O muzyce:
W przypadku "Mi medja naranja" (1997) wydawcą w naszej części świata jest faktycznie Mute (choć też nie tak do końca - dokładniej Blast First, który to, o ile się nie mylę podlega jednak Mute). Za oceanem ta płyta Labradford jest wydana podobnie jak poprzednie przez Kranky.
Przy okazji opinii o "A Stable Reference" i porównania Kranky do 4AD umknęła mi jedna dość istotna cecha współna tych wytwórni - trudno znaleźć w ich katalogu muzykę radosną (choć w przypadku 4AD może nie aż tak trudno, trochę wyłamywało się przecież pod tym względem nieodżałowane Pixies). Generalnie jednak i tu i tu dominują wydawnictwa skłaniające raczej do zadumy, zawierające muzykę z kategorii "smutek i nostalgia". Z tym, że na albumach z Kranky wspomniany "smutek i nostalgia" podane są w sposób bardziej... hmm... abstrakcyjny (?), w odróżnieniu od popadającej czasem w zbytnią "oczywistość" czy wręcz koturnowość estetyki 4AD (czy ktoś mnie w ogóle rozumie? ;-))
Wróćmy jednak do "Mi media naranja". Płyta ta różni się trochę od opisywanej wcześniej "A Stable reference". Klimat niby wciąż podobny (refleksyjno-medytacyjno-ambientowy) ale pomysł na brzmienie ciut odmienny. Nowszy z albumów jest jakby nieco wygładzony, bardziej przejrzysty i uporządkowany, mniej na nim brudu.
Pojawia się też czasem dość regularny, choć bardzo delikatny elektroniczny bit. Chropawe brzmienia o proweniencji noise'owej zostały zastąpione pojawiającymi się gdzieniegdzie trzaskami (ale w dośc lajtowymi wydaniu) rodem z progresywnej elektroniki drugiej połowy lat 90.
To wszystko sprawia, że "Mi media..." jest w sumie zdecydowanie bardziej przyjazna szerszemu gronu sluchaczy niż "A Stable reference".
Z drugiej strony - nie robi chyba już takiego wrażenia...
Choć to też bardzo dobra płyta na późny wieczór!
O dźwięku:
Może być. Brzmienie jest tu trochę lepsze, a raczej należałoby napisać - "ładniejsze" niż na "A Stable reference". Czy kosztem muzyki, jak wynikałoby z oceny gwiazdkowej - nie wiem, w sumie bez sensu takie "ważenie" ;-)
Kurcze, nie bardzo wiem o czym tu pisać, żeby "nabić" te wymagane przez Lukara 150 znaków.
No więc... trzeba chyba zapodać coś w audiofilskim slangu ;-)
Jest tu całkiem niezły bas - nie dudniący i nie rozłażący się po pokoju, jest góra - wyraźna, ale nie drażniąca (choć czasem pojawia się przecie w formie trzasków), jest całkiem niezła przestrzeń. Słucha się tego całkiem przyjemnie ;-)