Wraz z popularyzacją plików, ogólnodostępnością globalnych serwisów streamingowych i nieustającego renesansu winyli nie brakowało proroków wieszczących rychły koniec płyty CD. Jak jednak dowodzi praktyka i zaokienna rzeczywistość chyba nikt poza Linnem z liczących się producentów audio nie wziął ich sobie do serca rezygnując z produkcji odtwarzaczy srebrnych krążków, a ci co takie kroki planowali – vide Hegel ze swoim znamiennie ochrzczonym Mohicanem „dyskofonem” obserwując panującą na rynku koniunkturę zaczęli się chyłkiem z takich pomysłów wycofywać. Nawet wspomniani Norwegowie niedawno pochwalili się np. Vikingiem, czyli … kolejnym odtwarzaczem CD. Dlatego nie dziwi fakt, że na rynku konwencjonalnych źródeł cyfrowych ruch jest całkiem spory a najwięksi gracze ze stoickim spokojem i zgodnie z wieloletnią tradycją w regularnych interwałach odświeżają swoje katalogi. Korzystając zatem z nadarzającej się okazji i uprzejmości Sieci Salonów Top HiFi & Video Design, po wielce udanej i dopiero co opisanej integrze A11 MKII, zgodnie ze złożoną w ramach jej wiwisekcji deklaracją postanowiliśmy skierować naszą uwagę na jej wiernego i zarazem będącego pierwszym – oczywistym wyborem towarzysza w postaci odtwarzacza srebrnych krążków Rotel CD11 MKII.
Przy opisie aparycji naszego gościa nie będę Was zamęczał prośbami o odnalezienie jakichkolwiek różnic pomiędzy nim a jego protoplastami, gdyż de facto takowych … nie ma. No dobrze, w porównaniu do dedykowanej Kenowi Ishiwacie Tribute wypadałoby odnotować brak świadczącej o wyjątkowości niewielkiej tabliczki, ale już z wcześniejszą 11-ką mamy do czynienia z iście jednojajowym bliźniactwem. Przynajmniej jeśli chodzi o szczotkowany aluminiowy front z centralnie umieszczonym błękitnym wyświetlaczem, szufladą napędu, okupującym lewą flankę włącznikiem głównym i sześcioma przyciskami nawigująco-sterującymi pracą odtwarzacza po prawej. Wizja lokalna zaplecza pozornie również nie wykazuje żadnych zmian. Ot, para szeroko rozstawionych wyjść RCA, cyfrowe wyjście koaksjalne, port RS232, gniazdo triggera i dwubolcowe zasilające IEC. Zaraz, zaraz. A gdzie Rotel Link? Ano właśnie, nie ma. I na dobrą sprawę zarówno mi - recenzentowi, jak i większości nabywców jest z tego powodu strasznie … wszystko jedno, gdyż skoro mamy możliwość korzystania z dobrodziejstw zunifikowanego triggera, to po co dublować ową funkcjonalność do wybudzania/usypiania odtwarzacza firmową magistralą. Tym bardziej, że z pilota dołączonego do A11MKII tytułowy odtwarzacz również obsłużymy. A właśnie, w zestawie znajduje się oczywiście dedykowany pilot a jeśli chodzi o dostępną kolorystykę, to jest bez udziwnień. Znaczy są dwie klasyczne opcje – uniwersalna czerń i widoczne na powyższych zdjęciach naturalne srebro szczotkowanego aluminium.
Nie wdając się w szczegóły producent raczył był wspomnieć, iż w porównaniu do poprzednika poprawiono dziesięć krytycznych komponentów. Rola przetwornika przypadła kości Texas Instruments PCM5102A zdolnej poradzić sobie z sygnałami 32-bit/384kHz (brak informacji o stosowaniu upsamplingu) a w sekcji zasilania znajdziemy zamiast popularnych impulsówek klasyczne trafo.
A jak najnowsza inkarnacja popularnej 11-ki gra? Patrząc na ów aspekt przez pryzmat dość zauważalnego wzrostu jej ceny w stosunku do poprzednika (1 999 vs 2 799 PLN) można byłoby spodziewać się nie tyle ewolucji, co wręcz rewolucji. Tymczasem nic takiego nie ma miejsca. To nadal bardzo rzetelne podejście do tematu tak realizmu, jak i Hi-Fi jako takiego. Nie sztuka bowiem w dzisiejszych czasach stworzyć coś, co jeśli nie wszystko, to przynajmniej część uznawanych za nienaruszalne składowe robić będzie inaczej niż inni, czyli po swojemu. Sztuką jest natomiast dysponując dość ograniczonym budżetem trzymać się faktów, czyli grać to, co na płycie zostało zapisane i grać tak, żeby samemu nie być ważniejszym od reprodukowanego materiału. I Rotel właśnie to robi. Od strony mechanicznej nie cierpi na objawy, bądź też i początkowe symptomy pląsawicy, więc racka napędu wysuwa się bez niepokojącego telepania a i podczas pracy żadne niepożądane dźwięki z trzewi nie dochodzą. Nie grymasi, nie strzela fochów, ale i nie traktuje roli jaka mu przypadła jako musu, więc nie ma mowy o braku emocji, czy też siermiężnym wyrobnictwie. Nawet na dość niezobowiązującej muzyce ilustracyjnej, czyli mocno onirycznej ścieżce do „Shetland” autorstwa Johna Lunna próżno szukać miałkości, czy wyprania z emocji, gdyż takowe są krok po kroku, nuta po nucie budując niepokojący klimat. Od razu w tym momencie można pochwalić CD11MKII za przynajmniej dwie rzeczy. Pierwszą jest świetna trójwymiarowość, a więc również głębia i gradacja planów kreowanej sceny, więc z nim w torze nie będziemy skazani na przysłowiową ścianę dźwięku niezależnie od słuchanego repertuaru a drugą bardzo przyjemna definicja i faktura basu. O ile, jeszcze w zamierzchłych czasach, kiedy m.in. daleki praprzodek naszego dzisiejszego gościa, czyli model RCD-971 mógł pochwalić się dekodowaniem HDCD bas kojarzony z Rotelami był bliższy chrupkości a jednocześnie dość oszczędny w informacje o swej fakturze. Tymczasem tytułowej 11-ce pod tym względem nie sposób czegokolwiek zarzucić, co jednoznacznie pokazuje jaki rozwój dokonał się w domenie cyfrowej na przestrzeni ostatnich lat. Podobnie sprawy mają się z górą, którą wreszcie z powodzeniem można określić mianem rozdzielczej a nie jedynie detalicznej, co wbrew pozorom ma fundamentalne znaczenie a obu powyższych zwrotów nie należy rozpatrywać w kategoriach synonimów. Na dowód tego, nie tylko bez najmniejszych problemów i poszukiwania nieodkrytych jeszcze własnych pokładów samozaparcia, lecz z autentycznym zainteresowaniem podołałem ponad godzinnej sesji z muzyką współczesną, czyli świetną realizacją „Missy Mazzoli: Dark with Excessive Bright” (Peter Herresthal, Bergen Philharmonic Orchestra, James Gaffigan, Arctic Philharmonic, Tim Weiß) a jak się domyślacie nie jest to repertuar lekki, łatwy i przyjemny. Jednak pomimo wysokiego pułapu na jakim zawieszono poprzeczkę wymagań tak w stosunku do słuchacza, jak i samego systemu, czyli również odtwarzacza, Rotel, będąc najtańszą składową mojej redakcyjnej układanki nie dawał mi powodów do zbytniego marudzenia. Może nie oferował aż takiego wglądu w dalsze plany jak 35-ka Ayona, ale mówiąc wprost nawet się tego po nim nie spodziewałem. W zamian za to otrzymałem wielce rzetelny zestaw informacji tak o fakturze, jak i umiejscowieniu każdego z instrumentów z właściwym im ładunkiem energii i natywnej ekspresji, co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste i powszechne nawet na zdecydowanie wyższych pułapach cenowych.
A jak z materiałami nieco bardziej wpisującymi się w mainstreamowe gusta odbiorców? Śmiem twierdzić, że jeszcze lepiej. Nie dość bowiem, że wszelakiej maści skoczna elektronika w stylu „Future Nostalgia” Dua Lipy pulsowała zaraźliwymi rytmami to wydawać by się mogła, że nierozerwalna plastikowa pocztówkowość została sprowadzona do mało istotnego szczegółu w atrakcyjnej tak pod względem brzmieniowym, jak i realizacyjnym całości.
W czasach, gdy za byle, znaczy się wcale nie aspirujący do miana High-Endu, przewód trzeba wysupłać irracjonalnie poważne środki, okazuje się, że po cichu, acz sukcesywnie odradza się segment zdroworozsądkowego Hi-Fi. Czyli segmentu dedykowanego miłośnikom dźwięków wszelakich, gdzie za naprawdę rozsądne kwoty można złożyć pełnowymiarowy zestaw grający, którego brzmienie sprawia najzwyklejszą frajdę i radość z reprodukowanej muzyki. I właśnie do tego grona śmiało możemy zaliczyć Rotela, który po raz kolejny udowadnia, że w stwierdzeniu, iż „pieniądze nie grają” jest zaskakująco dużo prawdy, co z resztą po raz kolejny udowadnia oferując odtwarzacz CD11 MKII.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature) + Finite Elemente Cerabase compact
– Odtwarzacz plików: Lumin U2 Mini + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII
– Kolumny: Dynaudio Contour 30 + podkładki Acoustic Revive SPU-8 + kwarcowe platformy Base Audio
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Acrolink 7N-A2070 Leggenda; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Fidata HFU2; Vermöuth Audio Reference USB
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF; Esprit Audio Alpha
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: Silent Angel Bonn N8 + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Silent Angel Forester F1 + Luna Cables Gris DC
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 2 799 PLN
Dane techniczne
Pasmo przenoszenia: 20Hz - 20kHz ±0.5dB
Zniekształcenia THD+N: 0.009% @ 1kHz
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0.009% @ 1k Hz
Odstęp sygnał/szum: >125dB
Dynamika: >99dB
Przetwornik: Texas Instruments PCM5102A 32-bit/384kHz
Zrównoważenie kanałów: ± 0,5 db
Separacja kanałów: > 115 dB @ 10k Hz
Impedancja wyjściowa: 470Ω
Pobór mocy: 15 W , < 0.5 W (standby)
Wymiary (S x W x G): 430 x 98 x 314 mm
Waga: 6,2 kg