piękny kawałek audiofilizmu za całkiem przystępną cenę. Ten sam wydatek, co HD-650, ale całkowicie inne przeznaczenie. Sennheisery, wbrew obiegowej o nich opinii, mają zastosowanie w budżetowych systemach, podczas gdy przeznaczeniem Sony MDR-SA5000 jest kosztowna oprawa z hi-endowego systemu. Inaczej nie ukażą swojego czaru, a doprawdy, wiele go w sobie skrywają.

 

PS

Jeszcze słowo o Twin-Head. Zwierzak wygrzawszy się zrobił mi na złość i wykpił moje uwagi o pewnym niedostatku szczegółowości. Pomnożył to jeszcze kiedy badziewne no-namowe lampy ECC88 i ECC83 zastąpiłem złotymi wersjami Elektro Harmonixa. W trybie OTL ładuje teraz szczegółami jak ckm wielolufowy ołowiem – zapytajcie Gelo. W zestawieniu z Sony MDR 5000 i Grado RS-1 szczegóły tratują nas przeto jak stado mustangów kreta i gdyby nie piękno samej muzyki i słodycz jej barwy, na pewno trzeba by było brać nogi za pas.

Hmm... Cóż jeszcze mogę dodać do siebie...

 

Na wstępie wielkie podziękowania dla Piotra za:

- bardzo miło spędzony czas

- gościnę - wspaniały makowiec i soczek :)

- możliwość posłuchania tak rewelacyjnego zestawu, jakim niewątpliwie jest Twin-Head + tuningowany Cairn

 

Co do brzmienia słuchawek, będę może bardziej radykalny w swoich ocenach, niż Piotr. Powiem tak: ani Sennheisery, ani moje ukochane do tej pory Ultrasone nie mają w ogóle szans w bezpośrednim porównaniu z Grado czy Sony, które pod względem ogólnie pojętego brzmienia są sobie równe i moim zdaniem należą do jednej i tej samej, jakże wysokiej, klasy. Sama prezentacja dźwięku jest jednak różna. Sony grają głośniej, bardziej dynamicznie, z werwą, są wręcz kryształowo przejrzyste. Dźwięk jest bardziej angażujący i emocjonujący. Mają więcej basu i bardzo szeroką scenę. Czasami góra pasma potrafi być lekko wyostrzona, ale moim zdaniem to wynik niewygrzania słuchawek. Grado z kolei grają bardziej uporządkowanym, jakby delikatniejszym, powściągliwym dźwiękiem. Scena dźwiękowa jest węższa, ale za to głębsza. Obraz dźwiękowy rysowany jest cienką, niezwykle precyzyjną kreską. Rozdzielczość dźwięku - doskonała. Na myśl przychodzi mi tutaj następujące porównanie: Grado to analog, Sony to płyta CD.

Generalnie słuchawki należą do ścisłej czołówki. Nie ma tutaj zwycięzcy, ani przegranego. Oba modele różnią się wyłącznie prezentacją brzmienia i - jak to mówią - każdy znajdzie tu coś dla ciebie. Do wyboru, do koloru. Na tym poziomie pozostaje już wyłącznie kwestia gustu i preferencji słuchacza. To tak, jak z dobrym winem: od pewnego poziomu nie dyskutuje się o tym, które wino jest lepsze, a które gorsze, bo ktoś lubi np. wina słodkie (Sony), a inny wytrawne (Grado) ;)

P.S. I jeszcze jedna mała uwaga na temat Grado: nie są to słuchawki wokółuszne, ale nauszne (muszle opierają się bezpośrednio na małżowinach usznych). Moim zdaniem jest to kapitalny patent. Praktycznie nie czuć żadnego ucisku, dzięki czemu komfort odsłuchu jest bardzo wysoki.

Witam !

>Piotr Ryka, Gelo29

Kurczę, dzięki za recenzję Soniaków - szkoda, że mnie tam nie było :(

Najbliższy wolny termin to koniec roku, szkoda.

Te MDR-y mają kabel mocowany na stałe, jak sądzę...Ciekawe jak by zagrały z AD.

I z chęcią wypróbowałbym ich wygodę w noszeniu ( zresztą Grado też :) ).

Pozdr.

=>ex-stożek:

Oj, żałuj Tomku, żałuj :) Sprzęt, jaki posiada Piotrek to po prostu bajka, a po odsłuchu zacząłem poważnie zastanawiać się nad zakupem słuchawek Sony MDR-SA5000 i zostawieniem sobie Twojego wzmaka:) A co do samych Soniaków, to kable są chyba mocowane na stałe, jednak z każdej muszli wyprowadzono jeden kabel, więc teoretycznie powinny być także wyprowadzone osobno sygnały prawy i lewy oraz osobno masy dla obydwu kanałów. Zatem można by się pokusić o ucięcie firmowego wtyku i założenie wtyku min-din XLR. W ten tani i prosty sposób słuchawki byłyby wreszcie w pełni symetryczne i mogłyby współpracować w takiej właśnie konfiguracji z Twoim wzmakiem. Na podstawie wcześniejszych doświadczeń jestem pewien, że uzyskany efekt byłby porażający i warty zachodu. Jednak w chwili obecnej nie mogę wypróbować tej metody, bo musiałbym zapłacić za słuchawki, a te z kolei są już praktycznie sprzedane :(

No cóż, nie miałem zbyt wiele czasu, ale zmiana ustawień kontrastu, jaskrawości i koloru nie przyniosła spodziewanego rezultatu... W przyszłym tygodniu wymienię kabel RGB i zobaczymy, co z tego wyniknie.

  • 3 tygodnie później...
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.