Skocz do zawartości
IGNORED

Tzadik-ulubieni wykonawcy i płyty.


wojciech iwaszczukiewicz

Rekomendowane odpowiedzi

Rozmowa z Uri Cainem, pianistą i kompozytorem, gwiazdą Tzadik Poznań Festiwal

 

 

Tomasz Handzlik: Podobno przez wiele lat byłeś tak nieśmiały, że nie mogłeś uwierzyć we własny sukces?

 

Uri Caine: Sukces? W USA sukces to Michael Jackson. To synonim kultury amerykańskiej. A jazz jest muzyką niszową. Dlatego czuję się szczęśliwy, kiedy mogę grać i kiedy na moje koncerty przychodzi publiczność. Tylko to jest dla mnie miarą sukcesu.

 

Jaką rolę w twojej muzyce odgrywa religijność?

 

- Chodzi o to że jestem Żydem? Tak, jestem. Wychowałem się w otoczeniu muzyki żydowskiej. Pierwsze dźwięki, jakie usłyszałem, pochodziły z żydowskich pieśni, które śpiewali moi rodzice. Oni nie byli szczególnie religijni, ale to dzięki nim poznałem tę kulturę. Dla mnie religia też nigdy nie miała kluczowego znaczenia. Moja muzyka to wariacje na temat rozmaitych kultur i społeczności.

 

Bach, Beethoven, Mahler - to najbardziej znane pozycje w twojej dyskografii. To kim właściwie jesteś: jazzmanem czy muzykiem klasycznym?

 

- Dorastałem w otoczeniu muzyki improwizowanej, ale studiowałem klasykę. Kiedy mój nauczyciel zorientował się, że chcę zostać muzykiem jazzowym, powiedział, że powinienem popracować nad techniką, przestudiować harmonię i formy muzyczne. Dzięki temu byłem potem w stanie wykorzystać każdą popularną piosenkę z Broodwayu, rockowy przebój i folkową melodię jako temat do improwizacji. Równie dobrze mogę też sięgnąć po pieśń lub symfonię Mahlera albo wariacje Bacha i potraktować je w ten sam sposób. Na jazzowo. Przede wszystkim czuję się więc jazzmanem, ale takim, dla którego bazą do improwizacji może być właściwie każdy rodzaj muzyki. Bo Bach, Beethoven lub Mahler nie są własnością muzyków klasycznych. My, jazzmani, też jesteśmy uczniami Bacha.

 

Jazz i klasyka to sprzeczność. Z jednej strony improwizacja, z drugiej - precyzyjnie zapisana partytura.

 

- Nie do końca.

 

Nuty i partytura to nie wszystko. Dźwięki można dokładnie zapisać, cały utwór można przenieść na kartkę papieru, ale przecież on musi jeszcze mieć duszę, musi być zagrany z uczuciem. A tego nie da się zanotować w partyturze. To sprawa indywidualnej interpretacji, która - jak się okazuje - często jest bardzo bliska sposobowi, w jaki my, jazzmani, improwizujemy.

 

Jako kompozytor sporo czasu poświęcam muzyce zapisanej, czyli takiej, którą będzie mógł potem wykonać ktoś poza mną. Ale równie ważna jest dla mnie muzyka swobodnie improwizowana. Poza tym dziś trudno tak naprawdę określić, gdzie kończy się muzyka poważna, a zaczyna jazzowa. Jazz ma wiele twarzy. Koegzystują w nim rozmaite style i wciąż się rozwija. Jaka będzie jego przyszłość? Nie ośmielę się wyrokować. Mogę sobie tylko wyobrazić jego brzmienie.

 

Studiowałeś pod okiem słynnego kompozytora George'a Crumba. Czy to on był twoim mentorem?

 

- Było ich naprawdę wielu. Kiedy miałem 12 lat, poznałem pianistę Bernarda Pfeiffera. Był moim pierwszym, ważnym nauczycielem. Pokazał mi, że za każdą kompozycją może się kryć autorska interpretacja, że każdy z tych utworów można zagrać na wiele różnych sposobów.

 

Z Crumbem było już zupełnie inaczej. Jego muzyki słuchałem, jeszcze zanim zacząłem u niego studiować. Fascynował mnie, na uczelni opowiadano o nim niestworzone historie. Kiedy go wreszcie poznałem, okazało się, że to bardzo spokojny i łagodny facet. To, co lubił najbardziej, to wspólne wykonywanie utworów na cztery ręce. Nasze spotkania rozpoczynał więc od dyskusji i licznych uwag na temat któregoś z moich nowych utworów, a po dziesięciu minutach już siedzieliśmy obaj za fortepianem, grając jakiegoś Beethovena albo Mahlera.

 

I to przez niego sięgnąłeś po Mahlera i zagrałeś go na jazzowo na albumie „Primal Light”?

 

- Crumb prowadził seminarium na temat muzyki Mahlera, ale już wcześniej, kiedy studiowałem u George'a Rochberga, zacząłem zgłębiać tajniki kompozycji tego twórcy. Rochberg kazał mi zrobić transkrypcję V Symfonii Mahlera na fortepian. Wtedy po raz pierwszy zacząłem podziwiać i zastanawiać się nad fenomenem tej muzyki. Nad jej niezwykłą harmonią i złożonością. Nigdy później nie wniknąłem w nią aż tak głęboko.

 

Ale dlaczego akurat Mahler?

 

- Bo w jego muzyce odnalazłem ogrom emocji, genialną orkiestrację, swobodę żonglowania różnymi stylami. Mahler był wielkim indywidualistą, który próbował wpłynąć na bieg historii muzyki. I to mu się udało. Przecież jego kompozycje zrewolucjonizowały świat muzyki poważnej. Ale nie ma się też co dziwić, bo on angażował w muzykę całego siebie. I właśnie dlatego jego utwory są tak bardzo osobiste, że można z nich niemal wyczytać biografię artysty. Dla mnie Mahler to nieskończone źródło inspiracji.

 

A John Zorn?

 

- Po raz pierwszy spotkałem go w 1985 r. Wtedy rzadko z nim grywałem. Poznałem natomiast wielu muzyków z jego stajni. Dziś to moi bliscy przyjaciele, z którymi nagrałem całkiem sporo płyt. Natomiast z Zornem świetnie się wówczas pracowało. Był fantastycznym producentem, z którym nie tylko rozumieliśmy się bez słów, ale który dodatkowo bardzo mocno nas inspirował. Towarzysząc nam podczas nagrań, dodawał jakiejś niezwykłej, wewnętrznej energii. To chyba ta legendarna magia Zorna.

 

Co zagrasz w Poznaniu?

 

- Przede wszystkim tradycyjne żydowskie pieśni kantoralne. Niektóre z nich wykonywał już sam Zorn, ale niektóre to zupełnie nowe odkrycia. Ostatnio dość często występuję z formacją Masada Sextet Zorna. To odskocznia od moich autorskich projektów i spora dawka emocji. Pewnie więc i coś z tego repertuaru zabrzmi na naszym koncercie.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kim jest mój przyjaciel, który jest nieprzyjacielem?

U mnie wysyp nowości z wiadomej wytwórni.A więc "John Zorn O o sketchbook" z udziałem Ribota,Safta,Wollesena,Dunna,Barona i Baptisty.Muzyka Zorna bez Zorna zbiżona to projektu The Dreamers z tegorocznego WSJD.Wyśmienita muzyka!Dalej" J.Zorn Stolas Masada Quintet feat.J.Lovano" czyli Masada w pełnym składzie z Lovano ( chyba po raz pierwszy?).No i wreszcie wspominana przez forumowiczów "J.Zorn Alhambra Love Songs" znakomitego pianisty Roba Burgera z G.Cohenem i B.Perowsky'm.Kapitalna płyta!

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.