O muzyce:
Przyznam sie bez bicia, ze nim przesluchalem ta plyte w calosci robilem kilka podejsc i za kazdym razem nie wytrzymywalem do konca. Ten wstep nawet moglby byc cala recenzja tej plyty ale moze jestem niesprawiedliwy?
Muzyka elektorniczna z krainy triphopu. Pani spiewa dosc oryginalny glosem a sample w tle sa chwilami niezle nagrane. Niezla rownowaga pomiedzy kawalkami spiewanymi a instrumentalnymi. Calosc jednak jakos sie nie klei. Nie ma tak charakterystycznego dla stylu 3H odlotu czy podrozy. Konwencja co chwile zalamuje sie i sprowadza sluchacza z powrotem do pokoju. Zastanawialem sie, dlaczego tak jest i doszedlem do wniosku, ze Lamb probowal zrobic plyte, ktora nie jest nudna. Z tego powodu manewrowal pomiedzy roznymi poletkami, podejmowal co 3 minuty nowe tematy ale.. dobil do sciany. Okazalo sie, ze zasoby, pomysly wystarczaja moze na 10 minut a potem zaczynaja sie powtorki. By jeszcze poglebic krytyczna atmosfere dodam, ze owe powtorki sa tak sugestywne, ze odnosi sie wrazenie, ze slucha sie tej plyty kolejny raz a to wciaz to samo przesluchanie. No niestety, zamiar przerosl mozliwosci. Jak na ironie, pozwolenie sobie na dluzsze obrabianie kolejnych watkow daloby chyba lepszy efekt niz silenie sie na eklektyzm.
Porazka.
O dźwięku:
Pierwszy utwor oslabia efektami 3D i fantastycznym kolysaniem pokoju. Lataja sobie stateczki kosmiczne, w katach laduja Marsjanie i zalatwiaja swoje potrzeby, jest bosko. Niestety, owa aura niezwyklosci nie przeciaga sie na cala plyta i powoli ginie. A szkoda bo bylby to jakis atut sklaniajacy do kolejnych przesluchan. A tak plyta niechybnie bedzie sie kurzyla.