Skocz do zawartości
IGNORED

Klub ateistów Audio-Voodoo


Gość StaryM

Rekomendowane odpowiedzi

Gość

(Konto usunięte)

Dzisiaj wziąłem się za lekturę zaległej prasy, m.in. Newsweeka i trafiłem na taki artukuł -

http://nauka.newsweek.pl/mozg-na-zakupach,100384,1,1.html - a to jego fragment:

 

"(...) Wyjaśnienia zjawiska podjął się Dan Ariely, prof. ekonomii behawioralnej z MIT. W wydanej przed laty książce „Potęga irracjonalności” przypomina dwie reklamy, które pojawiły się w tym samym momencie. Jedna pokazywała, że coca-cola jest lepsza od pepsi, a druga, że przewagę ma pepsi. Czyżby jedna z firm zafałszowała wyniki? Nie. Różnica brała się stąd, że firmy przeprowadziły badanie różnymi metodami. Jedna określała preferencje klientów, którzy widzieli, co piją. Druga natomiast przeprowadziła ślepe testy: uczestnicy pili wszystkie napoje z jednolitych kubeczków.

 

Dan Ariely postanowił jednak sprawdzić, co wpłynęło na tak odmienne oceny napojów. Wykorzystał do tego funkcjonalny rezonans magnetyczny, który monitorował pracę mózgu ochotników. Okazało się, że kiedy badani pili napój, uaktywniał się tylko układ limbiczny, który odpowiada za odczuwanie przyjemności. Gdy zaś ochotnicy wiedzieli, co mają w kubeczku, aktywny był jeszcze jeden obszar mózgu, grzbietowo-boczna część kory przedczołowej. Odpowiada ona za złożone funkcje mózgowe, m.in. pamięć operacyjną, skojarzenia. „Napój smakował lepiej, kiedy uczestnicy znali markę, bo skojarzenia były silniejsze, co wpływało na większą aktywność ośrodka przyjemności” – pisze Dan Ariely.

 

Zależność wykorzystał amerykański wytwórca płatków owsianych, który miał niewiele pieniędzy na reklamę. Za namową speców od marketingu przygotował reklamówkę, w której chłopiec zajada się jego produktem, i puścił ją w telewizji raz, w bardzo dobrym czasie antenowym. Jednocześnie na opakowaniach płatków umieścił stop-klatkę z tego filmu. – Gdy kupujący obejrzał reklamówkę i zapamiętał miłego chłopca jedzącego z apetytem płatki, wybrał ten właśnie produkt z dziesiątek innych. Chłopiec wydał mu się znajomy, a zatem kupujący uznał, że może mieć do niego zaufanie. W pamięci uruchomił bowiem sekwencję skojarzeń – tłumaczy prof. Falkowski.

 

Pułapki pamięci

 

W reklamie tej specjaliści wykorzystali jeszcze jedno odkrycie: sieciowe modele pamięci. Zgodnie z koncepcją opracowaną w latach 80. przez Johna Andersona informacje o otaczającej rzeczywistości są przechowywane w pamięci hierarchicznie. Tworzą sieć połączeń, bazując na skojarzeniach i zależnościach. Właśnie dzięki temu mechanizmowi klient idzie do sklepu po jedną rzecz, a wychodzi z niego obładowany. – Na podstawie bodźców zewnętrznych, czyli tego, co widzi w sklepie, przypomina sobie, czego w domu nie ma i co powinien kupić – mówi prof. Falkowski.

 

Dlatego w sklepach obok makaronów znajdują się sosy i przyprawy. Skarpetki są w pobliżu butów, a pasek koło spodni. (..)"

 

Mam wrażenie, jak gdyby przeczytał o całkiem innym towarze... ;)

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Mam wrażenie, jak gdyby przeczytał o całkiem innym towarze... ;)

Sztuczki marketingowe są stosowane wobec nas na co dzień. To oczywiste. Znam przypadek babci emerytki zabranej przez rodzinę do hipermarketu. Podczas jednych zakupów wydała całą emeryturę i zrozumiała to dopiero w domu. Kupiła masę potrzebnych produktów w ilości starczającej jej na długie miesiące, ale też niestety masę niepotrzebnych rzeczy.

W przypadku produktów audio może to być bardzo bolesne, bo nie chodzi o ładną tarkę do warzyw, której nie potrzebujemy (stara jest jeszcze w porządku), za 20 złotych, ale o rzeczy w cenach od kilku do kilkunastu tysięcy.

"dźwięk dużo bardziej detaliczny, wierniejsze brzmienie instrumentów, słychać powietrze w instrumencie, na przykład w ustniku trąbki. Ogromna precyzja w scenie"

"mocne ale ostre brzmienie, suchy dźwięk"

"dźwięk trochę niższy i lepiej rozciągnięty, bardziej „studyjny”

"zbliżenie do instrumentów, dokładniejsze i niższe brzmienie, bardzo detaliczne"

 

Takie efekty "usłyszeli" znawcy docisków płyt w swoich testach, z kopalni absurdu p. Pacuły. Czasami tam zaglądam. To jak spojrzenie przez okno do psychiatryka. Mówię sobie: colego uważaj, abyś nie zbłądził! Spójrz, co może cię spotkać!

 

Końcówka tygodnia w moim biorytmie, pozwoliła na upajanie się muzyką. Były to dni poprzedzone wprost niemożnością słuchania i grania, ale ta niedyspozycja wynagrodziła muzyczną dietę z nawiązką. Nie przeszkadzały wysokie, zauważałem dźwięki, których wcześniej nie słyszałem, potrafiłem wysłuchiwać całe płyty bez nerwowego poszukiwania tej jednej. Znam swój organizm i wiem, że na taką noszącą falę warto czekać. Wyciera z pamięci szorstkość i suchość dźwięku (bu ha ha) a podaje na deser emocje.

Rozdrażnienie, senność, niewydolność analizy, mniejsza ochota na sx to nie voodoo, a mimo tego wyznawcy kropek na ścianach nigdzie nie piszą o własnym biorytmie. Zdają się nie zauważać ogromnego wpływu własnego cyklu biorytmu na odbieranie muzyki i w przypadkowym momencie dokonują analiz. Co gorsza, rozciągają porównania w czasie. Znawców docisków, kropek i kabli za dwie cyfry i pięć zer, pozdrawiam serdecznie! Dziś na deser u mnie: Mirrorwriting, Letter From Home, En Argentina, Koncert No 1 Piotra Cz. i wybór Stinga.

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Rozdrażnienie, senność, niewydolność analizy, mniejsza ochota na sx to nie voodoo, a mimo tego wyznawcy kropek na ścianach nigdzie nie piszą o własnym biorytmie.

Ależ oni piszą tylko o kablach, czyli o voodoo. Żadne prawdziwe zjawiska ich nie interesują. Nawet akustykę ostatnio "zniknęli". Fale odbite, stojące itp. to dla nich nie istnieje. Dobry kabel pomaga na wszystko. To tak jak cudowna maść znachora.

Masz rację, że własny biorytm może mieć w wielu sprawach życiowych znaczenie, a więc także w słuchaniu muzyki. Ale nie tylko. Dziś obudziłem się i zobaczyłem świecące za oknem słońce. Niebo na wschodzie rozświetlone, na zachodzie głęboko błękitne. Cóż za piękny widok. Obudził mnie szybciej niż kubek mocnej herbaty. W taki poranek i muzyka bardziej smakuje.

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Tak, akustykę zdegradowano do roli wycieraczki przed wrotami dźwiękowego raju.

Jakiego dźwiękowego? Kablowego. ;)

Natenczas Wojski chwycił do kolumn przypięty

Swój kabel Nordosta, długi, cętkowany, kręty

Jak wąż boa, oburącz do wzmacniacza wcisnął /.../

Już wieszcz Adam przewidział kablową religię. ;)

Fale odbite, stojące itp. to dla nich nie istnieje.

 

Dziś obudziłem się i zobaczyłem świecące za oknem słońce. Niebo na wschodzie rozświetlone, na zachodzie głęboko błękitne. Cóż za piękny widok. Obudził mnie szybciej niż kubek mocnej herbaty. W taki poranek i muzyka bardziej smakuje.

 

O odezwał się ten co słucha zamiast muzyki fal odbitych i stojących!

 

Może się napij dla odmiany mocnej kawy,dobrze obudź i zastanów się co piszesz.

Duże osiągnięcia pojawiają się wyłącznie wtedy gdy oczekiwania są duże

Widzę jeszcze nie piłeś kawy może przed kawą rozbudzanka; The Modern Jazz Quartet "Blues on Bach" ?

Duże osiągnięcia pojawiają się wyłącznie wtedy gdy oczekiwania są duże

Takie efekty "usłyszeli" znawcy docisków płyt w swoich testach, z kopalni absurdu p. Pacuły. Czasami tam zaglądam. To jak spojrzenie przez okno do psychiatryka. Mówię sobie: colego uważaj, abyś nie zbłądził! Spójrz, co może cię spotkać!

 

"W piątkowy wieczór „tatusiowaci” przy piwku ustalają werdykt, że Porsche boxter to samochód dla blondynki, że prawdziwemu mężczyźnie, na przykład takiemu jak oni..., nie wypada nim jeździć, bo co najwyżej może być uznany za geja. W sobotnie przedpołudnie pakują siebie i swoje rodziny do kombi z 75-cioma końmi mocy i na starcie z pod świateł są przez chwilę „Schumacher’ami”... Nikt z nich nigdy w życiu nie prowadził żadnego samochodu sportowego, tym bardziej na ciekawej górskiej drodze z zakrętami, ale w barze byli by w stanie się pobić o to, który jest lepszy. Takie zachowania są niestety normą, są nawet z punktu widzenia socjologii potrzebne, bo utrzymują społeczeństwo w pewnych ryzach, pozwalając mu sprawnie funkcjonować w systemie. Jednak nie dzięki takim ludziom świat idzie na przód.

 

Jedynie ci „niepokorni” są w stanie spojrzeć z innej perspektywy, nie konia, lecz woźnicy. I tylko ci poprzez swoją ciekawość świata, skłonność do eksperymentów i ryzyka wyznaczają nowe horyzonty. To ile z ich idei przesiąknie do powszechnie uznanej wiedzy i normy w danym społeczeństwie zależy jedynie od jego otwartości, a z tym wydaje mi się, że jest nie mały kłopot w kraju nad Wisłą..."

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość StaryM

(Konto usunięte)

Jedynie ci „niepokorni” są w stanie spojrzeć z innej perspektywy, nie konia, lecz woźnicy.

Próbowanie rozmaitych ciężarków stawianych na talerz gramofonu i obwieszczanie, ze się słyszy jego wpływ dość dalekie jest jednak od napisania dziełka pt. "O obrotach sfer niebieskich".

Tekst źródłowy przeczytałem i mam kilka uwag. Odejmując zdjęcia, to wstęp stanowi co najmniej jedną trzecią całego tekstu. Z niewiadomego powodu autor postanowił rozpocząć od (najpierw) przypomnienia wiary w zjawiska nadprzyrodzone, z których się zwykle śmiejemy (bo praktyka pokazuje, że zwykle to iluzja, oszustwa i złudzenia), ale na temat których nie mamy pełnej wiedzy i czasem każdy z nas ma wątpliwości.

Tu moje wtrącenie. Zabieg jest celowy, ale dlaczego ten element się pojawia? Każdy z nas zwykle żartuje z wirujących stolików, ale z drugiej strony lubimy horrory i czasem wydaje nam się, że jakieś zjawiska nadprzyrodzone, których nauka wyjaśnić nie potrafi, są. Być może zatem w tym audio-voodoo coś też jest. To oczywisty zamiar autora tekstu. Zasianie wątpliwości.

Dalej pojawia się odniesienie do kumpli popijających piwko w piątkowy wieczór. Potoczne skojarzenie jest niesympatyczne, brzuchaty, włochaty koleś, niechlujny i nieogolony w barze przy kuflu piwska rozprawia o porsche, którego widywał jedynie na obrazku. No i od razu pojawia się wzmocnienie, że tacy oto krytykują też audio-voodoo. Nie stać ich na nic, niczego nie widzieli, są w eleganckim świecie audio menelami.

Kolejny fragment wstępu zaczyna się od wytłumaczenia po co jest wstęp. A jest, bo bardzo często na łamach High-Fidelity ( chodzi o wydanie polskie, a nie greckie...) obserwuję „polemikę” z niektórymi czytelnikami, którzy w bardzo ostry i kategoryczny sposób twierdzą swoje, obalając równocześnie zdanie innych. Zatem czytelnik dostaje informację, że oto autor i jego testujący dociski gramofonowe koledzy są ostro i bezpardonowo atakowani. Nie ma w polskim społeczeństwie tolerancji, bo są ataki, ktoś pisze i śmie kategorycznie przedstawiać swoje racje.

Dopiero potem następuje właściwy opis testu.

Kolejna moja uwaga do tekstu. Tolerancja polega na uznawaniu praw różnych grup społecznych do istnienia i działania, o ile to działanie nie łamie prawa. Bardzo emocjonalna i głośna była ostatnia dyskusja w sejmie na temat związków partnerskich. Tam było właśnie pole dla rozwijania tolerancji. Jednak tolerancja oznacza prawo do swojego sposobu życia, do głoszenia własnych poglądów, ale nie oznacza zgody na przyjmowanie czyichś poglądów. Dyskusja na jakiś temat i dowodzenie słuszności własnych racji nie jest brakiem tolerancji. Przekładając to na wydarzenia z naszego podwórka - dyskusja o tym czy kable grają, podawanie argumentów za lub przeciw to nie jest brak tolerancji. Brakiem tolerancji jest natomiast postulat wyrzucenia przeciwników tezy o grajacyh kablach z forum.

Nie przekładając tego na wydarzenia z naszego podwórka.

Czy od razu sam siebie ustawiłeś w roli "tatusiowatego" z piwem, w piątkowy wieczór?

Zamiast tekst z HiFidelity brać tak dosłownie do siebie, można pokusić się o odrobinę dystansu.

Tak dla zdrowia.

podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna

 

Prezentacja wyników, założenie o ograniczonym kręgu wtajemniczonych mogących pojąć wagę i stopień trudności eksperymentu i same wyniki budzą mój uśmiech politowania.

Ale jak fun to fun :]

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Czy od razu sam siebie ustawiłeś w roli "tatusiowatego" z piwem, w piątkowy wieczór?

Nie. Nie piję piwa. Zatem pudło.

 

Zamiast tekst z HiFidelity brać tak dosłownie do siebie, można pokusić się o odrobinę dystansu.

Pudło. Już napisałem, że na pewno nie do siebie. Do mnie tam nic nie pasuje. Ani nie piję piwa, ani nie ganiam w piątkowy wieczór na spotkanie z kumplami. Nie dyskutuję też o samochodach, bo mam je w dupie. Auto to dla mnie przyrząd do jeżdżenia i jeżdżę tym, na co w danym momencie mnie stać, nie udając rajdowca, nie podniecając się na szosie wyprzedzaniem, ani ruszaniem "na piskach" ze świateł. Po prostu samochód jest mi totalnie obojętny dopóki nie psuje się i jeździ.

Piwa generalnie nie lubię poza paroma gatunkami. Piję je rzadko, zwykle jak jestem za granicą, tam gdzie je robią. Nie mam potrzeby uczestniczenia w tzw. męskich spotkaniach, bo są dla mnie nudne jak flaki z olejem. W ogóle jestem mało towarzyski, mam stałą grupkę znajomych od lat i nie czuję potrzeby tego zmieniać. Lepszy jeden prawdziwy przyjaciel niż dwudziestu kumpli od piwa i tysiąca znajomych na Facebooku.

 

Nie przekładając tego na wydarzenia z naszego podwórka.

A jednak przełożyłeś. Tak oto kolego robi się manipulacje. ;)

Jako specjalista od języka znam to doskonale. ;)

"III Plichtowskie Spotkanie Soniczne – czyli „PSS społem” Audiofilskie „łu-bu-du”, ciąg dalszy: DOCISKI PŁYT GRAMOFONOWYCH"

 

"...jak sugeruje już sam tytuł, podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna”."

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

No i sprawdziło się. Niezawodnie.

 

A jednak przełożyłeś. Tak oto kolego robi się manipulacje. ;)

Jako specjalista od języka znam to doskonale. ;)

No to ja chyba mam "dar od Boga". ;)

Bo specjalistą nie jestem i w życiu bym nie wpadł na to, że to moje, to też "przełożenie".

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość StaryM

(Konto usunięte)

No i sprawdziło się. Niezawodnie.

Co się sprawdziło i jak? Tak spróbuj tym razem z sensem napisać i bez manipulacji. Oczywiście możesz przyjąć manierę frywolnego truchta lub Yula i rzucić paroma epitetami, ewentualnie metodą rocha i papageno udawać ironię lub też metodą Szuba powtarzać w kółko to samo, aż wszystkim się znudzi i na kolejny post nie odpiszą. Jednak myślę, że stać cię przynajmniej na tyle wysiłku jak mnie, gdy zrecenzowałem wstęp do tego artykułu, pokazując oczywistą manipulację.

Zdobądź się na odrobinę uczciwości i przyznaj, że właśnie o ten wstęp chodziło, bo ten wstęp właśnie zacytowałeś.

Cała reszta podejrzewam niewiele cię obchodzi.

Pudło. Już napisałem, że na pewno nie do siebie.

Zatem.. luzik.

Masz wielki talent.

Tak sobie od niechcenia pierdyknąć ocenę/analizę, choć powierzchowną a jednak sprawiającą wrażenie zaangażowanej emocjonalne... Niewielu tak potrafi. Gratuluję.

Co się sprawdziło i jak?

Przecież to banalnie proste.

 

"...jak sugeruje już sam tytuł, podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna”."

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Fachowiec miał taką trudność, że aż przybył do tego wątku aby się tym podzielić.

Dzięki wrodzonemu poczuciu humoru mógł to wesoło (aby nie napisać - wesołkowato), przykrywając swoje zakłopotanie wynikające z trudności ogarnięcia wyników testu, podsumować:

 

"...same wyniki budzą mój uśmiech politowania."

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość StaryM

(Konto usunięte)

No to jeszcze trochę o manipulacji.

Problem polega na tym, że owi czytelnicy, tak jak panowie z baru nigdy właśnie nie wsiedli nawet za kierownicę Porsche, a kwestionują zdanie i opinię człowieka, który zawodowo spędził za kółkiem samochodów sportowych setki godzin. Mam nadzieję, że analogia jest wystarczająco dosłowna...

Tłumacząc na polski: Jacyś krytykanci nigdy niczego nie słyszeli, a mają czelność podważać nasze opinie.

Panom tym już podziękujemy, jako reliktom minionych czasów wertowania ostatnich stron katalogów ze sprzętem i zwolennikom jedynej „prawdziwej” partii politycznej, wietrzącej wszędzie spisek...

Tłumacząc na polski: Tylko komuchy z pezetpeeru są w stanie krytykować nasze doświadczenie w branży audio. (Próba zmniejszenie grona krytycznych na starcie, przecież nikt nie chce być zaliczony w poczet komuchów - przypis mój)

jak sugeruje już sam tytuł, podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna”.

Tłumacząc na polski: Fachowcy to kretyni.

My, jako ludzie ni w ząb nie związani z branżą audio

Po polsku: nie dostaliśmy kasy za te testy.

możemy jednak ze stoickim spokojem, słonia kopanego przez mrówkę, odnieść się do krytykantów naszego eksperymentu para...( były dwa zespoły )...naukowego.

Po polsku będzie to tak: Jesteśmy grupką hobbystów i nie mamy wykształcenia technicznego, ale mamy gdzieś wszelkie techniczne wątpliwości, co do rzetelności naszych testów. Wiemy lepiej, co słyszymy. To my jesteśmy ważni i my mamy rację, a wyniki naszych testów nie podlegają dyskusji, ewentualni krytycy mogą nam.. tyle co mrówka słoniowi.

 

Odnosząc się do meritum sprawy, czyli wpływu docisków gramofonowych na dźwięk. Moje doświadczenie na gramofonie Rega pokazało tylko, że ciut zwalniają obroty. Nie jest to specjalnie słyszalne, ale jak ktoś ma bardzo dobry słuch muzyczny, to kto wie, może byłby w stanie to stwierdzić. Niewątpliwie docisk może się przydać przy jakiejś nieco pofałdowanej płycie, która bez niego nie będzie chciała grać. Sprawdziłem parę docisków i żadnej wyraźnej zmiany w dźwięku nie usłyszałem, ale zapewne dlatego, że mam zbyt kiepski sprzęt i jestem starym głucholcem. Dociski posprzedawałem.

Nie neguję wpływu na dźwięk takich urządzeń, bo tu mamy do czynienia z analogiem, gdzie rozmaite wpływy czasem mogą się kumulować. Docisk może z jednej strony zniwelować drgania wkładki wynikające z pofałdowania płyty, ale też może zwiększyć nacisk talerza na łożysko i przenosić lepiej drgania tym powodowane. To tak na logikę, którą "badacze" z hi-fi raczej pogardzają. Jednak powstaje zasadnicze pytanie, czy ewentualne zmiany będą na tyle duże, by dały się usłyszeć. Przypomnę, że zmiany na poziomie ułamków decybela nie są słyszalne, choć istnieją.

No to jeszcze trochę o manipulacji.

Problem polega na tym, ...

Uważam, że za ten tekst że należy Ci się plusik - za bezwstyd obnażenia Twojego sposobu manipulacji.

Ale niejako przy okazji szczerze i prosto pokazałeś, że Twoje wcześniejsze zapewnienia o braku emocjonalnego stosunku do omawianego tekstu, nie odnoszeniu "do siebie" zawartych w nim sformułowań też były... nazwę to delikatnie - "manipulacją".

A za to z kolei minusik, co znosi plusik ;)

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Twoje wcześniejsze zapewnienia o braku emocjonalnego stosunku do omawianego tekstu

Zatem pisząc na ten temat, "udowadniam" emocjonalny stosunek, jak bym nie pisał to z wrzawą odtrąbiłbyś, że "zatkało" mnie.

Skądś to już znam. Milczy - przyznaje się do winy, nie milczy- nieudolnie się tłumaczy. Tak, czy inaczej - winny.

Za chwilkę radośnie krzykniesz: "Udowodnij, że NIE SŁYSZYSZ!" i będzie już wszystko jasne.

Dalsza dyskusja na tym poziomie byłaby obrażaniem zdrowego rozsądku, więc ogłaszam EOT zanim do reszty zszubiejesz.

Zatem pisząc na ten temat, "udowadniam" emocjonalny stosunek, jak bym nie pisał to z wrzawą odtrąbiłbyś, że "zatkało" mnie.

Skądś to już znam. Milczy - przyznaje się do winy, nie milczy- nieudolnie się tłumaczy. Tak, czy inaczej - winny.

Za chwilkę radośnie krzykniesz: "Udowodnij, że NIE SŁYSZYSZ!" i będzie już wszystko jasne.

Dalsza dyskusja na tym poziomie byłaby obrażaniem zdrowego rozsądku, więc ogłaszam EOT zanim do reszty zszubiejesz.

To się dopiero nazywa manipulacja.

 

Ale do rzeczy. Mnie się podoba, że odnosisz się do tekstu tego testu ponieważ wiem, że masz gramofon i stać Cię na poświęcenie czasu na to aby poeksperymentować, choćby z wkładką czy też igłami o różnym szlifie do tejże. Sposób w jaki odnosisz się do testu HiFidelity budzi jednak moje wątpliwości i na to właśnie zwracam uwagę.

Ja też mam gramofon (Rega RP6). Robiłem testy z dociskiem ProJect, z dociskiem Thorens Stabilizer (pisałem o tym) i nie doświadczyłem ani pogorszenia dźwięku ani jego poprawy w wyniku dodania docisku na talerz gramofonu.

Również na gramofonie Dual CS505-4/EU, który miałem wcześniej. Również na gramofonie ProJect Perspective, który miałem jeszcze wcześniej, czy też na gramofonach ProJect Debut i na gramofonie Daniel (to był głupi pomysł) nie usłyszałem pozytywnego wpływu docisku na dźwięk.

Nie ogłaszam jednak, że to nie działa i nie buduję teorii w odniesieniu do uczestników testu opisanego w HiFidelity. Tym bardziej, że opisywany test przeprowadzono na gramofonach, których nie użytkowałem i nie miałem okazji przeprowadzić tego eksperymentu osobiście. Mogę co najwyżej być sceptyczny w odniesieniu do opisanych efektów ale nadal uważam, że nie mam podstaw aby je bezrefleksyjnie negować.

Ja ogłosiłem, że: ja nie usłyszałem wpływu tego elementu na dźwięk w moim gramofonie.

Nie fantazjuję również na ten temat. Nie wciskam swoich fantazji innym na siłę i nie usiłuję wmówić innym, co by się działo gdyby ktoś napisał coś, czego nie napisał.

Nie domagam się również jedynie słusznej (w moim odczuciu) odpowiedzi na moje pytania, tak jak Ty to robisz w stosunku do mnie - wpis #6621 i 6627.

W związku z tym Twoje ogłoszenie EOT uważam, za co najmniej racjonalne.

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Sposób w jaki odnosisz się do testu HiFidelity budzi jednak moje wątpliwości i na to właśnie zwracam uwagę.

Jeśli ktoś zaczyna swój tekst od wstępu z zawartością: "zanim napiszemy o meritum, to musimy dołożyć oponentom, którzy nas zaatakują, bo na pewno zaatakują", to zwiększa to mój poziom nieufności. Ja opisywałem wiele swoich eksperymentów, ale nigdy nie zaczynałem od dowalania potencjalnym oponentom.

 

Nie ogłaszam jednak, że to nie działa i nie buduję teorii w odniesieniu do uczestników testu opisanego w HiFidelity.

Dalsza część tekstu wskazuje, że jednak potrafisz się odnieść do sedna sprawy. To już zupełnie inna dyskusja. Ja też nie buduję żadnej teorii na temat uczestników testu, nie wiem kim są, ani nawet dokładnie nie wiem, jak test przeprowadzano, bo nie zostało to szczegółowo opisane. Moje uwagi dotyczyły nie testu, ale tekstu. Dotyczyły tego co autor napisał, a zaczął swój tekst nie od opisu testu (na to jakby troszkę czasu zabrakło, bo moim zdaniem opisał to zbyt pobieżnie), ale zaczął od polemiki z ewentualnymi oponentami, mało tego, spróbował ich na samym początku zdefiniować w sposób dyskredytujący.

Tak więc jeszcze raz - nie mam zdania negatywnego o teście, mam zdanie negatywne o tekście. A to zasadnicza różnica.

Natomiast odrębną kwestią jest wpływ tych docisków na dźwięk. Zapewne mając do dyspozycji komputer i możliwość nagrywania sygnału, moglibyśmy spróbować. Całkiem możliwe, że coś by nam wyszło na wykresach. Problem jest w tym, czy ktokolwiek by to wziął pod uwagę? Zaraz by się pojawiła cała masa głosów, że kabel USB był nie taki, że przedwzmacniacz za tani, że wrażeń dźwiękowych nie da się przeliczyć na impulsy etc. Pytanie zasadnicze brzmi jednak, czy te ewentualne różnice (bo jestem raczej przekonany, że jakieś drobne by wystąpiły) da się usłyszeć.

Grzegorz tutaj i w innych wątkach wielokrotnie bardzo naukowo wyjaśniał, jakie zjawiska elektryczne zachodzą np. w kablach (ja humanista tak nie potrafię), ale dodawał, że te zmiany na poziomie miliwoltów, nanofaradów i miliomów nie są na tyle istotne, żeby je usłyszeć. Tutaj obawiam się, byłoby tak samo.

Jeśli jesteśmy miłośnikami muzyki, a nie tylko sprzętu grającego, jeśli mamy słuch, a nie tylko gruby portfel, to nie jest nam przecież potrzebne „naukowe” potwierdzenie tego co słyszymy lub raczej: powinniśmy słyszeć...! Nasze zmysły same odróżnią szarlatanerię od prawdy, lecz pod jednym podstawowym warunkiem, że sami staniemy się częścią eksperymentu, że po prostu będziemy słuchać!

Tak kończy się opis owego testu.

Jeśli uczestnik staje się częścią eksperymentu, to przestaje być obiektywny, naukowe potwierdzenie jest potrzebne, bo jeśli nie to po jakie licho robić testy. Wystarczy sobie powiedzieć - ja słyszę. Sprawdzając niedawno różnice pomiędzy igłą eliptyczną, a sferyczną, napisałem, że słyszę różnicę (nie miałem możliwości zrobić ślepego testu). Grześ słusznie mi wytknął, że to żaden dowód. Dlatego pomęczyłem się i zrobiłem dokładniejsze badania potwierdzone kilkoma wykresami, ale to dlaczego te różnice są, też nie było bez znaczenia.

Zatem nie negując testu, neguję sposób napisania tekstu i tezy tam zawarte. Na koniec clou tego podsumowania: nie jest nam przecież potrzebne „naukowe” potwierdzenie tego co słyszymy lub raczej: powinniśmy słyszeć.

Powinniśmy słyszeć?

 

A teraz przejdźmy do rzeczy.

Ponieważ jak powszechnie wiadomo jestem starą miernotą z problemami emocjonalnymi i mam trudności w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, a także najbardziej sobie cenię własne towarzystwo, a nie bez znaczenia też jest świadomość, że nie osiągnąłem sukcesu życiowego i finansowego. Jak wiadomo to przyczynia się do rosnącej frustracji, co odkryli już dawno forumowi psycholodzy. Aż dziw, ze jeszcze uniwersytety prowadzą ten kierunek, zamiast przysyłać studentów na audiostereo.pl.

Aby więc wyrazić swoją frustrację zaglądam czasem poczytać hajendowe wątki, jak wiadomo hajend jest dla mnie tak kompletnie niedostępny jak kultura dla rocha i inteligencja dla sly30. To smutne, ale choć z dala łyknę tego światowego sznytu, gdy poczytam, o czym wielcy tego świata prawią.

A prawią dziwy panowie.

Ale i na to jest rozwiązanie tzn procesor akustyki który ma różne tzw programy brzmieniowe np Accuphase DG-48 albo znacznie tańszy Lyngdorf DPA-1.Nie dość że skoryguje cały system dopasowując jego brzmienie do danych warunków akustycznych to jeszcze pilotem można przełączać różne programy brzmieniowe. Lyngdorf ma pulę takich programów ok 30 z których zawsze można mieć 7 wybieranych pilotem.

Jest np Soft, Soft 2 które akcentują bas nie podbijając góry, jest Party, Party 2, Party 3 które dają tzw "uśmiech dyskoteki" czyli podbicie skrajów pasma, z lekkim wycofaniem średnicy, jest Open Air który wycofuje sam bas i jest idealny na zbasowane nagrania.

I mając coś takiego do każdej słuchanej płyty można wybrać sobie inny program brzmieniowy.

Otóż cóż takiego potocznie wiemy o hajendzie i audiofilach? Potencjometry BASS i TREBLE są be! Prawdziwie audiofilski dźwięk to pure sound. Czysty i pozbawiony jakichś ulepszaczy. Grześ co prawda sugerował, że w hajendzie usiłują używać kabli zamiast potencjometrów. A tu się nagle okazuje, że elektroniczne cyfrowe podbarwianie dźwięku jest już cacy. I po co się było nabijać z tych setek żuczków, którzy chcieli muzyki posłuchać na amplitunerze od kina domowego? Tam te "programy brzmieniowe" są od dawna. Niedługo okaże się, ze Yamaha jest najbardziej hajendową firmą, bo programów brzmieniowych ma najwięcej.

Zacytowałem tylko kawałek, ale z całości wypowiedzi wynika, ze te programy brzmieniowe są absolutnie cudownym remedium na wadliwą realizację nagrań, a także na kompletnie schrzanioną akustykę pokoju hajendowca.

Och jak dobrze, że jest to forum, bo dzięki niemu mam naprawdę momenty doskonałej zabawy i śmiechu "dookoła głowy", a przecież w życiu frustrata niełatwo o radość. ;)

Pozdrawiam kolegów i proszę o więcej.

Jeśli ktoś zaczyna swój tekst od wstępu z zawartością: "zanim napiszemy o meritum, to musimy dołożyć oponentom, którzy nas zaatakują, bo na pewno zaatakują"

Nie znalazłem zacytowanego przez Ciebie fragmentu wstępu tutaj:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

a chyba ten opis testu miałeś na myśli.

O wiele bardziej elegancko jest odnieść się do autentycznego tekstu a nie jedynie do własnej interpretacji tego tekstu bo wgląda to na nieelegancką manipulację.

 

Sprawdzając niedawno różnice pomiędzy igłą eliptyczną, a sferyczną, napisałem, że słyszę różnicę (nie miałem możliwości zrobić ślepego testu). Grześ słusznie mi wytknął, że to żaden dowód. Dlatego pomęczyłem się i zrobiłem dokładniejsze badania potwierdzone kilkoma wykresami, ale to dlaczego te różnice są, też nie było bez znaczenia.

A ja jestem przekonany, że słyszałeś różnicę i mnie wymuszony przez Grzegorza wykres do niczego nie był potrzebny.

Czy Grzegorz ma gramofon i robił doświadczenie takie jak Ty zrobiłeś?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Gość StaryM

(Konto usunięte)

A ja jestem przekonany, że słyszałeś różnicę i mnie wymuszony przez Grzegorza wykres do niczego nie był potrzebny.

Czy Grzegorz ma gramofon i robił doświadczenie takie jak Ty zrobiłeś?

A ja nie byłbym tak przekonany. Z natury jestem ateistą. Sam sobie nie dowierzałem. Bo jak to taki stary głucholec nagle coś słyszy? ;)

A czy Grzegorz ma gramofon? To jego należy zapytać i o to jakie doświadczenia robił. Ale zdaje się, ze sporo rozmaitych pomiarów robił.

 

PS. Tak wiem, że nie znalazłeś, bo to był skrót własnymi słowami. Wcześniej cytowałem fragmenty i wyjaśniałem, dlaczego budzą sprzeciw (nie emocje, nie jakieś tam coś gdzieś), zwyczajny sprzeciw wobec nierzetelnego tekstu. Oto wstęp:

Tak się składa, że są ludzie z ewidentnymi skłonnościami do umiłowania zjawisk paranormalnych i paranaukowych. Seanse spirytualistyczne, kukiełki nakłuwane szpilkami, głowa kurczaka znaleziona na progu, głęboka wiara, w życie pozaziemskie i pozagrobowe. Patrzymy na nich z uśmiechem, przynajmniej większość społeczeństwa, nie budzą w nas agresji, lecz raczej politowanie. Lecz kto z nas spróbował kiedyś którejkolwiek z rzeczy, o której oni mówią, bądź zweryfikował teorię, którą głoszą...? Odpowiedź brzmi...nikt! Naśmiewamy się z nich, obalamy ich teorię, nie dla tego że wiemy, że są one błędne, lecz dla tego, że tak nas „nauczono”, że wpojono nam w dzieciństwie pewien schemat wartości i norm społecznych, sposobu patrzenia na świat i wszystko co do niego nie pasuje, co go przerasta, uznajemy za wariactwo. W piątkowy wieczór „tatusiowaci” przy piwku ustalają werdykt, że Porsche boxter to samochód dla blondynki, że prawdziwemu mężczyźnie, na przykład takiemu jak oni..., nie wypada nim jeździć, bo co najwyżej może być uznany za geja. W sobotnie przedpołudnie pakują siebie i swoje rodziny do kombi z 75-cioma końmi mocy i na starcie z pod świateł są przez chwilę „Schumacher’ami”... Nikt z nich nigdy w życiu nie prowadził żadnego samochodu sportowego, tym bardziej na ciekawej górskiej drodze z zakrętami, ale w barze byli by w stanie się pobić o to, który jest lepszy. Takie zachowania są niestety normą, są nawet z punktu widzenia socjologii potrzebne, bo utrzymują społeczeństwo w pewnych ryzach, pozwalając mu sprawnie funkcjonować w systemie. Jednak nie dzięki takim ludziom świat idzie na przód. Jedynie ci „niepokorni” są w stanie spojrzeć z innej perspektywy, nie konia, lecz woźnicy. I tylko ci poprzez swoją ciekawość świata, skłonność do eksperymentów i ryzyka wyznaczają nowe horyzonty. To ile z ich idei przesiąknie do powszechnie uznanej wiedzy i normy w danym społeczeństwie zależy jedynie od jego otwartości, a z tym wydaje mi się, że jest nie mały kłopot w kraju nad Wisłą...

 

Piszę ten wstęp o, tak naprawdę, tolerancji, lub raczej jej braku w naszym polskim społeczeństwie z dwóch powodów: Po pierwsze, bo bardzo często na łamach High-Fidelity ( chodzi o wydanie polskie, a nie greckie...) obserwuję „polemikę” z niektórymi czytelnikami, którzy w bardzo ostry i kategoryczny sposób twierdzą swoje, obalając równocześnie zdanie innych. Tak się dzieje zawsze kiedy na tapecie lądują rzeczy mniej przyziemne, dosłowne w swoim wyrazie. Kiedy testowane są poszczególne, „ważne” w opinii szanownego ogółu elementy toru audio jak wzmacniacz, odtwarzacz itp. rozbrzmiewa pełna zadowolenia cisza! Lecz kiedy testowane zaczynają być na przykład elementy antywibracyjne, szalone trójkąty ustawiane na kolumnach, kable ( nie daj Boże USB lub Ethernet ) rozpoczyna się prawdziwa wrzawa, każdy ma coś do powiedzenia. Korespondencja wręcz huczy od opinii, prawdziwych fachowców z 20-sto „letnim” doświadczeniem, popartym faktami i danymi technicznymi. Problem polega na tym, że owi czytelnicy, tak jak panowie z baru nigdy właśnie nie wsiedli nawet za kierownicę Porsche, a kwestionują zdanie i opinię człowieka, który zawodowo spędził za kółkiem samochodów sportowych setki godzin. Mam nadzieję, że analogia jest wystarczająco dosłowna...Panom tym już podziękujemy, jako reliktom minionych czasów wertowania ostatnich stron katalogów ze sprzętem i zwolennikom jedynej „prawdziwej” partii politycznej, wietrzącej wszędzie spisek...

Po drugie, że w naszych III Plichtowskich Spotkaniach Sonicznych PSS-Społem, jak sugeruje już sam tytuł, podjęliśmy znów tematykę, która dla niektórych „fachowców” może się okazać po prostu „trudna”. My, jako ludzie ni w ząb nie związani z branżą audio, możemy jednak ze stoickim spokojem, słonia kopanego przez mrówkę, odnieść się do krytykantów naszego eksperymentu para...( były dwa zespoły )...naukowego.

Wstęp liczy sobie dobrze ponad 500 słów, a więc stanowi 1/4 całości liczącej sobie około 2000 słów.

Wstęp jest tzw. atakiem wyprzedzającym i to też nie ulega wątpliwości.

Wstęp liczy sobie dobrze ponad 500 słów, a więc stanowi 1/4 całości liczącej sobie około 2000 słów.

Wstęp jest tzw. atakiem wyprzedzającym i to też nie ulega wątpliwości.

To nadal Twoja interpretacja. Patrząc na tekst ze z góry ustalonej pozycji (Twoja jest wiadoma), można na siłę przyjąć, że tak to odebrałeś.

 

Ja tego tak nie odebrałem ale podchodzę do tego z innej (też wiadomej) pozycji.

Traktuję wstęp jako wyrażenie świadomości tego, z jakim przyjęciem wyniki testu mogą się spotkać w gronie sceptyków.

 

A ja nie byłbym tak przekonany. Z natury jestem ateistą. Sam sobie nie dowierzałem. Bo jak to taki stary głucholec nagle coś słyszy? ;)

A czy Grzegorz ma gramofon? To jego należy zapytać i o to jakie doświadczenia robił. Ale zdaje się, ze sporo rozmaitych pomiarów robił.

A wracając do wkładek, przeprowadzałem podobne do Twoich próby, a konkretnie na wkładce Goldring 1042 z różnymi igłami pasującymi do jej korpusu.

Nie wiem, czy było to słychać w kuchni ale ja nie miałem wątpliwości, że wyraźne różnice między igłami słyszę. I żeby nie wiem jak się Grzegorz wytężał, to dalsze komputerowe udowadnianie różnic nie było i nie jest mi do niczego potrzebne.

Wynika to nie z tego, że w ogóle neguję testy tego typu, jak ten "wymuszony na Tobie" ale z tego, że akceptacja Grzegorza, czy innego mierniczego do niczego nie jest mi potrzebna aby ocenić - brzmienie której igły bardziej mi się podoba.

Gość

(Konto usunięte)

Pogarda dla dużych producentów. NAD? Yamaha? Denon? Chińszczyzna panie i nędza. To musi być Leben, Krell lub inna manufakturka. Nawet Phast ukraiński dłubany w piwnicy z ruskimi przyrządami pomiarowymi z czasów rewolucji październikowej jest lepszy niż nowoczesny, ale zjeżdżający z taśmy sprzęt.

Czytam czasami Twoje posty oraz posty innych „ateistów” i coraz bardziej twój nik kojarzy mi się z rosyjskim СтарыйМ[удак]. Jeżeli wolisz McDonald - Twoja sprawa, ale dlaczego na forum miłośników wykwintnej kuchni próbujesz przekonywać, że wzorcem dobrego jedzenia są dania w "restauracjach" sieciowych?

 

StaryM, pojedź do Lwowa, połaź po wąskich uliczkach, zajrzy do „manufakturowych” knajpek w "piwniczkach", spróbuj dań gotowanych w „radzieckich garach”. Może wtedy McDonald przestanie być dla Ciebie wzorcem dobrego jedzenia.

Gość StaryM

(Konto usunięte)

Nie wiem, czy było to słychać w kuchni ale ja nie miałem wątpliwości, że wyraźne różnice między igłami słyszę.

Oczywiście to jest ważne, jeśli się to traktuje indywidualnie i prywatnie. Ale jeśli chcę o tym napisać, to chciałbym wiedzieć, czy nie ulegam złudzeniom* i dlaczego tak się dzieje.

Dlaczego tak się dzieje to wytłumaczyli mi lepiej znający sprawy gramofonowe koledzy, a pomiary potwierdziły, że zmiany są realne.

 

--

* Pisałem już jakiś czas temu, że omamy słuchowe mnie nie ominęły. Porównywałem stary wzmacniacz NAD 3300 (kiedyś drugi od góry w ofercie tej firmy) z nowiutkim C356BEE. Pierwsze wrażenie było piorunujące. Ten nowiutki i pachnący jeszcze fabryką NAD grał świetnie i wyraźnie lepiej od starego. Nie było możliwości przeprowadzenia typowego ślepego testu i zawsze widziałem, który akurat gra. Po kilku dniach urządziliśmy z kolegą namiastkę ślepych testów, on włączał wzmacniacz (ja wychodziłem z pokoju) potem dopiero włączał muzykę. Obydwaj zapisywaliśmy na kartkach co gra (ja zgadywałem). Wyszło kiepsko. Przeważnie typowałem odwrotnie. Potem typował kolega - wychodziło pół na pół.

Dlatego nie wierzę bezkrytycznie nawet samemu sobie. ;)

 

Czytam czasami Twoje posty oraz posty innych „ateistów” i coraz bardziej twój nik kojarzy mi się z rosyjskim СтарыйМ[удак]. Jeżeli wolisz McDonald - Twoja sprawa, ale dlaczego na forum miłośników wykwintnej kuchni próbujesz przekonywać, że wzorcem dobrego jedzenia są dania w "restauracjach" sieciowych?

Drogi kolego, te jadłodajnie wykwintne, o których wspominasz przygotowują żarcie niemytymi rękami kucharza z podrzędnych i nieświeżych składników. A ja nie proponuję nikomu McDonalda, ale firmowe restauracje powiedzmy w hotelach Radisson. Obojętnie w jakim mieście i kraju, ale masz tam gwarancję porządnej obsługi i porządnego jedzenia. Bez fajerwerków to prawda, ale też bez nieświeżego dorsza.

A tak na marginesie. Nie odsądzałbym McDonalda od czci i wiary. Jak się jeździ po rozmaitych, nawet europejskich, a szczególnie wschodnich krajach i nie ma się zaufanego cicerone, to lepiej zjeść w McDonaldzie, niż narażać się na biegunkę po zjedzeniu cholera wie jakich przysmaków. To taka drobna rada dla podróżujących już serio i BEZ przenośni.

 

StaryM, pojedź do Lwowa, połaź po wąskich uliczkach, zajrzy do „manufakturowych” knajpek w "piwniczkach", spróbuj dań gotowanych w „radzieckich garach”. Może wtedy McDonald przestanie być dla Ciebie wzorcem dobrego jedzenia.

McDonald nie jest wzorem dobrego jedzenia i nie pisałbyś tego, gdybyś faktycznie czytał moje posty i nie sugerował tylko pobieżnym przeczytaniem jednego. Znam ukraińską kuchnię nie tylko turystycznie. Ba, znam ją doskonale i lubię, na swoje nieszczęście. :P

Przenośnia ci kiepsko wyszła, bo porównywanie kuchni do sprzętu audio jest dość karkołomne. W tym wypadku w twojej wypowiedzi powinna raczej znaleźć się Noma, a nie lwowska knajpka. Bo w lwowskiej (choć nie tylko) knajpce dają doskonałe jedzenie za całkiem umiarkowaną cenę. W Nomie dostaniesz mało i drogo i to jest prawdziwy hi-end.

 

PS. Tak, nie zmyślam sobie, byłem w Nomie.

Oczywiście to jest ważne, jeśli się to traktuje indywidualnie i prywatnie. Ale jeśli chcę o tym napisać, to chciałbym wiedzieć, czy nie ulegam złudzeniom* i dlaczego tak się dzieje.

Dlaczego tak się dzieje to wytłumaczyli mi lepiej znający sprawy gramofonowe koledzy, a pomiary potwierdziły, że zmiany są realne.

Trudno mi z tym dyskutować, ponieważ dla mnie różnica między igłą ze szlifem sferycznym i eliptycznym jest oczywista. Również to, że słyszę różnice brzmieniowe między nimi.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.